– To niespotykane, byś pracowała w dzień
wolny.
Spojrzałam na Blaisa, który stał z
założonymi rękami i opierał się o ścianę. Za mną zatrzasnęły się drzwi od
gabinetu Damona, gdzie pozostawiłam mu na biurku kilka upolowanych w nocy
kreatur. Nie były specjalnie cenne ani niebezpieczne, jednak dodatkowe
pieniążki zawsze cieszą.
–
Nawinęły mi się przypadkiem – mruknęłam, wkładając ręce do kieszeni płaszcza. –
Jak było w pracy?
Dalej miał na sobie strój barmana, ale włosy
nieco już mu oklapły na lewą stronę, a pod oczami widniały delikatnie cienie.
Biło od niego pomieszanym zapachem piżma, damskich perfum i piwa. Jednak dalej
uśmiechał się dumnie, jakby chciał się całemu światu pochwalić, że ciągle nikt
nie zdołał mu wybić choćby jednego z jego białych, prostych zębów.
–
Napiwki dostałem całkiem sute, na to nie mogę narzekać – odparł. Razem
wyszliśmy z biura i ruszyliśmy wykładaną ciemnymi, gładkimi kamieniami drogą w
dół prowadzącą do centrum Monstir. – Dawno też nie dostałem aż tylu adresów
domów z propozycją szybkiego numerka. I to nie tylko damskich – dodał,
delikatnie się wzdrygając.
–
Procenty potrafią bardzo zaszkodzić.
– Noo,
wyglądasz, jakby cię ktoś przejechał.
Zerknęłam na niego groźnie, na co się
uśmiechnął i założył ręce za głowę. Zgodnie szliśmy w stronę baru znajdującego
się na rogu ulicy, gdzie mieszkał Patrick. Serwowano tam genialne naleśniki, a
właściciele – państwo Loderster, mieli słabość do Blaisa, który w zamierzchłych
czasach swojej młodości u nich dorabiał, przez co często dawali mu rabaty lub
ekstra dodatki. Rzecz jasna sama na tym korzystałam, od kiedy byłam
przedstawiana jako jego partnerka. Nawet jakbym nie była, to bym sobie
korzystała, żeby było jasne.
– Ne,
Blaise – zagadnęłam.
– Hm? –
Zerknął na mnie.
– Jak
masz na nazwisko?
– Coś
tak nagle wyskoczyła?
Rozłożyłam ręce i wzruszyłam ramionami.
– Tak po
prostu. Jestem ciekawa.
–
Heee... – mruknął i przeciągnął się.
– To
jakiś problem?
– Nie,
tylko jakoś do tej pory niezbyt się interesowałaś moim życiem prywatnym. Czyżby
– Nachylił się, mrużąc oczy, w których błysnęły iskierki. – wreszcie myślała o
mnie poważnie?
–
Spytałam o nazwisko, a nie datę ślubu, marzycielu – westchnęłam, pstrykając go
w czoło. – Nie wyobrażaj sobie za dużo, na razie zostajesz jako mój termofor i
tyle.
Zaśmiał się, po czym nagle przyciągnął do
siebie ramieniem. Wpadłam na niego z impetem, przez co oboje zatoczyliśmy się w
bok. Dwa demony spojrzały na nas z politowaniem, kiedy Blaise ratując się przed
glebą, odbił się od słupa, ja od witryny sklepowej i dopiero stanęliśmy prosto.
Była jakaś jedenasta rano, kochani. Nawet w Piekle o tej porze się zazwyczaj
już trzeźwieje a nie napycha procenty do krwi!
–
LaBeouf – powiedział dość cicho prosto do mojego ucha. – To moje nazwisko.
Pokiwałam głową. Kątem oka dostrzegłam, że po
twarzy Blaisa przebiega dezorientacja, jednak gdy na niego spojrzałam, już się
uśmiechał. Wydawało mi się?
–
Powinnaś znów umyć włosy – wymamrotał, przejeżdżając palcami po moich brązowych
kosmykach. – Masz w nich pewno pyłu i piasku.
– Uroki
spania na dworze.
Pewnie nasza pełna uroku, serduszek i cukru konwersacja toczyłaby się aż do dojścia do baru, jednak pewien nerd postanowił
nam przeszkodzić. Wydając z siebie okrzyk przywodzący na myśl bojowego
nastawionego indyka zeskoczył z parapetu i wylądował tuż przed nami. Słońce
padło na jego wyjątkowo nie przekrwione oczy i jasną twarz. Patrick wyglądał,
jakby właśnie się świeżo narodził.
–
Normalnie się witać nie umiesz? – westchnęłam.
–
Zrobisz mi pewną przysługę? – spytał, ignorując moje przytyki.
– Co
jest?
– Muszę
pomóc Alice, a dziś popołudniu miałem przypilnować Olivii, dodatkowo rudzielec
nie odbiera. Przekazałabyś mu, że zostanie dziś niańką?
Za jego plecami pojawiła się Alice, która
posiadała odrobinę kultury osobistej i skorzystała z drzwi a nie okna.
Uśmiechnęła się do mnie i Blaisa, po czym poprawiła biały szalik zawiązany na
szyi. Zmarszczyłam brwi, bo w Piekle panowała pora letnia i nawet
najwybitniejszym zmarzluchom nie były potrzebne choćby bluzy.
–
Przekażę. Gdzie idziecie?
– Do
Sylwdor.
Spojrzałam na Patricka zaskoczona, a potem
na Shirai. O ile Haru byłaby o tyle zrozumiała, że i tam zdarzało się jej mieć
klientów, to po jaką cholerę miała tam iść Alice i nerd? Alice wpuściła ręce do
kieszeni błękitnej kurtki, spuszczając oczy na czubki butów. Ciągle czuła się
niekomfortowo przy Blaise, przez co jej nieśmiałość wracała na pierwszy plan.
– Chcę
sprawdzić co u Yuki. Martwię się o nią – wymamrotała, wtulając nos w szalik, a
jej policzki pokryły się lekkim różem.
Nie zważając na nikogo, rzuciłam się na to
urocze stworzonko do siebie i zaczęłam tulić. Normalnie pewnie dostałabym z
pięści w bok, jednak obecność Blaisa skutecznie hamowała jej silniejszą stronę.
Pisnęła jedynie i zmrużyła oczy, patrząc na mnie groźnie. Hyhy, trzeba sobie
poużywać, kiedy można, prawda? W końcu lekko mnie kopnęła, więc ją puściłam,
targając po włosach. Pokręciła głową i zdmuchnęła z twarzy jasne kosmyki.
– Teraz
możecie iść – oznajmiłam z uśmiechem.
–
Musiałaś ją zmolestować, nie? – mruknął Patrick z ironią.
Nie przestał się uśmiechać, nawet jak
wsadziłam mu łokieć pod żebra. Pożegnaliśmy się, wspólnie trzepiąc po głowach,
po czym mój uroczy ship odszedł, a my wreszcie dotarliśmy do baru.
– Czuję
się zazdrosny – powiedział z bolesnym wyrzutem Blaise.
Zajęliśmy nasze zwyczajowe miejsce w prawym
rogu koło łukowego okna. Kelnerka doskonale wiedziała, że bierzemy to co
zawsze, gdy pokazałam jej gestem, że nie potrzebujemy karty.
– O co?
Że uwielbiam uroczą wersję Alice? – spytała, opierając brodę o nadgarstek.
– Mnie
byś też mogła tak zmolestować – uznał, wydymając wargi.
Zbyt byłam do niego przyzwyczajona, więc nie
zakrztusiłam się mocną kawą, tylko popukałam w czoło. Znów się wyszczerzył i
puścił oczko do kelnerki, która stawiała przed nim kanapkę z białego pieczywa
rozmiaru mojej głowy. Wgryzł się z nią, a oczy mu zaszły mgłą błogości.
– A
zmieniając temat – wyseplenił, krusząc wkoło. – to co to za pomysł z tym nocnym
zakrapianym polowaniem?
– Małe
odreagowanie – odparłam, odkładając kubek i zabierając się za grubego naleśnika
oblanego czekoladowy i malinowym sosem. – Zabijanie mnie uspokaja.
–
Hmmm... – Wpatrywał się we mnie przez moment.
Zdążyłam zjeść większą część naleśnika, nim
znów się odezwał.
–
Dlatego po śmierci twojego brata w Azji zginęło tyle osób.
Nie było to pytanie a spokojne stwierdzenie
faktu, jakby własnie mi mówił, że dziś będzie słonecznie.
– Jakieś
moralne obiekcje?
– Nie,
jedynie się zastanawiam, jaka naprawdę jesteś. Jednocześnie przyjaźnisz się z
kilkoma ludźmi, a z drugiej strony są dla ciebie niczym te bestie, na która
polujemy. Trochę ironiczne.
– Z
wyjątkiem Yuki, są mi obojętni – przerwałam mu, odkrawając kolejny kawałek
ciasta. – Niech umierają, żyją, niszczą. Póki nie wchodzą mi w drogę, mogą
robić, co chcą.
– A
tamci ci weszli?
Zacisnęłam mocniej palce na sztućcach,
podnosząc głowę. Nie uśmiechał się złośliwie ani nie był zirytowany. Całkowity
spokój pomieszany z lekką ciekawością, lecz moje ciśnienie i tak podskoczyło.
–
Chcesz, bym żałowała? – zakpiłam. – Stało się i już. Pojawili się w
nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie. Nie jestem ani z tego dumna ani
nie jest mi smutno. Sami się zabijają, więc co za różnica, że wtedy był to
demon? Jeszcze coś, pieprzony moralisto? – dokończyłam sykiem, rzucając sztućce
na talerz.
– Sorry,
sorry – westchnął, machając dłonią. – Nie chciałem cię zdenerwować,
przepraszam.
Wstałam od stołu.
–
Zapłacisz – rzuciłam, ruszając do wyjścia.
Oczywiście nie przeszłam do końca ulicy, gdy
na mnie skoczył, chcąc przytulić. Złapałam go za przegub, przerzuciłam przez
siebie i cisnęłam silnie o chodnik. Huknęło, a z ust wyrwało mu się ciche
westchnienie. Strużka krwi spłynęła mu z kącika ust po brodzie.
– Aż
taki drażliwy temat? – mruknął, ignorując, że wzrokiem obiecywałam mu wyciągnięcie
flaków nożem.
– Jeśli
nie chcesz się przekonać, że umiem wyrwać serce dłonią, to więcej go nie
poruszysz – powiedziałam zimno, puszczając jego nadgarstek.
Pomasował go, lekko sie krzywiąc i podniósł
do siadu.
– Fufu,
jeszcze żadna kobieta tak brutalnie mnie nie traktowała – zauważył z nutką
wesołości. Kurwa, zmienia się w Izu. – Ale i tak jesteś najlepszą, jaką mogłem
spotkać.
– Sto
dziesięc komplementów Blaisa na każdą okazję?
–
Możliwe, możliwe. – Podniósł się. – To co ruszamy zostać niańkami?
****
Artemis bardzo podobało się wnętrze jej beya, który wyglądał jak
niekończąca przestrzeń pokryta milionami migoczących gwiazd. Jako bey nie czuła
zimna czy gorąca, więc nie mogła stwierdzić, jaka panowała tu temperatura, lecz
zawsze było jej przyjemnie. Ponadto posiadała zbiór wielu magazynów oraz
książek – najczęściej podkradała je Jenny i Teradom, ale cii – zestaw do
ostrzenia topora, wiele belek materiału, nożyce, igły i nici. Nie mogła więc
narzekać na nudę.
Niestety od pewnego czasu, a konkretnie od
jej pierwszego od ponad stu lat spotkania z Uranią, miała wrażenie, że gwiazdy
tracą na blasku i ciemność staje się głębsza. Niepokoiło ją to, a nie miała komu
się zwierzyć, bo Jenny by zapewne tego nie zrozumiała, natomiast inne beye
znajdowały się poza jej zasięgiem.
Jeszcze ta dziwna niemoc sprzed dwóch
tygodni. Odłożyła szpilkę i zaczęła wpatrywać się w swoje fioletowe dłonie. To
niemożliwe, by traciła moc, w końcu była stosunkowo młodym beyem i przynajmniej
raz w tygodniu brała udział w jakiejś bitwie. Więc skąd to się wzięło?
Nagle w oddali coś huknęło. Sięgnęła po
topór, jednocześnie wpatrując się uważnie w rozgwieżdżoną otchłań. Ktoś wkroczył
do jej przestrzeni? Ale jak skoro nie wyczuła niczyjej obecności w pobliżu i
nie uchyliła bram?
Podniosła się, zarzucając topór na ramię.
Cicho stawiając kroki i nastawiając uszy, ruszyła w przód. I gdy już myślała,
że było to chwilowe zakłócenie, ujrzała złotą rysę, przez którą próbowała
przedrzeć się czarna dłoń. Postać znajdująca się po drugiej stronie mruczała
jakieś słowa, lecz do niej docierały tylko ich niezrozumiałe strzępy. W
błyskawicznym tempie wzniosła topór i opuściła go, przecinając rękę. Rozległ
się zagłuszony bulgotem okrzyk i ciemna dłoń opadła na gwiazdę. Rozpłynęła się
niczym czarna mgiełka, pozostawiając po sobie zapach zgniłych jabłek.
Artemis spojrzała na ostrze. Nie było na nim
ani śladu jakiejkolwiek cieczy czy mazi. Zmarszczyła czoło, mając wrażenie, że
gdzieś już wydarzyło się coś podobnego.
Oświeciło ją, gdy przewijała w umyśle
ostatnie wydarzenia. Wizja Jenny i Kimiko! Dziwna czarna istota wbijająca nóż w
drzewo! Czym prędzej otworzyła bramę na zewnętrzny świat, nie zważając, co
aktualnie robi jej partnerka.
****
Krew strumieniami
spływała ulicznymi rynnami, ludzkie
wrzaski przypominały głosy z czeluści piekła, a metal szczękał o metal. Krwawe
płomienie lizały ściany budynków i skórę trupów, sycząc z dziką satysfakcją.
Jednak śmiech nie ustawał. Mężczyzna rozrzucił ręce na boki, wypełniając powietrze
odgłosem swojej chorej satysfakcji. Wyglądał jak bóg zniszczenia, radujący się
z widoku swojego najdoskonalszego dzieła. Oczy jednak miał puste, nawet lśniące
w nim obłąkanie wyglądało obco. Koło jego nóg odzianych w miedziane nagolenniki
wirował bey, otoczonego głęboką czernią. To był prawdziwy bóg.
Kimiko otworzyła gwałtownie oczy,
nabierając ze świstem tchu. Gorąca herbata wywalała jej się z filiżanki na dłoń
i ciemnymi kroplami zaczęła skapywać na ciemnozielone kimono.
– Moja
pani? – Kaito podszedł do niej, wyraźnie zaniepokojony.
– Poślij
po mojego męża – poleciła słabym głosem. – Natychmiast. Przekaż, że to co czyha
na legendarnych, jest dużo gorsze niż sądziłam. I nie ma w sobie ani grama
człowieczeństwa.
Demon skinął głową i teleportował się z
salonu. Kimiko wstała od fotela, odłożyła filiżankę na talerzyk i sięgnęła po
jedwabną chustkę. Wytarła dłoń, słysząc, jak krew szumi jej w uszach.
To coś nie chciało się mścić na
Legendarnych. Nie, to coś ich potrzebowało. Potrzebowało silnych osób, by móc
ich objąć swoimi mackami i upić szaleństwo.
By stworzyć swoje królestwo obłąkania.
****
Uniósł z lekkim powątpiewaniem brew, lecz
twarz Panny pozostała stanowcza niczym głaz. Dziś dosłownie nic nie zdołało ją
wybić z jej poważnego trybu. Na szyi miała ciemne siniaki, chyba była przez
kogoś duszona. Czy to był powód?
– Nie za
wcześnie dla niej? – spytał, przerywając ciszę. – Najpierw tabletki, teraz to.
Może się załamać.
– Na
takie rzeczy nigdy nie będzie dobrego czasu. Zresztą zostało jeszcze kilka dni –
powiedziała Panna.
Przygryzł wargę. Nie powinien się litować, w
końcu Mari wiedziała, na co się pisze. Jednak coś się w nim ściskało.
–
Czyżbyś łagodniał? – spytała z nutką ironii. – Zamierzasz rzucić wszystko i
rozpocząć szczęśliwe, pełne szczerości i tęczy życie?
Spojrzał na nią ostro. Zmrużyła oczy,
wystawiając język.
– Już za
późno – warknął.
–
Właśnie – potwierdziła. – Na wszystko było za późno, gdy twoja matka się
powiesiła w...
Urwała, kiedy uderzył ją pięścią w twarz.
Głowa odchyliła się jej w bok, a krople krwi trysnęły w powietrzu, nim opadły
na ziemię. Uśmiechnęła się, ocierając szkarłatną ciecz z nosa i wargi. Na policzku powoli
formował jej się siniak.
– Ooo
tak – wyszeptała z jakąś nabożną czcią. – Twoja prawdziwa twarz się ujawniła.
Niemal się stęskniłam.
Pragnął ją uderzyć po raz kolejny. Pragnął,
by przestała się uśmiechać, a zaczęła krzyczeć. Chciał...chciał...chciał...
Osamu!
Wziął głęboki wdech. Po plecach przebiegł mu
zimny dreszcz. Niedobrze, pozwolił się sobie zbyt rozluźnić i znów coś poczuć.
Emocje były złe, zakazane. Zupełnie niepotrzebne w tym co miało
nadejść.
– Zawsze
możesz zmienić swoje pragnienie.
Nawet nie zauważył, kiedy Panna znalazła się
przy wyjściu z zaułka. Choć krew dalej lała się z jej nosa, uśmiechała się.
Wyglądało to, jakby cieszyła się, że ją uderzył. Od razu pociemniało mu przed
oczami, a żółć podeszła do gardła. Cofnął się, mając jakieś głupie uczucie, że
może się od niej zarazić tym pojebanym masochizmem.
– A ty? –
spytał. – Czego ty pragniesz?
–
Śmierci oczywiście.
Sam nie wiedział czy to przez jej pełen
zdumienia głos, czy uśmiech przepełniony czystą radością, ale na krótki moment
objął go strach.
Uff, jednak co nieco się tu pojawiło, bałam, że skończę na samych Jenn i Blaise, swoim drogą lubię ich związek, taki mało typowy XD Macie kolejną wizję Kimi, trochę Artemis i Osamu. Powooolutku zaczynam wyjaśniać, co się tu dzieje XD
" Pewnie nasza pełna uroku, serduszek i cukry konwersacja toczyłaby się aż do dojścia do baru, jednak pewien nerd postanowił nam przeszkodzić. Wydając z siebie okrzyk przywodzący na myśl bojowego nastawionego indyka zeskoczył z parapetu i wylądował tuż przed nami. "
OdpowiedzUsuńJa:*zaczyna się tarzać ze śmiechu* matko kolejny fan indyków
Miju: Za dużo grasz w lola....zdecydowanie!
Hanako: Ale sama przyznaj, że było to śmieszne
"Stało się i już. Pojawili się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie. Nie jestem ani z tego dumna ani nie jest mi smutno. Sami się zabijają, więc co za różnica, że wtedy był to demon? Jeszcze coś, pieprzony moralisto?"
Hanako: Ludzie często dążyli do samo destrukcji więc w sumie racja że sami się zabijają
" Wziął głęboki wdech. Po plecach przebiegł mu zimny dreszcz. Niedobrze, pozwolił się sobie zbyt rozluźnić i znów coś poczuć. Emocje były złe, zakazane."
Hanako: Hmmm.....interesujące nie powiem...w sumie coś z tymi emocjami jest...
Hirooki: Przecież one u ciebie często robią jako paliwo napędowe do zemsty
Hanako: Ty lepiej się módl byś się na celowniku nie znalazł
"– A ty? – spytał. – Czego ty pragniesz?
– Śmierci oczywiście."
Akana: Własnej czy czyjejś?
Kira: Kto by pragnął własnej śmierci?
"Ponadto posiadała zbiór wielu magazynów oraz książek – najczęściej podkradała je Jenny i Teradom, ale cii –"
Viria: Spoko nie ty jedyna podkradasz. Ja Hanie zawsze podkradam książki.
Kira: A kto nie zwija komuś książek?
Ja: Brak weny na komentarz. Czekam na kolejny
Patrick: Wcale się tak nie drę -_-
UsuńJenn: Moje skojarzenia nie kłamią
Patrick: Gdzie ty słyszałaś bojowego indyka?
Jenn: Jak Izu robił obiad
Patrick:....
Izu: Myślałem, że się przestraszy samego tasaka i będzie cicho T.T
Problem Osamu jest dość złożony, o czym będzie w dalszych rozdziałach ^^
Panna: *uniosła brwi* Swojej, rzecz jasna. Chyba to było dość jasne od poprzednich rozdziałów
Jenn: Poza tym są rzeczy gorsze niż śmierć
Artemis: Buhu, to do dupy, że w przestrzeni nie można przywołać książek T^T
"Patrick: Wcale się tak nie drę -_-
UsuńJenn: Moje skojarzenia nie kłamią
Patrick: Gdzie ty słyszałaś bojowego indyka?
Jenn: Jak Izu robił obiad
Patrick:....
Izu: Myślałem, że się przestraszy samego tasaka i będzie cicho T.T"
Ja:*jeszcze bardziej się śmieje* przebierzcie jeszcze Patricka za indyka to będzie już komplet
Miju: Izu robił obiad.....kuchnia przetrwała?
"Problem Osamu jest dość złożony, o czym będzie w dalszych rozdziałach ^^"
Akana: Uuu to super tylko czekam na to ciekawy przypadek
"Panna: *uniosła brwi* Swojej, rzecz jasna. Chyba to było dość jasne od poprzednich rozdziałów"
Akana: W sumie to się nie dziwię. Typowe problemy Japonii
Haru: Nie do końca, sufit trzeba było wymienić
UsuńIzu: I farbę na ścianie. Za mocno ciąłem ^^''
Jenn: Za mocno? to wyglądało, jak po zabójstwach Mitsu
Haru: Przesadziłaś, flaków na ścianie nie było
Jenn: No dobra
Yuki: ...ja jem
Jenn: Smacznego
XDD
MAri: No, takich popierdoloeńców nie ma wielu
Osamu: Jeszcze mało widziałaś
Ciemność: Dokładnie~
Raisa: Zgadzam się
Jenn: Nom
Mari:....
Owieczka wsród wilków XDD
Panna: Co ma do tego Japonia?
Miju: Twierdziłam że straty będą większe.
UsuńJa: OrzynajmPrzy flaków na ścianie nie było
"MAri: No, takich popierdoloeńców nie ma wielu
Osamu: Jeszcze mało widziałaś
Ciemność: Dokładnie~
Raisa: Zgadzam się
Jenn: Nom
Mari:...."
Hanako: Zgadzam się ale to nie zmienia faktu że Osamu jest popierdolony
Akana: To już raczej moje skojarzenie Panna. Jak słyszę że ktoś chce własnej śmierci to z Japonią mi się kojarzy i tego już nie zmienię raczej
Dlaczego jeszcze nie ma świąt? ;-;
UsuńJenn: Choinka już jest
Taka lekko w luj duża
Izu: I chybiasta ^^
Jezu, shoty świąteczne!
Patrick: Dobre tempo
Dżizas ;-;
Osamu: ORYGINALNY, a nie popierdolony
UsuńTeż chce święta. i ten pyszny sernik. Najlepsze jest to że uciekł mi pomysł na One Shot świąteczny :( :(
Miju: Rozmarzyła się o serniku.....z resztą nie ona jedyna
Weź *dostała weny na art z Patrickiem w stroju indyka i idzie zrobisz szkic do tego*
Beta: Ciekawe czy jej to wyjdzie miała robić fanart do Mari x Osamu
Hanako: Popierdolony Osamu.
Nie wyrobiłam się na pierwszą godzinę więc stwierdziłam, że napiszę ci koma xd
OdpowiedzUsuńZmora:*usłyszała coś o bogach* Ha tfu!
Lilka: Później ich zabijesz daj krukowi skomentować bo będzie jojczała.
,,– LaBeouf – powiedział dość cicho prosto do mojego ucha."
Jack: O nieeee. Weź nie tak głośno bo zaraz Decepticony cię namierzą.
Blaise jaki tajemniczy. Czuję, że musi skrywać ciekawą historię.
,,Złapałam go za przegub, przerzuciłam przez siebie i cisnęłam silnie o chodnik. Huknęło, a z ust wyrwało mu się ciche westchnienie. Strużka krwi spłynęła mu z kącika ust po brodzie."
Jack: Bardzo ładnie, bardzo ładnie. Doceniam ten pokaz :)
Kiedy lubisz jak ktoś obrywa...
,,Jeśli nie chcesz się przekonać, że umiem wyrwać serce dłonią, to więcej go nie poruszysz."
Jack: Już się tak tym nie chwal nie ty jedna to potrafisz.
Lilka: A ja myślałam, że się kochacie :c
Jestem ciekawa jak wyjdzie im pilnowanie dziecka :D
Kimoko miała nieźle opisaną wizję aż mi się niedobrze zrobiło.
Lilka: No tak. Krew płynąca rynnami to bardzo subtelne Angel.
A co do końcówki to mamy akcję, grozę, funny moments i zakazaną miłość. Wiesz jak mnie przyciągnąć :) Szkoda mi Osari, ale też jestem ciekawa dlaczego Osamu się na to zgodził? Dlaczego Mari się zgodziła? Why?! :c
Lilka: Nie lepiej zginąć walcząc o wspólną przyszłość z ukochaną osobą niż i tak umrzeć nawet nie próbując.
Jack: Ach Czarna ty romantyku. Przechrzcij się na Gustawa. Gdyby nie te pakty z Pannami, Ciemnościami i innymi duchami niewidami pewnie nawet by się nie poznali.
Okej kom krótki, ale chciałam się odezwać.
Życzę weny, cierpliwości do fizyki i czekam na next! XO
Ps. Chyba zapomniałam o czymś napisać...^^"
Przynajmniej jakiś pozytyw z tego wyszedł ^^'' Ooo, Zmorcia.
UsuńIzu: Czym ona pluje?
Pewnie jadem palącym podłogę XD
Blaise: *Jack to dla niego taki szczeniak latający przy nogach, więc zwyczajowo ma wyjebane* Tajemniczy, przystojny, słyszysz Jenn? Jestem chodzącym gorącym towarem *ironia na poziomie niemal Jenny XDD*
Jenn: Tylko mózgu brakuje *zarzuca ręce na szyję Lilki* Liliiii! ^^
Blaise: Bo my się kochamy. Demonicznie.
Izu: I ta częsta wymiana podartych poduszek stała sie logiczna
Jenn: Czy ty mi zaglądasz do kosza?
Izu: Jedynie zbieram dowody shipu
Jenn:...jak w sypialni jest kamera, to będziesz łysy
Izu: Ehehehehe ^^''
Jenn: *patrzy*
IZu: No...a jak ją zdejmę?
Jenn: 5 sekund
Izu: *już go nie ma*
Ahaha, Olivi to z pewnością wspaniale XDD Dobrze, że to mądra dziewczynka, bo inaczej by się chyba skończyło na poszukiwaniach dziecka po Monstir
Jenn: Ja jestem zajebistą opiekunką. A Blaise ma podobną mentalność
Patrick: Nie obrażaj mi siostry
Ja wiem Lili. A pomyśl, że póki co to tylko fragment wizji :') Hahaha, wiadomo, że wiem, lata doświadczenia B/ Ich motywy to jeden z głównych wątków aktu. Btw chyba na pierwszy pójdzie Mari, tak mi wyszło z mej chaotycznej układanki XD Oj Lili, Lili, u nich to nie jest takie proste.
Możliwe, że chodzi ci o fragment z Artemis
Musiała swoje "powiedzieć".
UsuńNie napisałam, że jesteś przystojny, nie dopowiadaj sobie.
Lilka:*wzdycha*
Jack: No nie Skrzydlaty wstydził byś się tak podglądać Jennyfer Ashidę...A serio to pokazuj co tam masz bo mnie zaciekawiłeś.
,,Jenn:...jak w sypialni jest kamera, to będziesz łysy."
Jack: Cześć jestem (Marek) Izu i jestem łysy. W dzisiejszym odcinku pokaże wam jak zachowują się demony w swoim naturalnym środowisku o raz jak ze sobą współżyją. Zostawcie piec tysięcy łapek w górę, a już jutro dodam odcinek specjalny. Uwierzcie mi nie zawiedziecie się :D
,,Patrick: Nie obrażaj mi siostry."
Jack: Uważam podobnie zastrzelmy go zanim złoży jaja.*skoro Bazyl nie jest mu przychylny to on też nie będzie. Nawet jeśli nic nie powiedział to ten szczeniak to wyczuwa.*
,,Ja wiem Lili. A pomyśl, że póki co to tylko fragment wizji :')"
Lilka: Faktycznie wiesz jak pocieszyć-_-
,,Hahaha, wiadomo, że wiem, lata doświadczenia B/"
Noo taaak XD
,,Oj Lili, Lili, u nich to nie jest takie proste."
Lilka: Nic nie jest łatwe i przyjemne.
Jack: To jest kwestia sporna.
,,Możliwe, że chodzi ci o fragment z Artemis"
Nie no. Była sobie, wyczuła coś i poszła do Jenny żeby o tym porozmawiać. Pewnie sprawa zacznie jej wreszcie dotyczy.
Blaise: Ja nigdy nic nie dopowiadam :3 *dumny paw*
UsuńDamon: *wzdycha i przejeżdża dłonią po włosach* Pastę do zębów będziesz reklamować później, teraz zdzieraj te skóry
Jenn: *widzi, gdzie idzie Jack, więc go złapała za kaptur i pacnęła na fotel, po czym rzuciła się na Izu idącego z kamerka* ODDAWAJ!
Izu: Budyniu słodki! *nie zdążył się uchylić i oboje przez siłę rozpędu potoczyli się po korytarzu*
Yuka: *spod uniesionych brwi widzi, jak farba odpada ze ściany*
Taki program to bardziej pasuje pod ciebie Jack, Izu by to chował dla siebie XDD
Izu: Dla potomnych! *dostał stopą w brodę i widzi gwiazdy*
Wiadomo :') Ostrzegałam, że będzie krwawo, mhyhyhy
Jenn: *rozczochrana, gniecie kamerkę w dłoniach, a szczególnie kartę pamięci * Żeby nie twojej ^^
...śpisz u siostry. Jak nie Arti, to może...nie wiem, cios w twarz Panny, wspomnienie o matce Osamu, nw XDDD