wtorek, 2 lutego 2021

Demoniczny adorator #4

  

   Zaliczyłam już w życiu wiele dziwacznych poranków, jednak jeszcze nigdy demon w czarnych bokserkach, nucący głośno skoczną melodię nie robił mi naleśników. Siedziałam przy stoliku, sącząc spokojnie miętową herbatę i nie odzywając się, bo wiedziałam, jak bardzo to źle wyglądało. Tyle dobrze, że Haru nie miała już w pamięci tego, iż Blaise był u nas na uczelni jako wykładowca. Wtedy to zostałoby mi tylko utopienie siebie...tfu! tej spierdoliny w kotle gorącej smoły.

   Izu przyglądał się Blaisowi, szczerząc zęby i majtając nogami. Dalej miał wokół siebie aurę dziecka tęczy, w przeciwieństwie do siostry, która posiadała mniej zaufania do ludzi. No w tym przypadku do nie – ludzi.

– Więc, Blaise, gdzie się poznaliście? – wystrzeliła kolejne pytanie ze swojej listy do przesłuchiwania.

   Demon obrócił się do niej, kręcąc w dłoni łopatką do naleśników umazaną masą. Udało mi się wcisnąć na niego granatowy fartuch z nadrukiem kucharskiej czapki, lecz i tak był na niego za wąski, przez co wystawały spod niego umięśnionego torsu i szczerze, dawało to razem jeszcze gorszy efekt.

– To wcale nie było tak dawno temu, ale ta moja pamięć szwankuje – Zmrużył powieki, a kącik ust mu drgnął. Spojrzałam na niego ostro kątem oka. – Z miesiąc temu spotkaliśmy się na pasach, jak wylała na mnie gorącą kawę. Mało brakowało, a zostałyby mi blizny – Postukał się palcem w środek klatki piersiowej.

   Ręką machinalnie mi ruszyła, jakby chciała go zdzielić przez łeb, ale w ostatniej chwili zmieniłam to na podanie mu kubka. Haru i tak spojrzała na mnie jak na przygłupa, ale przynajmniej bez jakiejś podejrzliwości. Za to demon wyszczerzył zęby.

– Kawa dla mnie? Dziękuje, skarbie – Złapał za ucho i jednym haustem wypił pozostałość.

   W myślach poprosiłam, by chociaż oparzył sobie ten jebany język, ale gówno to dało. Zrzucił kolejnego naleśnika na pokaźną górkę, wyłączył płytę i dał talerz na stół. Wychyliłam się po nutellę, masło orzechowe i dżemy.

– Mmm, dobrze, że znalazłaś sobie kucharza, Jenn – stwierdził Izu, który po pięciu minutach miał już czekoladę na policzku i oczy całe w iskierkach.

– Poza ciałem musi mieć jakaś zaletę – odparłam, pod stołem spychając jego rękę z uda. Zdecydowanie nie powinnam z nim spać, teraz sobie zaczął za dużo wyobrażać.

– A co było dalej? – Haru zwróciła się do Blaisa, zwijając naleśnika w rulonik. – Kawa i?

– Wkurwił się, więc zaproponowałam mu czyszczenie koszuli – przejęłam pałeczkę, bo czułam, że udupiłby mnie jeszcze bardziej. – I przez to wymieniliśmy numerami telefonów.

– A ja potem zmieniłem zdanie i uznałem, że wolę, byśmy się jeszcze raz spotkali. Zjawiskowych kobiet nie można tak łatwo puszczać – wtrącił demon.

– Tak, tak – Wywróciłam oczami. – No i...tak się potoczyło – Rozłożyłam ręce, uśmiechając niepewnie.

– Ale nam nie powiedziałaś! – zawołał Izu i wydął policzki, przez co upodobnił się do chomika. – Nam, twojemu niemal rodzeństwu! – Postukał dłonią w stół dla dodania dramatyzmu.

– Goomen, jednak to było takie dość...nagłe? Spotykamy się od tygodnia dopiero.

   Blaise spojrzał na mnie, unosząc brew.

– Cóż... – zaczął, a ja już miałam przed oczami, jak temu zaprzecza i robi się jakiś ruski cyrk. Pieprznęłam go pięścią w brzuch, na co niemal zakrztusił się kawałkiem naleśnika i zaczął kaszleć.

– Ojej, nic ci nie jest? – Zaczęłam go walić po plecach. – Sorry, to niezdara – mruknęłam do rodzeństwa.

   Akcja ratunkowa była krótka i zaraz po niej Haru wyciągnęła mnie na hol pod pretekstem oddania jakiegoś błyszczyka. Ledwo zamknęłam drzwi od kuchni,  dziewczyna złapała mnie za ramiona i spojrzała prosto w oczy.

– Jenny – przemówiła poważnie – to prawda? Jesteś z nim w związku, a nie tak, że coś odjebałaś i teraz musisz mu się jakoś odpłacić? Ani nie jesteś szantażowana?

   Zbyt dobrze znałam Haru, by jej czarne domysły mnie zaskoczyły. W końcu niemal na własną rękę wychowała Izu, zresztą ja też miałam w życiu sporo dziwacznych wydarzeń i sytuacji. Czujna big sister ot co.

– Nie masz się co martwić, choć to nie do końca związek, a taka relacja? Układ?

– Sugar daddy?

   Prawie się udławiłam śliną, bo takiego podejścia nie przewidziałam. Zakaszlałam kilka razy, kręcąc gwałtownie głową.

– W gotówkę nie opływam, ale hamuj, Haru – wydusiłam. – Jak już to przyjaciele z bon... – Harumi uniosła brwi, więc urwałam. – Ach, nie wiem, kurwa! – Rozrzuciłam ręce. – Lubię go, on mnie też, nie spałam z nim.

– No ja widziałam coś innego.

– To było zwykłe spanko – powiedziałam twardo. – A on tak najchętniej łaziłby na co dzień.

– Ale nie bije cię, niczego nie żąda?

– A myślisz, że wtedy tak spokojnie siedziałby w mojej kuchni? Bez lima pod okiem lub śladu łopaty na policzku?

   Haru odetchnęła, po czym się rozpromieniła. Oczywiście uwagę, że za cholerę nie dałabym mu rady choćby nabić siniaka, zachowałam się dla siebie, bo po co denerwować biedaczkę. Niedługo potem rodzeństwo wyszło, głównie przez to, że rudzielec zaczął coś bąkać o Alexie, co wybitnie irytowało Haru.

– Papa, Jenn! Jakby były jakieś...hyhy, pikatne rzeczy, to mów! – Izu wydarł się jeszcze na pożegnanie, przy okazji informując moich sąsiadów, że nie taka już ze mnie sigielka.

   Pomachałam mu i zamknęłam drzwi, po czym oparłam się o nie. Dochodziła już dwunasta, a na mnie czekała jeszcze zmiana od szesnastej do dwudziestej drugiej w restauracji, ogarnięcie syfu w pokoju, no i ugotować coś by się przydało. Ugh, dorosłe życie ssie.

– Dobra, Blaise, miło było, ale jestem dziś dość zajęta, więc możesz wracać do piekiełka – powiedziałam, wracając do kuchni, by wsadzić gary do zmywarki.

– Och już mnie wywalasz, mimo zrobienia ci jedzenia? – spytał z urazą. – Taka to już ta wasza ludzka gościnność, skaranie diabelskie!

   Wywróciłam oczami, słysząc, jak wchodzi w swój tryb drama queen i zajęłam się talerzami, po czym powlekłam się do salonu. Gdy zorientował się, że go ignoruje, zaraz przyleciał do mnie. Wrobiłam go więc w podlewanie kwiatków, a sama postanowiłam ogarnąć sypialnię. Pościeliłam, otworzyłam na oścież okno, by wywietrzyć jego perfumy, od których kręciło mi się w głowie i po chwili namysłu padłam plecami na łóżko. Niby przespałam sporą ilość godzin, jednak ten cholernik potrafił w ciągu godziny wyciągnąć ze mnie wszelkie zapasy energii. Przymknęłam oczy.

   Materac koło mnie ugiął się pod ciężarem.

– Zawiązujemy sadełko?

   Otworzyłam jedno oko i spojrzałam, jak demon szczerzy zęby, leżąc na brzuchu.

– Podlałeś kwiatki?

– Owszem, aż woda się wylała za brzegi doniczki.

   Kurwa mać...utopił mi je. Walnęłam go ręką w biodro.

– No co? Sama kazałaś.

– Ty... – westchnęłam. – już nic.

   Zaczął mi się przyglądać w milczeniu spod zmrużonych powiek. Cisza powoli zaczęła stawać się coraz cięższa, więc poczęłam rozglądać się, co jeszcze powinnam zrobić. Odkurzanie odpadało, jeszcze tak mnie nie popierdoliło, by robić to co trzy dni. To co? Oglądanie seriali też robiło asta la vista, bo brunetowi zaraz by przyleciały jakieś pomysłu z gatunku „Netfli and chill”. Spanie mnie tylko zaprowadzi w większe zmęczenie.

   Blaise musnął dłonią mój policzek, gdy zapaliła mi się żaróweczka. Czytanie! Poszerzenia słownictwa! Odpędzenia się od szarej rzeczywistości! Ach, to było zdecydowanie to! Odbiłam się od materaca i już miałam sukcesywnie wstać niczym Cezar przed podbiciem czegoś tam, gdy pociągnięcia za nadgarstek znów sprowadziło mnie w dół.

   Ciemne loki demona połaskotały mnie po twarzy, gdy zawisł nade mną, opierając dłonie o materac.

– Coś nagle taka spięta, człowieczku? – szepnął chrapliwie. – Wcześniej jakoś ci nie przeszkadzałem?

   Ah, no tak, jemu nawet nie trzeba było seriali, by zacząć „Netflix and chill”, czemu mnie to jakoś nie dziwiło?

– To nie jest spięcie, demoniku, a zwyczajne zderzenie z rzeczywistością – odparłam. – Mogę przebywać  z nadnaturalnym bytem, jednak moich rachunków to nie zapłaci, co nie?

– Jeśli to jest problem, to mogę załatwić...

– Nie ma chuja – przerwałam mu. – Pewnie pieniądze będą z jakiegoś twojego przekrętu czy innego gówna, a potem znów skończę sam na sam z jakimś wkurwionym demonem, który będzie chciał mnie rozgnieść jak robaka. Podziękuje póki co podobnym atrakcjom, moje serce może tego nie znieść.

– Nie jestem krętaczem czy złodziejem – zaskomlał.

   W odpowiedzi uniosłam wysoko brwi.

– Oczekujesz, że to uwierzę?

– Jaka okrutna – jęknął, wtulając twarz w moją szyję. Wzdrygnęłam się lekko, czując wodę z jego włosów na skórze. On te kwiatki podlewał jak paralityk i trafił w samego siebie? – Wiesz, że ja tobie to bym nieba przychylił, choć ja nie wiem, co ludzie w nim takiego widzą.

   Miałam go zapytać, czy każdą tak bajeruje, ale pytanie uwiązło mi w gardle, gdy zerknęłam na datę wyświetlającą się na elektronicznym zegarze. Od naszego poznania się minęły już dobre 3 miesiące, więc pytanie brzmiało, czego on w sumie ode mnie chciał? Na sam seksik to to było za długo, był napalony jak królik w czasie rui, więc po co?

   Nagle, pomimo ciepła jego ciała, poczułam, jak zalewa mnie chłód. Od czasu incydentu z Damonem i jego przeprosin, nie rozmawialiśmy o tym ani razu. Po prostu wpuściłam go z powrotem do swojego życia jak naiwna nastolatka z tych fantastycznie zagranych filmów dla przygłupich kaszojadów pozbawionych gustu. Nigdy wcześniej tak nie zrobiłam, więc czemu z nim było inaczej? Przez niego mogłam zginąć...

„ Mogłbym namieszać ci w głowie”

  Przełknęłam ślinę. Zajebiście, od trzech miesięcy igrałam sobie z demonem i cholera wiedziała, czy już mi czegoś nie zrobił. No ale grunt to uświadamiać sobie swoje własne kretyństwa i iść do przodu. Tylko jak mi już namieszał, to jak ja mam to odmieszać? Bo do wariatkowa to mi się wybitnie nie śpieszyło.

– Blaise – zaczęłam cicho.

– Oho, czuję spięcie – mruknął, nie słysząc mnie. – Skoro nie chcesz, bym cię odstresował pieniędzmi, to może wypróbujmy inny sposób?

   Nie czekając na odpowiedź, zaczął sunąć ustami w dół szyi i zostawiając drobne malinki. Wszelkie sensowne wypowiedzi zdechły śmiercią bolesną w gardle, gdy poczułam, że niczym lepka mgiełka ogarnia mnie przyjemność. Nie myśląc za długo wsunęłam dłoń w jego włosy, ciągnąc je lekko. Zamruczał z zadowoleniem, łapiąc moje usta w pocałunku, jednocześnie gładząc kciukami policzki.

– Przestań – jęknęłam, odzyskując na moment jasność umysłu i przypominając sobie wcześniejsze myśli. Kurwa to nie był czas na takie zabawy.

– Dlaczego? – mruknął, ciągnąc zębami płatek ucha. – Nie wydaje mi się, żebyś nie miała ochoty.

   Jego ręce błądziły po całym moim ciele, wsuwały się pod koszulkę, gładziły biodra. Poczułam się jak znów wpadam do lepkiej mgle, gdzie jedyną widoczną rzeczą były szkarłatne demoniczne oczy. Podniecenie gorącym strumieniem zaczęło rozlewać się po moim ciele, przesłaniając wszystko inne. Jęknęłam cicho, kiedy poczułam, jak dłonią delikatnie masuje moją lewą pierś, a kciukiem drażni sutek.

   Zacisnęłam mocniej dłoń na jego karku, wbijając paznokcie. Zamruczał z aprobatą, znów przyciskając swoje wargi do moich. Nieśpiesznie sunął drugą dłonią po wewnętrznej stronie uda, co chwila skręcając lub kręcąc palcami różne wzory.

– Jesteś urocza – szepnął, unosząc głowę.

   Całe moje ciało płonęło, oddech z trudem wydostawał się z płuc, a biel przemykała przed oczami. Chciałam myśleć, że nie powinnam tego robić, ale jednocześnie pragnęłam go jedynie objąć i zatopić się w tym obezwładniającym uczuciu.

   Uśmiechnął się, sunąc ustami po linii obojczyków i co chwila zasysając skórę.

– Nie skrzywdzę cię – obiecał. – Dam ci samą przyjemność, Jenn. Wiem, że muszę być z tobą delikatny.

    Naparł mocniej biodrami na moje, jednocześnie zaczynając masować drugą pierś. Zagryzłam wargę, powstrzymując głośniejszy jęk. Uniósł brew, po czym uszczypnął sutek. Wydałam zdławiony okrzyk i zerknęłam na niego groźnie.

– Ściany są grube – mruknął, puszczając oczko. Ujął palcami moją koszulkę i spojrzał pytająco.

To mnie uratowało. Blaise czekał na jakąś odpowiedź, więc mój mózg musiał na chwilę wrócić do logicznego myślenia. Wtedy zdołałam wyrwać się z mgiełki podniecenia i pokręciłam głową. Ręce demona natychmiast się ode mnie odsunęły, pozostawiając po sobie ciepłe ślady.

 – Przesadziłem? Za dużo? Cholera, ludzkie kobiety są deli...

– To nie to – znów mu przerwałam. – Ale tak nie powinno być.

   Zmarszczył brwi.

– Co masz na myśli?

– Blaise, ja prawie przez ciebie zginęłam. I tak przeprosiłeś, dawałeś mi spokój i to nie tak, że cię nie lubię. Ale od kiedy znów się zadajemy, ani razu o tym dokładnie nie rozmawialiśmy. Tylko kilka zdań. Po prostu cię wpuściłam, jakbym nagle o wszystkim zapomniałam albo uznała, że jebać, bo żyje się raz – Popatrzyłam się na dłonie i zmarszczyłam brwi. – Wcześniej nigdy tak nie robiłam. Potrzebowałam rozmów i czasu, by odzyskać zaufania, a teraz prawie się z tobą przespałam, choć nic z tego się nie wydarzyło.

– Nie użyłem czaru, jeśli o to ci chodzi – powiedział spokojnie, opierając ręce o materac. – Zazwyczaj tego nie robię, a nawet jak tak to nie czekałbym tak długo.

   Zdusiłam spostrzeżenie, że nie chodziło mi o jego sposoby podrywania niewiast i jedynie przewróciłam oczami.

– To czemu?

   Rozłożył ręce.

– Nie jestem psychologiem, człowieczku. Nie chcesz, to nie będę cię zmuszać, a jeśli masz ochotę więcej gadać o Damonie, to niech tak będzie. Choć nie lubię rozmawiać z tobą o innych facetach – Wydął lekko wargi w geście udawanego smutku.

– Nie chodzi o Damona, głupi demoniku – Popukałam się w czoło. – No chyba że znów coś zjebałeś i odbije się na mnie – Spojrzałam na niego spod łba.

   Uniósł ręce w geście poddania.

– Absolutnie nic z tych rzeczy, między nami teraz to sama tęcza, jednorożce i wróżki – uśmiechnął się.

   Wątpliwe to było jak cholera, ale w Piekle to miałabym taką siłę przebicia jak mrówka tutaj. Pokiwałam głową.

– Teraz jak tak myślę, to ja cię praktycznie nie znam, Blaise – powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy.

   Zaplótł ręce na torsie i pokiwał głową, robiąc głęboko zadumaną minę.

– Zasadniczo to masz rację – zeskoczył zgrabnie z łóżka, a w powietrzu pojawiła się męska koszulka. – Ja przykładowo dalej nie mam pojęcia, czemu trzymasz tutaj tyle chwastów – Machnął ręką w kierunku jej kwiatków. – Dlatego – Wzniósł dramatycznie rękę. – dziś dam ci zarabiać na żywot, a jutro lepiej szykuj się na długą rozmowę.

   Uśmiech, jaki wykrzywił mu twarz, wcale nie należał do najprzyjemniejszych. Nawet nie zdążyłam odpowiedzieć, gdy ciało demona objął błękit i rozpłynął się. Osunęłam się powoli po zimnej ramie łóżka. Całe moje ciało jakby stężało z nadmiaru emocji. Przyłożyłam dłoń i wyczułam, jak wali serce. Zagryzłam wargę.

   Ta rozmowa tylko jeszcze bardziej mnie pogrąży, czyż nie? Wszak ktoś musiał dostawać po dupie od losu i od dawna to byłam ja!

 

*****

   Nigdy nie przepadałam za dziećmi z wyjątkiem rodzeństwa Patricka i to się nie zmieniło po dziś dzień. Dalej nienawidziłam tych biegających smrodów i zawsze w duszy im życzyłam, by rozbiły sobie te cholerne łby o róg stolika. Co prawda sprzątanie krwi i wysłuchiwania lamentów ich tępych matek też nie było jakieś wspaniale, ale przynajmniej miało się jakieś uczucie satysfakcji. Za te wszystkie marudzenia, płacze na pół sali, przeszkadzanie i pętanie się pod nogami. Szefostwo powinno zakazać wprowadzania tutaj tych spierdolin. Ale nie! Bo większe zyski! A moje i reszty obsługi zdrowie psychiczne to jebać, poradzicie sobie.

   Dziś na szczęście musiałam się poużerać tylko z dwoma dzieciakami z gatunku „wpychaj do okna życia, póki małe”, lecz i tak gdy szłam do szatni, to już bolały mnie mięśnie twarzy od ciągłego uśmiechu. Z ulgą usiadłam na ławce i zrzuciłam buty. Odchyliłam głowę, dziękując swojemu rozsądku, że zatrudniłam się w restauracji działającej do 22, bo inaczej już dawno bym zdechła.

– Ciężki dzień?

   Otworzyłam oczy i zobaczyłam przed sobą brązową czuprynę z rudą grzywką i zielone inteligentne oczy. Nil, jeden z moich ulubionych współpracowników, uśmiechał się delikatnie.

– Ty również wyglądasz, jakbyś miał bliskie spotkanie z ciągnikiem – odparłam, przeciągając się. – Znasz mnie, tam były bachory.

– O, to żyją jeszcze?

– Miały szczęście.

   Pogawędziliśmy jeszcze chwilę o nadchodzącej imprezie rodzinnej i gdzie będziemy się kitrać, by palić szlugi. Znaczy ja grzecznie piła energetyki, ale ten jarał jak smok, bo przecież jakoś taki pierdolnik trzeba było przeżyć. Po tym Nil poszedł w do męskiej części szatni, by się przebrać, więc sama się podniosłam.

   Wciągałam spodnie, gdy usłyszałam ciche pstryknięcie. Natychmiast poderwałam głowę i rozejrzałam się uważnie. Żadnej laski nie było tym razem ze mną na zmianie, sami faceci. Nic podejrzanego nie spostrzegłam, więc szybciej zawiązałam buty i ruszyłam do słodkiej wolności. Niepokój opuścił moje zmysły, kiedy tylko do nozdrzy wdarł się niebiański zapach smogu. Ahh, czułam, że żyję!

 

****

       Byłam prawie na granicy snu, już wręcz padałam mordą na łazienkowe kafle, lecz pozostały mi włosy do uczesania. Budzić się jutro z nieludzką szopą na łbie to mi się nie śpieszyło, więc grzebałam za przeklętą szczotką. Nagle ktoś zapukał do drzwi.

   Zmrużyłam oczy. Przecież ostatnio wkładałam ją do tego koszyka w szafce! Pierdolony Blaise musiał ją…Zaraz! Trybiki w mózgu ruszyły i mnie otrzeźwiło. Pukanie! Tylko kto by się tu dobijał pierwszej w nocy i to we wtorek, a raczej środę? Szybko ruszyłam na hol, gdy w odbiciu obrazu dostrzegłam sylwetkę stojącą przy drzwiach i zamarłam.

   Oprócz sypialni nigdzie nie paliło się światło, lecz w przedpokoju było małe okienko, przez które wpadał blask księżyca. Oświetlało ono akurat ostre rysy Damona, który przyglądał się czemuś w dłoni.

   Wciągnęłam ostrożnie powietrze, powstrzymując narastająca panikę. Nie było chuja, że drugi raz mu się dam! Tylko co w sypialni mogło mi posłużyć za broń wobec demona? Ciągle zaginiona szczotka? Czy kaktus? Ewentualnie stoliczek pod laptopa, bo swoje ważył. Dałabym radę się tym zamachnąć czy szybciej trafiłabym siebie ze swoim fartem? Hmm…

   Wtedy gdzieś pode mną rozległ się nieludzki ryk, od którego zatrzęsły się ściany. W pierwszym odruchu chciałam się rzucić płasko na ziemię, jednak zatrzymał mnie rozchodzący się gorąc. Co się działo do cholery? Koniec świata nadciąga?

– Zrobione – usłyszałam chrapliwy głos Damona, lecz jego słowa wydawały się nie być skierowane do nikogo konkretnego.

– Co… - urwałam, widząc, że już go nie było. Za to na drzwiach jaśniał symbol przypominającym kłódkę, a na szafce na buty leżało zdjęcie.

   Bez namysłu je podniosłam i po raz kolejny miałam wrażenie, że świat zwalnia. To byłam ja z dziś podczas przebierania się. Akurat rozpinałam guziki koszuli. Czyli mi się nie wydawało. Ktoś tam był. Damon? Ale po co?

   Spojrzałam jeszcze raz na symbol. Powoli zanikał. Nie, on by się raczej tak nie bawił, zresztą Blaise mówił, że nie będzie mnie już dręczył. Więc co…

   Ciepła ręka objęła mnie wokół ramion. Zapach piżma wypełnił powietrze. Spierdolina umysłowa.

– Całe szczęście to był fałszywy alarm.

– Co? – spytałam. – O co chodzi? Co to ma być? – Obróciłam głowę, machając zdjęciami. Zamrugałam gwałtownie. – I czemu masz takie ujebane łapy? O matulo jak to wali!

– Powoli – Odsunął się i uśmiechnął, ale bez zwyczajowego błysku. – Najpierw usiądźmy.

 

****

   Pół godziny później podniosłam kubek i duszkiem wypiłam całą władowaną tam porcję melisy. Absurd całych przekazanych informacji zdecydowanie przeciążał mój system nerwowy. Odstawiłam kubek ze stukotem i wypuściłam powoli powietrze.

– Czyli przez to, że jestem odporna na magię – zaczęłam.

– Oporna – poprawił Blaise.

– Jak pies zwał – Przewróciłam oczami. – W każdym razie tylko przez to słyszałem ryk, który wydała jakaś istota. I ona ogólnie nie powinna tu być, chyba że ktoś ją wypuścił ze swojego wymiaru, tak?

– Ewentualnie otwierają się dziury, ale to rzadkie przypadki. Częściej anioły chcą się pozbyć takich jak ty, a te stwory przyciąga upór na magię. Wzmacnia je.

– Przeuroczo, biblia sprzedała same steki bzdur o świecie – westchnęłam. – Wracając, dlatego poszedłeś to zabić, a Damon zablokował mój dom na wszelki wypadek, by się nie wdarło.

– Byłem przekonany, że chcę cię zabić. Jednak celowało w kogoś innego – Odchylił głowę i spojrzał pod światło nad drobny ślad ugryzienia na dłoni.

– A czemu aniołom tak niby przeszkadza, że mogę czasem zobaczyć coś więcej niż inni?

– Bo to egoistyczne bestie. Kochają, że są tak czczeni w ludzkim świecie, ale lubią też od czasu do czasu sobie poszaleć. Jeśli ludzie zaczęliby je tak widywać i o tym mówić, cały kult mógłby dać w łeb.

– I to tyle? Po to uwalniają te bestie.

– Tyle – Rozłożył ręce i wzruszył ramionami. – Odsetek opornych jest niski, nawet jeśli każdy zginie, to nikt z Wielkich się tym nie przejmie.

– Czyli mam przejebane – Przejechałam ręką po twarzy. – Zajebiście. I na chuj mi się pchałeś na ten balkon?

– Och już nie narzekaj – westchnął. – Mówiłem ci, że demony są ciekawskie, a oporność u ludzi rzadka. – Oparł ramię o podłokietnik fotela. – Zawsze mogłaś trafić dużo gorzej.

– No nie wiem, wpuściłeś tu kolesia, który nie tak dawno chciał ze mnie zrobić papkę na chodniku.

– Rozwiązaliśmy konflikt, zresztą już wisi mi przysługę. Wszystko jest w pełni zabezpieczone, człowieczku.

   Uniosłam brew i otuliłam się mocniej kocem. Myśli ciągle krążyły po najnowszych rewelacjach. Bo niby bycie tą oporną było spoko, skoro mogłam sobie pooglądać jakieś żyjątka, ale jeśli każdy chciał mnie za to zabić, to średnia zabawa.

   Wychyliłam się i spojrzałam na fotografię. Blaise też nie miał pojęcia, kto mógł ją zrobić, więc użył na niej czaru. Wydobywał się z niej teraz ciemny proszek, z którego podobno dało się odczytać jakąś najważniejszą cechę tego stalkera. Znaczy cholernik umiał, bo ja tam gówno oprócz tego proszku widziałam. Akurat jak na zawołanie rozległ się cichy syk i z drobinek ułożył się dziwny znak. Blaise przechylił głowę, mrużąc powieki.

– Przyciągasz kłopoty, człowieczku – stwierdził.

   Cóż za niesamowite stwierdzenie! Wcale nie doświadczyłam tego na mojej zszargnej psychice jakieś kilka dni temu!

– Co to? – spytałam zrezygnowana. – Jakiś morderca? Obca rasa? Może wampir? Bóg? Wilkołak?

– Człowiek tylko z kilkoma cechami magii. Zakłócenie.

– Czyli mag?

   Potrząsnął głową.

– Człowiek taki jak ty – Potarł brodę. – Jednak umie użyć czegoś z magii, choć nie wiadomo skąd ją czerpie. Dlatego tak ciężko było coś ustalić o nim. – Uniósł na mnie oczy. – Z kim pracujesz?

– Byłam na zmianie z kolegą, ale w sumie do szatni łatwo się dostać – Wzruszyłam ramionami.

   Oczekiwałam jakieś uwagi o koledze, lecz demon milczał. Wyglądał na dziwnie spiętego, ciągle wpatrując się w fotografię. Rozumiałam niepokój przed Damonem, bo koleś miał problemy emocjonalne (nie żeby Blaise ich nie miał, ale no).

   Jednak przed człowiekiem? Sam twierdził, że nie stanowimy dla demonów żadnego wyzwania. Skąd ten niepokój?

– Co jest złego w człowieku z magią?

  Przejechał dłonią po włosach, a między palcami uformowała mu się długa fajka. Chciałam go trzepnąć, by nie palił, lecz dym, który wyfrunął, miał przyjemny i relaksujący zapach. Machnęłam więc ręką.

– Jest nienaturalne. To nie hybryda, więc nie posiada żadnych cech czy przystosowań do używania magii. Więc musi ją skądś zyskiwać. A jedynymi istotami,na tyle potężnymi, by móc komuś dostarczyć własnej mocy, są Wielcy.

   Wymówił ich nazwę z nutką pobożności, ale i trwogi. Oho, skoro oni też są w to zamieszani, to może szybki strzał w łeb nie był najgorszym pomysłem?

– Tylko po co na ciebie? – Zmrużył oczy. – Jesteś człowiekiem, nawet jeśli opornym.

   Rozłożyłam ręce. W sumie czy to będzie dla mnie różnica czy poluje na mnie demon czy jakiś Wielki? I jedno i drugie jak pierdolnie, to zmiecie niemal wszystko. Hehe, zabawnie, a kiedyś największym zmartwieniem było czy zdam na kolejny rok. Teraz to pytanie stanowiło czy przeżyję kolejny dzień. Jak te priorytety się zmieniają, fascynujące.

– W każdym razie załatwiłem coś dla ciebie – wyszczerzył zęby jak dawniej czyli jak przygłup i odwrócił się, wyciągając coś z kieszeni.

   Nawet nie mrugnęłam, kiedy na stoliku wylądował srebrny pistolet o błękitnym poblasku. To był Blaise, tutaj wszystko stawało się możliwe. Cieszmy się, że nie wyleciał z miotaczem ognia.

– Mam się zastrzelić? – zakpiłam.

– Preferowałby nie. To specjalna broń pod magiczne bestie, więc zadziała też na tego czy tą parodię maga.

   Oczy lekko mi się zaświeciły i sięgnęłam po spluwę, chcąc ją dokładnie zważyć i poczuć w dłoni. Jednak ledwo opuszki musnęły metal, przebiegł mnie dreszcz, a na stoliku zaczął się kręcić magiczny krąg.

   Błysnęło i zamiast na mojej wyrobionej sofie siedziałam na skórzanym fotelu. Spluwa ciągle spoczywała nad dłonią, a koło niej stała kryształowy kieliszek. Mahoniowy stół był wręcz wyładowany różnymi trunkami.

– Co to za cyrk? Za każdy niecelny strzał będę pić?

– Ooo! – Blaise uśmiechnął się szeroko. – Na to nie wpadłem.

   Westchnęłam ciężko. Chyba tylko pogorszyłam swoją sytuację.

– Ale nie – oparł podbródek o dłoń. – W końcu obiecałem, że sobie porozmawiamy, a w końcu najlepiej robić to z procentami.

– Wspaniałe – Podniosłam się, opierając dłonie o biodra. – Tylko kto za mnie pójdzie na uczelnię lub zarobi pieniądze? – Uniosłam brew.

– A kto tutaj ma zdolność mieszania w umyśle i usuwania wspomnień? – Puścił mi oczko i wyciągnął dłoń. – Chyba chcesz być silną i niezależną kobietą, człowieczku?

  Pokręciłam głową i złapałam pistolet. Swoje ważył, ale leżał przyjemnie w dłoni. Wyszczerzyłam zęby.

– Szykuj tarcze, demoniku.

 

****

   Stanowczo trzeba pominąć szczegóły pierwszych kilku strzałów, kiedy siła odrzutu wysłała mnie turlająco w krzaki. Wygrzebywałam się w akompaniamencie histerycznego śmiechu Blaisa, wypluwałam liście i chwiejnie się podnosiłam. Zużyłam cały magazynek, zanim przestałam odjeżdżać za daleko. Jednak spluwa ciągle się chwiała i cud boski, że nie przestrzeliłam sobie stopy.

   Ogólnie paliła mnie cała prawą ręką, palce wydawały się nabrzmiałe, a nogi prosiły o spokój.

– Wiesz – Zerknęłam na Blaisa, który po turecku siedział na leżaku. Uniósł kącik ust – Może lepiej walnij go spluwą między oczy? Większa szansa na przeżycie.

– Ciebie z chęcią jebnę – Wykonałam udawany zapach, na co się osłonił i sztucznie zapiszczał. Wywróciłam oczami i opadłam na kolana. – Nie sądziłam, że to tak wali.

– Nie no – Przyjrzał się kukiełce. Teren wokół niej był usiany dziurami, ale i na niej znalazło się kilka. – Tutaj celem jest trafić, nie zabijać gromadę chimer. Kilka razy tak postrzelasz i raczej przeżyjesz konfrontację, gdyby mnie nie było. Wal w głowę.

   Palące mięśnie aż jęknęły na wspomnienia o kolejnym treningu. Gorączkowo się z nimi zgadzałam, ta spluwa strzelała, jakby miała zabić jakiegoś mamuta. I to było coś pod człowieka z odrobiną czarów?!

– Więc mówisz – wskazałam na diabelski sprzęt.  – że tobie to krzywy nie zrobi.

– Dziura się zrobi, ale zaraz zarośnie – Wzruszył ramionami. – A co? Czyżbym miał oczekiwać nocnych odwiedzin? – spytał zaczepnie.

– Tylko depresja mogłaby cię odwiedzić – sarknęłam i odetchnęłam. – Mam dość.

   Niebo Piekła ściemniło się, ale ciągle miało barwę limonki. Nie było widać żadnych gwiazd, jedynie dwa pierścienie, które zahaczały o siebie. Co jakiś czas widać było śmigające ciemne kształty, ale ogólnie okolica rezydencji Blaisa coś za spokojna jak na moje gusta.

  A właśnie co do rezydencji. BYŁA GIGANTYCZNA. Trzy piętra, ogród wewnątrz, gdzie właśnie siedziałam, otaczały krużganki, ponadto gdzieś mignął mi basen. Raz bym weszła i cholera wie czy wyszła przed czterdziestką.

– To czas na naszą konwersację! – Blaise podniósł się i zatrzepotał skrzydłami. – Ahh, tęskniłem za zapachem naszego whisky.

– Najpierw to łazienka – sprowadziłam go na ziemię.

– Oh? – Przyłożył dłoń do torsu i uśmiechnął się diabolicznie. – Chcesz dokończyć dzisiejszy poranek w wannie? Aprobuję całym sercem.

   Zaskomlał jak zbity szczeniak, jak pocisk drasnął go w ramię.

– A nagle umiesz celować! – wydął policzki.

   Uśmiechnęłam się szeroko, mordując go wzrokiem.

– Jakoś tak naszły mnie zabójcze instynkty.

– Zero z tobą zabawy, masakra – Pokręcił głową i dramatycznie westchnął. – Ale znaj moją dobroć, zrobię ci kąpiel.

   Kwadrans później stałam przed (o zaskoczenie) ciemną wanną wypełnioną ciepła wodą. Lepka para kleiła się do skóry i kafelków. Orzeźwiający zapach jakiś soli do kąpieli wypełniał powietrze.

– Relaksuj się ile możesz – rzucił jeszcze Blaise i dodał ciszej. – Potem nie będziesz miała na to okazji, człowieczku – Przesunął językiem po kle.

– Zrób coś dla nas i obejrzyj teraz porno – ucięłam.

   Zamknął drzwi bez słowa. Zadowolona zrzuciłam piżamkę i wpadłam do gorącej wody, czując wszechogarniającą ulgę. Mięśnie od razu zaczęły się rozluźniać. Zaczęłam się rozglądać za jakimś płynem, kiedy zorientowałam się, że moja piżama była ujebana ziemią.

   A ja nie miałam innych ubrań.

   ….

Kurwa mać!

 


 Hello xDDDD Także ten nabrałam chęci, by skończyć 4 część, wgl fabuła coś się rozkręciła, gdyż zapomniałam jaki tu miałam pierwotny zamiar XDD ale mniejsza już, ważne że coś napisałam. Enjoy!

 

  

  

1 komentarz:

  1. Uuuh puf puf. Ładnie, ładnie, bardzo ładnie.
    Jack: Zboczenice.
    I ty się niby wypstrykałaś. Pff ty dopiero zaczynasz strzelać tym pisarskim dobrem jak z armaty.
    Jack:...Wystarczy tych porównań o strzelaniu XD
    I kto tu jest zboczony?
    ,,– Nie skrzywdzę cię – obiecał."
    Lilka: Oby bo w innym przypadku*uderzyła pięścią w otartą dłoń po której przeszły wyładowania* Złożę cię jak diabełka orgiami. Miej to na uwadze przy następnym podejściu Bazyl.

    OdpowiedzUsuń