środa, 1 stycznia 2020

A2 Rozdział 38: Obietnica z przeszłości



    Czerń przeplatała się z bielą, póki nie zalała ich fala szkarłatu, wraz z którą nadszedł kolejny piekący ból. Próbowała krzyknąć, jednak przez jej zdarte gardło przedostało się jedynie słabe jęknięcie. Czuła, jakby każdy skrawek jej ciała był przypalany i szarpany ostrym nożem. Nie miała siły wstać, zwinąć się w kulkę czy chociażby odchylić głowy. Przed oczami przemykały jej jedynie smugi światła oraz rozmazana twarz oprawczyni.
   Tak bardzo by to się już skończyło, by przestała cokolwiek czuć, by móc zasnąć na wieczność...
- Och, krzyczysz dużo ładniej niż twój ojciec, Emiko – chan – usłyszała pełen podniecenia szept tuż przy uchu, po czym coś mokrego przejechało po małżowinie. Skręciło ją z obrzydzenia, jednak była zbyt wykończona, by jakoś się obronić. – Kobiece krzyki zawsze miały w sobie więcej energii – zamruczała Eris.
    Emiko spojrzała na nią, mrużąc oczy. Twarz Eris była śliczna, jednak złowieszczy uśmiech oraz oczy pełne szaleństwa sprawiały, że bliżej jej było do miana bestii niż piękności. Kobieta przechyliła głowę, wolno przejeżdżając palcem po strudze krwi, która spływała z wargi Emiko. Przesunęła językiem po ustach, chichocząc cicho.
   Dlaczego tak się z nią bawiła? Czemu po prostu jej nie zabiła i wróciła do dokańczania swojego planu?
– Nie zabiję cię – mruknęła Eris, podnosząc się. Rozłożyła ręce i wzruszyła ramionami. – Nie miałabym z tego żadnej rozrywki.
   Emiko zmarszczyła brwi. Eris oparła się biodrem o biurku ojca. Ojciec...Kilka łez uciekło z kącików jej oczu, gdy pomyślała, jaki gehennę musiał on przeżyć, zanim...
   Zapłakała, na co jej gardło zapłonęła żywym ognień. Dlaczego? Czemu akurat oni? Chcieli tylko pomóc, czemu ich to spotkało...
   Poczuła mocne kopnięcie w brzuch, które wydusiło jej powietrze z płuc. Uderzyła plecami o ścianę i zaczęła rozpaczliwie kaszleć, dławiąc się własnymi łzami. Niech to się już skończy, chciała umrzeć, tylko umrzeć...
– Twoja pełna agonii twarz jest rozkoszna – zamruczała kobieta, obejmując się ramionami. – Jednak to wciąż za mało – Westchnęła głęboko. – Chcę więcej...
– Dlaczego... – Emiko skrzywiła się. Sam oddech sprawiał, że w ciało wbijało jej cię miliony szpilek. – ja?
– Po prostu gdy tylko cię ujrzałam, chciałam się tobą pobawić – odparła Eris. – Byłaś taka pewna siebie, pełna energii. Nie ma nic lepszego, niż powolne rujnowanie kogoś takiego, zapewniam cię. Doprowadziłaś do śmierci własnego ojca, a teraz gdy dostarczyłaś mi Leona, cały ten zabawny ludzki świat zniknie. – Przedstawiła ręką wybuch. – Puf!
   Oczy Emiko rozszerzyły się, a ona sama miała wrażenie, jak świat wokół zwolnił. Słowa Eris powoli przetwarzały się w jej głowie, wydobywając z siebie przerażającą prawdę. Od początku dała się prowadzić jak dziecko, pomagając Er...nie, temu czemuś w jej planie.
– Chcąca udowodnić swoją wielką wartość i przekonana, że jesteś lepsza, przyszłaś do mnie – Eris spokojnym krokiem ruszyła w jej stronę. Stukanie obcasów odbijało się od ścian. – Nie zwracałaś uwagi, czy to bezpieczne, czy możesz mi ufać. Twoja arogancja i przerośnięta ambicja zasłoniły ci rozsądek – Jej słowa sączyły się niczym trucizna prosto do duszy Emiko, próbując ją zbrukać i zdusić. – I popatrz do czego to doprowadziło. Twój ojciec umarł w cierpieniu, cała ludzkość zdechnie, bo jedna mała i naiwna dziewczynka postanowiła pobawić się w detektywa. Trochę żałosne, czyż nie?
   Dreszcz przyjemność przeszył kręgosłup Eris, kiedy ujrzała bezbrzeżną rozpacz w oczach dziewczyny oraz jej pełną cierpienia twarz. Mogła sobie tylko wyobrażać, jak pełna katorgi będzie jutro, kiedy wszystko zwróci się ku ciemności.
– Jedynie żałosne jest tu twoje pierdolenie.
   Emiko z trudem zarejestrowała pojawienie się nowego głosu w pomieszczeniu, ocknął ją dopiero błysk srebra tuż koło jej twarzy Powietrze przecięło wściekłe warknięcie, po czym wypełnił je zapach zgniłych jabłek.
  Na ziemię runął deszcz czarnej posoki, a zaraz za nią potoczyła się biała dłoń o długich palcach. Emiko zachłysnęła się, gdy podniosła głowę.
Dziewczyna z lasku.
– Zawsze musisz się wtrącać, Jenn? – syknęła Eris i potrząsnęła ociekającym „krwią” kikutem. – Myślisz, że mój brat będzie zadowolony, jak zobaczy mnie w takim stanie? – wydęła wargi w oburzeniu, jakby utrata dłoni nie robiła na niej większego wrażenia.
– Zdechniesz, zanim do tego dojdzie – mruknęła dziewczyna, wyraźnie znudzona i odbiła się od podłogi, wykonując cięcie kataną od dołu.
   Eris sparowała uderzenie wewnętrzną stroną prawej dłoni, jednak nie zdołała uchylić się przed przyduszeniem do ściany.
– Cząstka człowieka wiruje, co? – zagadnęła, nie zwracając uwagi, jak paznokcie Jenny wbijają się coraz głębiej w jej skórę. Czarne krople zaczęły znaczyć swoją drogą po jasnej drodze. – Zawsze pojawiasz się, by pomóc takim jak twoja matka, to takie urocze.
   Pomimo iż Emiko pragnęła śmierci Eris, to nie mogła powstrzymać wzdrygnięcia, kiedy dziewczyna przebiła udo kobiety. Czarna posoka buchnęła na boki, powodując, że zapach jabłek wypełnił każdy skrawek pomieszczenia.
– Jestem po prostu już tobą znudzona – westchnęła Jenn, powolnym ruchami wiercąc ostrzem w ranie, tym samym ją powiększając. Jej oczy powoli pokrywała czerwień, podobnie jak powierzchnię ręki. – Skoro wreszcie masz ciało, mogę je rozerwać.
   Na ułamek sekundy twarz Eris stężała, po czym kobieta otworzyła usta. Lecz jej słowa pochłonął wybuch, który wstrząsnął całym budynkiem. Emiko odleciała gwałtownie w tył, uderzyła głową o kaloryfer i poczuła, jak sypie się na nią deszcz szklanych odłamków. Sufit załamał się, spadając z rumorem na podłogę i wzdymając ku górze chmurę pyłu. Zapadła śmiertelna cisza. Emiko nie śmiała nawet oddychać czy drgnąć. Wodziła oczami po rozmiarze zniszczeń i zadrżała. Coś podobnego zdarzyło się w WBBA. Czyżby...
   Ostry piskliwy śmiech zawibrował jej w uszach. Pył zaczął opadać odsłaniając stojącą z założonymi rękami Jenny oraz Eris, która  podniosła się do siadu. Czarny płyn wylewał się z jej ust, ciało było poszarpane do tego stopnia, że gdzieniegdzie dostrzegała białą chrząstkę. Mimo to Eris ciągle żyła.
– Najwyraźniej plugastwa są jak robale – mruknęła Jenn, a w jej dłoni zapłonął fioletowy ognik. – Trzeba je spalić, aż nie zostanie nawet proch.
– Uwielbiam to, Jenny! – Eris wyrzuciła ręce w górę. – Twoja nienawiść do mnie, twoja żądzą krwi! Jednak – Zniżyła głos. – nie pozwolę ci mnie zabić.
– Co niby stoi mi na przeszkodzie? – Jenn uniosła brew i dmuchnęła w ognik.
   Tornado ognia wystrzeliło ku Eris i rozbiło się o lodową ścianę, która nagle wyrosła przed nią. Jenny warknęła przekleństwo pod nosem i spojrzała ku drzwiom, mrużąc oczy.
   Przejmujący chłód wypełnił cały gabinet wraz z warstwą śniegu. Wszystko to zdawało się emanować od niskiej dziewczyny o długich błękitnych włosach. Jej oczy były puste i wpatrzone gdzieś przed siebie. Obok niej stał chłopak, który zaciskał dłoń na gardle Nila.
   Kiedy podniósł głowę, Jenny głośno wciągnęła powietrze przez nos. Ciepłe brązowe oczy rozbłysły, gdy się uśmiechnął.

****

   Czułam, jak przebiega mnie dreszcz, ale wcale nie z powodu mrozu, który przywlokła tu ta śnieżna idiotka. Zmrużyłam powieki, wpatrując się w twarz brata. Jak Eris zdołała go odtworzyć? A nie zaraz...pierdolony Hypno.
   Wzięłam głęboki wdech, opanowując się i przywołałam dwie kule czerwonej energii.
– A-a-a, nie próbowałabym – zaćwierkała Eris, podnosząc się z trudem. Rany zaczęły się jej powoli zasklepiać, ale z satysfakcją dostrzegłam, jak krzywi się z bólu. – Chyba nie chcesz, by Yuki i twój brat skręcili Kyoyi i Nilowi karki? – Skinęła dłonią, na co wspomniana dwójka położyła ręce pod podbródkami. Obydwaj byli nieprzytomni i tyle dobrze, bo ostatnie czego mi tu brakowało, to wrzaski Kyoyi.
– Po pierwsze, to nie mój brat, a iluzja Hypno – odparłam, wywracając oczami. – Po drugie, nie zabijesz Kyoyi, bo jest ci potrzebny do rytuału otwarcia bramy. Więc nie masz żadnych kart przetargowych.
– Ach, masz rację – Eris pokiwała głową, opierając policzek o dłoń. Uśmiechnęła się. – Kyoya – kun jest potrzebny – Na jej słowa Yuki puściła narwańca i skuła go w lodowej otoczce. – Jednak Nil – kun nie do końca. Neee, co teraz, Jenny – chan? Zawsze możesz cisnąć swoją magią w Hypno, jednak zastanawiam się, czy jesteś w stanie skrzywdzić swojego brata nawet jeśli to iluzja?
    Odchyliłam głowę do tyłu i przymknęłam na moment oczy. Czułam wzrok Eris utkwiony drapieżnie w mojej osobie. Z gardła wyrwał mi się nieco ochrypły śmiech.
   Widać, że mój dziadek i to próchno musiało być spokrewnione. Byli tak samo naiwni i głupi. Że niby coś mnie powstrzyma? Specjalnie przyszłam tu sama, wiedząc, że musiała coś zaplanować.
– Sanguinem diaboli* – przywołałam krąg i zacisnęłam mocno dłoń w pięść, przebijając skórę. Samotna kroplka krwi spadła na czarny wzór, sprawiając, że zapłonął czerwienią. Dziewczyna za mną cicho jęknęła ze strachu.
   Eris zmarszczyła brwi i spojrzała na mnie. Jej ciało jeszcze się leczyło, zabierając energię potrzebną, by mogła zniknąć.
– Nie zrobisz tego – powiedziała pewnie. – Zabijesz wszystkich tutaj i w promieniu najbliższych kilku kilometrów.
– Zabiję ciebie – odparłam i przechyliłam głowę, uśmiechając się. – A przecież już ci raz powiedziałam, że pewnego dnia do tego dojdzie, prawda?
   Podłogę powoli zaczynała pokrywać siatka błyszczących się rys, a śnieg topniał, parując ku wyrwie w suficie.
– Uciekaj, ty cholerny próchnie – szepnęłam, zwijając drugą dłoń. Palce głośno strzyknęły. – Zobaczymy, ile zdołasz przebiec, zanim rozerwę cię na strzępy.


****

      Blaisa przeszyła fala energii. Nie zdziwiłby się specjalnie, gdyby był w Piekle, jednak w świecie ludzi...Spojrzał przez ramię i syknął przez zęby, widząc słabą wiśniową  poświatę, która zakręconą wstęgą wydobywała się od budynku, gdzie był ten detektyw. Ciagnęła się aż do nieba, a zapach stali i wanilii mógł należeć tylko do jednej osoby.
   Wypuścił wolno powietrze nosem. Dlatego Jenny chciała, by został i pilnował, gdyby Eris udało się wyślizgnąć.
– Czy ona zwariowała? – mruknął z niesmakiem Damon, wydmuchując dym papierosa. – Zrobi wyrwę na połowę dzielnicy. I tam właściwie nie ma z nią jakiś ludzi?
   Blaise rozłożył ręce i obydwaj znów spojrzeli na poświatę, która powoli zmieniała kolor na ciemniejszy. Z jednej strony lepiej jak zabije Eris tutaj, bo brama się nie otworzy, jednak z drugiej trochę dużo niewinnych ludzi może zginąć. Potarł się kciukiem po brodzie. Hmm, kłopotliwa kwestia.
   I tak właściwie czy ona na pewno będzie obojętna na ich śmierć?





Rozdział krótki, i know, jednak próbuje wrócić do formy XD Napisałam go co prawda wczoraj, ale musiałam się szykować na sylwestra i nie zdążyłam wrzucić. Najlepszego w nowym roku, by było mniej depresji i jakoś dało się przeżyć, bez większych szkód psychicznych. Mnie od jutra czeka bajlando życia, więc póki co sobie chilluje
Odmeldowuje się!
Ps. A tu macie mu collage, który wykonałam pod Eris, bo całkiem mi wyszedł ^^






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz