środa, 13 lutego 2019

Początek znajomości - one shot #11



    Założyła nogę na nogę, przez co obcisła bordowa sukienka podjechała ku górze. Plamki błękitnego światła rozrzuconego przez szklane lampy padły na smukłe udo oraz miękkie sploty jasnych włosów. Uśmiechnął się kusząco, zakładając jeden z loczków za ucho i nachylając się do ust umalowanych wiśniową szminką. Isabelle zachichotała, co dodało jej nieco uroku, po czym uniknęła jego warg, przejeżdżając dłonią po białej koszuli. Prowokująco odpięła jeden guzik, patrząc mu prosto w oczy z uśmiechem.
   Była tą kobietą, która wiedziała, że to przelotna znajomość na jeden wieczór i jej to nie przeszkadzało. Żywił nadzieję, że nagle jej się nie odmieni i nie uzna, że nocna przygoda zwiastuje miłość na całe życie. Żeby nie było, głęboko szanował kobiety i nie widział ich jako zabawki, jednak żadne poważne związki go nie interesowały. Wolał układy bez zobowiązań, gdzie obie strony miały się po prostu dobrze bawić. Jasne i przyjemne zasady, nieprawdaż?
   Niestety damski umysł ciężko było pojąć. Czasami gdy całował je w usta, dziękując za wspólną noc, potrafiły go złapać za koszulę, błagając, by został, zaczynając szlochać lub dramatyzować. Napełniało go to delikatnym zniesmaczeniem. Jeśli czuła, że może ją to skrzywdzić, to po co próbowała? On do niczego nie zmuszał, nie namawiał. Każdy robił, co chciał. A takie próby na niego nie działały, najwyżej poczochrał byłe kochanki po włosach, podał chusteczkę i wyszedł na ulicę. Nie brał na siebie odpowiedzialności za czyjeś decyzje, bez przesady, był dżentelmenem, a nie miękkim frajerem.
   Usta Isabelii przywróciły go do teraźniejszości. Objął ją za talię, drugą ręką powoli sunąc po zapięciu sukienki.
– Idziemy do mnie? – rzuciła ochrypłym szeptem.
   Owinął wokół palców ciemne pasemko włosów, które ucałował. W piwnych oczach przemknęły czerwone iskierki.
– Cokolwiek rozkażesz, moja pani – mruknął.

****

    Ziewnął, przekraczając próg. Wyszczerzył zęby do Damona, który siedział rozwalony na krześle i przeglądał jakieś zapiski na telefonie. Klapnął koło niego, unosząc rękę na powitanie dla Evana, który był ich księgowym oraz Mio pracującej jako menadżerka. Przeciągnął się, po czym oparł brodę o dłoń i spojrzał na kumpla.
– Ile dzisiaj i czego? – rzucił zwyczajowe pytanie.
– Sześć zleceń, z czego dwa na pozbycie się grafwitnirów z domu, rozmnożyły się cholerstwa – odparł blondyn, wyciągając paczkę papierosów i srebrną zapalniczkę.
– Czyli nic ciekawego – westchnął z udawanym żalem. – O, a gdzie kosa, dziś ma focha? – spytał, zauważając brak broni Damona.
   Przyjaciel w odpowiedzi wymierzył mu solidnego kopniaka w udo, którego nie zdążył uniknąć. Zachybotał się na krześle, lekko krzywiąc. Damon tymczasem w spokoju odpalił papierosa i wydmuchnął pierwszą chmurkę dymu.
– Mamy nowego pracownika – oznajmił, jakby brunet nic wcześniej nie powiedział.
– Uuu, kto to taki? – Blaise uniósł brew, szczerząc zęby. – Komu chciało się przejść te wszystkie szkolenia i testy?
– Zasadniczo musiała przejść tylko kilka, na reszcie się znała. Dziewczyna, lat osiemnaście, z tego co usłyszałem, to przez jakiś czas wychowywał ją nasz władca oraz władczyni. A nazywa się... – tu zrobił przerwę, zmarszczył brwi i sięgnął po telefon. – Jennifer Ashida.
   Blaise cicho zagwizdał przez zęby. Nawet demonice nie były specjalnie chętne do babrania się w krwi bestii, odcinaniu im różnych członków czy polowaniu na nich przez kilka godzin. A zwłaszcza nastolatki, która to była taka odważna albo głodna pieniędzy?
   Jak na życzenie szklane drzwi znów się rozsunęły, a do środka weszła Jennifer. Pierwszym, co go w niej uderzyło, był zapach. Stal oraz wanilia z drobną nutką wina.
   Oryginalne, pomyślał, po czym posłał dziewczynie swój firmowy uśmiech.
– Hejka, gomen za spóźnienie – powiedziała na przywitanie, spoglądając na nich kolejno bez żadnych większych emocji. – Jestem Jennifer, ale pewnie Mio – san już wam powiedziała.
   Obydwaj mimowolnie zerknęli na zegar. Piętnaście minut temu powinna już tu wejść. Blaise pokiwał z uznaniem głową, sam w pierwszy dzień pracy nie spóźnił się...więcej niż o dziesięć minut, rzecz jasna. Dziewczyna coraz bardziej go intrygowała.
   Zajęła miejsce na przeciwko nich, a Damon zaczął z nią krótką rozmowę o metodach, wypłacie i innych bzdetach. Blaise wykorzystał ten czas na jej dokładne obejrzenie. Mierzyła około metra siedemdziesiąt parę, była szczupła, o długich włosach w czekoladowym odcieniu. Ubrana w czarne muszkieterki, w które były wpuszczone jasne dżinsy. Oprócz tego miała na sobie czerwoną bokserkę i ciemny płaszcz o szerokich rękawach. Okiem profesjonalisty ocenił jej strój na odpowiedni, choć obcasy mogły nieco przeszkadzać w grząskim terenie. A i nie mógł pominąć szkarłatnej saki zdobionej białymi ornamentami, gdzie chowała swoją katanę.
   Co do twarzy to była drobna, o ładnych rysach, a szmaragdowe oczy przyciągały z całą pewnością uwagę podobnie jak pełne usta. Przymknął jedną powiekę.
   Ciekawe jaka jest z charakteru?
– Ostatnie pytanie, jakie są podstawowe zasady bezpieczeństwa? – spytał Damon, odchylając się na krześle.
– Jak czegoś nie znasz, to tego nie tykaj, a jak widzisz, że nie masz szans, to spierdalaj – wyrecytowała szybko.
   Damon skinął głową.
– Przyjęta.
   Uśmiechnęła się drapieżnie, rozluźniając mięśnie. Ręce opuściła wzdłuż ciała i wyciągnęła nogi. Już poczuła się jak u siebie.
– Witamy w naszych skromnych progach, Jennifer  chan – odezwał się. – Jestem Blaise – dodał, puszczając oczko.
– Jenny lub Jenn, jakbyś mógł, nie lubię Jennifer – odparła, nie reagując w żaden widoczny sposób na próbę flirtu.
   Wbrew pozorom to tylko bardziej nakręciło Blaisa. Lubił czasami nieco się pomęczyć o czyjąś uwagę, a Jennifer wydawała się kimś godnym takich wysiłków.
– Nie zwracaj uwagi, to kobieciarz – oczywiście Damon musiał go przedstawiać w najgorszym świetle, cham jeden. – Zazwyczaj będziemy pracować razem, przynajmniej na początku, muszę zobaczyć twoje najmocniejsze strony.
– No problem – powiedziała, machając ręką.
– No to leć, Damon, po swoją kosę, pewnie jest strasznie samotna – powiedział złośliwie brunet, po czym przyłożył dłoń do ust i nachylił się ku Jenny. Zaczął szeptać, ale na tyle głośno, by blondyn słyszał. – Bo widzisz, nasz szefuńcio ma obsesję na punkcie swojej kosy, kocha ją bardziej niż własną matkę i podobno...Ha, nie trafiłeś! – krzyknął, schylając się przed nadlatującym toporkiem.
   Oczy Damona już przybrały wyraz chłodnego zabójcy, a dłuższe ostrze w jego odzianej w rękawiczkę dłoni nie napawało nadzieją na spokojne rozwiązanie. Zaczęli się zwyczajowo okładać, co działo się tak często, że nawet Mio przestała na to zwracać uwagę. 
   Z Jennifer nie było inaczej, spojrzała na nich z pełnym politowaniem, unosząc wysoko brwi.
– Zaczniemy dziś czy polujecie na siebie? – zakpiła.

****

    Że miała krew na rękach, to nie miał wątpliwości. Widać to było po jej precyzyjnych i szybkich ruchach oraz braku jakiegokolwiek zawahania. Damon już się zachwycał tym, jak równo cięła, dzięki czemu mógłby swoim dodatkowym klientom dostarczyć perfekcyjnie zachowane głowy mantykor, chimer czy innych cholerstw. Sama Jenny skwitowała to wzruszeniem ramion i sugestią, że podwyżką, by nie pogardziła. Oczywiście podkreśliła to swoim uroczym uśmiechem, chwytającym za serce.
   Beztroska jak cholera, przepełniona sarkazmem i miłością do pieniędzy, poczucie humoru ma czarne niczym smoła. Zaledwie cztery godziny zajęło im zrealizowanie wszystkich zadań, a on już tyle się o niej dowiedział. To fascynujące jak bardzo wygląd mógł nie ukazywać charakteru, jednak mu się coraz bardziej podobała. Lubił mocne osobowości. 
   Słodkie słówka na nią nie działały podobnie jak kuszące czy czarujące uśmiechy. A to znaczyło, że musiał poszukać innego sposobu.
   Bardzo dobrze. Wyzwaniami też nie gardził. 

Tydzień później

   Był wieczór, kiedy zawędrował do ich biura, widząc brak portfela w kieszeni. Recepcja oraz sala treningowa były ciemne i puste, dlatego dość się zdziwił, gdy ujrzał Jenny w pokoju spotkań. Siedziała, ściskając rękojeść katany między udami, i nakładała specjalny olejek za pomocą ścierki na ostrze. Zerknęła na niego, nie odrywając drugiego oka od książki.
– Nie sądziłem, że jesteś pracoholiczką, Jenn – rzucił, przechodząc koło niej i otwierając dwudrzwiową szafę, gdzie znajdowały się zapasowe ubrania i różne rupiecie.
– Co zrobisz, Izu rozpieprzył mi ścianę, a nie lubię iść spać i widzieć lodówkę – odparła, rozkładając ręce. – Takie to mam życie z tym rudzielcem. Odpłaci mi potem z odsetkami – dodała, szczerząc zęby. – A zwłaszcza, że katanę mi lekko stępiło – Zmrużyła powieki, oglądając swoją ukochaną broń.
– Okrutna jak zawsze – skwitował, grzebiąc w pozostawionej tu przedwczoraj kurtce. Wymacał w wewnętrznej kieszeni prostokątny, miękki przedmiot. Bingo!
   Odwracając się, dopiero zauważył, że dziewczyna siedzi bez swojego nieodłącznego płaszcza, a jedynie w szortach, które niemal przykrywała czarna koszulka z białym, pochylonym napisem „Skin on my skin. What a wonderful sin...”*. Uniósł kącik ust, odsłaniając biały kieł. Oparł dłonie o oparcie jej krzesła.
– Ne, Jenn?
– Hm? – mruknęła, nie odwracając głowy.
– Ten Izu to twój partner czy coś w tym rodzaju? – spytał.
   Parsknęła śmiechem, kręcąc głową.
– Nope, wychowywałam się z nim oraz Haru. To moja ruda kupa kłopotów i trochę starszy brat – odparła, odchylając głowę do niego. Przyjrzała mu się z błyskiem w oku. – A co zazdrosny się zrobiłeś, spierdolino?
   Lubił się z nią drażnić, lecz dziś miał nieco inne plany. Ugiął łokcia, by znaleźć się tuż przed jej twarzą.
– Nic z tych rzeczy, Jenn – chan. Tylko się tak zastanawiam... – Przechylił głowę, a ręce przeniósł na jej ramiona. Zatoczył kciukami kółka na nagiej, gładkiej skórze. – nie czujesz się czasami samotna? Bo ja zawsze mogę dotrzymać ci towarzystwa – dokończył szeptem, jego oczy rozbłysnęły szkarłatem, a on sam schylił się, by chwycić jej usta w pocałunku.
   Jednak zamiast przyjemnych kształtnych warg poczuł paznokcie wpijające się w policzki. Jenny patrzyła na niego z niedowierzaniem pomieszanym z rozbawieniem. Odciągnęła jego twarz od siebie.
– Za dużo fałszu, jak chcesz zaliczyć, to poszukaj jakieś nastukanej demonicy – oświadczyła, machając ręką.
   Zaczął się najzwyczajniej w świecie śmiać. Od początku miał rację, trafiła mu się naprawdę wyjątkowa współpracowniczka. Westchnęła, wstała, odrzucając włosy na plecy i chowając miecz do pochwy.
– Drink w ramach przeprosin? – rzucił szybką propozycję.
– Jak stawiasz i będziesz trzymał łapy przy sobie – zgodziła się. – Bo widzisz, nie tylko głowy ucinam równo – uśmiechnęła się groźnie.

****

   Co się działo potem w dużej mierze pozostało dla Blaisa tajemnicą. Pamiętał, jak weszli do klubu, pamiętał kilka stuknięć szklanek, śmiech Jenny, błyski świateł i muzykę. Potem chyba wpadł na jakąś demonicę w tańcu, prawie przetoczył przez bar. Przypominało mu to nurkowanie. Kiedy się zanurzał, to wszystkie wspomnienia zaczęły się mieszać, być niewyraźne i chaotyczne, lecz gdy wynurzał się po oddech, to widział wyraźne choć krótkie urywki. Jak dawał barmanowi mony, obejmował jakąś ciemnowłosą dziewczyną w talii (Jennifer, czy kogoś innego, pojęcia nie miał), ciepłego czyjegoś oddechu na karku, aż w końcu rozświetloną ulicę oraz hol własnego mieszkania.
   Uchylił powieki z głośnym westchnięciem. W głowie mu dalej dudniło, biodro nie wiadomo czemu go bolało, a co gorsza miał dziwne wrażenie, że ktoś tu jeszcze nie tak dawno był. Podniósł się, sycząc przekleństwa i sięgnął pod łóżko. Znalazł i wtoczył na materac całą zgrzewkę butelek wody. Potrzebował teraz tego bardziej niż czegokolwiek innego. Już chyba od dobrych dwóch miesięcy nie wrócił tak napruty z imprezy, co jego organizm nie powitał z wielką radością i od razu zażądał odrobiny ratunku.
– Starość nie radość, co? – stwierdziła uszczypliwie Jenn, ukazując się w drzwiach. W ręce trzymała czekoladowy deser z lodówki oraz łyżeczkę.
    Brązowe włosy miała rozczochrane oraz zmyła szminkę z usta, ale poza tym wyglądała jak zawsze. Albo mało piła, albo miała głowę jak kamień. Rozsiadła się na fotelu koło łóżka, biorąc się za jedzenie.
– Gdzie masz spodnie? -  wypalił, widząc, że chodzi jedynie w swojej czarnej koszulce. Wystawała spod niej fioletowe koronka.
– Nie śpię w spodniach – odparła. – Zresztą czy to ważne? Nie spytasz, co tu robię?
   Przetarł ręką powieki, rzucając pustą butelkę na podłogę i oferując jej pełną. Przyjęła.
– Myślę, że cię tu zaciągnąłem albo nie chciało ci się wracać.
– Bardziej pilnowałam, by cię nie obrabowali – odparła, biorąc długi łyk.
   Drgnął, a w jego umyśle przewinęła się zamazana kobieca twarz. O kurwa.
– Nie sądziłam, że od razu przyjmiesz moją radę o nastukanej demonicy – mówiła dalej, a kącik ust jej drgnął. – Chyba nazywała się Claudia, rano wyleciała z sypialni z kacem mordercą, więc nic się nie bój, za gwałt nie pójdziesz siedzieć.
– Ja pierdolę – mruknął, przejeżdżając dłonie po włosach. Teraz wyczuł na sobie obcy zapach i dotyk. Spojrzał na Jenny przez palce. – A ty tego w nocy słuchałaś?
– Bardziej nad ranem, bo teraz jest czternasta – poprawiła go. – I nie, masz spoko sąsiadkę, gadałam z nią na balkonie.
    Padł na poduszki. Nigdy nie przepadał za znajomościami nawiązywanymi po pijaku, jak złapał jakiegoś syfa, to kurwa już więcej alkoholu nie tknie. Chociaż z drugiej strony, demony umiały wszystko wyleczyć, czym on się przejmuje?
   Zauważył, że Jenn się podniosła, wspięła na łóżku, zrobiła obrót i padła na niego. Głowę oparła sobie o jego klatkę piersiową, nogi wkopała pod koc i wsadziła łyżeczkę z nabranym deserem do buzi. Kompletny spokój albo wyjebanie.
– A my coś zrobiliśmy? – spytał, bawiąc się jej włosami.
– Próbowałeś mnie wciągnąć na parkiet, to ci dałam lepę w twarz i kopniaka w biodro – odparła.
   Czyli stąd ten ból.
– Lubisz mnie bić, co? – mruknął zaczepnie.
– Tak się robi z tępymi strzałami – oświadczyła, machając łyżeczką. 
   Leżeli tak przez moment w milczeniu. Demon w zadumie nakręcał miękkie kosmyki na palce, próbując sobie poukładać kolej wydarzeń. Zaczęło mu niewyraźnie wyłaniać, jak obłapiał się z tą Claudią w tańcu. Jak wreszcie wstanie, to na wszelki wypadek sprawdzi, czy mu nie zaginęło coś cennego, innymi rzeczami się nie przejmował.
– Skin on my skin. What a wonderful sin. Take your breath, but you’re asking for more – zanuciła Jenny, rzucając kubeczek do śmietniczka stojącego koło lustra. Blaise nawet nie skomentował, że wyrzuciła też łyżeczkę.
– Prowokujący ten tekst – stwierdził.
   Obróciła się do niego, siadają na jego biodrach. Uśmiechnęła się po swojemu, mrużąc powieki. Nim jednak zdążył się podnieść i tym razem ją złapać, zrobiła fikołka w tył. Na ułamek sekundy ujrzał fioletowe figi, po czym burzę włosów i rozbawione zielone oczy.
– Nie tak szybko – zacmokała. – Musisz się lepiej starać, Blaise. A teraz papa, miłego trzeźwienia! – Pomachała mu na pożegnanie, wyskakując na korytarz.
   Kilka sekund i już jej nie było. Uśmiechnął się, wdychając pozostawiony przez nią zapach. Stal i wanilia. 
    What a wonderful sin.



*Użyte są tu cytaty z piosenki Thief Ansela Elgort, polecam posłuchać!
Jako, że w końcu nie wiedziałam, gdzie to dać. Jak ta dwójka durni się spotkała, oczywiście z alkoholem, bo u Jenn to jest jakiś firmowy znak
Jenn: Żebyś wiedziała
Btw shoty walentynkowe dopiero jutro! Tak, nawet na tym blogu XD
Odmeldowuje się!

14 komentarzy:

  1. Ty chyba wiesz, że ja rozumiem, że demony mają swoją demoniczną osobowość...tak Kruk masło maślane. Ale kontrowersyjny był ten shot, odważny, taki w ich stylu. Tą wątpliwością, którą się z tobą podzieliłam na hg to już wiesz więc nie będę tego tu pisała ^^"
    Poza tym była kłótnia o koszę więc love XD
    Lilka:*przekręciła głowę na bok* Mogę się mylić, bo znam się na tym, jak pingwin na lataniu jak to Jack ujął, ale chyba nie tak wygląda staranie się o dziewczynę.
    Jack:Ty i te twoje bzdety Lileczko-laleczko*nadal próbuje dojść, skąd zna Isabelle* Hymm-.-
    Lilka: Zejdź mi z oczu U-U *do Blaisa* Jak ją skrzywdzisz Bazyl, to cię złożę jak demona origami.*mówi to, pomimo że wie, iż Jenny rozwaliłaby go w pięć sekund, gdyby chciała*
    Czekam na kolejną część, bo coś czuję, że się pośmiejemy jak Blaise wreszcie zacznie się o nią lepiej starać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do przewidzenia było, że to nie będzie za słodki shot, nie pasowałby pod nich XDD A zwłaszcza Blaisa
      Jenn: Balkonik, winko i spoko sąsiadka, ale to już ustaliliśmy
      Blaise: Hm, dalej nie wiesz, co czym gadałyście?
      Jenn: Kto wie~
      Mio: Szczerze mówiąc, to jest z ich stałych tematów bójek, tłuką się podobnie często tylko o to kto zabił więcej albo efektowniej
      Jenn: Dzieci, zwykłe dzieci *kręci głową*
      Blaise: To jeszcze nie było staranie, to było polowanie
      Jenn: Aleś sobie upolował, nawet jej twarzy nie pamiętasz
      Blaise: Na przypale albo wcale
      Jenn: XDD
      Isabelle jaką stworzyłam pochodzi z bloga Jess i jest jej córką, ale to chyba nie o to chodzi XD
      Blaise: Nie panikuj, ja jestem złoty chłopak, Liliś.
      O to teraz mi wymódl wenę na kontynuację, bo ona już skręciła w inne tereny XD

      Usuń
    2. Było w porządku, naprawdę. Tak pod nich jak znalazł.
      ,,Jenn: Dzieci, zwykłe dzieci *kręci głową*"
      Lilka: Dokładnie tak jak mówiłam. Dzieci ze świńskimi oczkami i ryjkami*przytula Jenny i mówi na tyle cicho żeby Blaise nie słyszał*Dla mnie jest najważniejsze żebyś była szczęśliwa i jeśli musi to być on to w porządku.*odsuwa się od niej* Z racji, że wczoraj były moje "imieniny" to trochę ze mną powalczysz na katany bo zaniedbałam ostatnio trening, a jak mi Vi wprowadzi te sztukę to będę mogła jej zaimponować swoją osobą.
      ,,Blaise: To jeszcze nie było staranie, to było polowanie."
      Lilka: Weź się do roboty i mnie nie denerwuj.
      ,,Isabelle jaką stworzyłam pochodzi z bloga Jess i jest jej córką, ale to chyba nie o to chodzi XD"
      Lilka: Pewnie mu chodziło o tą kobietę z shota na Borze Narodzenie, ale gnojek nie pamięta.
      Jack: Aaaa to stąd mi coś świtało.
      Lilka:...
      ,,Blaise: Nie panikuj, ja jestem złoty chłopak, Liliś."
      Lilka: Trzymam cię za słowo ;)
      Bardzo chętne, ale sama nie wiem gdzie się podziała xD

      Usuń
    3. Lilka: A jak jeszcze raz powiesz do mnie Liliś to niedługo będziesz musiał zacząć szukać naprawdę dobrego cewnika :)

      Usuń
    4. Blaise: *przewrócił oczami, unosząc kącik ust* Co się taka okrutna zrobiłaś, Liliano?
      Wiadomo, dwuznaczność, upijanie się, friends with benefits, to tacy oni w pigłuce
      Jenn: No ktoś nas tak stworzył
      ....
      Jenn: No a nie?
      Już się nie mądrz -_-
      Jenn: *tuli Lili* Dziękuje, kochanie i tak nawet jak czasami mam dość, to jest mi przyjemnie ^^ u katany, dać ci jakaś czy masz?
      Blaise: Której roboty? *sugestywny wzrok*
      Jenn: *nadeptuje mu na stopę* Nie masz przypadkiem jakiegoś drinka do zrobienia? ^^
      Aaa, już myślałam, że chce coś od mojej Isy T^T

      Usuń
    5. Lilka: Widzę, że dziecku trzeba przeliterować. L I L K A tak masz do mnie mówić. A teraz ładnie powtarzamy ^^ *mówi jak jakaś pani przedszkolanka albo logopeda*
      ,,Jenn: *tuli Lili* Dziękuje, kochanie i tak nawet jak czasami mam dość, to jest mi przyjemnie ^^ "
      Lilka: Too...dobrze.
      ,,u katany, dać ci jakaś czy masz?"
      Lilka: Coś tam zaraz ze składziku wygrzebię*otwiera drzwi do niewielkiego pomieszczenia, wyrzuca za plecy różne rzeczy, aż w końcu wyciąga katanę w czarnej pochwie ze złotymi zdobieniami układającymi się w lisa i jakieś gałązki kwiatów* Tada! Od królowej Julie za zasługi ;) A nie lepiej byśmy najpierw zaczęły na atrapach? Czy od początku mam oswajać się z bronią?
      Jack: Jej jeszcze nie miałem przyjemności poznać, ale bardzo chętnie bym to zmienił :)
      Lilka: Lecisz -_-

      Usuń
    6. Blaise: L-I-L-K...Liliana :))
      Jenn: No prawie, ale cztery na zachęte
      BlaiseXJenn: XD
      Jenn: *zerka na jakieś miśki oraz inne bronie białe oraz ciuchy* Etto...* jej nauka nie była typowa, bo jako demon nie musiała się bać o utratę na wieczność rąk, a i jej sytuacja kiedyś była inna* To jest nawet lepszy pomysł, Artemis kopsnij no bokkeny
      Artemis: *leży na kominku, ale sięga do szafki i rzuca Jenn dwa drewniane miecze*
      Jenn: *daje jeden Lilce* Wiesz, jak go trzymać czy już kiedyś walczyłyśmy? *ona trzyma go już jedną ręką, ale jej tak wygodniej*
      Ojej, jak chcesz, to droga wolna, tylko ten pan i pani muszą ci pozwolić ^^
      Spectra&Aki: Nie ma kurwa nawet mowy

      Usuń
    7. Lilka: Ty świnio*to nie było tak groźnie jak się czyta, ale zrywa mu naklejkę ze słonikiem z koszuli i nakleja mu taką złą czerwoną* Koniec z naszą przyjaźnią kolego. Już nie dostaniesz tego lunchu do puki się nie nauczysz.*Przymierza sobie drewniany mieczyk do ręki, ogarnia, że jak będzie trzymać za blisko klingi to sobie ręce potłucze więc chwyta oboma rękoma jedną trochę od dołu.* Dobra niech będzie. To co zaczynamy*naciera na nią krótkim cięciami żeby nie być taką przewidywalną*
      Zmora: Ze swoją krwią to powinnaś mieć problemów. Po prostu utnij jej łeb.
      Lilka: Cicho bądź. Tu się trenuje. I widzisz odsłaniam się przez ciebie-.-
      Jack:*on tam z nich ciśnie*

      Usuń
    8. Blaise: *patrzy na naklejkę* Ska ty to masz? XD Okej, to więcej ci nie pomogę, jak będzie umierała przy kiblu, pfy!
      Jenn: *ona trzyma jedną i tylko paruje uderzenia płaską stroną, po czym wyprowadza kilka ostrych cięć* Ach, broń nie licz na to Zmorka, ludzkie bronie nic mi nie zrobią :)

      Usuń
    9. Lilka:*mówi i atakuje Jenny raz od boku, a potem zamarkowała uderzenie od dołu i cięła z góry* To Julie dostała od dentysty*to nie było poważnie, dałaby mu jedzonko nawet wtedy gdyby nie miała u niego jakiegoś długu* No to nie. Też mi problem. Od kiedy taki poważny się zrobiłeś?
      Zmora: To nie tak żeby moim priorytetem było zabicie cię. Nie schlebiaj sobie. Zabicie cię nie jest mi do niczego potrzebne*liczy popatrzeć sobie na potencjał Lilki*

      Usuń
  2. "O, a gdzie kosa, dziś ma focha? – "
    Ja: Hanako kosa może mieć focha?
    Hanako: Większość nie lecz ta to pewnie tak
    "No to leć, Damon, po swoją kosę, pewnie jest strasznie samotna – powiedział złośliwie brunet, po czym przyłożył dłoń do ust i nachylił się ku Jenny. Zaczął szeptać, ale na tyle głośno, by blondyn słyszał. – Bo widzisz, nasz szefuńcio ma obsesję na punkcie swojej kosy, kocha ją bardziej niż własną matkę i podobno...Ha, nie trafiłeś!"
    Akana: zdecydowanie trzeba nakręcić serial o Damomie i kosie.... zdecydowanie...
    Miju: ciekawe czy kto kolwiek by to ogladal...
    Akana: A kosę do tego zabiore któremuś Khoury
    Wszyscy Khoury: Nawet nie próbuj
    "– Bardziej pilnowałam, by cię nie obrabowali – "
    Beta: po tym one shot co Jenny zamawiała na konto Kyoy coraz drozsze drinki to myślałam że tutaj ona obrabuje
    Ja: chyba wszyscy mają pomysły na one shot z okazji walentynek tylko nie ja 😂😂😂 (klasyk) czekam na ten one shot

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jenn: Ta kosa to celebrytka, więc wiecie XD
      Blaise: No, tak gadacie, a pieniążków jak nie było tak nie ma!
      Jenn: Dalej ci brakuje tego tysiaka dla Kimiko?
      Blaise: Nic nie poradzę, że teraz jest tyle wyprzedaży, a ciuchów też potrzebuję
      Jenn: Szyj XD
      Ja tam myślę, że taki serial plus show Kimiko byłyby dość oglądalne XD
      Jenn: To było bardzo niemiłe, Beta, ja jestem czysta, szlachetna i zarąbałam mu tylko trzy szampany plus książkę
      Izu: XDD

      Usuń
  3. 46 yrs old Librarian Alic Monroe, hailing from Gaspe enjoys watching movies like Blue Smoke and Cosplaying. Took a trip to Tsingy de Bemaraha Strict Nature Reserve and drives a Ram. jego odpowiedz

    OdpowiedzUsuń