Mari jeszcze lekko kleiły się oczy, gdy szła
w kierunku bey-parku, gdzie umówiła się z Osamu. Poranek był rześki, a
przyjemny wietrzyk gładził ją po twarzy, lecz i tak mgiełka snu mąciła jej
umysł. Wzięła tabletki nasenne, jednak nawet one nie zdołały pozbawić ją
koszmarów i obudziła się około siódmej rano po ledwo pięciu godzinach snu.
Jeśli już o tabletkach mowa, to Mari od
śniadanie głowiła się, w jakim celu powinna zażywać prezent od Panny na Haju i
czy to w ogóle bezpieczne. Zawsze istniało możliwość, że dziewczyna odleciała
do swojego świata i robiła różne głupoty, co już się zdarzało. Jednak z drugiej
strony, kiedy napisała Osamu o celu spotkania, ten odpisał jedynie „okej”, nie
zadając żadnych pytań. Czyli prawdopodobnie wiedział o ich istnieniu.
Westchnęła, trąc powieki. Już szmat czas
temu zauważyła, że chłopak wie dużo więcej od niej, lecz nie
chcę się z nią dzielić informacjami. Dlatego, że nie może czy mieli się zajmować innymi
sprawami? Choć przecież od dłuższego czasu współpracowali i...
– Śpiąca
królewno, tutaj jestem – Usłyszała nad głową lekko kpiący głos Sugito.
Osamu siedział na oparciu ławki, robiąc
białego balona z gumy. Jego długi płaszcz podbity szarym futrem zamiatał
ziemię, a włosy – oczywiście nieuczesane, bo najwyraźniej jego wrogiem
śmiertelnym była szczotka – opadały mu na twarz. Była wiosna, co prawda poranki
bywały jeszcze chłodne, ale Sugita ubierał się jak na jej gust za grubo. Nic
dziwnego, że tak dyszał po powrocie ze sprawunków, przecież musiało mu być
koszmarnie gorąco!
– Cześć –
przywitała się niemrawo, po czym usiadła, opierając się o jego kolana.
– Ciężka
noc? – spytał, widząc, że znów ziewa.
– Yhym,
miałam problemy z zaśnięciem.
– Panna
na Haju ma dość niekonwencjonalne metody, to prawda – mruknął i wyciągnął rękę.
– Pokaż.
Sięgnęła po torebkę, przekopała się przez
niewielki mur złożony z pudru, szminki, okularów przeciwsłonecznych i małego
cyfrowego aparatu, by wyciągnąć saszetkę z tabletkami. Fioletowe drobinki
błysnęły w świetle niczym małe gwiazdki. Osamu przyjrzał się im uważnie,
gładząc brodę dłonią. Mari postanowiła dać mu czas na skomplikowane procesy
myślowe i zaczęła grzebać za komórką, gdy zauważyła ostatnią osobę, którą
chciała obecnie spotkać w parku. Zamrugała kilka razy, jednak mężczyzna o
miodowych oczach i w białej koszuli nie zniknął z chodnika. W ich stronę
zmierzał Tsubasa Otori, na szczęście bardziej pochłonięty gazetą, by ich póki
co zauważyć.
–
Chowaj! – syknęła, uderzając łokciem w jego kolano.
– Nie
tak brutalnie, mam delikatną skórę, jeszcze mi siniaka zrobisz – burknął,
wrzucając saszetkę do kieszeni swojego płaszcza.
Wywróciła oczami, patrząc na niego spod
byka, na co uśmiechnął się i zamachał nogami. Zwrócił tym uwagę Tsubasy, który
uniósł wzrok znad gazety i zatrzymał się. Mari zaklęła w myślach na Osamu, nie
mając zbytniej ochoty na konwersację z agentem WBBA.
– Dzień
dobry, Mari, Osamu – przywitał się, uśmiechając samymi ustami.
– Yo –
Sugita uniósł dłoń.
– Dzień
dobry – Odaka skinęła głową.
– Słaby
dzień? – spytał Osamu, wskazując palcem na gazetę i wypuszczając kolejnego
balona.
Nieraz jego bezpośredniość potrafiła zdumieć
rozmówców, więc Mari bez zaskoczenia zauważyła, że Tsubasa zamrugał kilka razy,
po czym zacisnął mocniej dłoń na dzienniku. Udało jej się spostrzec zarys
zdjęcia, które przedstawiało budynek WBBA. Ach, już wiedziała, o co chodziło.
– Można
tak powiedzieć – przyznał wreszcie Otori, drapiąc się po karku.
Ciemne sińce pod oczami i niezdrowo jasny
odcień zazwyczaj opalonej skóry jednak wyraźnie mówiły, że bleyder z dużą
chęcią rzuciłby wszystko w jasną cholerę i poszedł spać. No ale obowiązki
wzywały, ktoś musiał panować nad tym cyrkiem, który przybył do WBBA, znany też
jako Legendarni Bleyderzy.
– A wy co
robicie tak wcześnie w parku?
Mari już miała rzucić jakąś zwyczajną wymówką
typu „chcieliśmy powalczyć, zanim pojawią się tłumy”, ale oczywiście Osamu
musiał być szybszy.
– Mari
przytyła, więc będziemy wspólnie biegać! – oświadczył radośnie i przygarnął ją
do siebie ramieniem.
– Raczej
ty przytyłeś – wycedziła, szczypiąc go mocno w przedramię.
Tsubasa uniósł brew, omiatając wzrokiem ich
dżinsy oraz skórzaną ramoneskę Mari i płaszcz Osamu. Jednak nie skomentował
tego, tylko życzył im udanego treningu i ruszył dalej parkową alejką osłoniętą
parasolem zielonych koron drzew. Odaka odczekała, aż zniknie im z oczu i
pacnęła Sugitę kolano, mrużąc oczy.
–
Większych idiotyzmów nie mogłeś wymyślić? – syknęła.
– Co
chcesz? Poszedł sobie – Chłopak westchnął i pokręcił głową. – Ara, ara,
laleczko, czyżby te koszmary aż tak cię zirytowały?
Mari spojrzała na niego, czując gdzieś w
głębi, że miał coś więcej na myśli. Widok jego kpiącego uśmieszku szybko pozbył
się tego przeczucia. Osamu był po prostu wredny...prawda?
Uśmiech był szeroki, ale oczy
puste. Wyglądał jak lalka zatopiona w mroku.
Poczuła,
jak obraz przed oczami się jej zamazuje, a ręce zaczynają drżeć. Zagryzła
wargę, próbując rozbudzić się bólem.
–
...dawka ci dała mocną, więc w twoim stanie psychicznym zalecałbym pół tabletki
na osiem godzin – głos Osamu odbił się o jej umysł głuchym echem.
– He? –
spytała po chwili, kiedy wreszcie oczy trupa przestały się jej wdzierać pod
powiekę. – Co powiedziałeś?
– Że
dawka jest mocna, więc powinnaś brać pół tabletki na osiem godzin. Tak szybciej
się przyzwyczajasz – powtórzył.
Zmarszczyła brwi. Wydawało się jej, że
powiedział coś jeszcze. A może znów jej wspomnienie zlały się z teraźniejszością?
Głowa zaczęła ją boleć, przez co nawet nie zauważyła, gdy Osamu pociągnął ją za
nadgarstek, zwlekając z ławki. Lekko otumaniona pozwoliła się prowadzić, póki ze
sporym opóźnieniem dotarło do niej stwierdzenie, że idzie.
– Gdzie
idziemy? – krzyknęła, podnosząc głowę. Znajdowali się koło bramy wyjściowej z
parku.
– Coś
zjeść. Lepiej ci pójdzie z jedzeniem – odparł.
– Co to
właściwie jest?
Zerknął na nią przez ramię, unosząc kącik
ust.
–
Ratunek, gdy nadejdzie koniec.
Skinęła głową. Nagle przypomniała sobie, że
miała powiedzieć chłopakowi o zbrodni w WBBA. Przyśpieszyła kroku, by się z nim
zrównać i wyrwać przegub z uścisku.
– Ne,
Osamu, słyszałeś, że wrzucono trupa do siedziby WBBA? – spytała, patrząc na
niego.
– Taa,
latające zwłoki – mruknął. Wsadził ręce do kieszeni. – Co o tym sądzisz, Mari –
chan?
– Taka
kolej rzeczy – wzruszyła ramionami.
– Kolej
rzeczy, huh? – powtórzył, z pełną kulturką wypluwając gumę do kosza.
Jakaś babcia popatrzyła się na niego
potępieńczo, lecz zignorował to. Żołądek już mu wydawał groźne warknięcia, że
zaraz zacznie trawić samego siebie. Na szczęście na horyzoncie zamajaczyło
wybawienie w postaci małej knajpki.
– Masz
pieniądze? – spytał.
– Tak,
a...OSAMU!
Chłopak nawet nie spróbował się odwrócić,
tylko jak szalony popędził przez pasy. W jednej ręce ściskał czarną torebkę,
jakby była to najcenniejsza rzecz w wszechświecie. Nie musiał zerkać do tyłu,
bo same stuki obcasów mówiły mu, że Mari jest tuż za nim.
Oby tylko dotarł do drzwi bez lima pod
okiem.
****
Emiko myślała, że się przesłyszała, choć
Raisa, która piła kawę z papierowego kubka, nie wyglądała, jakby żartowała.
Odstawiła kubek i podparła brodę na nadgarstku.
– To
jak, Emiko – chan? – spytała. – Idziesz na ten układ?
– Nie
będę szpiegowała własnego ojca! – prychnęła dziewczyna, patrząc groźnie na
kobietę.
–
Używasz za mocnych słów – Raisa się skrzywiła. – Prosiłam cię tylko, byś mówiła
mi, gdzie chodzi i z kim rozmawia. Albo jakie polecenie wydaje swojemu asystentowi, to wszystko. Przecież w zamian będą ci donosiła o wszelkich
postępach w sprawie, więc będziesz mogła spokojnie prowadzić własne dochodzenie
z pełnymi informacjami. Sprawiedliwy układ, czyż nie?
Emiko spuściła wzrok i zagryzła wargę.
Teoretycznie tak, ale co innego było sprawdzać postępy taty dla siebie a co
innego mówić o nich tej dziennikarce. Co jeśli wykorzysta to przeciw niemu, by
go zniszczyć?
– Nie
masz własnych sposobów, by się dowiedzieć? – spytała cicho.
– Mam,
ale są one bardziej męczące. Zresztą zauważyłam, że desperacko szukasz pomocy. Łączę
przyjemne z pożytecznym. Nie sądzisz, że miło będzie się nam pracowało?
Raisa uśmiechnęła się i odgarnęła włosy za
ucho. Emiko od razu skojarzyła kobietę z wężem, którego ta nosiła na
nadgarstku. Kusząca, fałszywie miła i skrywająca w sobie truciznę. Same jej
oczy mówiły, że wyrzutów sumienia czy skrupułów pozbyła się lata temu. Mimo to
dziewczyna czuła przemożną ochotę, by się zgodzić. By połączyć z nią siłą i
wreszcie pokazać swoją wartość.
Wystarczy
tylko skinąć głową.
Rozejrzała się po kawiarence, czując pnące
się po gardle zimno, gdyż głos nie należał do niej ani Raisy. Był obcy i zimny
niczym oddech śmierci. Dziennikarka przeciągnęła się, wzdychając, po czym położyła
przed nią wizytówkę.
– Jak
uznasz, że jednak chcesz coś osiągnąć, to pisz lub dzwoń – powiedziała,
ubierając jasny płaszcz. – Do zobaczenia, Emiko – chan – posłała jej ostatni
uśmiech i ruszyła do wyjścia.
Dziewczyna jeszcze długo siedziała przy
stoliku. Bawiła się wizytówką, obracała ją w palcach i uważnie oglądała, aż
wreszcie wpisała numer do kontaktów. Nie umiała pozbyć się wrażenie, że gdy
kliknęła w „zapisz”, usłyszała cichy śmiech.
****
Przeciągnęła paznokciami po ścianie,
wpatrując się w swoją obandażowaną dłoń. Nie pamiętała, żeby coś sobie zrobiła,
ale to nie była żadna nowość. Kim była dziewczyna o zielonych włosach albo
chłopak zwijający się w bólu na łóżku? Dlaczego przebywała w Tokio? Dlaczego
miała przed oczami ludzi w kapturach? Czemu śniła się jej korona skąpana we
krwi spoczywająca na głowie postaci?
Panna na Haju, proszę pani, moja
droga...słyszała tyle określeń, ale które naprawdę należało do niej? Kim ona
była?
Czuła się tak pusta w środku, że nawet nie
umiała zacząć płakać. Osunęła się powoli na kolana. Tyle twarzy i imion krążyło
po jej głowie, ale ona nie umiała ich dopasować. Zawsze, gdy wydawało się jej,
że coś sobie przypomina, wszystko rozbłyskało i znikało. Tylko Ciemność miała
pewną twarz.
Zaraz...
Kim była ciemność?
Ciemność była niebezpieczna.
Nie...
Ciemność
ją uratowała.
Nie...
Ciemność
ją zniszczyła.
Nie...
Ciemność
była jej częścią, przed którą nie mogła uciec.
Naprawdę nie pamiętasz?
Wrzasnęła, uderzając czołem o ścianę. Przed
oczami pojawił jej się obrazek jakiś ciemnych tabletek. Znów uderzyła.
Zadrapana dłoń. Uderzenie. Księżyc wśród dachów wieżowców. Po ścianie zaczęła
spływać krew pomieszana z kawałeczkami farby. Paczka owinięta w brązowy papier,
a ze środka wypadły...
– Och,
znów rozbicie? Myślałam, że już jej zapieczętowałam.
Drżąc na całym ciele, odwróciła głowę.
Ciemność stała w drzwiach, a jej uśmiech przypominał wyszczerz rekina. Złapała
ją za szyję zimną ręką i podniosła.
– Nie
możesz jeszcze umrzeć – przemówiła łagodnym głosem. – Musisz sprowadzić mi
więcej lalek i zranić jeszcze więcej osób.
–
Niby...czemu? – wydyszała.
Marzyła, by dłoń zacisnęła się mocniej.
Wtedy niekończące się pytania, urwane strzępki myśli i wyblakłe, poszarpane
wspomnienia mogłyby umrzeć, a ona wreszcie zaznać spokoju. Lecz Ciemność też to
czuła, więc cisnęła nią o ścianę.
– Cóż,
nigdy już sobie tego nie przypomnisz, ale jesteś cenna. Choć gdy oddałaś mi
swoją duszę, troszkę ci wartość spadła – powiedziała i nachyliła się.
Pogładziła ją po włosach. – Nic się nie martw, gdy staniesz się bezwartościowa,
zabiję cię.
–
Obiecujesz? – spytała cicho. Znów wszystkie jej myśli pochłonął szum.
–
Oczywiście. Przecież mówiłam, że ci pomogę.
Szkoda Mari, ale zastanawiam się, po co ona tak na serio pozwala się odurzać...? Skąd Osamu tyle wie? Jak się poznali? Pamiętaj, że miałaś za parę rozdziałów to wyjaśnić, bo naprawdę ich polubiłam. Szip Osari.
OdpowiedzUsuńTak jak pisałam na priv te kapsułki to jakaś esencja z ciemności czy coś w tym stylu związane z Mroczną Mocą i tymi ostatnimi słowami dziadka Jenny z cyklu: To jeszcze nie koniec bla, bal, bla. Czy jakoś tak xd, które tak ciążą mi na umyśle nie wiedzieć dlaczego.
Ciemność tak sądzę podpowiada Emiko by połączyła siły z Raisą, ale ja mówię stanowcze nie emu pomysłowi, nawet jeśli miałaby wyjść z tego intryga.
Jack: Mocne słowa. Znając twoje niezdecydowanie to za tydzień zmienisz zdanie.
Panna brała te tabletki, więc one mieszają w pamięci...? Spraawiają, że wysysa ci duszę? -.-
Czy ciemność zbiera dusze? Czy zbiera energię, żeby zniszczyć Jenny? Beyblade? Świat?!
Jack: Tak to się kończy, gdy ma się milion myśli na minutę.
Lilka:*ma wszystko w nosie, bo Jenny nikt nie krzywdzi puki co więc je sobie spokojnie sałatkę*
Jack: natomiast twój spokój mnie niepokoi.
Lilka:*wzrusza ramionami* Panna ogarnij się. Potrafię zrozumieć, że jest ciężko nie pamiętać niczego, ale dać się wykorzystywać komuś takiemu Zmoro podobnemu jest gorsze.
Jack: Chyba zrobiliśmy postępy :)
Ja: Nom :) Otwórzmy klinikę.
Jack: Najpierw zakład pogrzebowy, potem kwiaciarnię, teraz psychiatryk. Boję się pytać co założymy na tydzień xD
Lilka: Rodzinę.
Ja&Jack: X,D
Podsumowując mój jak zwykle ogarnięty kom czekam na next!
XOXOXO
Podoba mi się nazwa shipu, biorę go XDD Pamiętam, nic się nie bój, już planuje jak to w miarę zgrabnie zrobić
UsuńJenn: I tak wyjdzie ci jak słoń w porcelanie
Już tak nie hejtuj i tak będzie cię tu aż do bólu. No tabletki mają w sobie pewną esencję, ale póki co nie zdradzę do czego. A co do Osamu, to on ma swoje kontakty i sprawy, więc jest oblatany, hyhy.
Emiko: *ona się dalej waha*
Jenn: Mówią to jako fachowiec, głosy w głowie, które się śmieją, oznaczają, że spierdoliłaś.
Izu: Ewentualnie, że kogoś zabiły, ale to akurat była Mitsu
Cóż, tabletki w tym dopomogły, ale główne zniszczenie wywołało co innego. Oczywiście ciemność miała w tym swój udział, wszak to zimna suka
Ciemność: :))))
Jenn: pfff, mnie się nie da zniszczyć. Zresztą odpierdalando ode mnie, niech sobie niszczy beyblade albo tokio, w dupie to mam
Artemis: Ej!
Jenn: No dobra, doobra, demony też grają w beyblade
Artemis: -_-
Ach Lili to kocha Jenny :') Zawsze mnie to cieszy, że tak się kocha moje dzieci ^^ <3
"Oby tylko dotarł do drzwi bez lima pod okiem"
OdpowiedzUsuńMiju: Masz duże prawdopodobieństwo że ci się uda....chyba że Mari szybko na obcasach biega
"Czemu śniła się jej korona skąpana we krwi "
Aż mi się cover piosenki z Lola przypomniał
"– Cóż, nigdy już sobie tego nie przypomnisz, ale jesteś cenna. Choć gdy oddałaś mi swoją duszę, troszkę ci wartość spadła – powiedziała i nachyliła się. Pogładziła ją po włosach. – Nic się nie martw, gdy staniesz się bezwartościowa, zabiję cię.
– Obiecujesz? – spytała cicho. Znów wszystkie jej myśli pochłonął szum.
– Oczywiście. Przecież mówiłam, że ci pomogę."
Hanako: Hmmm ciekawe to....
Miju: Hanako włączył ci się tryb teorie jak co do śmierci Akana?
Hanako: Nie.
Miju: Fajnie to podawaj mi tablice na której miałam dane do do pająków!
Hanako:*po przeanalizowaniu Emiko i Raisy* Coś mi mówi że jedna i druga umrze albo jedna zdobędzie sukces kosztem życia drugiej
Ja: Nie mam weny na kom :( czekam na kolejny rozdzial
Osamu: Ona ogólnie zapierdala jak mała rajdówka
UsuńIzu: Radek wyścigówka!
Haru: Nie, przestań
Izu: Chyba nie wywaliłaś moich płyt, nie? :(
Haru:...co?
Jenn: XDD kupię ci stopery Haru
Uuu, cóż to za cover?
Raisa: Nie pcham się śmierci w ramiona, więc chyba nie to analizowałaś
Emiko: Ja również
Jenn: I tak wiadomo, że ktoś umrze, hello, to blog Angel
No coś się musi dziać!
"Osamu: Ona ogólnie zapierdala jak mała rajdówka"
UsuńMiju: Jednak będzie limo pod okiem
"Raisa: Nie pcham się śmierci w ramiona, więc chyba nie to analizowałaś
Emiko: Ja również"
Hanako: Okej to jej spytajmy. Ej *ileś tam pra pra niewiadomo* przodku one zginą co nie
Śmierć: 50% szans na przeżycie daje....chociaż patrząc na na nie....
Miju: Kto to jest?
Hanako: Śmierć. Najlepszy do przodków
"Uuu, cóż to za cover?"
Walcz Rise League of Legends Cover (PL)
Osamu: Ale ja mam długie nooogi, chill
UsuńMari: Obyś się nie przeliczył -_-
Osamu: Łobuz kocha najbardziej :*
Raisa: Wohoh, cóż za ekspertka nam się wypowiedziała *parska śmiechem*
Jenn: Akurat na tym blogu śmierć nie ma zasad. Przypomnijmy sobie choćby Eris, która żyła jak jakiś pasożyt z dobra kilka tysięcy lat
A to, to kojarzę i chyba mam na telefonie, ale po angielsku. Choć nie pamiętam, by tam był coś o koronie we krwi O.o
"Osamu: Ale ja mam długie nooogi, chill""
UsuńMiju: Wiesz zawsze może ściągnąć obcasa i rzucić ci nim prosto w łeb. Zadziała na pewno
"Raisa: Wohoh, cóż za ekspertka nam się wypowiedziała *parska śmiechem*"
Hanako: Zobaczymy czy będziesz mieć podobne nastawienie gdy Angel stwierdzi że cb kaput......o ile to stwierdzi bo autorki naprawdę w niewyjaśniony sposób wybierają osoby które mają zginąć
"Jenn: Akurat na tym blogu śmierć nie ma zasad. Przypomnijmy sobie choćby Eris, która żyła jak jakiś pasożyt z dobra kilka tysięcy lat"
Miju: Coś w tym jest i to nie tylko u was. Weźmy bey'a Hany. Kiedyś była to zwykła kosmitka, lecz Rabou ją kaput i co? Nie zdechła a stała się beyem. Śmierć co ty tak nie uśmiercasz
Śmierć: Uśmiercam wtedy gdy mam taki humor
"A to, to kojarzę i chyba mam na telefonie, ale po angielsku. Choć nie pamiętam, by tam był coś o koronie we krwi O.o"
W dwóch coverach polskich było np "korona jest krwią okupiona" a w innym "do twarzy ci w krwawej koronie"
Osamu: Eee, nie podrzucaj jej pomysłów
UsuńMari: *woli rzucać amunicją z torby*
ja już mam listę, kto idzie do piachu *pije sobie z szklanki w kształcie żarówki*
Jenn: Czuję, że znajoma Eris. Też spierdoliła do beya
Eris: Nie jestem ufokiem
Jenn: Na szczęście
Miju: A czemu by nie? *patrzy na Mari* Ciekawe, co ma tam takiego za amunicję, że woli to a nie buta. Chociaż....jak Osamu przejąłby buta to Mari bez buta zostanie.....ja nie...co ja chrzanię?
UsuńBeta: Za dużo cukru
To samo u mnie. Szklanka w kształcie żarówki?! Już wiem czego będę szukać
Miju: Kolejna rzecz na liście wielkich zakupów
Viria:*wkurzona* A co wy macie do ufoków! Rasizm kosmiczny normalnie!
Hanako: A ta nadal swoje. Wiesz na przemienienie się w beya raczej nie wpływa fakt że jest się ufokiem a przynajmniej wynika z moich informacji