poniedziałek, 23 grudnia 2019

One shot świąteczny #2 - Czyli o braku normalności


   Przed nikim nie będę ukrywała, że święta nie należą do jakiś moich wybitnie ulubionych wydarzeń w czasie roku. Nie dość, że ciałka przybywa (a zaraz Sylwester i przydałoby się nie wyglądać jak beczka w cekinach), to portfel chudnie w zastraszającym tempie. No i przy okazji ile to roboty, jakieś choinki, ogarnianie, by Izu nie wpieprzył wszystkich ciast na raz, nawiedzone staruchy na ulicy nawołujące do kochania i czczenia jakiegoś dziada w chmurach. Ugh, świat ludzki brzydnie mi z roku na rok.
– Zamierasz upiec tego łososia wzrokiem? – zagadnęła Yuka, zaglądając mi przez ramię.
   Otrząsnęłam się z wyliczania czy w Boże Narodzenie nawiedza mnie też więcej idiotyzmów niż zazwyczaj (moje życie to ruski cyrk, więc nie, wszędzie po równo) i wreszcie opuściłam nóż, bo już ramię mnie bolało od trzymania go w powietrzu.
– Nie, ale pewnie wtedy zaoszczędziłabyś na używaniu prądu – mruknęłam i zaczęłam go ładnie filetować.
   Wyjątkowo w tym roku Yuka wzięła na siebie rolę gospodarza całego cholerstwa i już po jej minie wnioskowałam, że miała sobie za to ochotę strzelić krzesłem w łeb. Z wyjątkiem świętej pracowni, gdzie nikt nie może wejść bez błogosławieństwa artystki, to wszędzie walały się pudła z bombkami, łańcuchy, igły z choinki, obrusy i jakieś oczojebne i przyprószone złotym proszkiem aniołki autorstwa Izumiego, który poczuł w sobie powołanie do tworzenia figurek (ratuj się kto może). No i nie mogło zabraknąć pewnego łosia. Tak, Shosiek obecnie przebywał w wydzielonym płotem kawałku salonu i z upodobaniem upierdalał wszystko co zielone, w tym jedną z poduszek na fotelu obok. Skąd się tu wziął, zapytacie? A no dziecko optymizmu uznało, że skoro nie może trzymać Shośka w domu, to chociaż chce by z nim spędziło święta. Głosy rozsądku czy choćby groźby nic nie dały, rudzielec na nie ogłuchł i koniec końców zwierzę zostało zaakceptowane.
   No ogólnie podsumowując, bałagan, rozpacz, Yuka powinna już rozglądać się za nowym mieszkaniem.
   Wrzuciłam filecik na resztę stosu do smażenia, podkręciłam grzanie pod barszczykiem i usiadłam na brzegu blatu. Yuka siedziała naprzeciwko, wpatrując się w okno. Na chwilę oderwała od niego wzrok i przeniosła go na korytarz, gdzie dalej spoczywały efektownie rozgniecione trzy bombki. Artystka westchnęła, przejeżdżając dłonią po twarzy w niemej rozpaczy. Dla dodania dramatyzmu Shoskiek zaryczał donośnie na pół wieżowca.
– Wszędzie jest bajzel, łoś zjadł mi pół poduszki, zaraz sąsiedzi naślą na mnie psy, bo jeszcze ryczy jak kombajn – Wzniosła oczy i załamała ręce. – Za co?!
– Za to, że łeb jesteś i się zgodziłaś – powiedziałam bezlitośnie.
   Oderwała rękę od czoła i spojrzała na mnie spod byka.
– W święta nie powinno się być miłym dla innych?
– Do demonów się ta zasada nie aplikuje, skarbie – oświadczyłam i sięgnęłam do kieszeni po telefon.
   Kliknęłam w wiadomość od Izumiego i poczułam, jak robi mi się gorzej. Yuka dalej na mnie patrzyła, więc zachowałam resztki spokoju i przywołałam butelkę wina i dwa kieliszki.
– Ale myślę, że procenty ci pomogą, po nich wszystko łatwiej idzie – oznajmiłam, szczerząc zęby. Nalałam jej szczodrze, potem sobie i podsunęłam kieliszek. Owacje powinnam dostać za taką grę aktorską, bo przed oczami mi już ciemniało na myśl, co rudzielec z pewnie Blaisem (bo to też spierdolina umysłowa) tu przywlecze.
    Normalnie to Yuka już by zwietrzyła spisek i nawet palcem nie tknęła trunku, jednak chaos dookoła i łos dobiły ją tak, że wzięła i pięknie na raz wypiła zawartość. Zaraz jej dolałam, licząc, że zdążę.
   Niestety ubyło jedynie pół butelki, kiedy drzwi wejściowe pieprznęły o ścianę z hukiem. Poderwałyśmy się obie, Yuka ze zdziwieniem, ja z rezygnacją. Nawet nie zdążyłyśmy wyjść z kuchni, kiedy czubek cholernej CZTEROMETROWEJ choinki zagościł w holu. Yuka na ten prawie rozbiła sobie czoło o ścianę.  W ramach wyjaśnień to po tym jak Shosiek ujebał spory kawałek oryginalnej choinki, te dwa zjeby uznały, że pójdą po nową. Tylko nie poszli do punktu sprzedaży, by rąbnać lub kupić. O nie, to by było za łatwe. Uznali, że wytną jedną z lasu. Czterometrową, tak dla przypomnienia.
– Wam do końca na mózg padło? – spytałam z niedowierzaniem, wychylając się prez próg. Blaise i Izu stali zziajani po obu stronach drzewa, trzymając je z dumą. Plasnęłam się w czoło. Lucyferze słodki, głupieją w przerażającym tempie, a nawet nie mają trzydziestki!
– Może i duża, ale za to jaka piękna! – wykrzyknął uradowany Izu. – I jak pachnie!
   Tu miał rację, aromat lasu roznosił się dookoła, zagłuszając nawet smród Shośka. Co nie zmieniało faktu, że nie był szans, by ją upchnąć w apartamencie o wysokości dwa i pół metra!
 Przeszłam ostrożnie nad gałęziami, gdyż miałam rajstopy i ostatnie czego chciałam, to by mi się podarły i stanęłam przed Blaisem. Ten wyszczerzył zęby i rozłożył ręce.
– Świąteczny przytulas? – spytał, ruszając znacząco brwią.
   Uśmiechnęłam się, otwierając ramiona, a gdy ten ruszył w przód, zgarnęłam szybko śnieg z jego kaptura i pizgnęłam mu w twarz. Wydał krótki okrzyk zaskoczenia.
– Powiedz mi, kochanie, w którym momencie uznałeś, że przywleczenie tego zielstwa to dobry pomysł? Bo to, że Izu nie myśli nigdy, to ja już wiem – Rudzielec próbował protestować, ale tak na niego spojrzałam, że umilkł natychmiast. – Ale tobie nie dalej jak dzień temu mówiłam, że raz w życiu chcę przeżyć święta spokojne i normalne, pomijając łosia – westchnęłam, opierając ręce o biodra.
   Odpowiedź była krótka i zimna, gdyż idiota też cisnął we mnie śnieżką.
– Och, Jenn, nie zrzędź jak stara baba – wystawił język, puszczając oczko. – Przecież mamy święta, czas radości i prezentów.
   Z przyjemnością sprezentowałabym mu cios w wątrobę, kiedy coś zaskrzypiało o podłogę. Odwróciłam głowę i zostałam uraczona widokiem Yuki, która błędnym wzrokiem wpatrywała się w choinkę i igły wokół niej, a w dłoni trzymała siekierę. Izu zamarł w miejscu.
– E, Yuka – chan? – zagadnął, uśmiechając się niepewnie. – Wszystko dobrze?
   Spojrzała na niego i ostrzem wskazała na drzewo.
– Co to jest?
– Choinka?
   Przechyliła głowę w prawo.
– Taka duża? I rozłożysta? Jedna z gałęzi prawie wywaliła krzesło w kuchni.
   Z przyjemnością dłużej poobserwowałabym, jak Izu rozpaczliwie próbuje uniknąć siekiery pośrodku głowy, jednak miałam jeszcze pilną sprawę do załatwienia. Dlatego z łaskawym uśmiechem odebrałam Yuce mordercze narzędzie, doprowadziłam ją do krzesła i wręczyłam napoczętą butelkę. Poklepałam ją po ramieniu, na co skinęła energicznie głową i pociągnęła zdrowy łyk. Zuch dziewczyna...chyba troszkę ją rozpiłam, ale co tam, w dwie godziny raczej wytrzeźwieje...raczej.
– Ja wychodzę, więc wy sprzątajcie, panowie i pilnujcie, by Yuka nie wypiła następnej butelki – rzuciłam do spierdolin, przechodząc holem usianym igłami do wieszaka z moim płaszczem.
   Stęknęli w odpowiedzi, próbując jakoś ustawić choinkę, co oczywiście nie wychodziło kompletnie. Jedynie Shosiek był zachwycony, bo czubek choinki uginał się idealnie przed nim. I proszę nie pytajcie mnie, dlaczego łoś chciał jeść iglaste drzewo, bo akurat w moim życiu jeden absurd gonił drugi, jakby kto jeszcze nie zauważył.
   Owinęłam się szalem, zerknęłam, czy Yuka jeszcze nie zgonuje, złapałam butelkę sake i otworzyłam zamaszyście drzwi, uznając, że raz wyjdę jak człowiek.


****

   Doskonale zdawałam sobie sprawę, że zostawienie tego wszystkiego na barkach jednej pijanej artystki i dwóch tępych demonów nie należało do posunięć genialnych, jednak chciałam odwiedzić grób brata, zwłaszcza, że akurat wypadała w tym roku okrągła rocznica. Zresztą Alice z Haru miały za niedługo się zjawić, to może mieszkanie przetrwa. Choć ta choinka...
   Odetchnęłam, a kłąb pary poszybował ku ciemnemu niebu. Na cmentarzu panował kompletny spokój, ale tuż za jego bramami tłumy ludzi biegały z paczkami, piosenki świąteczne grane w kółko w centrach handlowych doprowadzały do kurwicy, a porozwieszane wszędzie ozdoby mogły doprowadzić do ślepoty. Taa, grunt to dobre nastawienie. Odchyliłam głowę, wpatrując się w nieliczne gwiazdy. Aż nagle pojedynczy płatek śniegu opadł mi na nos. Zaraz za nim nadleciał następny, i następny, i następny...
   Świat wokół zaczął się robić niczym we wnętrzu szklanej kuli. Sięgnęłam po czarkę i stuknęłam się z marmurową tabliczką.
– Twoje zdrowie, bro – mruknęłam, przechylając i wypijając zawartość, po czym podniosłam się, strzepując śnieg z włosów.
   Obowiązek wypełniony, więc pora wracać. Oczywiście najszybciej byłoby się teleportować, ale czy mi się chciało wracać do gigantycznej choinki, pijanej Yuki, zapewne już załamanej Haru, gór jedzenia, igieł i śmierdzącego łosia? No, uwaga, uwaga, trzymajcie się mocno krzesła, bo nie. W końcu święta to czas zmian, a mi się akuratnie zachciało odzyskać trochę równowagi psychicznej, która spierdoliła radośnie z dekadę temu. Dlatego uznałam, że mały spacerek nikomu nie zaszkodzi.
  Ta, kurwa, jasne. Szybciej Izu zostanie następnym Mesjaszem, niż ja osiągnę spokój w życiu. Nie przelazłam kilometra, kiedy idealnie przede mną, niczym jebany feniks z popiołów pojawił się Kyoya. Jeszcze walić, jakby był sam albo z Benkeiem. Nie! O właśnie, tutaj proszę damską część o odłożenie picia i usiądziecie. Na jego ramieniu była zawieszona jakaś laska. Nie Sierra, spokojnie. Wyglądała względnie normalnie i nawet się nie skrzywiła, gdy obdarzyłam ją wzrokiem, jakby była ufoludkiem.
– To jakaś twoja kuzynka czy zmusiłeś ją groźbami, by z tobą była? – spytałam bez ogródek, patrząc na Yoyo.
   Ten się skrzywił, a jego ręką automatycznie się zagięła, jakby chciał mnie udusić. Ach, uroczy nawyk.
– Ciebie też mi miło widzieć – wycedził.
– Dobry wieczór – wcięła się dziewczyna, uśmiechając miło.
   Lucyferze słodki, ona była normalna. I była w związku z Yoyo.
– Dobry, moja droga – odparłam. – Grozi ci? Bo mogę mu zawsze skręcić kark, jeśli tak.
– Zaraz ja ci go skręcę, Ashida, jak nie zam...
– Haha, spokojnie, jestem z nim z własnej woli – Dziewczyna po raz kolejny go ucięła, tuląc się mocniej. – Jenny, jeśli dobrze pamiętam?
– Yup – potwierdziłam, wkładając ręce do kieszeni płaszcza. – Matko, wielu cudów się spodziewałam, ale po tym to może nastąpić tylko apokalipsa – Pokręciłam głową, unosząc kącik ust.
– Apokalipsa nadejdzie, kiedy zaczniesz używać mózgu – odgryzł się, ale widać było, że mu tego brakowało. W końcu kto by za mną nie tęsknił? – Nawet w Boże Narodzenie nie możesz mi dać spokoju?
– Uwierz, twoja morda to ostatnie, co chcę dziś oglądać. Ale twojej towarzyszki to nie tyczy – Zwróciłam się do niej. – Wesołych świąt, choć z nim to raczej niemożliwe.
– Wesołych – odparła i pociągnęła Kyoyę, który już chciał zacząć pyskować. Machnęłam im ręką na pożegnanie i ruszyłam dalej.
   Kyoya ma kogoś. Dla pewności spojrzałam, czy nie nadciąga jakaś kometa, po czym parsknęłam śmiechem pełnym niedowierzania.


****


   Od wejścia ciągnął się aromat pierników przemieszany z zapachem choinki. Shosiek spokojnie przeżuwał jakieś rąbnięte z najbliżej stadniny siano, a drzewko co prawda ucięte, ale za to pięknie ozdobione stało w kącie pokoju.
   Ta, coś za idylliczny ten obrazek. Bo tak naprawdę poza tą choinką, to Haru biegała z pistoletem na wodę, czarny dym sunął po suficie, Patrick histerycznie się śmiał, trzymając w objęciu pogiętą jemiołę, a Alice z czerwonymi policzkami okładała Izumiego pluszakiem flaminga. Yuka, pijana jak szpadel, chodziła zygzakiem, próbując ogarnąć zastawę stołu. Uniosłam brwi, szczerze zadziwiona cyrkiem jaki tu zaszedł w godzinę.
– Wasze święta to tak zawsze? – zagadnął Blaise, prześlizgując się między tym chaosem.
– Nie, rok temu był tylko łoś i wkurwiona Haru – westchnęłam, opierając się o niego plecami. – Jak do tego doszło?
– Eee, szczerze to pogubiłem wątki, ale chyba zaczęło się o tego, że Yuka – chan położyła surową rybę na palniku...albo nie  od Izumiego wyrywającego temu reniferowi...
– To łoś.
– Jeden pies – Zmarszczył brwi i podrapał się po policzku. – Albo Patrick zaczął mówić o jakimś wypadzie jego i Alice do kina...?
   Widząc jego szczere skonfundowanie na twarzy, wiedziałam, że już nie poznam przyczyn. Zresztą to nawet nie było jakoś ważne, chaotyczne święta to był pakiecik standardowy, tylko czy to mieszkanie to przetrwa? No i czy zaraz nie wezwą jakiś służb antyterrorystycznych, zwłaszcza, że właśnie coś, jakby mały rozżarzony węgielek wystrzeliło z patelni i przebiło się przez szybę.
– Moje pierogi! – zawył Izu, po czym padł na ziemię po krytycznym uderzeniu dziobu flaminga w nos. Wywinął orła przez oparcie kanapy i plasnął o panele niczym tupolew.
   Już miałam zamiar iść po jakąś wódkę, co by się wpasować do reszty towarzystwa, gdy Shosiek podniósł łeb i zaryczał tak, że kieliszki na stole się zatrzęsły. Wszyscy zamarli i obrócili się ku niemu.
– Dacie mi zeżreć w spokoju?
   Jeszcze bym zrozumiała, gdybym była nawalona jak Yuka, że słyszę zwierzęta, ale teraz? W pełni trzeźwa, po zdrowotnym spacerku w pizgawicę?! Usłyszałam, jak Blaise klepie się po policzkach i szepcząc ciche „zwariowałem, kurwa”. Patrick zaczął się jeszcze bardziej śmiać, jednak reszta można powiedzieć, że znormalniała i kiedy łoś wrócił do żarcia, powoli zaczęliśmy zmierzać ku bardziej świątecznym czynnościom.
   Przynajmniej póki po kwadransie Yuka nie zorientowała się, co się odwaliło i postanowiła zemdleć.




No to co, Wesołych Świąt! Shot kijowy, ale starałam się, tak XDD Coraz mniej chce mi się pisać, ale muszę doprowadzić tę historię do końca, więc muszę być silna. Standardowo życzę Wam wszystkim wypoczynku, prezentów zajebistych, spełniania marzeń i całej reszty standardowej listy życzeń XD Ehh, coraz bardziej wychodzę z wprawy..
No nic!
Wesołych!


4 komentarze:

  1. Właśnie wywaliło mi mózg solidnie
    "Nawet nie zdążyłyśmy wyjść z kuchni, kiedy czubek cholernej CZTEROMETROWEJ choinki zagościł w holu"

    Akana: Dobra wszystkiego się spodziewałam. Nawet stada reniferów ale tego to nie

    "Odwróciłam głowę i zostałam uraczona widokiem Yuki, która błędnym wzrokiem wpatrywała się w choinkę i igły wokół niej, a w dłoni trzymała siekierę. Izu zamarł w miejscu"

    Miju: Czy to już ten moment gdy nawet w artystce budzi się chęć mordu?

    "– Yup – potwierdziłam, wkładając ręce do kieszeni płaszcza. – Matko, wielu cudów się spodziewałam, ale po tym to może nastąpić tylko apokalipsa – Pokręciłam głową, unosząc kącik ust."

    Miju: Jak meteor walnie w Ziemię to już wiemy dlaczego przynajmniej

    "– Eee, szczerze to pogubiłem wątki, ale chyba zaczęło się o tego, że Yuka – chan położyła surową rybę na palniku...albo nie od Izumiego wyrywającego temu reniferowi...
    – To łoś.
    – Jeden pies – Zmarszczył brwi i podrapał się po policzku. – Albo Patrick zaczął mówić o jakimś wypadzie jego i Alice do kina...?"

    Hanako: W godzinę pogubić wszystkie wątki? Widzę że macie rozmach

    "No i czy zaraz nie wezwą jakiś służb antyterrorystycznych, zwłaszcza, że właśnie coś, jakby mały rozżarzony węgielek wystrzeliło z patelni i przebiło się przez szybę.
    – Moje pierogi! – zawył Izu, po czym padł na ziemię po krytycznym uderzeniu dziobu flaminga w nos. Wywinął orła przez oparcie kanapy i plasnął o panele niczym tupolew."

    Za to z tupolewem to cię uwielbiam 😂😂

    Hanako: Co wyście zrobili z pierogami?!!!
    Miju: Dla ciebie to jest największy problem?
    Hanako: Tak!

    "– Dacie mi zeżreć w spokoju?
    Jeszcze bym zrozumiała, gdybym była nawalona jak Yuka, że słyszę zwierzęta, ale teraz? W pełni trzeźwa, po zdrowotnym spacerku w pizgawicę?"

    Hirooki: Chwila ten łoś się odezwał!
    Hiroaki: tak
    Hanako: *trzyma psa przed sobą* Ej Fifi tłumacz się czemu nie gadałaś a spałaś

    "Przynajmniej póki po kwadransie Yuka nie zorientowała się, co się odwaliło i postanowiła zemdleć."

    Xertah: Dość szybki czas reakcji....jak na stan upojenia alkoholowego


    Dzięki za życzenia też życzę wszystkiego co najlepsze i powrotu sił do pisania :)


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jenn: Po tej bandzie zawsze trzeba oczekiwać niespodziewanego *zerka na ugiętą na prawy bok choinkę i wzdycha ciężko*
      Izu: Przynajmniej shosiek był zadowolony
      Haru: Dalej się zastanawiam, czemu tak lubi wpierdalać igły...
      Patrick: Fetysz
      Alice: Ma taki układ pokarmowy
      Jenn: Po tych odpowiedziach już widać, gdzie kto ma myśli *uśmieszek*
      Alice: Yep, Pat zatrzymał się w okresie 15 lat
      Kyoya: *patrzy na Miju, Jenny i całą resztę* Dacie sobie już spokój czy tak zazdrość was zżera?
      Jenn: Owszem zazdroszczę twojej dziewczynie wiary w możliwości zmiany człowieka
      Kyoya: Ty choleeernaaa....
      XDDDDD Tupolew never fails to success
      Jenn: Nic wielkiego, smażyły się, a Haru gasiła pożar no i trochę jej strumień zszedł
      Pat: No tak tylko z dwa metry
      Haru: *tradycyjnie pizgnęła mu w łeb*
      Dzięki, dzięki, ale wiem, że z tymi siłami to będzie ciężko xD

      Usuń
    2. Spokojnie z siłami ciężko i umnie...a w maju praktyki cały miesiąc w Czechach
      Hanako: Umrzesz tam ze śmiechu
      Miju:nie po prostu chodzę wściekła bo władanie czasem cała rodziną, gałęziami rodziny w tym Konzern potrafi wymordować bardziej niż się wydaje.....
      Hirooki: Spokojnie jutro drugi dzień świąt jutro znowu ktoś będzie chcial komuś urwać głowę
      Miju: Ewidentnie potrzebuje wakacji
      Hanako: Ja mam większy dramat. pierogi się zmarnowały 😭

      Usuń
  2. I got a
    A Shosiek in my living room
    I got a
    I got a Shosiek in my living room boom boom boom
    Jack: Chryste...nie śpiewaj więcej.
    Oj, oj. Chciałam się odezwać, że przeczytałam :)
    Jack: Następnym razem zrób to mniej śpiewająco.
    ,,Kyoya ma kogoś."
    Hihiyhyhy pi pu pipipu pi apfff :3
    Jack: Jak to szło? 999? O_o
    Kto by to nie był to fajno.
    Jack: Takie cuda tylko w shotach mordo XD Czarna co tak cicho siedzisz? Może jesteś zazdrosna?
    Lilka:*Jack chciałby z niej pocisnąć, bo cóż lubi, ale ona się bawi z Juli więc abonent czasowo niedostępny*
    ,,Albo Patrick zaczął mówić o jakimś wypadzie jego i Alice do kina...?"
    Jack: O kurna...To fakt, świat się kończy. Z drugiej strony taki był mój plan, ale czemu tylko w shotach?
    Właśnie? Więcej PatxAlice.
    Jack: Patus nie ma do tego jaj. Co nie Patus? Nie odpowiadaj wiemy, że tak.
    ,,Wszyscy zamarli i obrócili się ku niemu.
    – Dacie mi zeżreć w spokoju?"
    Przemówił i fajnie XD No to teraz...shosiek in my living room boom boom bo-boom boom boom boom i got a booom
    Jack: RYYYYYYYYYJ!
    Lilka:*położyła Jenny rękę na ramieniu i trochę się uśmiechnęła* Braciak byłby z ciebie dumny. No dobra! Kogo mam udławić piernikami najpierw? Bazyl widzę jesteś pierwszy na liście. Czemu jeszcze nie zabrałeś Jenny na jakąś romantyczną kolację, polowanie czy coś co wy tam lubicie? Izu masz tu kakałko i pierniczki.
    Koniec tego dobrego Będę tu do końca Angel. Nawet jak mnie nie będzie to będę. Kruka się nie pozbędziesz ;)

    OdpowiedzUsuń