Od najmłodszych
lat słyszałam, że magia, inne światy, demony, elfy, anioły i wszystko, co
tworzyło wielobarwny i wspaniały świat fantasy, nie istnieje. Że są to wymysły
autorów książek. Zwykłe wymysły, które tworzy się, by dostać pieniądze.
Całą tą teorię
oblał jeden osobnik o płonących szkarłatem oczach oraz długich czarnych
skrzydłach. Stał on sobie najspokojniej w świecie na moim balkonie, opierając biodrem o balustradę. Nie
było Halloween, Prima Aprilis ani żadnego innego święta, które by to tłumaczyło.
Moi sąsiedzi należeli raczej do normalnych, a w każdym razie na takich, co nie
łażą po drugiej nocy po obcych balkonach w czerwonych soczewkach i doczepionych
skrzydłach. Na Izu czy Patricka taki prank wydawał się zbyt błyskotliwy.
Z tej krótkiej
analizy wysnuły mi się trzy wnioski. Albo jedzenie lodów w środku nocy szkodziło
mojemu wzroku oraz psychice albo śniłam albo za szklanymi balkonowymi drzwiami
stał jebany demon i właśnie w jego dłoni zapłonął fioletowy płomień. Niech
tylko mi kurna spróbuje podpalić mi mojego storczyka, a dostanie całym
kilogramem soli. To była pierwsza roślinka, która nie zdechła w przeciągu
trzech tygodni pobytu u mnie!
Cichymi kroczkami i
poza zasięgiem oka demona ruszyłam do łóżka. Wsadziłam łyżkę z nabraną porcją miętowych
lodów do buzi, pudełko przycisnęłam łokciem do brzucha i zaczęłam macać kołdrę,
szukając telefonu. Cyknę mu zdjęcie i gdy rano wstanę, to zobaczę, czy będzie w
galerii. Jeśli nie, to znaczy, że moje sny zaczynają być przerażająco
realistyczne. A jeśli tak... cóż grunt, by nie zniszczył storczyka.
– Lody o takiej porze? To chyba mało zdrowe – rozległ się
męski głos o ciepłej barwie.
Poderwałam głowę.
Demon stał po drugiej stronie łóżka i uśmiechał się. Miał dwa dłuższe kły,
kruczoczarne rozczochrane włosy i nosił ciężki ciemny płaszcz. Wyprostowałam
się i wyjęłam łyżeczkę z buzi. Nie było bata, to musiał być sen. Psychiczny,
ale sen.
– Raz na jakiś czas nie zaszkodzi. Zresztą data ważności im
się kończy – postukałam palcem w pudełko.
Zerknął na nie.
– Faktycznie – prychnął z rozbawieniem, po czym przechylił
głowę w bok i zmrużył powieki. – Nie boisz się, moja droga?
– Niby czego? – Uniosłam brew.
– Samotna kobieta, do której mieszkania włamuje się
mężczyzna. Nawet gdybym był człowiekiem, nie brzmiałoby to jak sielankowa
sytuacja – Rozłożył ręce. – A chyba rodzice ci mówili, że demony należą do
raczej tych strasznych istot, prawda? – Źrenica jego prawego oka stała się
pionowa, a czerwień wokół niej zapłonęła niczym lampion.
– Ogólnie to mówili, że nie istniejecie – westchnęłam. –
Zresztą, pewnie jesteś kolejną częścią jakiegoś mojego głupiego snu i tyle –
Nabrałam sobie kolejną porcję deseru.
Demon zamilkł, by
po chwili wybuchnąć śmiechem. Odetchnął i spojrzał na mnie.
– Żałuję, że Najwyższy wzywa mnie na swój bal, bo wyglądasz
na interesującego człowieczka – oświadczył i skłonił się w pas. – Nazywam się
Blaise LaBeouf i zapewniam cię, że to nie sen, Jennifer Ashido.
Drzwi balkonowe
gwałtownie się otworzyły pchnięte intensywnym powiewem wiatru, który wziął się
nie wiadomo skąd. Demon wyprostował się i rozłożył skrzydła. Czarne pióra
wzbiły się ku sufitowi.
– Wkrótce sama się o tym przekonasz.
Wyleciał z
prędkością błyskawicy prosto w otchłań nocy. Wiatr zniknął, a szklane drzwi
zamknęły się z trzaskiem.
****
– Faktycznie nie kłamałaś, mówiąc, że to był dziwaczny sen –
przyznała Harumi, kiedy rano jechałyśmy tramwajem na uczelnię.
– Zdecydowanie muszę chyba odłożyć filmy fantasy przed snem
– westchnęłam, opierając się wygodniej. Tramwajem lekko zatrzęsło, przez co
musiałam przycisnąć stopą pasek od torby, by nie poleciała na drugi koniec
pojazdu.
Po przebudzeniu na
wszelkie wypadek obejrzałam pobieżnie sypialnie, lecz nie odnalazłam żadnych
czarnych piór czy wypalonych pentagramów. Teraz wydawało mi się to idiotyczne,
ale rano wolałam się upewnić. Co jak co, ale nie miałam ochoty zostać zjedzoną
przez jakiś nadprzyrodzony byt. Choć doniczka ze storczykiem była na kaflach, a
nie balustradzie.
Potrząsnęłam głową.
Pewnie sama ją przestawiłam, a teraz wymyślam. Powinnam się raczej skupić na
tym, że zaraz będę musiała wbić na ekscytujący w chuj wykład na temat
psychologii otoczenia czy jakoś tak. Dramatem był fakt, że nie wypiłam kawy,
której z racji bycia ubogim studentem posiadałam niewielkie ilości. No i z
racji przyjaźnienia się z Izu, który miał chyba uszkodzony wzrok i nie potrafił
przeczytać, ile się sypie łyżeczek.
– Jeeennn, podnoś się, zaraz przystanek – powiedziała Haru,
pstrykając mnie lekko w policzek.
Westchnęłam
cierpiętniczo i podniosłam cztery litery. Dalej byłam wpółprzytomna i nawet
powiew wiosennego rannego powietrze nie zdołał mnie ocucić. Zarzuciłam torbę na
ramię i razem z Haru ruszyłam ku kompleksowi budynków, pośrodku którego
znajdował się średniej wielkości plac z ławkami oraz fontanną.
– Cóż, mamy jeszcze dziesięć minut – stwierdziła Haru,
patrząc na wyświetlacz telefonu. Spojrzała na mnie z uśmiechem. – Kupić ci kawę
w automacie, bo wyglądasz, jakbyś miała zaraz przywitać się twarzą z podłogą?
– Zbawco najukochańszy! – wykrzyknęłam, rzucając się jej na
szyję. – Będę cię kochała i dawała notatki do końca studiów.
– Bazgrzesz jak kura pazurem, więc spasuje – zaśmiała się.
Już pięć minut
później wędrowałyśmy korytarzem skąpanym w plamach słońca, które wpadały tu przez
przestronne okna sięgające samej podłogi. Szczęśliwie siorbałam napój bogów,
czując, że zaczynam wychodzić ze stadium zombie. Haru wzięła sobie mrożone
latte i mieszała je teraz rurką, nucąc ostatnie piosenkę Set it off.
– Heeeelllooo! – głos Yuki usłyszałyśmy już, nim dziewczyna
wyłoniła się z tłumu innych studentów. Zamachała, szczerząc zęby.
Podniosłam rękę, a
Harumi odwzajemniła uśmiech. Yuka dobiegła do nas i teraz już w trójkę
zaczęłyśmy wchodzić po schodach. Robienie wykładów o 8 rano w salach, które
znajdowały się powyżej parteru, powinno być zakazane. Nie dość, że męczyło się
samym przybyciem, to jakby się spóźniło przez autobus, to można by było złamać
nogę podczas szalonego biegu! Ehh, powinnam była się dostać do jakieś rady
studenckiej czy coś.
– Co jest? – mruknęła Harumi, mrużąc oczy.
Przed naszą salą od
wykładów stały studentki z innego rogu i opierając się o drzwi, wpatrywały się
w coś. Było ich około dziewięć, przez co dostanie się do środka było
utrudnione. Jednak gdy nam się udało, zrozumiałam, co było grane.
Zastygłam z
uniesionym kubkiem, wpatrując się w mężczyznę w białej koszuli i wizytowych
spodniach, który obdarzył naszą trójkę przyjaznym uśmiechem, na co dziewczyny z
tyłu zareagowały głośnym wciągnięciem powietrza, po czym wrócił do swojego
laptopa.
Mógł sobie mieć
inny ubiór, ale tych czarnych włosów oraz twarzy nie mogłabym zapomnieć. To był
ten sam gość, co z balkonu. Otrząsnęłam się i powlokłam z Harumi i Yuką na
nasze miejsca w pobliżu okna.
– Coś się stało? – spytała Yuka. – Czemu tak znieruchomiałaś
przy wejściu?
– On wygląda jak facet z mojego snu. Tylko, że tamten miał
skrzydła i był demonem – wyjaśniłam szeptem.
– Cóż za zbieg okoliczności.
– Nie wydaje mi się, żeby to był zbieg okoliczności! –
syknęłam. – To ta sama osoba!
– Demon jako wykładowca? – zakpiła Harumi, grzebiąc w
torebce za długopisem. – Zgadzam się, że niektórzy są gorsi od diabła, ale nie
popadajmy w przesadę.
– Kiedy ja mówię poważnie!
– No nie wiem, Jenn – Yuka podrapała się po głowie – Nawet
jeśli to on, to co by tu robił?
– Eeee... – zamilkłam, bo pytanie było słuszne. – Chce mnie
zjeść?
Obie parsknęły
śmiechem, więc się zamknęłam. Dobra, może rzeczywiście jakiś niewiarygodnym
cudem przyśnił mi się ten wykładowca jako demon, uznajmy, że to właściwe
wytłumaczenie, bo zaraz mnie trafi szlag.
Mężczyzna wstał,
zamknął drzwi od sali i stanął przodem do nas. Ostatnie rozmowy ucichły.
– Większość z was pewnie zastanawia się, kim jestem. Moje
imię brzmi Blaise Grant. Profesor Moore niespodziewanie się rozchorowała i
zostałem wyznaczony na jej zastępce – Uśmiechnął się. Dziewczyna przed nami
westchnęła z zachwytem. – Mam nadzieję, że nie będziecie się nudzili na moim
wykładzie i miło spędzimy ten czas – dokończył i podniósł wzrok na mnie. W jego
brązowym oku błysnął czerwony ognik.
Zerknęłam na Haru i
Yukę. Żadna z nich nie zdawała się tego dostrzegać, a też uważnie wpatrywały
się w wykładowcę.
Oparłam się
łokciami o stolik i położyłam brodę na nadgarstku. Co ten cholerny demon
planował?
****
Po skończonym
wykładzie, z którego oczywiście nic nie zapamiętałam, pakowałam się wyjątkowo
powoli. Uważnie śledziłam wzrokiem Blaisa, który rozmawiał o czymś z dwoma
studentami. Ta, profesor, niech się wypcha. I jeszcze te jego oczy coraz mniej
przypominały ludzie, czerwone ogniki co chwila w nich błyskały, czemu inni tego
nie widzieli?
– Idziesz?! – krzyknęła Harumi, patrząc na mnie przez ramię.
Skinęłam głową i
szybciutko zbiegłam na dół przed katedrę. Jego dwaj rozmówcy odeszli, więc
miałam szansę.
– Mam pytanie, profesorze – zaczęłam słodkim głosem, choć
wzrokiem starałam się go zabić.
Tamten natychmiast
podniósł rękę, przerywając mi i uśmiechnął się złośliwie. Brew mi drgnęła.
– Wybacz mi, moja droga, ale jestem w pośpiechu, gdyż mam
zaraz kolejne zajęcia. Jeśli masz do mnie pytania, to proszę przyjdź do mnie po
czternastej. Wtedy udzielę ci wszelkich odpowiedzi.
Jebany! Nie chciał,
żeby byli świa...ale chwila moment, on naprawdę wiedział, że Harumi miała zaraz po
zajęciach pracę, a Yuka siedziała dziś do piętnastej? Czy może był to całkowity
przypadek?
– W takim razie do zobaczenia – Uśmiechnęłam się. –
profesorze – wycedziłam przez zęby i obróciłam się na pięcie.
– Hej, hej, chyba nie chciałaś go spytać, czy jest demonem z
twojego snu? – spytała Haru, kiedy szłyśmy na kolejny wykład.
Postukałam się w
czoło i prychnęłam.
– Pojebało? Chciałam tylko, by mi dokładniej wyjaśnił, jak
działają te wzorce, bo nasza wiedźma na pewno będzie tego chciała na sesji.
– Byłoby miło, gdyby tak chorowała cały rok – westchnęła
Yuka. – Ten facet miał taki hipnotyzujący i przyjemny głos.
– Och, a co z Georgem? – zagadnęłam.
– Ha? – Yuka wydęła policzki. – On nie ma nic do tego.
– Hmm, może zrobić się zazdrosny, wiesz – powiedziała Haru
śmiertelnie poważnie.
– Przecież to wykładowca!
– Facet to facet. Ma co trzeba.
– Jenn!
****
Uznałam, że
pierdolę, niech się ten demoniczy profesorek bawi sam. Nie będę latała jak
durna za nim i pytała, czego ode mnie chcę. Tak nisko nie upadłam, jeszcze
czego!
Pożegnałyśmy z
Harumi Yukę, a potem rozstałyśmy się na placyku. Dziewczyna ruszyła ku
zachodniej bramie, gdzie umówiła się ze swoim chłopakiem Alexem. Pracowali koło
siebie, on jako weterynarz, ona w sklepie zoologicznym.
Natomiast ja...ehh,
chyba kupię piwo, zadzwonię po Izu i spędzimy sobie miło czas nad jeziorem.
Demon może sobie zgnić, dzisiejszej nocy nie było!
Ledwo przekroczyłam
próg bramy, poczułam, jak ktoś mnie łapie i ciągnie w tył.
– Chyba nie tak się umawialiśmy, człowieczku – szepnął
Blaise i uśmiechnął się, tym razem znów pokazując kły.
Szarpnęło mną w
okolicach bioder, świat zawirował, zlewając się w tęcze kolorów, w której
rozbłysło błękitne światło. Wylądowałam z impetem na białym dywanie. Stęknęłam,
czując, że nabiłam sobie kilka siniaków na kolanach.
– Mógłbyś to robić delikatniej! – warknęłam.
Demon uniósł brew,
po czym pokręcił głową.
– Zawsze zapominam, że ludzkie kobiety są wyjątkowo kruche.
Nie chciałam nawet
kurwa wiedzieć po jakich doświadczeniach miał takie wnioski. Rozejrzałam się i
zorientowałam się, że to mój salon. Blaise bez skrępowania rozłożył się na
kanapie, opierając czarne buty ze srebrnymi łańcuchami po bokach o stolik.
Wstałam i zepchnęłam mu je nogą.
– To czego chcesz? – spytałam.
– Ja? – Wskazał na siebie. – Przecież to ty chciałaś zadać
mi jakieś pytanie, prawda? A potem bezczelnie sobie uciekłaś. Tak się nie robi.
Miał przy taki
niewinny wyraz twarzy, że zapragnęłam złapać ten nieszczęsny storczyk i wsadzić
mu prosto do gęby.
– Powinnaś usiąść – mruknął.
Padłam na kanapę,
krzyżując ręce na piersi. Tymczasem chuj wie skąd, Blaise wytrzasnął butelkę
wina i najspokojniej w świecie nalewał sobie krwistą ciecz do kubka.
– Jakim cudem nikt nie widział, że ewidentnie nie jesteś
człowiekiem? – westchnęłam bezsilnie. – Przecież ty się tym chwalisz na prawo i
lewo.
– Ludzki umysł ma fascynującą umiejętność odrzucania rzeczy,
w których istnienie nie chce wierzyć. Wszelkie dziwne rzeczy tłumaczy sobie
zmęczeniem, halucynacjami lub, jak w twoim przypadku, snem – odparł i podał mi
kieliszek. – Jedno z lepszych win od samego Atmosa.
Miałam już tak
wszystkiego dość, że przyjęłam ten napój i mając gdzieś, czy mi nie spali
przełyku, zaczęłam pić. Okazał się jednak wyjątkowo słodki z lekkimi bąbelkami.
– To czego ode mnie chcesz? – spytałam.
Blaise postukał się
palcami po brodzie i przechylił głowę.
– Nic specjalnego. Tylko ciekawi mnie, jak to jest, że nie
czuję od ciebie żadnego strachu.
– Normalnie – prychnęłam. – Nie ma się czego bać.
– Ohohoho – Przejechał językiem po kle. – Nie ma się czego
bać, powiadasz?
W ułamku sekundy
cały salon pochłonął mrok, a zamiast niego pojawiły się wulkaniczne skały, po
który spływała sycząca lawa. Żar pomieszany z pyłem z całej siły buchnął mi w
twarz. Zakaszlałam, próbując osłonić się rękami.
Pod moimi stopami
rozlegały się pełne żałośni jęki oraz strzelanie z bicza. Spojrzałam w dół i
poczułam, jak zimny dreszcz spływa po moich plecach. Zastępy chudych i
powyginanych ludzi z twarzami wykrzywionymi w grymasie cierpienia szły przez
płonącą drogę. Po jej bokach stały koźlęta o człowieczych twarzach i strzelały
w nich czarnymi biczami wysadzanymi błyszczącymi kryształami.
– Ludzie
tak wyobrażają sobie Piekło, nie? – zagadnął Blaise, lądując koło mnie i
zwijając skrzydła.
– W
Biblii tak – przyznałam.
–
Hmm... mało przyjemne miejsce – Demon spojrzał na mnie. – Co by się stało,
gdybym cię tam popchnął?
Nie zdążyłam odpowiedź, kiedy błyskawicznym
ruchem skrzydła wypchnął mnie w przód. Poczułam, jak moje stopy tracą grunt.
Kur...
Czarne pióra przemknęły mi przed oczami i
już Blaise trzymał mnie za talię. Zacisnęłam szczęki, czując, że się we mnie
gotuje.
–
Słuchaj, pierdolony psychopato, nie mam najmnie...
– Nie
mówię, że strach jest potrzebny – wszedł mi w słowo, ignorując, że wpiłam mu
paznokciem w ramię. Wzbił się ku sinemu niebu. – Ale nie powinnaś lekceważy
sił, który nie rozumiesz, człowieczku.
Znów nami zakręciło i wylądowałam na kanapie.
Wyplułam włosy z buzi, mając wrażenie, że cały świat to cholerna karuzela.
–
Przykładowo niby co stoi mi na przeszkodzie, by zabrać cię do piekła i zamknąć
w moim domu? – spytał, przechadzając się po salonie z rękami splecionymi z
tyłu. – Naprawdę powinnaś się cieszyć, że nie jest inkubem albo nie jestem w
potrzebie.
–
Masz rękę – zauważyłam.
Zakaszlał, zduszając śmiech.
– Oj,
człowieczku, człowieczku – Pokręcił głową z ręką przy czole. – Jak ci się
wydaje, ludzie zawsze znikają tak o? Bo uciekają sobie przed życiem? – Uniósł
kącik ust. – Albo zawsze wybuchy to sprawka awarii lub terrorystów?
Przełknęłam ślinę. Coś się w nim zmieniło.
–
Mógłbym ci teraz tak namieszać w umyślę, że przestałabyś rozumieć ludzką mowę.
Mógłbym zrobić ci takie rzeczy, o których nie wypada mówić głośno – przytulił
policzek do mojego i musnął dłonią odsłonięte udo. – A i tak nikt by ci nie
uwierzył, bo w końcu demony nie istnieją, prawda?
– To
czemu tego nie zrobisz? – Obróciłam głowę, mierząc się z nim spojrzeniem.
Westchnął ciężko, jakby był zawiedziony, że
nie próbowałam się odsunąć ani mu czegoś zrobić. Siadł, zakładając nogę na
nogę.
–
Cóż, możesz się śmiać, ale jestem dżentelmenem. Zresztą większość kobiet lubi
adorację i komplementy zwłaszcza od przystojnych mężczyzn, czyż nie? Mało
wysiłku, a jakie wyniki.
Jak przeszliśmy z tematu potęgi innych istot
do jego życia miłosnego, to nie wiem po dziś dzień i to chyba lepiej dla mnie.
W każdym razie znów wyczarował swój kubek, a ja polazłam do kuchni po coś do
picia i jedzenia. Po otwarciu lodówki, przeanalizowaniu obecnej sytuacji i
jeszcze jednym obrzuceniu wzrokiem Blaisa, wzięłam opakowanie kabanosów,
jogurt, malinowy sok oraz niewielką butelkę wódki. Po policję nie ma sensy
dzwonić, bo pewnie zdąży się ulotnić przed jej przyjazdem, a ja zostanę wzięta
za wariatkę.
Blaise uniósł wzrok, kiedy usiadłam wraz z
prowiantem. Próbował sięgnąć po kabanosy, ale zdzieliłam go po łapie. Syknął
przez zęby, robiąc obrażoną minę.
–
Długo zamierasz tu siedzieć? Demony nie mają jakiś innych zajęć? Nie wiem bitwy
z aniołami czy dręczenia grzeszników?
–
Fakt faktem aniołów nie lubimy, ale to, że zajmujemy się grzesznikami to już
ludzka fantazja. A co do mojego pobytu...hmmm... chcę cię jeszcze poobserwować
– Wyszczerzył zęby.
– Piszesz
pracę naukową o ludzkich reakcjach na demony? – zakpiłam.
– Kto
wie?
Na szczęście na chwilę się zamknął, więc
mogłam sobie jeść w spokoju. Czego ode mnie chciał, pojęcia nie miałam dalej. A
nie zapowiadało się, by w końcu zechciał się ze mną podzielić tą informacją.
–
Jesteś lesbijką?
To nagłe pytanie sprawiło, że jogurt stanął
mi w gardle. Zaczęłam kaszleć, patrząc na tego debila załzawionymi oczyma.
– Co
cię moja orientacja?! – wycharczałam.
–
Wstydzisz się? Hee, nie wyglądasz na nieśmiałą w tych kwestiach – Bezczelnie
zlustrował wzrokiem moją figurę, zatrzymując wzrok dłużej na dekolcie.
– Ta
wódka nie była tania, ale jeszcze raz się tak na mnie popatrzysz, a wsadzę ci
ją w gardło – zagroziłam.
–
Ohoho, chciałbym to zobaczyć.
Złapałam za szyjkę butelki. Demon otworzył
oczekująco buzię. Uniosłam brew i zamachnęłam się. Powstrzymał cios tuż przed
swoim nosem, tak że krawędź butli niemal dotykała jego języka.
– Skończyłaś
się bawić?
Butelka zapłonęła fioletowym ogniem.
Puściłam ją gwałtownie, a Blaise złapał i podrzucił. Spłonęła całkowicie,
pozostawiając po sobie smród spalenizny. Demon dalej zaciskał dłoń na moim
nadgarstku, a jego tęczówki zmieniły się na pionowe.
–
Ludzie zazwyczaj bardziej ulegają demonom, zwłaszcza gdy użyje się
odpowiedniego uroku – zaczął mówić, przysuwając się ku mnie. – Ale na ciebie z
jakiegoś powodu nie działa. – Przechylił głowę w bok, przejeżdżając językiem po
kłach.
Czułam, jakby po moim systemie nerwowym
rozpływał się lód, który skutecznie hamował wszelkie moje ruchy. Krew szumiała
mi w uszach, a serce dudniło coraz głośniej, gdy się przybliżał. Po butelkę nie
miałam jak sięgnąć, więc chyba zostało jedynie stare dobre kopnięcie w
przyrodzenie.
Lecz nim wprowadziłam plan w życie, puścił
mnie, wybuchając głośnym śmiechem.
– To
była właśnie ta twarz, którą chciałem zobaczyć! – wydusił między salwami. –
Nawet strach ci pasuje, moja droga.
Nie przestał rżeć jak osioł, nawet kiedy
nieszczęsna wódka ugodziła tuż koło jego głowy. Wywarczałam kilka przekleństw,
kopnęłam go w udo i padłam płasko na kanapę. Teoretycznie miałam taki długi
rzeźnicki nóż w szafce, tylko czy on zdechnie, jak go nim ugodzę? Robale bywały
wyjątkowo upierdliwe.
– No
już już, nie obrażaj się na mnie – wydusił, klepiąc mnie w kolano. Uchylił się
przed kopnięciem. – Ach już tak późno? – Spojrzał na zegar.
Taaak! Niech stąd wypierdala, błagam!
Patrzyłam spod przymrużonych powiek, jak się podnosi, otrzepuje swój płaszcz i
przegląda w odbiciu szyby. Cholernik zmarnował mi prawie cztery godziny życia,
matko boska.
Obrócił się i wyciągnął do mnie dłoń.
–
Może mam ci jeszcze dać pieniądze na podróż? – Uniosłam brew w niedowierzaniu. –
Masz skrzydełka, pomachaj nimi trochę.
–
Myślałaś, że żartuje z tym zabraniem cię do Piekła?
–
Jeszcze kurwa czego! – zirytowałam się. – Jak chcesz sobie poużywać, to masz z
trzy miliardy innych kobiet i pewnie jakieś demonice. Odjeb się ode mnie!
Westchnął, widząc, że już sięgam po kolejną
butelkę. Uniósł ręce w geście kapitulacji.
– No
dobrze, dziś ci odpuszczę.
–
Dziś?
–
Och, moja droga, na twoim miejscu, bym się pilnował. A i nie myśl, że ucieczka
coś da, kilka już próbowało.
–
Podobno jesteś dżentelmenem.
–
Przecież nie dałem ci w łeb i nie zamknąłem w mojej piwnicy.
Machnęłam ręką, dając sobie spokój. Demon
jeszcze zamiótł jeszcze raz swoim płaszczem podłogę, robiąc ukłon.
– W
takim razie do zobaczenia, moja droga – Uśmiechnął się mrocznie. – Kto wie,
gdzie się obudzisz.
Zniknął w błękitnym wybuchu światła.
Poczekałam jeszcze chwil, jakby jeszcze coś miało się zadziać, po czym
dźwignęłam się na nogi i poszłam po telefon. Napiłam się z gwinta, czekając, aż
Izu odbierze.
–
Halo? Co tak późno, Jenn? – przywitał mnie z lekkim wyrzutem.
– Nie
chciałbyś wyjść na dłuższe picie? Prawdopodobnie jutro będę siedziała w Piekle.
–
Zaczęłaś pić beze mnie?
– Tu
jest właśnie problem, Izu. Ja nie żartuję.
"Albo jedzenie lodów w środku nocy szkodziło mojemu wzroku "
OdpowiedzUsuńJa: Polecam technika grafiki...to też robi swoje
"Niech tylko mi kurna spróbuje podpalić mi mojego storczyka, a dostanie całym kilogramem soli"
Ja: Reakcja pokroju mojej mamy
" Moje imię brzmi Blaise Grant. "
Ja: Przeczytałam Granat za miast Grant
Miju: W sumie pasuje
" Uznałam, że pierdolę, niech się ten demoniczy profesorek bawi sam. Nie będę latała jak durna za nim i pytała, czego ode mnie chcę. Tak nisko nie upadłam, jeszcze czego!"
Hanako: Tak dobrze gadasz!
" Szarpnęło mną w okolicach bioder, świat zawirował, zlewając się w tęcze kolorów, w której rozbłysło błękitne światło. Wylądowałam z impetem na białym dywanie. Stęknęłam, czując, że nabiłam sobie kilka siniaków na kolanach."
Hanako: I całe postanowienie poszło się chrzanić. Teleportacja....ciekawe sytuacje z tego wychodzą, jak się uczy tym posługiwać.
Viria: Przez dwa miesiące bałaś się ze mną gzie kol wiek teleportować.
Hanako: Nie wiadomo gdzie by nas wyrzuciło!
Super ten pomysł bardzo mi się spodobał. Czy ta seria nie jest przypadkiem nawiązaniem do rodziców Jenn? Bo odnoszę takie wrażenie.
Niet, to nie ma nic wspólnego z tym, jak poznali się jej rodzice XD Nawet o tym nie pomyślałam, pisząc
UsuńJenn: Moja mama w życiu nie wyszłaby za ojca, gdyby tak pierdolił
Blaise: Wiesz, że się tylko droczę
Jenn: A ja nie żartuję z tą butelką
Blaise: ^^''
Jenn: No co! Angel dała mi swój dar do zabicia kaktusa
Mój dalej żyje, co ty gadasz
Izu: I kwitnie!
Haru: okaz survivalowy
-_-
Po pierwsze jaki bal? A to menda z tego Wolanda znów mnie nie zaprosił ●︿●
OdpowiedzUsuńA na poważnie to podoba mi się ten pomysł z ludzką Jenny. Trochę liczyłam, że jednak mimo wszystko przydzwoni mu patelnią, ale akcja z butelką też dobra XD
Trochę mi przypomniałaś, że Blaise to jednak demon co wpłynęło na moje ppostrzeganie go i to pewnie wzbogacić preqel.
Lilka: Pustak z niego momentami 〒_〒
Wog XD każesz mi nie szaleć z tymi orientacjami, a tu Blaise tak bezpośrednio wypytuje Jenny o orientację. Spokojnie Lilka jej nie zaatakuje.
Lilka: To się pośmialiśmy, a teraz kończ tego koma.
Okej, więc ty wiesz, że jak chcę już kolejną część. Pan Grand w pewnym sensie zamierza się o nią starać i to może być ciekawe.
Jack: Ciekawie to będzie jak następnym razem wsadzi mu te butelkę w dupe.
Co za troska. Czekam na next.
Lilka:*stwierdza, że sobie porzartuje bo Jenny to taka jej siska, a swoją autorkę ma za debila* Ej, Blaise ja bym na twoim miejscu na mnie uważała. Wiesz nawet jestem w jej typie. Oczy czerwone, włosy czarne i jeszcze ten zniewalający profil*obruciła się bokiem z ręka na biodrze w demonstracyjnym geście, ale usta jej drżą i stara się nie śmiać*
OdpowiedzUsuńNo widzisz Woland to pierdoła
UsuńBlaise: Wolanda niestety nie było
Izu: A takie sztuczki mógłby być :(
Kto wie, co Jenn zrobi w następnej części, która mam dziś zamiar zacząć pisać. Oho, to czuję, że będzie jakieś przerabianie tego prequelu.
Jenn: Starać, chyba zaciągnąć do łóżka
Blaise: Głodnemu chleb na myśli
Jenn: *mruży oczy*
Blaise:.*do Lili* Och tak, tym profilem poderwiesz nawet elfy
Jenn: *przytula się do Lili od tyłu*
Woland i jego świta to moje kochane serduszka może mu się zapomniało XD
OdpowiedzUsuńSpeedy: Jedyna fajna sztuczka to ta papierośnicą.
Lilka: Już byś taką chciał co?
Speedy: A nie?
To piiiisz <3 Żadne przerabianie, wszystko jest tak jak trzeba tylko dwie ostatni sceny zostały z czego jednej jest właśnie on i nie byłam pewna czy dobrze go oddam, ale to jak zwykle.
Lilka:*klepie Jenny po rękach* Widzisz Bazylu już jest moją cną niewiastą.
Pewnie Korowiow znów coś narobił wraz z Behemotem XDD
UsuńZaraz zacznę, muszę chwilkę odpocząć. Mam zakwasy po wczoraj i ty też piszesz, bo żeś mnie zaciekawiła, coś wymyśliła z mym synem
Blaise: Ta cna niewiasta tuli się do ciebie przy każdej możliwej okazji
Jenn: Bo Lili jest urocza w przeciwieństwie do cb ^^