sobota, 1 czerwca 2019

A2 Rozdział 30: Upragnione królestwo


   Artemis i Eris mierzyły się wzrokiem. Koło siostry Nemesis kłębiła się ciemna masa energii, z której co jakiś czas wyglądały różnorakie stworzenia i postacie. Raz chiński wojownik, raz pająk, raz kobieta o olśniewająco pięknej twarzy, raz jaszczurka o rozdwojonym języku.
   Artemis zmarszczyła brwi. Teraz już wiedziała, że to Hypno próbował się wedrzeć do jej przestrzeni. Jednak dlaczego był tu wraz z Eris i wyglądał, jakby łasił się do jej nóg?
– Hypno, przybierz w końcu jakąś postać. Niegrzecznie jest witać gościa w takim niezorganizowaniu – zaćwierkała czarnowłosa, uśmiechając się słodko.
   W końcu Hypno przybrał formę kościotrupa trzymającego błyszczący miecz o szafirowej klindze. Pomiędzy białymi kośćmi żeber wiły się niczym dżdżownice czarne strużki energii, natomiast w pustych oczodołach pojawiły się zielone ogniki.
– Doskonała – pochwaliła go, gładząc dłonią jego ramię.
   Miko postanowiła zignorować absurd tej sytuacji, gdyż zbyt wielu naoglądała się podobnych rzeczy w swoim życiu, a już zwłaszcza w trakcie ostatnich kilkunastu lat.
– Gościa? A gość nie przychodzi z własnej woli lub na zaproszenie? – spytała kąśliwie.
   Eris nie spojrzała na nią, lecz się uśmiechnęła, nie przerywając gładzenia Hypno. 
– Och, moja droga mała miko. Hypno chciał cię przecież zaprosić już wcześniej, dobrze o tym wiesz. Ale byłaś tak nieuprzejma i go nie przyjęłaś – Wydęła policzki w prześmiewczym geście i oparła dłonie o biodra. – Musiałam przez ciebie przesunąć swoje plany, wiesz?!
   Miko w odpowiedzi uniosła brew, wzdychając ciężko i zaplotła ręce na piersi. Eris prychnęła, po czym pstryknęła palcami.
– Ruszaj, Hypno.
   Bey zmienił się w cień i już miał pomknąć w nieznane, kiedy w dłoni miko zapłonął czarny ogień.
– Czek...
   Urwała, gdy poczuła zimno dłoni, która zacisnęła się na jej przegubie. Nie powinna odczuwać temperatury, więc jakim cudem... Podniosła wzrok na Eris, a kobieta przechyliła głowę w bok. Przełknęła ślinę. Hypno wystrzelił w mrok, a jego aura po chwili zanikła.
– Nie pozwolę ci wejść w drogę mojemu synowi.
– Synowi? – powtórzyła miko. – O czym ty mówisz?
– Cóż, zabicie cię sprowadzi mi na głowę wściekłego demona – Eris westchnęła, ignorując pytanie. – A jesteś dla mnie największym problemem. Więc co powiesz na małą lekcję historii? O tym jak zaczęło się to, co wkrótce wreszcie uda mi się zakończyć? 


****

   Oczy miały kolor nieba o poranku. Czystego głębokiego błękitu. Ich posiadaczka niepewnie wyjrzała spod jedynego rozłożystego drzewa w pałacowym ogrodzie. Ledwo promienie słońca dotknęły jej alabastrowej skóry, poczuła ból i cofnęła się w cień. Wiedziała, że z pałacowych tarasów patrzyli na nią dworzanie i zapewne ironicznie się uśmiechali pod nosem.
   Skrzywiła się, zaciskając palce na szerokim, złotym naszyjniku nabijanym rubinami oraz diamentami. Niby odnosili się do niej z szacunkiem, przynosili wszystko, czego sobie zażyczyła, ale w głębi ducha się śmiali. Bo oni mogli krążyć po tych złotych promieniach bez żadnych płaszczy czy parasoli i to niby czyniło ich lepszymi!
   Dlaczego musiała tu żyć? Wśród tych nędznych ludzi cieszących się z gorącej gwiazdy?
– Tch, co za obrzydliwa pogoda – prychnęła.
– Doprawdy, moja droga siostro? Mimo wszystko tylko dzięki temu żarowi ludzie mogą istnieć – powiedział mężczyzna odziany w purpurowy chiton. Jego muskularny tors zdobił identyczny naszyjnik co kobiety. Pojawił się tak nagle za nią, że aż podskoczyła.
– Nemesis, nie strasz mnie tak – jęknęła, przykładając dłoń do serca. – Nie dbam o ludzi, nienawidzę słońca.
   Normalnie brat zacząłby się z niej śmiać i twierdzić, że nie może mścić się na słońcu przez własne problemy. Jednak tym razem dworzanie wraz z towarzyszącą im służbą udali się szybciej do wewnętrznego dziedzińca, by móc chłodzić się wśród czterech kamiennych fontann, więc nie musiał udawać. Ledwo ostatni sługa skręcił, fałszywy uśmiech znikł i zastąpił go grymas.
   Jej brat też cierpiał przez słońce. Mniej niż ona i lepiej panował nad duszeniem tego w środku, ale on również miał już dość. Urodzili się jako dziedzice wielkiego imperatora słynącego z genialnej strategii i braku litości wobec wrogów. Niczego im nie brakowało, żyli w państwie z pewną przyszłością, byli kochani przez ojca.
   Ale to nie był ich świat. Miękka niczym aksamit, spokojna i wypełniona milionem srebrnych gwiazd noc była czasem, kiedy czuli się naprawdę wolni. Lecz wtedy nic nie działało, wszystko stawało się martwe i opustoszałe. Ludzie nie mogli żyć bez słońca, oni bez ciemności.
– Może za niedługo uda nam się zacząć tworzyć nasze imperium mroku – przemówił. Podniosła głowę. – Ojciec poupada na zdrowiu – dodał niby smutno, choć kącik ust mu drgnął
    Instynktownie dotknęła ręką skórzanej sakwy, w której chowała truciznę użytą niedawno na bandzie rolników. Nemesis skinął lekko głową, przy okazji odsłaniając wyryty na skórze symbol zazwyczaj ukryty pod naszyjnikiem.
   Znak ich wiecznej więzi i królestwa, które miało w końcu nadejść. Uśmiechnęła się i schowała dłonie pod czerwoną pelerynę wykonaną z aksamitu.
– Nie wiem jak ty, ale ja ruszam na ucztę bracie – rzekła głośno i wyszła spod drzewa.
   Na szczęście jedna z chmur zasłoniła na chwilę słońce, dzięki czemu bez skrzywienia przeszła przez wykładaną kamykami ścieżkę do tarasu. Potem przeszła korytarzami. Wokół rozlegał się plusk wody, czuła zapach wina i pieczonego woła, słyszała, jak główni doradcy ojca już wznoszą pierwsze toasty. Za niedługo pojawią się tancerki, muzycy i znów rozpocznie się huczna orgia.
   Rząd strażników skłonił się przed nią, a niska służąca odsunęła białą kotarę, za którą odbywała się biesiada. Wkroczyła do środka z gracją. Mogli nazywać ją „wiedźmą” czy „czarownicą”, jednak wiedziała, że jej wyjątkowa uroda im imponowała, a czasami wręcz onieśmielała.
– Witamy, pani Eris – przemówił doradca wojskowy, który już ledwo siedział prosto na stosie poduszek z frędzlami. Zignorowała go. Nie był godny uwagi.
   Pochyliła głowę przed ojcem. Ten wskazał, by siadła po jego prawicy, po czym spojrzał na nią z troską. Wyglądał na takiego szczęśliwego, pewnego siebie. Jeszcze nie wiedział, że stał na ich drodze.
   Może gdyby urodzili się w innym świecie, pokochałaby go.
   Może...


****


  Pewnej nocy ich stolicę napadnięto. Słyszała, jak cały pałac drżał, gdy żołnierze biegli po swoje tarcze, miecze, łuki, strzały oraz włócznie. Szczęk metalu, tupot kopyt, rżenie koni i bojowe okrzyki rozlegały się wszędzie, niszcząc jej spokój.
  Westchnęła. Czemu ludzie byli tacy głupi i lubili zabijać samych siebie tylko dla jakiegoś kawałka ziemi? Co niby w tym interesującego? Tylko tracą siły i udowodniają, że są głupsi od zwierząt, którymi kierują instynkty. Podniosła się z łoża, a jej długie brąz włosy rozsypały się na plecach niczym ochronna peleryna. Złapała za pochodnię i wyszła na skraj balkonu.
   Otworzyła szeroko oczy, przełykając wolno ślinę i odkładając pochodnię na żeliwne mocowanie.
   Miasto płonęło, krew płynęła rynnami, ludzkie krzyki rozdzierały nocną ciszę. Eris otoczyła się ramionami, czując, jak ogarnia ją dziwny dreszcz, który nie miał nic wspólnego z przerażeniem.
   Miecz żołnierza wbił się w kobiecą pierś. Na ścianę domu trysnęła krew.
   Patrzyła.
   Oszalały koń stratował rannego żołnierza, zgniatając jego twarz na miazgę.
   Patrzyła.
   Mężczyzna w złotym hełmie krzyczał najgłośniej ze wszystkich. Mimo iż nie był uzbrojony, nie odnosił ran. Bronił się dziwnymi fioletowymi kulami, które co chwila pojawiały się w jego dłoniach. Słyszała jego śmiech, przypominający ryk bestii.
   Tak, on był bestią. Najsilniejszą, przerażającą, przewyższającą wszystkich.
   Chociaż...
   Mimo dymu, pyłu oraz wszechobecnego chaosu nie miała problemu z ujrzeniem biało – fioletowego beya, który wirował u stóp mężczyzny. Płonął jaskrawym płomieniem, do którego ciągnęły inne strużki; mniejsze, ciemniejsze. Eris podeszła kilka kroków, narażając się na oberwanie strzałą z łuku, lecz się tym nie przejmowała. Miała wrażenie, że bey do niej szeptał, wzywał ją. Ujrzała, że pochłaniał ciemność, w którą popadli inni zepchnięci w rozpacz wojennym chaosem, tym samym rosnąć w siłę.
   Uśmiechnęła się, bo zrozumiała.
   Mężczyzna był tylko marionetką. Bey zaś prawdziwym panem. Prowadził wszystkich, plamiąc ich dusze niezmazywalnym szkarłatem.
    Padła na kolana i pochyliła czoło przed prawdziwą potęgą. Siła, strach, szaleństwo, wszystko, czego szukała, było w takiej niepozornej rzeczy? Podniosła głowę i pomiędzy balustradami balkonu wpatrywała się jak urzeczona, kiedy otoczyła go aura ciemniejsza niż noc.
   Jeśli miałaby coś takiego, stworzenia świata mroku nie byłoby trudne! Wszyscy padli by przed nią i bratem na kolana. Musi go tylko zdo...
    Zastygła w połowie zgięta, gdy marionetka beya zawyła z bólu. Z oczu zaczęły spływać mu krwawe łzy, a wszelkie żyły na ciele nabrzmiały i zaczęły pulsować. Z beya wydobył się olbrzymi smok, którego purpurowe łuski lśniły niczym zbroja. Zaryczał, po czym natarł na mężczyznę, wbijając mu ostre i długie zęby w kark.
   Nie był satysfakcjonujący, więc ginął.
   Gdy wreszcie się pożywił, wycofał się z powrotem do środka beya, po czym po prostu zawrócił w kierunku wyjścia z miasta.
– Eris! Czemu wyszłaś na zewnątrz? Co prawda barbarzyńcy już się wycofują, ale mogłaś się zranić!
   Jednak ona go nie słuchała. Złapała brata za ramiona, wpatrując się w niego z podekscytowanym uśmiechem.
– Wreszcie, Nemesis! Ojciec nie żyje i pojawił się znak, a wraz z nim sposób, by utworzyć nasze królestwo!


****


   Artemis z trudem przełknęła ślinę, gdy ponurą scenę pochłonął otaczający je mrok. Wydawało jej się, że gdy kobieta pociągnęła brata za sobą, opowiadając o swoim odkryciu, błękit w jej oczach zaczął być pokrywany przez szkarłat. Potwór skrywany we wnętrzu wydostał się na wolność.
– To był właśnie początek – przemówiła Eris rozmarzonym tonem. – Nemezis chętnie mnie wysłuchał. Długo potem szukaliśmy materiału odpowiedniego do naszego eksperymentu. Aż wreszcie natknęliśmy się na fragment gwiazdy, którą upadła wiele lat wcześniej. Wyrzeźbiliśmy z nich beye i zaczęliśmy je karmić.
– Karmić? – Artemis spojrzała na nią szeroko otwartymi oczami. Poczuła, że żołądek jej się skręca. – Co masz na myśli?
   Eris uśmiechnęła się, po czym odrzuciła głowę do tyłu.
– Chcieliśmy z nich stworzyć potęgi podobne do L – Drago, więc dawaliśmy im najprostszą do zdobycia rzecz. Ludzki mrok.
   Artemis ujrzała sceny, jak dwa beye, które wyglądały niczym stworzone czarnego marmuru posiadające jedynie fioletowy środek, wirowały pomiędzy ludźmi zabierając od nich ciemność oraz życie. Jak ludzie po ich wpływem zaczęli wariować, kraść, zabijać. Jak Eris odziana w ciemny płaszcz puszcza strzałę, a ta trafia zalaną łzami kobietę prosto w oko. Wrzask pełen bólu, ciemnoczerwona posoka płynie drobnym strumieniem po skórze, drgający płomień świeczki.
   „Błagam...”
   Klinga miecza odrąbuję głowę dziecka. Kolejna porcja krwi tryska ku górze. Nemesis wyciera ją wierzchem dłoni z policzka i przechodzi po zwłokach, tym razem biorąc za cel staruszka, który trzęsie się ze strachu.
„Przestań!”
– Och, żebyś tylko wiedziała, jaki cudowny mrok powstaje w ludziach, gdy umiera ktoś im bliski. Cała ich miłość przeradza się w nienawiść – wyszeptała podnieconym głosem Eris, nachylając się do ucha Artemis. – Uwielbiałam to robić. Nasze beye stawały się coraz silniejsze i silniejsze, tak, że nikt nie umiał się nam postawić. Żadna armia, żaden władca. Wszyscy padali w agonii!
  Nagle miko znalazła się na plecach, a Eris nad nią, przyciskając jej ramiona do posadzki. Z szkarłatnych oczu zniknęło podekscytowanie, a pojawiła się złość.
– Jednak bogowie postanowili nam przeszkodzić.
  Z mroku nad jej głową wypłynęła inna scena.


****


     Złoty i różowy piorun uderzyły o ziemię. Eris zaklęła i cofnęła się o krok. Miała zapuchnięte powieki i policzki rozorane paznokciami.
   Wtem z gęstych burzowych chmur rozległ się chór głosów. Rozgniewanych i potężnych, które sprawiały, że góry drżały, a morze burzyły spienione fale.
– Nie myśl, że unikniesz kary. Ty i twój brat przeklęliście całe swoje człowieczeństwo! Zniszczyliście wszelkie nasze prawa!
– Jesteście tylko zwykłymi bóstwami bez mocy, skoro mi i Nemesis udało się was przerazić – prychnęła w odpowiedzi.
   Zerwał się silny wiatr, a wokół Eris pojawił się ognisty krąg, zabierający jej wszelkie drogi ucieczki.
– Jesteście ludźmi – zagrzmiały głosy. – A ludzie umierają. Twój brat już zginął, a jego dusza nigdy nie zazna spokoju, błąkając się po wszechświecie! To samo stanie się z tobą!
   Kobieta uśmiechnęła się, a jej oczy zabłyszczały. Była brudna i zakrwawiona w porwanych niemal na strzępy szatach. Jednak nie miało to żadnego znaczenia, gdyż wreszcie dopięła swego. Wreszcie znalazła sposób, jak przestać być częścią tego świata.
  Nim spomiędzy rozgniewanego nieba wystrzeliła śmiertelna wiązka, zdążyła wbić sztylet prosto w swoje serce. Gorąca krew, której barwa bardziej przypominała sok z porzeczek niż szkarłatną posokę, zaczęła pokrywać jej beya. Przejechała językiem po wardze.
– Wkrótce się zobaczymy, bracie.
  Chwilę po tym jej ciało objął złoty piorun, który spalił nawet kości.



****


– Oj ci bogowie byli tacy głupi – mruknęła Eris, przejeżdżając dłonią po odłoniętej szyi Artemis. – Nie pomyśleli, że może dusza mojego brata trafi do gwiazdy, która po długich stu latach spadnie na Ziemię. Prosto w łapy króla Hadesa. Gdyby nie zauważyli swojego błędu, już dziś mielibyśmy nasze królestwo – Uśmiechnęła się z nostalgią. – Jednak wtedy pojawili się cholerni Legendarni i znów zapieczętowanego mojego biednego Nemesis. Choć wiedziałam, że powróci, to te długie tysiąclecia dłużyły mi się. Wtedy właśnie stworzyłam Hypno, mego drogiego synka. A potem pojawiłaś się ty – Zmrużyła powieki i wsunęła kolano między nogi miko. – Młoda, naiwna i ciut za silna – wycedziła przez zęby. - Gdyby nie ty i twoje pieprzone moce dwa lata temu to ja bym wygrała, lecz musiałam przebywać w głębi drugiej osobowości narwanej demonicy.
    Artemis do tej pory milczała, analizując wszystkie zdobyte informacje i nie mogąc pozbyć się strachu, który zaczął ją powoli oplatać. Gdyby nie ta kobieta i jej nienawiść do słońca nigdy nie wydarzyłaby się tragedia Nemesis ani nigdy nie powstałoby więcej mrocznych beyi. Przez te wszystkie tysiąclecie myślano, że to Nemesis był tym głównym złem, a tak naprawdę w jego cieniu krył się ktoś jeszcze bardziej szalony. Prawdziwy sprawca tego wszystkiego.
– Czyli teraz też chcesz stworzyć to królestwo? – spytała.
– Oczywiście – Eris zaśmiała się. – Zaraz po tym, jak otworzę bramy do mojego brata i sprowadzę go do świata ludzi!
   Miko zacisnęła zęby i zepchnęła kobietę z siebie. Potem podniosła się i poprawiła kimono. Zrozumiała już wiele, lecz ciągle było kilka niejasności.
– Jak niby? Nie masz ciała.
– Ach, to prawda, nie mam ciała, a moja dusza została rozerwana. Nie jestem w stanie żyć jako samodzielny organizm. Samodzielny, rozumiesz? – zachichotała, puszczając oczko. – Nie zdołasz mnie znaleźć, nieważne, jak będziesz chciała.
    Poczuła, jak ściska ją w środku. Niemożliwe... Eris potrząsnęła głową i przeciągnęła się.
– Nie jestem ani człowiekiem ani beyem. Jestem czymś, co wykracza poza wszelkie granice, czymś, co przeklęło wszelkie prawa.
– Plugastwem – warknęła Artemis.
   Kobieta zaczęła się śmiać. Piskliwy, mroczny i oszalały śmiech niósł się przez ciemność, powracając w zdwojonym echu. Rozrzuciła ręce na boki, a jej brązowe włosy poleciały w dwie strony niczym rozstępujące się morze.
– Plugastwo czy nie, ty już tak tego nie zdołasz zatrzymać, mała miko. Potrzebowałam cię gdzieś uwięzić, byś nie wyczuła, że zabieram klucz. Teraz już na to za późno.
– Nemesis – wyszeptała Artemis.
   Eris rozciągnęła usta w uśmiechu. Jej zęby znów stały się ostrymi kłami.
– Królestwo powróci.



Podsumowanie rano xD
EDIT:
No to macie historię Eris i Nemesis oraz o co jej od początku chodziło. Od tej pory mogę was zapewnić, że akcja się rozkręci. Wgl obrazek ten miał być pod innym rozdziałem, ale no cóż, o 1 w nocy nie chciało mi się szukać innego XDD

7 komentarzy:

  1. Falalalala la la. Dobra już się uspokajam, ale bardzo mi się podobał ten rozdział. Kurcze jeden z lepszych ostatnio. Gadania Eris to ja mam po wyżej uszu bo to taka z gatunku Zmorus robalus, ale to jak przedstawiłaś realia otoczenia za rzycia Eris i Nemesis po prostu bajka dla moich oczu i miodek na serduszku.Miałam trochę takie: zaraz wleci Neron i zacznie śpiewać.
    Zmora:Gdyby wparował tam z tą swoją hafrą to nawet bogą by uszy powiędły.
    Dobra bo ja tym się jaram więc może na trzeźwo jeszcze coś mi się przypomni xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS. Mówię ci telepatja XD

      Usuń
    2. Eris lubi gadać
      Jenn: JAk się jest bezsilnym gównem,to co można więcej?
      Eris: Cóż, dość ciekawe, że zdołałam wywołać największy ówczesny kryzys, nie myślisz?
      Jenn: *rozkłada ręce* Nie szczyciłabym się zabijaniem ludzi, to nie jes zbyt trudne z mojej perspektywy
      Eris: *uśmiecha się* Jestem tą, której bali się bogowie
      Jenn: Nie mam innych bogów poza Lucyferem, a ty nie masz nawet pełnej duszy, utkaj ryj
      Chciałam nieco bardziej opisać życie Eris i Nemesis, ale szczerze wybrałam dość późną godzinę na wylew weny XDD No i chciałam już dojść do jakiegoś zwrotnego punktu w fabule. No ciekawi mnie, czy coś sobie jeszcze przypomnisz XDD

      Usuń
    3. Mam deja vu, ale i tak to powiem. Starzy ludzie tak mają, że dużo gadają. Trzeba im wybaczyć XD
      ,,Eris: *uśmiecha się* Jestem tą, której bali się bogowie."
      Zmora:*wybuchła śmiechem* Ciebie nawet pies z kulawą nogą by się nie przestraszył.

      Usuń
    4. HIROSHIIIIIIIIII
      Eris: *nawet nie ma ochoty unieść brwi na wypowiedź Zmory* Mówi energia zamknięta w zegarku i zdolna tylko narzekać, że kiedyś to było
      Jenn: Oho, zaraz będzie, jaka to ona jest potężna, że ona znów zaprowadzi swoje porządki, wszyscy będą przed nią drżeli i tak dalej. Jesteście gotowi?
      Izu: Mam poduszkę, łap swoją *rzuca jej*
      Jenn: No i pięknie *podkłada sobie pod głowę i otwiera księgę o podartej skórzanej okładce*

      Usuń
  2. Pachet: A więc to o tobie tak mówili Eris.
    Atena: Niestety o niej.

    Ja: Nie no te realia poprzedniego życia Eris i Nemezis są super. To jest tak wspaniałe.
    Miju: Nie zachwycaj się tak bo wybuchniesz
    Hanako: W sumie ci Bogowie działają jak WBBA. Nie kiwną palcem póki nie będzie za późno
    Hirooki: Ej coś w tym jest moze któryś z nich WBBA założył

    Ja: Dobra gonia mnie rzeczy do szkoły i na bloga to znikam i czekam na kolejny post :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eris: Yaaaas *zadowolona z siebie*
      Jenn: Stop this. NOW
      Blaise: Zajebiste, zabić można było bez podejrzeń
      Jenn: A teraz wszędzie kamery albo wielkie oko patrzy
      Victor: KTOŚ MUSI

      Usuń