piątek, 21 grudnia 2018

A2 Rozdział 20: Stare blizny i opieka nad dzieckiem


   Odgłos spuszczanej wody odbił się od ścian średniej wielkości łazienki wyłożonej w całości kafelkami. Mari z cichym westchnieniem opadła na biały dywanik, opierając spocone czoło o ścianę. W gardle czuła nieprzyjemny posmak żółci przemieszany z sokiem żurawinowym.
- Dalej tobą miota? – mruknął Metil.
   Skinęła głową. W duchu dziękowała, że mieszkanie było puste, bo Madoka wyszła na spotkanie z Gingą, natomiast jej ojciec znów pojechał pomagać swojej siostrze. Miała jeszcze pełne trzy godziny na doprowadzenie się do porządku oraz umycie toalety. Nie mogła pozostawić żadnych śladów.
   A Osamu mówił, że Panna bierze dawki cztery razy większe niż ona i nigdy nic jej nie jest. Choć może to dziwne zachowanie i zmiany nastrojów były skutkami ubocznymi? Powolne zatracanie się, brak kontroli nad własnym życiem...Już mroczki przed oczami, halucynacje, skurcze i wymioty wydawały się od tego lepsze. Zwłaszcza, że jakiś czas temu znajdowała się w podobnej sytuacji co Panna. Gdy mogła jedynie patrzeć, jak wszystko obraca się w popiół i niknie z oczu.
   Chłodna woda uderzyła ją w policzki, od razu nieco polepszając nastrój. Nabrała ją w dłonie i przepłukała usta, po czym spojrzała na swoje odbicie. Czerwone żyłki na białkach powoli zanikały, a blada skóra wracała do cieplejszego odcienia. Najlepiej, jeśli będzie brała te tabletki podczas nieobecności reszty lokatorów, skoro nie może się wyprowadzić.
   Szybkim ruchem zrzuciła z siebie rozciągnięty do granic możliwości T-shirt z nadrukiem roześmianej emotki. Zaraz po nim na podłogę opadł koronowy stanik i fioletowe figi. Wyprostowała się, rozpuszczając włosy, które miękko opatuliły jej plecy. Cienkie, jasne blizny odbiły się w lustrze. Przejechała po nich opuszką palca, uśmiechając się krzywo. Każda z nich przybliżała ją po kroku do celu. Teraz zostało jej tylko przyzwyczajenie się do tabletek i czyn, jaki Panna określiła „koniecznym, by przetrwać resztę”. Jeszcze nie poinformowano jej o szczegółach zadania, jednak mogła się ich spodziewać lada dzień.
   Zasunęła za sobą kabinę od prysznica i puściła ciepłą wodą. Przysiadła na małym, plastikowym stołeczku, odchylając głowę do tyłu.
   Wątpliwości towarzyszyły jej od chwili, gdy postanowiła zaryzykować wszystko, by odzyskać swoją szczęśliwą przeszłość. Nigdy nie była ufna, zwłaszcza wobec osób pokroju Panny. Osamu był bardziej dostępny, jednak głęboko w środku czuła, że tak naprawdę zna tylko jego bardzo małą cząstkę. Kiedyś by się go bała i nie dopuszczała w swoje pobliże. Tak, kiedyś. Obecnie już nie liczyło się z kim, jakimi metodami i jakim kosztem. Poświęci wszystko.
   Wychodząc z łazienki, włączyła mały wentylator, by pozbyć się pary z pomieszczenia. Przeszła do pokoju, gdzie na łóżku leżały przeklęte tabletki oraz pogniecione dokumenty. Zgarnęła je do sportowej torby, chowając w podwójnym dnie. Została jej tylko toaleta.
   Podniosła się, a wtedy rozległ się dzwonek do drzwi. Bez patrzenia przez wizjer otworzyła je. Stanęła jak wryta. W progu stała zdyszana Madoka. Otrząsnęła się w chwili, gdy pani mechanik zaczęła grzebać w komodzie wciśniętej w róg przedpokoju.
– Coś się stało, Madoka – san? – spytała. – Szybko wróciłaś.
   Madoka potrząsnęła głową, wywalając na podłogę opakowania baterii, kable i parasolkę. W końcu z okrzykiem radości wydostała z czeluści szuflady śrubokręt o krótkim grocie, który szybko wpakowała do kieszeni kurtki.
– Muszę naprawić Dunamisowi beya, bo przez walkę Kyoyę uszkodził sobie...
   Mari od razu przestała jej słuchać, tylko przytaknęła, życzyła dobrej zabawy, by zaraz usłyszeć trzask drzwi. Amano była tak pełna energii, uśmiechnięta i sympatyczna. Nikomu nie odmawiała pomocy. Aż dziw, że zdołała z takim charakterem wytrzymać dziewiętnaście lat.
   Mari poczuła nagłą falę zmęczenia, dlatego zamiast zakasania rękawów, padła na kanapę, rozrzucając ręce na boki. Salon był jasny i wypełniony zdjęciami. Na kilku z nich obok pana Amano i kilkuletniej Madoki stała kobieta o dużych ciemnych oczach otoczonych wachlarzem rzęs. Na innych było widać pustkę, jakby fotograf na wszelki chciał zostawić miejsce, gdyby jednak się zjawiła.
– Przemawiałem do twojego grobu, trzymając czerwoną, czerwoną różę. Podmuch mroźnego zimnego powietrze szepnął do mnie, że ciebie już nie ma* – zanuciła.
   Może Madoka tak dobrze się trzymała, bo w tym miejscu nie było potworów? Oczywiście do chwili, aż ona przekroczyła progi B – pit.


****

   Zawsze należał do typu ludzi zadaniowych i zadających mało pytań. Wykonywał powierzone mu zadania perfekcyjnie. Niektórym mogło się wydawać, że jest naiwny i kiedyś wpadnie przez to w kłopoty, jednak on zawsze upewniał się, że nie polecenie nie jest czymś lekkomyślnym. Dlatego wszelkie pytania były zbędne.
   Tymczasem zdarzył się pierwszy w jego życie wyjątek. Kusiło go by spytać, po jaką cholerę ma mieć oko na córkę swojego pracodawcy. Widział, jak prawie zwymiotowała na widok zwłok albo nie umiała dogadać z Legendarnymi. Jaki ona mogła mieć niby wpływ na śledztwo? Nawet nie powiedział szefowi o jej wizytach w WBBA, bo była zbyt nieszkodliwa. Niech się trochę pobawi, skoro naszła ją taka ochota.
– Shiro, wyglądasz na przygnębionego – powiedziała Urania.
   Jej świetlista postać spoczywała na bujanym krześle. Różdżka była oparta o ścianę, a kryształ na  środku migotał, rzucając na tapetę czerwone ślady.
– To nic takiego – odparł i wrócił do czyszczenia energy ringa. Zmrużył powieki na widok kilku mikrouszkodzeń. – Ta cała Artemis dość mocno cię uszkodziła – mruknął.
   Nienawidził, gdy ktoś choćby w najmniejszym stopniu krzywdził jego beya. Urania nie zasługiwała na takie traktowanie.
– Zawsze była silna, choć to tylko dzieciak – westchnęła. – Bardziej zaniepokoiła mnie jej bleyderka. Używała umiejętności podobnych co opętani, ale o wiele mocniejszych. Jak nie człowiek.
– Albo już zatarły się w granice między człowiekiem a bestią. Tak też się zdarzało, mówiłaś przecież.
– Tak, to prawda. Jednak Artemis nie jest mrocznym beyem, a ciemnym. To dwie różne rzeczy – westchnęła Urania. – Nie zmienia to faktu, że kiedyś ją zniszczę. – Zacisnęła pięść. – Ucieka się od odpowiedzialności, żyjąc szczęśliwie z kolejną partnerką. Niewybaczalne.
    Shiro milczał. Słyszał już kilkukrotnie skróconą wersję o poznaniu się Urani i Michaela, natknięcie się na Artemis, a w końcu śmierć chłopaka. Nigdy nie dopytywał o szczegóły, gdyż cała ta sprawa go nie interesowała. Lecz jeśli Urania tego chciała, to może szukać tej dziewczyny i jej beya aż do śmierci.
– Mam dostęp do monitoringu, więc jeśli chcesz, to możemy popatrzeć, gdzie wtedy uciekła.
– To naprawdę miłe Shiro, ale podziękuje – Urania uśmiechnęła się. – Sama rozprawię się z Artemis, mam na to całe wieki, a nie chcę cię narażać na kolejne spotkanie z jego bleyderką. Ona bez trudu by cię skrzywdziła.
   Skrzywił się. Ubóstwiał ją, ale mogłaby trochę spuścić ze swojego matczynego tonu.
– Oddałbym jej bez trudu – prychnął.
   Urania spoważniała, a jej oczy przestały migotać. Pochyliła się do przodu. Końcówki fioletowych włosów połaskotały go po kolanach.
– Jeśli kiedykolwiek ją spotkasz, nawet nie próbuj.
– Dlaczego?
– Prawdopodobnie nie przeżyłbyś tego.
   Napięcie uciekło przez dzwonek telefonu. Urania wróciła do bujania na fotelu, a Shiro spojrzał na wyświetlacz.
– Mówiłem, byś do mnie często nie dzwoniła – powiedział po odebraniu.
– Ojej, Emiko nie dzwoni, martwię się, że uciekła mi z rąk – odparła zbolałym głosem Raisa, po czym usłyszał, jak piję coś przez słomkę.
– Ciągle się zastanawia i pewnie do jutra złamie. – Zerknął na pogniecioną gazetę na stole. – Kiyoshi, Hagane oraz Tsubasa wściekli się na twój artykuł.
   „Czy taki los spotka Legendarnych? Ostrzeżenie tajemniczej sekty czy nieszczęśliwy zbieg okoliczności?” kolorowe litery nagłówka wręcz krzyczały z pierwszej strony. Poniżej znajdowała się fotografia pokazująca techników policyjnych podczas badania miejsca zbrodni oraz budynek WBBA. Pod nimi znajdował się już artykuł zawierający dokładny opis zabójstwa, znaki pozostawione na zwłokach oraz przypuszczenia Legendarnych. Japoński przekład gazety bił rekordy popularności, sprawiając, że policji wrzała krew.
– Nie utajnili sprawy, to ich problem – stwierdziła, pewnie wzruszając ramionami. – Teraz już nie mogą mnie odsunąć, bo wystarczy mały artykulik, że próbują ukrywać przed obywatelami prawdę i zaczną się protesty. Mimo wszystko potrzebuję Emiko, ty się nie nadajesz na wtyczkę.
– Jak już mówiłem, złamie się.
– No oby, oby. Już dostałam podwyżkę i wizję awansu na wyciągnięcie ręki, ale jak to się mówi, apetyt rośnie w miarę jedzenia – zaśmiała się. – A i lepiej wykasuj mój numer. Detektyw by cię wykopał z roboty, jakby to zobaczył.
   Nie żegnając się, zakończył połączenie. Nie robił niczego złego. Na początku zadzwonił do niej, by powiedzieć, że powinna przestać tak nachalnie wciskać nos w sprawę Legendarnych. Dopiero potem zainteresowała go swoją ofertą ściągnięcia mu z głowy Emiko. Jego wina, że nie chciał by detektywa cokolwiek odciągało od pracy? Tak czy siak pisałby te swoje artykuły, więc co to za różnica?
   Jeśli Emiko da się wykorzystać, to będzie jej wina. On był niczemu winien.


****

    Czasami zastanawiam się, i to tak poważnie, jak to możliwe, że Blaise ma dwadzieścia trzy lata, a Olivia zaledwie jedenaście. Kiedy już razem z tą spierdoliną umysłową przybyliśmy do twierdzy państwa Gray, Olivia wypytała go oczywiście o milion dwie sprawy, po czym pobiegła mnie przytulić. No i dodam, że fakt, iż ona to siostra Patricka jest zupełną abstrakcją, chyba kogoś podmieniono na porodówce i to pewnie niego. Wiecie, niemowlaki to są w sumie podobne jak w mordę strzelił. A jak rodzice umieją rozróżnić bliźniaki, to już jest jakiś cud na cudami. Przecież one jeszcze nie mówią, gęby mają identyczne, wszystko inne też. Jaki oni je określają „dzieciak1” i „dzieciak2”? Dobra, zaleciało trochę Damonem...
   Wracając do głównego tematu, Olivia to dziecko niemal bezproblemowe, o ile jest najedzona (jedyna cecha łącząca ją z Patem. Ps. Kocham się, nerdzie!) . Dlatego też kiedy ja plotłam jej warkocza, ona zacięcie grała z Blasie w remika – szli łeb w łeb – aż nie zaburczało jej w brzuchu. Wtedy spokojnie odłożyła swoje karty, podniosła wielkie oczy i poprosiła o lazanię. Blaisem tak targnęły braterskie uczucia, że niemal biegiem dopadł kuchni. Wszystko szło ładnie, póki nie doszło do wstawienia lazanii do piekarnika. Patrick trochę w nim zmieniał, dzięki czemu potrawy grzały się dużo szybciej, ale jednocześnie inaczej się go nastawiało. Wiadomo pani Gray ogarniała jak, ale Blaise ni za cholerę.
   Po jakimś kwadransie zaczął kląć na czym to świat stoi, potem grozić piekarnikowi, by w końcu próbować potraktować go magią. Mnie się od razu słabo zrobiło na myśl o płaceniu za to i sięgnęłam po chochlę ujebaną sosem bolognese, żeby mu wybić równie wspaniałe idee z głowy. Wtedy do akcji wkroczyła Olivia, która przekręciła pokrętło, kliknęła w dwa guziczki z boku. Piekarnik się włączył, a ona wróciła do oglądania kreskówki.
   Ja rozumiem, że dziewczynki dojrzewają szybciej i są mądrzejsze (widać to choćby po mnie, hyhy), jednak tutaj zachodzi różnica dwunastu lat. I pominę fakt, że Blaise prawie skręcił kark, ślizgając się o fartuch w paski oraz wywalił drzwi z zawiasów. On zniszczenie miał po prostu w genach.
– Dziękuje za jedzenie – powiedziała Olivia, odkładając umazany sosem talerz na stół. Poklepała się po brzuchu, uśmiechając uroczo.
– Nie ma za co. To co chcesz teraz robić. Olivia – chan? – spytałam równocześnie z Blaisem.
   Dziewczynka uśmiechnęła się, przechylając głowę na bok, a ja już wiedziałam, co się święci. Tradycja domu Grayów czyli monopoly! Poszłam po grę do jej pokoju, od razu biorąc biała bluzę z uszkami, bo robiło się chłodniej, a nie chciałam, by się przeziębiła.
– Moje panie, wybaczcie, ale wygram – oświadczył Blaise.
   Rozłożył plansze, uparł się do trzymania kasy, wziął sobie pionek o kształcie samolotu i czekał na nas. Olivia już w głowie układała sobie plany działania. Oj wyjdzie z tego cyrk, czuję to.
   Miałam rację, żebyście sobie nie myśleli.
– Blaise – ojisan, widziałam to – powiedziała ostrzegawczo Olivia, mrużąc powieki. – Zabrałeś pieniądze z kasy.
 – Bo w prawdziwym życiu tak sobie trzeba radzić – burknął, wyrzucając banknoty z rękawa. Pizgnęłam go w łeb. – Ej!
– Nie ucz złych przykładów. Tylko ja mogę – mruknęłam.
– Jenny – neechan – Olivia pociągnęła mnie za bluzkę.
– Co jest, kochanie?
– Wujek patrzy ci się w biust.
– Heee? – Spojrzałam z drgającą brwią na Blaisa. – Jeszcze ci mało?
– Masz ładny łańcuszek i...nie bij mnie! E! Jenn! Mam ci oddać?! Nie bij mnie, idiotko jedna!
   Gra poszła w zapomnienie, salon na szczęście nie ucierpiał, jednak spierdolina została wykopana do załadowania zmywarki, a ja poszłam ogarnąć włosy, gdyż cholernik zrobił mi z nich szopę.
– Jenny – neechan?
– Hmmm?
– Dostałaś kiedyś list miłosny?
   Prawie cisnęłam szczotką w lustro i wytrzeszczyłam oczy. Aż taki rozpęd mają obecne dzieciaki?!
– Nie, nigdy. A ty dostałaś, Oli?
– Niezupełnie, tylko – Zacisnęła rękę na bluzie. – taki jeden chłopak powiedział, że to strasznie staroświeckie, a ja...
   Nic więcej nie musiała mówić, wyczytałam resztę z jej oczu. Przykucnęłam i trąciłam ją w nos palcem. Spojrzała na mnie niepewnie.
– Wiesz, Olivia, mógł tak mówić, bo chciał po prostu zaimponować kolegom. Żadna forma wyrażania uczuć czy wyznanie czy list czy może piosenka nigdy się nie starzeje. Ale na początku masz się upewnić, że to nie jakiś pusty frajer, jasne?
– A skąd mam to wiedzieć?
– Po tym jak traktuje innych wokół siebie. No i ja z Patem go sprawdzimy na wszelki wypadek. A teraz nie marszcz noska i chodź do swojej sis.
   Objęła mnie za szyję, przyciskając miękki policzek do szyi. Przytuliłam ją, czując przyjemne ciepło w środku.
   I jak nagle walnęło! W akompaniamencie dramatycznego okrzyku „Jenn!” koło umywalki pojawiła się spanikowana Artemis. Nie zdążyłam zadać pytania, gdy już wylała z siebie potok słów.
– Coś mrocznego mnie zaatakowało! Chciało mi się wedrzeć do przestrzeni i to ma jakiś związek z tymi wizjami Kimiko i twoją. Dlatego zbieraj manatki, lecimy tam, nie dam sobie chaty obrabować!




Lubię big sis Jenn, dlatego tak rozciągnęłam tą scenę XD No ale macie też trochę o Mari i Shiro oraz fava wszystkich Raisę. Ja oficjalnie mam po kokardę szkoły i nie rozumiem, czemu ferie nie są do 7, ugh. 
*piosenka Broken Iris - New Hope
Odmeldowuje się!

6 komentarzy:

  1. "A Osamu mówił, że Panna bierze dawki cztery razy większe niż ona i nigdy nic jej nie jest. Choć może to dziwne zachowanie i zmiany nastrojów były skutkami ubocznymi?"
    Hanako: Wszystko możliwe
    " Muszę naprawić Dunamisowi beya, bo przez walkę Kyoyę uszkodził sobie..."
    Miju: Tego można było się spodziewać
    "Czasami zastanawiam się, i to tak poważnie, jak to możliwe, że Blaise ma dwadzieścia trzy lata, a Olivia zaledwie jedenaście"
    Hanako: Ja się zastanawiałam dlaczego jestem młodsza od Hirookiego przecież to idiota
    " Patrick trochę w nim zmieniał, dzięki czemu potrawy grzały się dużo szybciej, ale jednocześnie inaczej się go nastawiało. Wiadomo pani Gray ogarniała jak, ale Blaise ni za cholerę.
    Po jakimś kwadransie zaczął kląć na czym to świat stoi, potem grozić piekarnikowi, by w końcu próbować potraktować go magią. Mnie się od razu słabo zrobiło na myśl o płaceniu za to i sięgnęłam po chochlę ujebaną sosem bolognese, żeby mu wybić równie wspaniałe idee z głowy. "
    Miju: *zwija się że śmiechu* brawo
    "Wtedy do akcji wkroczyła Olivia, która przekręciła pokrętło, kliknęła w dwa guziczki z boku. Piekarnik się włączył, a ona wróciła do oglądania kreskówki.
    Ja rozumiem, że dziewczynki dojrzewają szybciej i są mądrzejsze (widać to choćby po mnie, hyhy), jednak tutaj zachodzi różnica dwunastu lat. I pominę fakt, że Blaise prawie skręcił kark, ślizgając się o fartuch w paski oraz wywalił drzwi z zawiasów. On zniszczenie miał po prostu w genach."
    Hanako: Brawa dla Olivii! Blaise ty to jednak serio masz destrukcję w genach.
    "– Nie ucz złych przykładów. Tylko ja mogę – "
    Miju: Asha mi się przypomniała tylko raczej z tekstem "Nie krytykuj mojego brata. Tylko ja moge"
    "Prawie cisnęłam szczotką w lustro i wytrzeszczyłam oczy. Aż taki rozpęd mają obecne dzieciaki?!"
    Akana: Tak
    "– Masz ładny łańcuszek i...nie bij mnie! E! Jenn! Mam ci oddać?! Nie bij mnie, idiotko jedna!"
    Hanako: Dobrze ci tak
    "– Po tym jak traktuje innych wokół siebie. No i ja z Patem go sprawdzimy na wszelki wypadek. A teraz nie marszcz noska i chodź do swojej sis"
    Miju: To takie szczere i typowe
    "– Coś mrocznego mnie zaatakowało! Chciało mi się wedrzeć do przestrzeni i to ma jakiś związek z tymi wizjami Kimiko i twoją. Dlatego zbieraj manatki, lecimy tam, nie dam sobie chaty obrabować!"
    Hanako: 😂😂 może powinnam być poważna ale inaczej się tego nie da

    Czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jenn: A najbardziej możliwe, że wszyscy są pizgnięci na łeb
      Blaise: *otwiera usta*
      Jenn: Tak, ty najbardziej
      Haru: Kobiety zawsze są dojrzalsze
      Izu: Sierra...
      Jenn: Ona była wyjątkiem, dlatego teraz gryzie piach. Selekcja naturalna
      Wszyscy widzimy, że ship Blaise i Jenn to będzie mieszanina warknięć, patelni, durnych akcji i alkoholu. Niemal jak z Yoyo
      Jenn: Nie obrażaj go tak
      Blaise: Co ja ci zrobiłem, Angel?
      Ej noooo. Kyoya nie jest taki tragiczny
      Jenn: 1 kwietnia jeszcze nie ma
      -_-
      Kimiko: Ogólnie tu by się czasem przydała powaga
      Jenn: Artemis ma kryzys wieku średniego, czego wymagasz?
      Artemis: Nie mam! Tylko chcą mi chatę obrabować!

      Usuń
    2. Hanako: Też mozliwe.
      "Haru: Kobiety zawsze są dojrzalsze
      Izu: Sierra...
      Jenn: Ona była wyjątkiem, dlatego teraz gryzie piach. Selekcja naturalna"
      Miju: Lepiej bym tego nie ujęła
      "Wszyscy widzimy, że ship Blaise i Jenn to będzie mieszanina warknięć, patelni, durnych akcji i alkoholu. Niemal jak z Yoyo
      Jenn: Nie obrażaj go tak
      Blaise: Co ja ci zrobiłem, Angel?
      Ej noooo. Kyoya nie jest taki tragiczny
      Jenn: 1 kwietnia jeszcze nie ma"
      Miju: Nieeee. Szip Blaise Jenn przebije Jenny x Kyoya i to bardzo.
      "Jenn: Artemis ma kryzys wieku średniego, czego wymagasz?
      Artemis: Nie mam! Tylko chcą mi chatę obrabować!"
      Viria: Wcale się nie dziwię reakcji Artemis. Nic fajnego jak chcą cię obrabowac

      Usuń
    3. Jenn: Z czego niby obrabuje? Materiałów czy igieł za 2 grosze?
      Artemis: Dumy!
      Jenn: *tym ją na chwilę zabiła, więc milczy*
      Już przebił, szkoda, że nie ma już opcji robienia ankiet T^T

      Usuń
  2. Nadal szkoda mi Mari.
    Shiro to dno totalne, zejdź mi z oczu U^U
    Jack: Te podziały ze względu na stosunek do pani żurnalistki :)
    Lilka: Blaise jakim cudem ty jeszcze żyjesz i ktoś cię zatrudnia to ja nie wiem. Oliwka to fajna dziewczyna.
    Jack: Za to Bazyl to pantofel :)
    Nie wiem co jeszcze napisać bo jakoś nie mam weny na koma, ale przeczytałam i wysyłam ci wenę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak już mówiłam i jak zreszta widać Mari ma swoje powody i jej wcale nie jest szkoda tego, co poświęca. No...raczej
      Shiro: *ma to gdzieś XDD*
      Olivia: Dziękuje! ^^
      Blaise: To się nazywa urok osobisty
      Jenn: Raczej upośledzenie >.>

      Usuń