niedziela, 10 marca 2019

A2 Rozdział 25: Ostatni płatek śniegu


   Yuka przez cały dzień miała wyśmienity humor, mimo iż z tyłu głowy ciągle brzęczała jej ostrzegawcza myśl o śmiertelnym zagrożeniu czającym się w mroku. Poszła na wykłady, potem ćwiczenia, zaczęła robić prezentację z malarstwa abstrakcyjnego, po czym udała się wraz z Naori – koleżanką z uczelni – do kawiarni na małą przekąskę. Dzień należał do tych spokojnych i rutynowych. Owszem, dostrzegła, że w okolicach siedziby WBBA kręci się więcej osób niż zazwyczaj, ale była to jak dotychczas jedyna oznaka, iż coś się dzieje.
  Dlatego, choć była do tego przyzwyczajona, podskoczyła, kiedy Jenn pojawiająca się znikąd, złapała ją za nadgarstek w metrze. Ludzie stojący wokół nich nawet nie spostrzegli nagłego pojawienia się Ashidy, a Yuka była pewna, że dziewczyna nie przeciskała się przez ten tłum, by ją znaleźć.
– Coś się stało? – spytała cicho.
   Jenny zerknęła w tył, po czym oparła się dłonią koło głowy Wanabe. Z racji swojego dość – jak na japońskie standardy – wysokiego wzrostu zakryła ją.
– Musisz się zmywać z tego świata – mruknęła Jenn, krzywiąc się. – Madoka została porwana, a ci psychicznie kolesie zaczynają się bawić z WBBA. Kaito uznał za stosowne cię ostrzec.
   Yuce zabiło szybciej serce, natomiast w gardle stanęła grudka lodu. A ledwo pomyślała, że może sytuacja się uspokoi...
– Więc zbieraj sztalugi i inne rupiecie, zamieszkasz u mnie – dodała demonica, odsuwając się nieco.
– Czekaj, nie za szybko? Muszę przecież zadzwonić do... – Yuka urwała, gdy Jenn uderzyła mężczyzną stojącego za nią łokciem w brzuch.
   Facet zaskoczony atakiem zachwiał się i runąłby na innych pasażerów, gdyby nie złapał się jednego ze zwisających uchwytów. Jego teczka otworzyła się i na podłogę posypały się różnych maści dokumenty. Nozdrza mężczyzny zadrgały, a on sam podniósł oczy, w których błyszczała furia.
– Co ty sobie wyobrażasz?! – wrzasnął, zwracając na siebie uwagę większości osób w pobliżu.
   Jednak złość z jego twarzy zmyła się, gdy Jenn przechyliła głowę. Yuka nie musiała się wychylać, by wiedzieć, że tęczówki szatynki wcale nie są szmaragdowe. Rozległ się dzwonek i mechaniczny głos poinformował o dotarciu na stację. Drzwi się rozsunęły się. Wtedy Jenn z delikatnym uśmieszkiem złapała mężczyznę za krawat i bez żadnego wysiłku wyrzuciła go na zewnątrz, po czym kopniakiem dorzuciła do niego teczkę, która trafiła go idealnie w głowę.
   Pasażerowie zastygli w bezruchu, a kiedy jedna kobieta miała się odezwać, Jenn spojrzała na nią.
– Jakiś problem? – spytała słodko, choć bez trudu dało się wyczuć groźbę.
   Wszyscy odwrócili głowy lub spuścili oczy. Drzwi się zamknęły i metro ruszyło dalej.
– Co zrobił? – szepnęła Yuka, przeklinając w duchu krótkie nerwy przyjaciółki.
– Zaczął mi macać udo – odparła Jenn. Brew jej drgnęła. – To i tak było łagodne, dobrze wiesz.
   Yuka z westchnięciem skinęła głową. Normalnie facet miałby rozwalony nos, wybitą część zębów i może zwichnięty nadgarstek.
– To co tam mówiłaś? Że co musisz? – spytała Jenn, opierając się ramieniem o białą poręcz.
 Spakować się, poinformować rodziców oraz przyjaciół no i zadzwonić do rektora uczelni, że muszą wziąć tydzień przerwy, oczywiście! Nie mogę od tak sobie zniknąć.
   Ashida uniosła brew.
– Serio myślisz, że w tydzień WBBA upora się z bandą szaleńców?
– Oni nie, ale demony tak.
– To nie nasz biznes. Kaito i Izu mają oko na Legendarnych, by nie wpakowali się im na talerz i tyle – prychnęła. – Ja jestem tu tylko i wyłącznie dlatego, że chodzi o ciebie.
   A wszyscy inni mogą zdechnąć, dopowiedziała w myślach Yuka, uśmiechając się do przyjaciółki. I w tym uśmiechu nie było fałszu.


****

   Czarny plecak odbijał się od pleców Harumi, kiedy lekkimi podskokami przemierzała ulicę. Myśl o jutrzejszej randce oraz dzisiejszym udanym przetargu z firmą ochroniarską napełniała ją szczęściem. Po tych koszmarnych zapierdolach wreszcie mogła sobie odpocząć i spotkać się z chłopakiem. Co prawda Kimiko poprosiła ją, by od czasu do czasu patrzyła, co dzieje się u ludzi, ale to nie było specjalnie męczące zajęcie. Zasadniczo wystarczyło odpalić telewizor lub poczytać gazetę, a już wiedziało się niemal wszystko.
   Zatrzymała się w pobliżu domu handlowego, marszcząc brwi. W głowie dokonała szybkiego przeglądu garderoby, lodówki i innych pomieszczeń. Jedzenie mieli, słodycze oraz napoje również. Izu nie chciał żadnych gier ani gazet. Jednak co do jej ubrań...Może powinna zakupić coś nowego? Przez ostatnie dni jej strojem były dresowe spodnie, bluzki z idiotycznymi napisami pamiętające jeszcze czasy, gdy uczęszczała do szkoły i fartuch.
   Nagle ktoś na nią wpadł. Obróciła się, by ujrzeć spanikowanego chłopaka, który drżał na całym ciele.
– T..t...t.... – jąkał się, wymachując ręką w kierunku zakrętu.
– Co się dzieje? – spytała spokojnie. – Ktoś cię ściga?
   Chłopak pokręcił głową i nim zdołał znów coś wykrztusić, splunął krwią. Harumi uniknęła jej w ostatniej chwili, odskakując i łapiąc za pistolet zatknięty w pasek spodni. Zmrużyła oczy, widząc ciemy kształt, który stał za chłopakiem. Ciemna ogromna ręką przebijała się na wylot przez jego ciało, a po ostro zakończonych palcach płynęły różnokolorowe płyny.
   Wiedząc, że chłopak jest już martwy, strzeliła kilka razy w istotę. Kule przeleciały przez nią, pozostawiając po sobie dziury, które po chwili zostały zasklepione przez ciemną substancję. Istota jednak nie zaatakowała ani nie rzuciła się do ucieczki. Pomarszczone i wysuszone ciało padło na chodnik.
– Nie walczę z wami – przemówiło to coś głosem, którego Harumi nigdy nie słyszała. Miała wrażenie, jakby wydobywał on się z otchłani.
   Nie odezwała się, tylko zmieniła pistolet na taki z nabojami wykonanymi z kłów chimery. Wtedy postać drgnęła, co jej wystarczyło, by władować w nią cały magazynek. Kostki chodnika pokryła oślizgła brunatna substancja śmierdząca nieco jak siarka, a powietrze przeciął krótki ryk.
   Usłyszała stłumione przekleństwo i natychmiast skierowała lufę na dach pobliskiego budynku. Jednak niepokojąca obecność zdążyła już zniknąć. Opuściła więc broń i rozejrzała się po otoczeniu. Gdy jej łowczy instynkt się wyłączył, zaczęły znów do niej dochodzić dźwięki otoczenia. Widziała przerażone twarze, słyszała zbliżające się syreny policyjnych wozów, czuła ludzki strach.
   Izu, mam tu dość ciekawy okaz. Weź ze sobą Kaito czy kogo możesz i chodź do mnie przekazała w myślach bratu i podniosła dłoń.
– Obice – mruknęła.
   Niedostrzegalne dla ludzkiego oka ściany otoczyły ją z czterech stron, oddzielając od reszty świata. Zakupy musiała odłożyć na później.


****

      Przysiadłam sobie na podłokietniku czerwonego fotela, podczas gdy Yuka biegała po całym swym mieszkaniu i wrzucała najróżniejsze rzeczy do dwóch dużych walizek. Trochę zajęło mi przekonanie artystki, żeby została z nami w Piekle na dwa tygodnie. Nie żebym pokładała jakąkolwiek nadzieję w Legendarnych oraz WBBA, ale może przy łucie szczęścia ktoś zastrzeli tych psycholi? Ewentualnie natkną się na Kaito i zostanie z nich proszek.
   Zerknęłam na Yukę, która za pomocą nogi upychała swoje ciuchy w prawej komorze walizy. W lewej znajdowały się najróżniejsze pędzle, farby i białe teczki wypełnione szkicami. Obiecałam, że teleportuje z nami jej ulubioną sztalugę, bo nie mogłam patrzeć, jak próbują ją włożyć do swojej największej torby.
– Jeszcze tylko kosmetyki! – zawołała, wybiegając na korytarz.
– Tylko się nie zabij! – krzyknęłam za nią, po czym westchnęłam, słysząc, że przydzwoniła ramieniem w ścianę.
   Położyłam głowę na parapecie. Słoneczko przyjemnie zaczęło grzać mnie po twarzy. Ciekawe jak Blaise zareaguje na wieść, że Yuka mieszka z nami...Tfu! Co ja gadam, mieszkanie należy do mnie, on się wrył.
   Nie powiem, że chciało mi się znów pojawiać w ludzkim świecie. Teraz, po dłuższej nieobecności, zaczęłam czuć się tu naprawdę obco. Nie czułam żadnej nostalgii związaną z pobytem w Tokio, a jedynie irytację na same zapachy czy zachowania ludzi. Kurde, teraz rozumiem, czemu Kaito zawsze miał taką zniesmaczoną minę, jak mnie odwiedzał!
   Ten świat nie był miejscem dla demonów. Zbyt nudny, zbyt szary, zbyt przewidywalny. Podrapałam się po nosie, oglądając do góry nogami uliczny ruch.
JEEEEEENN! – ryknęła Artemis, aż mi w uszach zadzwoniło.
– Czego, kurwa?! – warknęłam, potrząsając głową. – Nie drzyj się tak!
To coś tu było! Gdzieś w tej dzielnicy!
– Było – podkreśliłam. – Czyli spierdoliło. Jak znów się pojawi, to wtedy krzycz.
   Miko zaczęła zawodzić nad moim brakiem empatii, ale wypchnęłam ją z myśli i padłam na fotel. Sprężyny aż jęknęły na mój ciężar. W pokoju obok rozległ się rumor, lecz Yuka zdołała mnie poinformować, że żyje, nim się podniosłam. Po około pięciu minutach wróciła z włosami uwalonymi białym proszkiem.
– Studencka koka? – zakpiłam.
– Jestem czysta jak łza, jeszcze czego – prychnęła ze świętym oburzeniem. – To co? Ruszamy?
   Skinęłam głową, przeciągnęłam się jak kot i podniosłam.
JEST TU! – wrzasnęła Artemis.
  Zaklęłam pod nosem. Akurat teraz?!
– Lecisz sama – rzuciłam do Yuki, po czym szybko ją przeniosłam, nie zważając na pytania.
   Kopnęłam drzwi balkonowe. Szkło posypało się w cztery strony świata. Podskoczyłam i po chwili opadania w dół, z pleców rozwinęły się czarne skrzydła.
Wschód – powiedziała Artemis.
   Zrobiłam beczkę i pomknęłam między chmurami, by zobaczyć, co za cholerstwo zabiera mi święty spokój i doprawia miko o zawał.


****

   Łańcuchy, którymi była przykuta, drgnęły gwałtownie. Rozchyliła powieki i dostrzegła jaśniejącą szczelinę w mroku. Pojawiła się okazja, by wydostać się na zewnątrz. Niestety ona już nie miała na to sił. Ile to już razy myślała, że udało jej się wygrać, by zaraz poczuć, jak ta druga zaciska dłonie na gardle? Upadła tyle razy, że nie miała siły wstać. Przegrała tą wojnę z chwilą, kiedy Alice ją porzuciła w sklepie. Nie winiła jej za to. Każdy ceni swoje życie.
   Jednak światło było coraz bliżej. Dopiero, gdy zaczęło ją razić, zrozumiała, że ktoś ciągnie za otaczające ją okowy. Ktoś chce się z nią spotkać. Strach skręcił jej wnętrznościami. Była tylko jedna istota mogąca teraz pragnąć ich spotkania.
   Zimno wlało się w jej żyły gwałtowną falą, a powietrze niemal rozsadziło płuca. Otworzyła gwałtownie oczy, czując, jak ciało ponownie jej słucha.
– Dzień dobry, Yuki – Ciemność powitała ją swym rekinim uśmiechem. – Stęskniłam się za tobą.
   Mimo że wiedziała, jak to się skończy, spróbowała stworzyć lodowy mur, by je oddzielił. W konsekwencji Ciemność wpiła jej swoje pazury w brzuch.
– Mam cię wypatroszyć, mała czarodziejko? – spytała uprzejmie. – Marzysz, by patrzeć, jak powoli wyciągam z ciebie flaki? – zachichotała, przeciągając zimnym językiem po jej uchu. – Mogę spełnić twoje życzenie.
   Powstrzymała falę żółci wzbierającą się w gardle i zaprzestała jakiegokolwiek oporu. Po chwili Ciemność zabrała szpony i zlizała z nich posokę.
– Czemu mnie sprowadziłaś? – spytała cicho. – Nie masz swojej marionetki?
– Przybyłam do ciebie, gdy pragnęłaś spokoju od cierpienia. Twoi rodzice i mistrzyni zginęli, a ty zostałaś sama z dręcząca pustką. Zaoferowałam ci uwolnienie, którego tak łaknęłaś – powiedziała Ciemność. – A ty nawet nie umiesz się odpłacić.
– Oszukałaś mnie – warknęła Yuki. – Odebrałaś mi wolną wolę, zabrałaś wspomnienia i wepchnęłaś w mrok. To jest to twoje uwolnienie?!
   Po twarzy Ciemności przebiegła irytacja, lecz nie uderzyła jej. Tylko stała spokojnie, a ciemne wstęgi pełzły po podłodze jak żywe robaczki.
– Chciałaś się dowiedzieć, jak zabić tych, którzy sprawili, że twój świat runął. Ja tylko pokazałam ci w sensie praktycznym, jak tego dokonać – Wzruszyła ramionami.
– I to mnie złamało – przerwała Yuki. – Stopniowo odbierałaś mi wspomnienia, łączyłaś je, zmieniałaś, aż wszystko zaczęło się mieszać. Chciałaś zrobić ze mnie swoją zabawkę, ale wtedy coś się stało.
   Uśmiechnęła się, widząc, jak Ciemność marszczy czoło. Trafiła w jej czuły punkt, który udało się wygrzebać w stosie rozerwanych wspomnień. Pod względem siły stała na przegranej pozycji, nie miała szans uciec od tej istoty, ale przynajmniej mogła nad nią chwilę górować. Ostatnia chwila satysfakcji przed śmiercią.
– Zrozumiałam, że wcale nie chcę ich zabić, bo to nie oni byli winni śmierci Rin – san. To byłaś... ty – kontynuowała.
   Ciemność zaczęła się śmiać. Rozrzuciła ręce na boki i wzniosła oczy ku sufitowi. Cieszyła się, ale z czego? Przecież wypomniała jej potknięcie!
  Nie...Serce jej stanęło. Cofnęła się.
  Nie może...Nie....O to jej chodziło?!
– Czyli to muszę zmienić – przemówiła. – Dziękuje za informację.
   Nie...Nie!
   Rzuciła się w bieg. Śmiech Ciemności pędził za nią, podobnie jak ciemne wstęgi. Siekały ją po nogach, uderzały, a ona parowała je swoim lodem. Nagle poślizgnęła się na czymś lepkim i uderzyła głową w ścianę. Ostry ból szarpnął nią, a przed oczami wybuchły plamy kolorów.
– Skończyłaś tego żałosnego berka?
   Zimna ręka zacisnęła się na jej szyi. Smród rozkładającego się ciała oraz najczystszego mroku wdarł się do nozdrzy. Miała ochotę zawyć, gdy ujrzała, że udało jej się przebiec zaledwie pół korytarza. Była aż tak słaba?
– Hmm, kogo musisz znienawidzić zamiast mnie? – zastanowiła się głośno. – Może tą Alice? Albo któregoś z Legendarnych?
– P-przestań – wydusiła z siebie. – Błagam.
– Lubię, jak prosisz – zaśmiała się Ciemność. – Rin też błagała.
   Zastygła, czując pustkę w głowie. Rin – san?
– Hiroshi nie zdążył rozkazać, by ją zabić, a ja widziałam ją jako zagrożenie. Bardzo ładnie krzyczała, jak wydzierałam jej jelita – Oblizała wargi.
   Yuki wpatrywała się w nią pustymi oczami. Rin...Rin...
   Błękitna magia zaczęła zbierać się wokół niej. Gwałtowne uderzenie wiatru sprawiło, że deski ścian i podłogi zaczęły pękać.
   Rin...
  Ochronię cię, Yuki”
– RIN! – wrzasnęła.
   Śnieg, lód, wicher. Wszystko to uderzyło w miejsce, gdzie stała Ciemność. Chciała ją zabić. Poszatkować ją, wbić na pal, sprawić, by zaczęła krzyczeć z bólu. Uścisk na jej gardle zelżał, a po chwili została puszczona.
   Włożyła całą swoją siłę, by pchnąć swoją magię przed siebie. Mięśnie zaczęły ją palić, a nogi dygotać. Czuła, jak cały jej organizm jest obleczony czystą, surową siłą. Nawet ten paskudny mrok musiał ustępować przed białym śniegiem. Wydawało jej się, że słyszy nieznany kobiecy głos, lecz nie obchodziło jej to teraz.
   Chciała tylko zabić Ciemność.
– Ach, czyli będę miała tyle siły do dyspozycji? Jak cudownie – w jej ucho rozległ się szept.
   Nie zdążyła mrugnąć, gdy Ciemność wepchnęła w nią swój mrok. Zakrztusiła się, lecz to nie powstrzymało ciemnej energii przed wdarciem się do jej żył. Śnieg w sekundę stopniał.
   To był jej koniec.

  

Jenn: ...Czy ty ją zabiłaś?
Eee, ciało nie ^^''
Jenn:...
Alice: *groźna aura*
Także no rozdział jest! Jenn mimo wszystko polazła na Ziemię, bo Yuka XD A i macie trochę o Yuki oraz pojawiła się Haru. Taa, coś uznałam, że ich jest za mało...w sumie jest XD Miał być jeszcze Yoyo i Nil, ale oni jednak będą w następnym, bo muszę to dopracować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz