Fanatyk
Nemesis grozi Legendarnym, Nil prawdopodobnie mnie nienawidzi, Haru po raz
pierwszy od niepamiętnych czasów coś zjebała w robocie. Rodzą się kolejne
kłopoty, a niebezpieczeństwo zbliża, dlatego podeszłam do tematu z pełną
profeską i pomyślunkiem. Uznałam, że obiorę sobie trochę orzechów. I tak oto
spędziłam już ponad godzinę na dywanie w swojej sypialni, palcami jednej ręki
zaciskając szczypce dziadka od orzechów, a drugą przewracając strony książki. W
końcu pierwsze dwie sprawy to nie był mój biznes, a Harumi obecnie spała, więc
nie chciałam jej przeszkadzać. Zresztą podobno orzechy dobrze działają na mózg,
łączę przyjemne z pożytecznym.
Marionetka wypadła Mellisie z ręki.
Dziewczyna ze świ...Marionetka Nemesis miała wyjątkowo
dosadne i brutalne metody działania. Widać, że musiał być po jakiś naukach od
tej martwej suki. Hm, zaraz, ale jak wrzucono to ciało na drugie piętro? W
okolicach siedziby WBBA co prawda znajdowały się inne budynki, ale były one
dość oddalone. Zwykły człowiek nie miał szans tak daleko przerzucić ciała.
Zakładając, że to w ogóle jest człowiek...
Kurwa, nie,
stop! Znowu zamieniam się w detektywa. Jennifer, ogarnij szare komórki i
przestań się mieszać w jakieś gówna. Wzięłam głęboki wdech i mocno zacisnęłam
rączki dziadka. Skorupa orzecha wystrzeliła w góry, uderzając w klosz lampy i
lądując na kołdrze. Wsadziłam sobie miększe wnętrze do buzi, wracając do
lektury. A raczej próbowałam, bo moje skupienie wzięła cholera. Zirytowana
warknęłam i cisnęłam książką przez pokój. Plasnęła o komodę, aż flakoniki
perfum zadrżały. Nie byłam głupia i zdawałam sobie sprawę, że Eris ukazała mi
się, by wciągnąć mnie w swoją manipulację. Wiedziała, że nią gardzę i celowo
wspomniała, że uwielbiała bawić się takimi jak Hiroshi, by sprawić innym
gehennę. Że to ona stoi za śmiercią mojej rodzicielki i szaleństwem dziadka. W
końcu mówiła, że jeszcze ją popamiętam.
Mieszanie w
umyśle i wywlekanie przeszłości, skąd ja to znam, no doprawdy. Oparłam się
plecami o łóżko, obejmując rękami kolana. Przymknęłam oczy, opierając policzek
o ramię. Tak długo jak Yuce nic nie groziło, nie miałam po co mieszać się w to
cholerstwo. Muszę się trzymać tego postanowienia, bo inaczej Eris zapewne się
dopierdoli, że to właśnie moja ludzka cząstka natury mnie niszczy. Mogłam,
kurwa, celować jej w usta, przynajmniej by tak jęzorem nie miętoliła. Jednak to
prawda, że jest się mądrym po szkodzie, szlag by to.
„Zawsze będziesz potworem, Jennifer.”
Płomienie lizały ściany, odór śmierci był
taki słodki a jednocześnie odrażający, krzyki brzmiały niczym z otchłani
piekła. A wśród tego wszystkiego Troy skąpany w krwi. Uśmiechnęłam się pod
nosem i uchyliłam jedną powiekę. Ostrze katany błysnęło jasno, kiedy
prześlizgnęło się po nim światło księżyca. Podniosłam się, łapiąc po drodze czarny,
długi płaszcz, butelkę whisky i miecz. Oparłam się nogą o parapet, otwierając
okno na oścież. Szare zasłony zdobione motywem czarnych gałęzi zafurkotały, gdy
uderzył w nie zimny wiatr. Rzuciłam się w przód, rozkładając ręce na boki.
Kiedy objęło mnie chłodne powietrze nocy i rozwiało płaszcz, rozwinęłam
skrzydła. Może małe polowanie połączone z procentami pozwolili uspokoić mój
umysł.
****
Dłonie,
które zaciskała mocno na jego przedramionach, nie sprawiały mu takiego bólu,
jak jej smutna twarz. Nie chciał by cierpiała! Pragnął widzieć, że się
uśmiecha. W końcu ona jako jedyna była zawsze z nim.
– Przestańmy dobrze? Proszę – przemówiła błagalnie. –
Nie chcę cię stracić, a na pewno jest inny sposób na odzyskanie twojego brata!
W głębi się
skrzywił. Nie chciał jej okłamywać, że jego pierdolony brat gówno go obchodził.
Tylko ona się liczyła, tylko dla niej to wszystko robił. Jednak nie mógł tego
powiedzieć, bo jeszcze bardziej by ją skrzywdził.
– Nie ma innego sposobu – powiedział spokojnie. –
Wszystko jest dobrze, naprawdę.
Pokręciła
głową, jeszcze mocniej zaciskając palce. W jej barwnych oczach pojawiła się
nutka strachu.
– Naprawdę tego nie widzisz? Robi się coraz
niebezpieczniej, a...a... – zagryzła wargę i spuściła wzrok.
Pogłaskał
ją uspokajająco po ręce. Miała jedwabistą skórę pozbawioną jakiejkolwiek skazy.
Popatrzyła na niego niepewnie. Uśmiechnął się lekko. Puściła go, opadając na
krzesło.
– Wszystko będzie dobrze, obiecuję – powiedział, a
ona pokiwała głową.
Wyszedł na
odrapaną klatkę schodową. Szybko, przeskakując kilka stopni naraz, znalazł się
na dole. Dookoła panowała niezwykła cisza przerywana tylko od czasu do czasu
pohukiwaniem sowy. Szedł szybko, uważnie rozglądając się dookoła. Gdzieniegdzie
kręciło się trochę osób, ale zazwyczaj w dobrze oświetlonych punktach.
Westchnął z lekką irytacją. Chciał to załatwić szybko. Jutro miał się wcześnie
stawić w pracy, więc chciałby się chociaż zdrzemnąć.
Wszedł w
wyjątkowo mroczną ślepą uliczkę znajdującą się z jakimś podejrzanym klubem.
Pachniało w niej wymiocinami i alkoholem. Zmarszczył nos. Ujrzał chwiejną
sylwetkę, która zmierzała w jego kierunku. Był to mężczyzna z zaczerwienionym
nosem trzymający do połowy opróżnioną butelkę sake. Ubrany w biała koszulę i
czarne, nieporządnie zapięte spodnie. Najpewniej sfrustrowany życiem pracownik
korporacji. W piwnych, mętnych oczach błyszczała złość, a usta miał wykrzywione
w grymasie. Na jego widok zatrzymał się.
– Czo się gapisz, gówniarzu? – warknął, wymachując
groźnie butelką. – Won stąd, a to kurwa już!
Chłopak
westchnął, mocniej naciągając rękawiczkę i zrzucając z siebie kurtkę. Nim
mężczyzna zdążył go znów zbluzgać, uderzył w niego z barku, przewalając na
dalszą część gęstego mroku, tym samym oddalając się od głównej, oświetlonej
ulicy. Butelka z trzaskiem rozbiła się o ziemię.
Pijak na
początku oszołomiony zarzęził kilka razy, jednak na widok utraty cennego
alkoholu, zawrzała w nim złość. Zerwał się na równe nogi i pięściami natarł na
chłopaka.
– Ty pierdolony...!
Mężczyzna nie
dokończył, gdyż coś metalowego uderzyło go w szczękę, chyba ją łamiąc. Ból
niemal go ogłuszył. Chciał zacząć wrzeszczeć, gdy coś ostre tknęło go w gardło.
Poczuł jeszcze, jak ostrze wbija się w jego jabłko Adama. Potem oczy wywróciły
mu się białkami do przodu, a fontanna krwi trysnęła na ścianę. Padł z głuchym
hukiem na ziemie. Koszula zaczęła barwić się na szkarłat.
Westchnął.
Nie zdążył się odsunąć i teraz plamy krwi na koszulce. Dobrze, że wcześniej
zrzucił kurtkę, przynajmniej mógł nią zakryć ewidentne dowody. Włożył nóż do
kieszeni, a raczej chciał to zrobić, gdy usłyszał cichy pisk. Natychmiast się
odwrócił. W rogu uliczki o ceglaną ścianę opierała się kobieta ubrana jedynie w
kusą zieloną sukienką, która przy dole była podarta. Miała podbite oko oraz
ślady paznokci na rękach. Bez trudu doszedł do wniosku, co tu się wydarzyło.
– Ty..ty.. – zaczęła mówić, drżąc na całym ciele.
Wyglądała, jakby jednocześnie krzyczeć i rozpłakać się z ulgi.
Jednak
wszystkie te emocje starł strach, gdy podniósł pistolet. Nie mogło być żadnych
świadków. Zastygła, niezdolna do ruchu. Nie drgnęła nawet, gdy opuścił lufę i
skoczył w jej kierunku. Rzuciła się do ucieczki dopiero, kiedy nóż zagościł w
jej piersi, przebijając serce. Puścił rękojeść, a kobieta osunęła się
bezwładnie po ścianie, zostawiając po sobie krwawą ścieżkę.
Policja na
niego nie wpadnie. Nie miała jak. Nie znał ich, widział po raz pierwszy na
oczy. Po prostu ona tego chciała, a musiał spełnić jej życzenie. Obrócił się i
spojrzał na ciemność, która pojawiła się w swojej koronie.
– Zajmiesz się resztą? – spytał.
Starła nieco
krwi z ściany. Uśmiechnęła się.
– Oczywiście.
****
Brudna
czerwień stopniowo zakrywała coraz większe połacie łąki. Nagle na jej
powierzchni pojawiło się tysiące odcisków białych dłoni, a pomiędzy nimi oczy.
Jego oczy. Łzy spłynęły po jej policzkach.
Pęknięcie.
Krew rwącym strumykiem popłynęła w dół ciemnej czeluści, nad którą unosił się
on. Podniósł dłoń, uśmiechając się delikatnie. Tak jakby chciał powiedzieć „witaj
w domu” swoim ciepłym, głębokim głosem. Czując, jak drży, wyciągnęła dłoń przed
siebie.
Zgrzyt.
Jego sylwetkę wykrzywił biały blask.
Z głębi
czeluści wydobyła się ciemna masa, która oplotła jego ciało. Ręka opadła wzdłuż
ciała, które zaczęło być wciągane w przepaść. Krzyknęła i rzuciła się w przód.
Nie, on nie może...!
Nabrała
głębokiego wdechu, otwierając gwałtownie oczy. Wyciągała rękę w stronę sufitu.
Plecy miała mokre od potu, a palce drugiej dłoni zaciskała mocno na kołdrze.
Odetchnęła spokojnie, podnosząc się do siadu i przecierając oczy. Zielone włosy
opadły jej na twarz. Przejechała po nich palcami.
Nienawidziła tych snów. Za każdym razem czuła się jak wtedy. Mała i
bezsilna. Wbiła paznokcie w skórę policzka. Przecież powinny już ustać, brała
tabletki, piła herbatki ziołowe, więc czemu ciągle wracały?!
Nagle objęło
ją zimno, a wiatr rozwiał jej włosy. Zdezorientowana podniosła głowę i z trudem
zdusiła okrzyk. Koło parapetu stała Panna na Haju ubrana w swoją standardową
fioletową bluzę. Włosy spływały jej gładką falą na jedno ramię, natomiast
wielkie oczy były jak zawsze pozbawione wyrazu.
– Co ty tu robisz? – syknęła Mari, wyskakując z
łóżka. – I jak tu weszłaś?
Dziewczyna
popatrzyła na nią bez większego zainteresowania, zbywając milczeniem jej
pytania, po czym zaczęła grzebać w kieszeni bluzy. Wyciągnęła z niej plastikową
torebkę wypełnioną podłużnymi czarnymi tabletkami z fioletowymi drobinkami.
Wepchnęła ją jej do rąk. Mari uniosła brew, przyglądając się zawartości.
– Osamu jutro wyjaśni ci ile brać i w jakich porach.
Na początku może być nieprzyjemnie, ale przywykniesz – przemówiła Panna i
odwróciła się na pięcie.
Wtedy Mari
zauważyła, że ma bandaż na ręce. Knykcie były całe zadrapane. Przełknęła ślinę,
odpychając do siebie napływ wspomnień. Panna wyskoczyła. Mari usłyszała, jak
wylądowała na pokrywie kontenera. Zamknęła okno, patrząc za sylwetką ginącą w
mroku. Panna wydawała się jakaś...inna. Nie umiała tego dobrze zdefiniować, ale
wydawało się jej, że jest bardziej pusta niż zazwyczaj.
Przymknęła
oczy na chwilę, a gdy je otworzyła skierowała wzrok na plastikową torebkę.
Czemu miała je brać? Do czego służyły? Uklękła i wysunęła spod łóżka swoją
sportową torbę. Znalazła niewielką wewnętrzną kieszeń i tam wsunęła tabletki.
Potem podniosła się i spojrzała na zegarek. Dochodziła druga w nocy, lecz jutro
miała na popołudniową zmianę, dlatego wyszła z pokoju.
Tykanie zegara
było jedynym dźwiękiem, który towarzyszył jej podczas wędrówki do kuchni.
Madoka oraz jej tato spali twardo, co potwierdzało chrapanie dochodzące z
sypialni pana Amano.
Otworzyła
lodówkę i wyciągnęła butelkę mleka. Zimne zawsze bardziej jej pomagało niż
ciepłe. Zamknęła drzwiczki i zaczęła odkręcać zakrętkę, gdy coś stuknęło w
okno. Zerknęła w tamtym kierunku.
Butelka
uderzyła o kafelki, a biały płyn rozlał się po podłodze. Mari niemal się na nim
poślizgnęła, cofając się, w efekcie czego oparła się plecami o kuchenną wyspę.
Szeroko otwartymi oczyma wpatrywała się w okno. Widniała za nim twarz
wykrzywiona w grymasie cierpienia. Krew ściekała mu z jasnej cery, a robaki
żerowały po zgniecionej żuchwie. Jedynie martwe tęczówki patrzyły na nią
błagalnie.
Pomóż
mi...
Zacisnęła
drżącą dłoń na zawieszce naszyjnika tak mocno, że poczuła jak metal wpija się
jej boleśnie w skórę. Nie...nie może teraz, zwłaszcza tutaj! Zacisnęła powieki,
zduszając w sobie krzyk. Trwała tak przez kilka chwil, aż zegar nie wybił
drugiej w nocy. Wtedy ostrożnie uchyliła jedną powiekę. Twarz zniknęła. Na
miękkich nogach posprzątała, dziękując w duchu, że nikogo nie obudziła. Nalała
sobie wody i wypadła z kuchni.
Gdy drzwi od
sypialni się za nią zamknęły, rzuciła się do komody. Szybko wygrzebała z
szuflady opakowanie leków nasennych, wyłuskała cztery białe tabletki i wrzuciła
do ust. Wypiła duszkiem całą szklankę i dopiero wtedy padła z powrotem na
łóżko.
Wiedziała,
że tylko tak uciszy swoje demony.
Wiedziałam, że napiszesz go praktycznie w jeden wieczór :)
OdpowiedzUsuńOgólnie nie mogę się jakoś dziś skupić na czytaniu i ciągle mi ktoś przerywa i coś ode mnie chce...
Jack: Trzeba było brać rano cukierki, a nie.
Jenny wzięło sumienie, więc zaczęła jeść orzechy i tylko mi smaka narobiła, a sklepy dziś zamknięte :c Ale wybaczam. A na poważnie to podoba mi się relacja Mari i Osamu. Ten Mrok chyba wykorzystuje kilka osób naraz z tego, co ja dedukuje?
Jack: Zastrzelmy małego Ziggurata będzie po problemie, bo zaczyna mieć rozterki z cyklu, kocham ją, ale nie mogę z nią być chodź brata mam w dupie, a dlatego że jestem zbyt zły. Czy każdy Ziggurat musi mnie...denerwować?
Najwidoczniej xd Nie ma w tym rozdziale namiętnych dialogów, ale trzymał mnie w jakimś napięciu emocjonalnym, a gif i brak podsumowania tylko to umocnił, więc było okej.
Jack: Albo po prostu lubisz, jak ktoś się znęca.
Tak, nad tobą.
Jack: Wiedziałem :)
Bożu U_U
Czekam na next!
XOXOXO
No dobra, dobra, już tak się nie chwal, co XDD W końcu święto, ja swój obowiązek spełniła o 11, a potem miałam święty spokój i mogłam to dokończyć XD
UsuńJenn: No oczywiście, poczucie winy wręcz mnie wpędza w depresję. No chyba nie >.> Orzeszki są po prostu dobre, nie doszukujcie się w nich drugiego dna. I drugie pytanie dnia: Gdzie Lili?
Już ci wytłumaczyłam, co tu się dzieje w drugim "akapicie" więc no XD
Jenn: Jack nie wymyślaj, bo ci żyłka strzeli
Izu: Rzeczywiście w tym rozdziale praktycznie nie ma dialogów
*wzrusza ramionami* Wolałam skupić się na emocjach, oni się tu jeszcze nagadają o to się nie martwcie
Jenn: Nie wątpimy.
Przemyślę to XD Ale i tak się nieźle wyrabiasz z dodawaniem.
Usuń,,Orzeszki są po prostu dobre, nie doszukujcie się w nich drugiego dna."
Jack: Kruk doszuka się drugiego dna nawet w zgniłym ziemniaku.
,,I drugie pytanie dnia: Gdzie Lili?"
Lilka:*głowa ją boli*Przecież cały czas tu siedzę.
,,Już ci wytłumaczyłam, co tu się dzieje w drugim "akapicie" więc no XD"
Dla mnie to i tak wygląda na Osamu, ale nie będę się kłócić bo ty to pisałaś więc wiesz lepiej kto to xd
,,Jenn: Jack nie wymyślaj, bo ci żyłka strzeli."
Jack: Skoro do tej pory mi nie strzeliła to i teraz nie strzeli. Ale to urocze, że się o mnie martwisz Jennyfer :)
,,Izu: Rzeczywiście w tym rozdziale praktycznie nie ma dialogów."
Ale to jest okeeeej.
W końcu muszę dokończyć do 3 liceum, więc no XD Czasami trzeba sobie włączyć motorek albo nutę, która jest idealna do całego aktu <3
UsuńJenn: *przysiada się do niej, mając słodycze schowane w swetrze* Taka osowiała jesteś, że aż cię nie zauważyłam. Co jest?
W końcu ci mówiłam, że jeszcze cię zaskoczę, nie? Więc powoli zaczynam
Izu: Jak strzelisz plot twistem to zabijesz
XDD Osamu taki wylewny nie jest XD
Jenn: Kolejny doszukujący się wszędzie drugiego dna *wywraca oczami, wsuwając sobie ciastko do buzi* Dzień, kiedy ci w końcu strzeli, to będzie najpiękniejszy dzień mojego ży...choć nie, dzień, gdy wreszcie zdobędę stołek bóstwa nim będzie
Ja swojego do matury na pewno nie skończę już się z tym pogodziłam. Aż sama z siebie cisnę jak można tyle pisać 40 rozdziałów XD
UsuńLilka: Nie jestem i nic gorszego niż zwykle*głowa ją boli*
Luz, oby tak dalej XD
A szkoda bo już myślałam, że taki z niego murderer.
Jack: Kruk przecież ma tak od zawsze jeszcze nie zauważyłaś, że jest upierdliwa. Jak ty zostaniesz bogiem to ja będę bezdomnym więc nigdy do tego nie dojdzie.
No bywa i tak, słuchaj. Choć ja zaczęłam pisać kawałek czasu po tobie i szybciej skończyłam XD
UsuńJenn: Jeeesteś~ *paca ją lekko w nosek* Jakieś ci ziółka zaparzyć czy apap?
Apap jest na głowę?
Jenn: Ty serio masz już 16?
^^''
Ktoś tu jest murderer albo paru ktosi. Who knows~
Jenn: Żebyś się kurwa nie zdziwił, chomiczku.
No co ja ci mam powiedzieć? Takie są skutki wstawiania jednego rozdziału na dwa miesiące.
Usuń,,Jenn: Jeeesteś~ *paca ją lekko w nosek*"
Lilka:*zatrzymała jej rękę*Nie rób mi tak.
,,Jakieś ci ziółka zaparzyć czy apap?"
Lilka: Samo powinno przejść.
,,Apap jest na głowę?"
Angel XD
Jack: Lubię być zadziwiany :) ale nie sadzę by twoja opcja się wydarzyła.
Ja też tak czasami wstawiałam, więc no XD
UsuńJenn: *wydęła policzki* No widzisz, mówiłam *wepchnęła sobie kilka cukierków do buzi, przez co przypomina urażonego chomiczka* Oho leczymy się metodą "włącz i wyłącz"
No co ja nie używam, to nie wiem XD
Jenn: *jest tym typem osoby, co zawsze spełnia swoje cele* Wystarczy zwalić tylko jedno bóstwo ze stołka. Tylko trzeba odpowiednie, by potem nie wysłuchiwać wyzaleń na nieszcześliwe miłości
Czasami, a nie zawsze XD
UsuńLilka: Kompletnie nie mam pojęcia o czym mówisz.
Jack: Daj znać jak dojdziesz do tego w fabule poza tym nie chciałoby ci się bo to obowiązek.
XDD
UsuńJenn: Bo włącz wyłącz może samo się naprawi, proste. Jaki obowiązek? Zgarniałabym hajs, dostawała części raz na ruski rok sprawiała cud. Izi robota
zajmuję
OdpowiedzUsuńChwila?! To ja tu nie dałam komentarza!
UsuńHanako: Tak
Serio....ja już nwm chyba gdzie je daję....
"Zwykły człowiek nie miał szans tak daleko przerzucić ciała. Zakładając, że to w ogóle jest człowiek.."
Hanako: Widzisz? Już zaczynasz się w to wplątywać.
"Może małe polowanie połączone z procentami pozwolili uspokoić mój umysł. "
Miju: Na pewno to zrobi. Najwyżej pół miasta pocierpi
" Szybko wygrzebała z szuflady opakowanie leków nasennych, wyłuskała cztery białe tabletki i wrzuciła do ust."
Ja: Aż mi się przypomniało jak moja koleżanka jechała z rok na nasennych.
"– Osamu jutro wyjaśni ci ile brać i w jakich porach. Na początku może być nieprzyjemnie, ale przywykniesz "
Miju: No nieźli ci dilerzy
Hanako: Co?
Miju: No co? Z tym mi się skojarzyło
Ja: Czekam na kolejny rozdział
Jenn:...*przechyliła butelkę i wypiła połowę duszkiem* Pierdolę tę robotę
UsuńDamon: Ej, ej, bo jutro będzie krzywo cięła głowy
Jenn: *zmrużyła oczy*
Damon: Nie gryź
Jenn: *warknęła*
Blaise: Bestia się budzi XD
Mari: Rok huh...to krótko
Panna na Haju: Coś się nie podoba?
"Damon: Nie gryź
UsuńJenn: *warknęła*"
Hanako: Przypomniało mi się, jak koleżanka miała śmianie, że Asha będzie gryźć sąsiadów z ławki bo tak pisało na fb w tych takich co spotka dany miesiąc. C
"Damon: Ej, ej, bo jutro będzie krzywo cięła głow"
Hanako: Wydaje mi się, że w jej przypadku to niemożliwe
"Mari: Rok huh...to krótko"
"Panna na Haju: Coś się nie podoba?"
Miju: Nie ale fajnie cię nazwali to fakt.
Wg tych postów to ja już miałam mieć tyle pał, wyrwać tylu chłopaków...taaa, marzenia ściętej głowy
UsuńJenn: Dokładnie, nawet napruta jak po weselu tnę równo!
Chciałabyś
Damon: Dokładnie, już dwa razy ci się tak zdarzyło
Jenn: Zbrodnia przeciw ludzkości dosłownie -.-
Panna na Haju: *już odpłynęła, słuchając muzyki industrialnej*