sobota, 6 października 2018

A2 Rozdział 14: Życie codzienne i zwierz w klatce


      Czarna wiązka energii, która wystrzeliła z moich palców, trafiła Grafwitnirowa w głowę, rozwalając ją na kawałki. Podeszłam do zwierzęcia, na wszelki wypadek jeszcze raz traktując je magią. Wolałam, by nie wbił mi swoich kłów w ciało, bo usuwanie zakażenia było naprawdę irytujące. Wyjęłam z skórzanej pochwy przymocowanej do uda tanto, przykucnęłam i kilkoma cięciami odcięłam łapy. Następnie wbiłam czubek sztyletu tuż koło początku pazura i powolutku zaczęłam go odkrajać, tak by absolutnie żadna, choćby najmniejsza, ryska się nie pojawiła, gdyż Damon zaraz zacząłby miętolić jęzorem. Tak to już jest, gdy twój szef to pedant.
– Jak tam ci idzie, Jenn? – spytał Blaise, idąc w moją stronę. Przez ramiona miał przewieszone ciała dwóch chimer, które dziś dorwaliśmy.
– Szlag mnie powoli bierze – westchnęłam, odkładając dwa czarne szpony na bok. – Po cholerę mu ich tak dużo, to już będzie trzydziesty – jęknęłam, pokazując głową na stosik spoczywający w brązowej torbie ubrudzonej fioletową posoką wężo – smoków.
– I tak jesteś już blisko końca – zauważył, po czym zarzucił torbę na ramię. – Dasz sobie już radę sama? Wrzucę to do fana kosy i lecę się odświeżyć.
   Usiadłam po turecku i podniosłam głowę, unosząc brew.
– Czyżby nowa robota, żeby Kimiko ci łba nie ujebała? Jestem zaskoczona, myślałam, że nie przejmujesz się takimi rzeczami.
– Nie jestem fanem umierania na torturach, wiesz, mało to pociągające – Uśmiechnął się. – Zresztą jako twój senpai muszę pokazywać ci, jak być odpowiedzialnym!
– Nikogo na te udawanki nie nabierzesz. Zresztą Kimiko próbowała sześć lat – szybko zgasiłam jego zapał.
  Zaśmiał się. Miał ładny, głęboki śmiech z taką charakterystyczną chrypą. Sama uśmiechnęłam się pod nosem, ale po chwili myślałam, że kogoś pierdolnę, gdy pazur nie chciał wyjść z łapy.
– Dobra, młoda – Poczochrał mi włosy. – Do zobaczenia później! – Mrugnął i się teleportował.
   Zastygłam wpatrzona w strumyk fioletowej krwi, która wypływała z nacięcia. Serce dudniało mi w uszach podobnie jak słowo „młoda”. Nikt nie nazwał mnie tak od dawna... Przygryzłam wargę i mocniej naparłam czubkiem sztyletu. Pazur wyleciał przy akompaniamencie mlaśnięcia i potoczył się po szarej ziemi. Odetchnęłam, wrzuciłam wszystkie te cholerstwa do sakiewki z brązowej skóry i wreszcie teleportowałam pod biuro Damona.
– Reszta! – zawołałam, otwierając drzwi eleganckim kopnięciem i rzucając woreczek idealnie na środek biurka.
   Damon, który akurat celował swoimi mały toporkami w tarczę, popatrzył na mnie potępiająco i odwrócił się z powrotem do celu.
– Haru dzwoniła – powiedział, odchylając rękę. Przymrużył prawe oko.
   Od razu przed oczami pojawiło mi się wizja szeleszczących monów. Oparłam się o framugę, chowając tanto do pochwy.
– Iiii?
– Większość produktów się nada. – Delikatnie zginając nadgarstek, rzucił. Małe ostrze wbiło się w czerwony punkcik na samym środku tarczy. – Masz tą podwyżkę.
– Haha! – Wyrzuciłam pięść do góry z triumfem na twarzy. – Udało się!
   Damon westchnął, przymykając oczy i robiąc tą swoją miną „co za duże dziecko”, bo nie miał pojęcia, co ja za stresy przeżyłam z tym cholernym pudłem. Oczywiście nic mu nie powiedziałam, żeby przypadkiem nie zostać wykopaną z roboty lub być obserwowaną na każdym kroku. Nie ze względów bezpieczeństwa, pfy, masz katanę, używasz zaklęć i umiesz się bić? To baw się dobrze, tylko mi towaru nie uszkodź bardziej niż trzeba – tak właśnie działał Damon.
   Po wylewnym pożegnaniu szefa i jego ukochanej kosy – zagroził, że następnym razem utnie mi nią usta, brutal jeden – wróciłam sobie do domku i zrzuciłam z siebie fioletową bokserkę, która była przesiąknięta odorem bestii. Patrząc, jak bardzo wypełniona jest pralka, dorzuciłam jeszcze czarne spodnie, dałam proszek, powciskałam co trzeba i przy dźwiękach prania poszłam się myć.
   Ożywiona, pachnąca malinami z mokrymi włosami i owinięta w ręcznik weszłam do sypialni. A tam co? A kurwa Blaise próbujący ubrać muchę w kolorze czerwonego wina i się nią nie zabić. No po prostu misja nie do wykonania, ponad dwie dekady przeżył, a kawałek materiału to za dużo. Z kim ja żyję pod jednym dachem, o Lucyferze.
   Choć muszę mu przyznać, że w białej koszuli, czerwonej kamizelce z ciemnym lśniącym guzikami, czarnych, prostych spodniach i takiej samej barwy fartuchu wyglądał całkiem, całkiem.
– Liczysz, że twoje fanki uratują ci dupę napiwkami? – zakpiłam, opierając dłoń o biodro.
   Zerknął na mnie przez ramię, wreszcie wiążąc porządnie muchę. Błysnął zębami w szerokim uśmiechu, skłaniając się nisko.
– Jak ci się podoba? – spytał. – Moja pani? – Kącik ust mu drgnął.
– No demon seksu i pożądania, uważaj, by cię nie zamęczyły na zapleczu – mruknęłam i zmieniłam temat. – Jak już serio zamierzasz się tam bawić, to weź mi coś przynieś po pracy.
– Nie najlepszy dobór słów dla dziewczyny w samym ręczniku – parsknął. Uniosłam brew. – Nie krzyw się, dla ciebie zawsze się coś znajdzie. Ale za małą opłatą.
   Mówiąc to, pochylił się i popukał stanowczo w policzek. Ten to lubi manifestować swój wzrost.
– Mam ci dać w twarz na szczęście?
– Głupia jesteś – Wywrócił oczami.
– Czuj sarkazm, Blaise – powiedziałam, po czym ujęłam muchę i poprawiłam ją. – Masz ją krzywo.
   Uśmiechnął się i pocałował mnie. Ujęłam jego twarz w dłonie, oddając czułość.
– Niech to będzie coś dobrego – szepnęłam mu w usta, po czym puściłam.
   Zasalutował z uśmieszkiem, minął mnie i wyszedł z mieszkania. Słyszałam jeszcze jak idzie po schodach, chyba po drodze się potykając o fartuch, bo rozległo stłumione przekleństwo.
   Dwadzieścia trzy lata na karku, moi drodzy.
– MAM NOWY SHIP!
   Zaskoczona instynktownie zareagowałam i trzasnęłam Izu pięścią w twarz. Rudzielec wywinął fikołka na panelach i wylądował nogami na łóżku. Zaraz się jednak pozbierał, a blask optymizmu niemal wypalił mi oczy.
– Cieszę się twoim szczęściem, Jenn! – Objął mnie mocno, prawie mi płuca wyduszając przez gardło. – Pasujecie do siebie! Idealnie!
    Złapałam go za głowę.
– Co.Ty.Tu.Robisz – wycedziłam, mordując go wzrokiem.
   Ten się tylko bardziej wyszczerzył i pokazał mi okładkę najnowszej płyty Three Days Grace, jakby była jego tarczą. Skapitulowałam i usiadłam na łóżku, opierając rękami po obu stronach, natomiast rudzielec siadł po turecku.
– Wracałem od Yuki, widziałem, że wyszła nowa, więc chciałem ci przynieść. Tylko zapomniało mi się, że masz garderobę w innej części pokoju – Podrapał się po karku. – Poza tym mam też nowe ploty.
– Co się stało? – spytałam, mimo iż bardziej interesował mnie spis utworów na tylnej okładce.
– Nic wielkiego, wrzucono do WBBA trupa z groźbą wyrytą na ręce.

****

 – Jaki śliczny! Co myślisz? O albo ta bransoletka! Ten wąż jest taki słodki! – wykrzykiwała Raisa, którą na kuckach przemierzała sklep jubilerski z buzią przyklejoną do szybki oddzielającej ją od biżuterii.
   Yuka uśmiechnęła się, widząc, jak kobieta pieje z zachwytu nad naszyjnikiem zdobionym drobnymi diamencikami. Ona bardzo podobnie się zachowywała w muzeum sztuki i czasami nawet Izu próbował ją uciszać. Jakie to zabawne, że przez rozmowę z samolocie zostały niezłymi znajomymi. Dzięki temu Yuka mogła dowiadywać się, co tam w WBBA i mówić przyjaciołom, a głównie Izu, by ten powiedział Jenny. Oczywiście dziewczyna niespecjalnie była tym zainteresowana, ale artystka doskonale wiedziała, że przyjaciółka ciągle troszczy się o dawny team. A przynajmniej o Nila, Madoka i Demura.
   Mimo że towarzystwo miała dobre, to źle czuła się w tym sklepie. Sprzedawca, dyskretnie co prawda, zerkał raz na jakiś czas w jej stronę zupełnie jakby dziwił się, że niczego nie kupuje. Może serio powinna pomyśleć nad zmianą koloru włosów?
    Kiedy pół godziny później Raisa wreszcie wybrała bransoletkę, która wyglądała jak zwinięty wąż, wykonaną z czarnych oraz białych diamentów. Oczy gada stanowiły dwa tanzanity. Bransoleta wiła się przez jej rękę od nadgarstka aż do połowy przedramienia. Już chciały wychodzić, gdy zatrzymał je głos sprzedawcy.
– Panienko Wanabe, nic pani nie kupuje? Mamy tutaj kilka ozdób, które z pewnością przypadły pani do gustu.
   Yuka odwróciła się, mrużąc oczy. Nieszczery uśmiech mężczyzny, jego przemiły ton, służalcza postawa. To wszystko sprawiało, że chciała z miłym uśmiechem rozbić szybkę ochronną, którą miała po swojej prawej stronie. Jednak przełknęła wszystkie te złe myśli, wiedząc, że mimo wszystko nie może szkodzić swojej rodzinie. Tak długo jak miała to nazwisko...
– Niestety mam już wystarczająco dużo biżuterii. Wręcz nie mam jej gdzie dawać. Dlatego wolałabym się powstrzymać od zakupu – odparła. – Do widzenia.
– Upierdliwy, hm? – zagadnęła Raisa, ciągle podziwiając swoją nową bransoletę.
   Yuka skinęła głową, chowając dłonie w kieszeniach ogrodniczek. Płócienna torba pomalowana w różnokolorowe liście zsunęła się jej z ramienia.
– Jak w pracy? Ustalono coś? – spytała, chcąc zmienić temat.
   Wyszły na zatłoczoną ulicę. Szybko myśli Yuki zostały zagłuszone przez samochody, ludzi, reklamy i tysiące innych dźwięków kłębiących się wokół niej. Znów poczuła się bezpieczna.
– Detektyw uznał, że to jakiś fanatyk Nemesis i wraz ze swoim pomocnikiem rzucili się na poszukiwania – Raisa skrzywiła się. – Nie pozwolił mi im towarzyszyć, bo to będzie zbyt groźne dla kobiety. Jeszcze coś się pani stanie, to nie zabawa! – zaczęła przedrzeźniać Kiyoshiego. – Kurde, co mnie to obchodzi, ja chcę awans! A artykuł będzie za krótki z samym opisem wydarzenia!
– Może spytaj Legendarnych o ich podejrzenia? – zasugerowała niewinnie Yuka.
   Raisa zatrzymała się wpół kroku i spojrzała na nią wielkimi oczyma. W sekundę jej twarz rozjaśnił uśmiech, a kobieta porwała ją w ramiona, podskakując w miejscu.
– Matko, super pomysł! Z nieba mi spadłaś! Dziękuje, Yuka! Skarbie ty! – Odstawiła ją na ziemię, lekko oszołomioną. – To ja lecę, cześć i pa!
   Obróciła się na pięcie i chichocząc jak potłuczona pobiegła w stronę siedziby WBBA. Yuka pokręciła głową. Raisa nieco przypominała jej połączenie Jenny i Izumiego. Zamrugała jej kilka razy. Ale kobieta była starsza od nich...Bo nie okłamali jej  w sprawie wieku, nie?

****

   Powiedzenie, że Tategami Kyoya miał zły dzień to było jak stwierdzenie, że zabawa piłą może skończyć się skaleczeniem. Lider drużyny Wild Fang był bliski zabójstwa, choć roślina, której doniczkę rozbił, mogła się uznać za pierwszą ofiarę.
   Wreszcie Ginga się pojawił i był tak blisko, kilka pokoi dalej! A on i tak nie mógł go zobaczyć, bo przez zabójstwo pieprzony dyrektorek kategorycznie zabronił im wychodzić poza ich pokoje i jeszcze wysłał grupy agentów, co by pewni byli, że nawet nosa poza próg nie wychyli. Czy on ma kurwa sześć lat? Jaki morderca przychodzi do miejsca pełnego ludzi z zamiarem zbrodni?!
   Warknął, łapiąc Leona. Maszyna treningowa – nastawiona na najwyższy poziom – dymiła, a jej wyrzutnia dyndała smętnie tuż nad powierzchnią areny. Na ścianach pojawiły się ślady po pazurach, resztki beyi leżały wkoło, a szyby w oknie pękły na drobne kawałeczki. Nil, który doskonale wiedział, że Tategamiego kurwica bierze, taktycznie zwiał dobry kwadrans temu. A teraz agenci, którzy albo byli świadkami pokazu Kyoyi, albo stali przy drzwiach, zastanawiali się, jak bardzo szef ich nienawidzi, że wysłał ich tu bez środków na uspokojenie. I to końskiej dawki najlepiej w strzykawce.
 Wtem drzwi od sali treningowej się otworzyły, a raczej zostały wyważone i do środka wpadła kobieta o ciemnej karnacji. Wymachiwała dumnie wizytówką i identyfikatorem, ciskając w agentów stanowcze spojrzenia, po czym przeniosła je na niego i się uśmiechnęła. Jak to jest jakaś jego fanka, to on pierdoli i ją wyrzuci przez to okno. Najwyżej Ryo będzie miał o jednego trupa więcej, od przybytku głowa nie boli. Nieznajoma dziarsko podążyła w jego stronę. Agenci widocznie uznali ją za wariatkę lub samobójczynię i nawet nie próbowali powstrzymać przed jeszcze większym wkurwieniem Kyoyi. Nie za to im płacono. Jednak cofnęli się, by nie oberwać trąbą powietrzną.
– Raisa Kasapi, dziennikarka, chcę dostać awans – rąbnęła prosto z mostu, łapiąc go za rękę i mocno nią potrząsając.
   Wryła go tym na chwilę w ziemię, bo jeszcze z takim przedstawieniem się nie spotkał. Choć...Mrugnął. Nie, nie spotkał.
   Tymczasem kobieta wyjęła dyktafon, notatnik oraz długopis, kompletnie nie przejmując się jego osłupieniem. Rozejrzała się, przyciągnęła sobie nogą rozkładane krzesło i opadła na nie.
– Muszę przepytać jeszcze sześć innych osób, więc zaczniemy?
– Oi, nie wiem, jaki masz cel, ale...
– Niiil!
   Urwał i wyjrzał przez okno. Jakaś dziewczyna o długich, brązowych włosach w skórzanej kurtce stała pod WBBA i wymachiwała do Nairu idącego z dwoma plastikowymi kubkami. Ledwo do niej podszedł, złapała go za ramię i pociągnęła za sobą. To raczej nie była fanka, bardziej jakaś jego znajoma...Tylko kiedy Nil zawarł znajomości w Japonii?
   Nagle poczuł, że na jego policzkach zaciskają się palce i jego twarz została odwrócona na buzię Raisy. Kobieta uśmiechnęła się i klasnęła w dłonie, puszczając go.
– Nie czas na bujanie w obłokach, musimy porozmawiać, panie Tategami.
    Jak użyje Leona, to uwierzą mu, że przypadkowo wypadła przez to okno?





Tym rozdział bardziej luźny. Jenn odwiedza Nila, Yuka zaprzyjaźnia z Raisa, a Kyoya ma kurwicę XD No standardzik.
Odmeldowuje się!

6 komentarzy:

  1. "MAM NOWY SHIP!"
    Hanako: Normalnie ja gdy u kogoś innego czytam rozdzialy
    "jaki morderca przychodzi do miejsca pełnego ludzi z zamiarem zbrodni?!"
    Hirooki: To normalne
    "
    – Raisa Kasapi, dziennikarka, chcę dostać awans "
    Miju: okej wiemy ale musisz oznajmiac tego całemu światu
    "zastanawiali się, jak bardzo szef ich nienawidzi, że wysłał ich tu bez środków na uspokojenie. I to końskiej dawki najlepiej w strzykawce."
    Miju: Spokojnie może was nie zabije
    "Lider drużyny Wild Fang był bliski zabójstwa, choć roślina, której doniczkę rozbił, mogła się uznać za pierwszą ofiarę."
    Akana: biedna roślina
    "Jednak przełknęła wszystkie te złe myśli, wiedząc, że mimo wszystko nie może szkodzić swojej rodzinie. Tak długo jak miała to nazwisko..."
    Hanako: Brzmi znajomo. zbyt znajomo
    " Jak użyje Leona, to uwierzą mu, że przypadkowo wypadła przez to okno?"
    Beta: Wątpię w to
    Ja: Super że się rozkręcasz czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *wróciła z urodzin* A to Izu przez pół życia
      Jenn: Z wyjątkiem momentu, gdy Haru poznała Alexa.
      Haru *ostrzegawczy ton* Jenn...
      Jenn: Rączki mam przy sobie
      Raisa: Wolę informować od razu, że dla własnej przyjemności ich nie odwiedzam.
      Jenn: Toś ich Miju wsparła. Motywacja 100% XD
      Kyoya: No i chuj i tak podobno mam zagrożone życie >.>
      Hyhyhy, już myślę, które z postaci wybiorę w następnym xD

      Usuń
    2. Hanako: To ja mam ostatnio tak jak Izy przez pół życia
      Miju: Co nie zmienia faktu Raisa że niektórzy będą chcieli ci urwać łeb
      Miju: Wiem doskonale motywuje
      Beta: W sumie i tak ci nie mogą nic zrobić....dobra niech Leone ja wywali przez okno

      Usuń
    3. Jenn: To jest chyba zaraźliwe.
      Raisa: *wzrusza ramionami i rozkłada ręce* Ten chłopak ma na to ochotę tak czy siak. Doprawdy, powinieneś gdzieś zgłosić swoje problemy z agresją
      Kyoya: *ładuje Leona*
      Żadnego uszkadzania, zabijania i bicia, Yoyo
      Kyoya: Ale...
      Powiedziałam coś.
      Jenn: Do budy XDDD

      Usuń
    4. Hanako: Możliwe
      Miju: Wiesz połowa świata mu o tym mówi, ale on swoje.
      Beta: eh a już myślałam że przerobi ją na mielone *odkładała zrezygnowana popkorm*
      Akana: Przez Jenny przypomniała mi się rozmowa kumpli Akame. Nie ma to jak się przeżywać jak koleś i pies z kreskówki dla dzieci 😂
      Ja: Ich logika jest dziwna. Tyle

      Usuń
    5. Jenn: Izu, odkaź się!
      Izu: *je czekoladowe jajo* Cio? *prycha śliną na boki*
      Kyoya: Angel zabrania
      Raisa jest mi potrzebna
      Raisa: *zajęła się już czym innym*
      Zresztą komu ona szkodzi?

      Usuń