poniedziałek, 17 czerwca 2019

Demoniczny adorator #2



– Móóówię prawdę! – jęknęłam, ocierając usta wierzchem dłoni i odkładając z hukiem szklankę. Kilka kropel drinka wystrzeliło na stolik. – Myślisz, że przez cztery godziny miałabym halucynacje lub gadała ze ścianą?!
– A nie zasnęłaś? – spytał z powątpiewaniem Izu.
– Nope – warknęłam i odchyliłam się na krześle, łapiąc za głowę. – Ugh, nikt mi nie wierzy!
   Już bite dwie godziny siedziałam wraz z rudzielcem w jednym z naszych ulubionych barów znajdujących się w pobliżu mojej uczelni. I przez ten cały czas próbowałam wyjaśnić mu sytuację z Blaisem, ale ten cholerny demon miał rację i Izu sięgał się wyjaśnień takich jak sen, zemdlenie i inne pierdoły.
   Oby to Piekło miało jakieś wyjątkowo huczne bale czy imprezy, to się ten kurwiarz upije i o mnie zapomni. Błagam, nie chcę kończyć w świecie diabłów w tak młodym wieku, jeszcze aż tak nie nagrzeszyłam!
   Wlałam alkohol do gardła. Gorąc w przełyku podziałał na mnie elektryzująco. Wstałam i łapiąc Izu, który próbował dopić swojego drina, wyciągnęłam go na parkiet tonący w fioletowo – niebieskich światłach. Akurat zaczęła grać jakiś dupstep, więc nawet nie trzeba się było zastanawiać nad krokami. Cóż, jak już mam umrzeć, to chociaż spędzę te ostatnie kilka godzin na Ziemi jakoś porządnie!
   No i przydałoby się napruć. Wiecie po pijaku zawsze wszystko łatwiej idzie!


****


   Zmieniłam zdanie, gdy w okolicach trzeciej nad ranem, weszłam z rozmachem do mieszkania, dopijając butelkę miętowego wina. No bo czemu ja mam się niby godzić na jakieś porwania wbrew mojej woli, co?! Chuj mnie, że to jakiś nadprzyrodzony byt, co umie manipulować umysłami czy jakieś inne sztuczki! Może jakiś krzyż i sól, by na niego zadziałały? Hm... tylko gdzie ja je schowałam...
   Co jakiś czas przechylając butelkę z winkiem, grzebałam w kuchennych szafkach. Przez ten cały stres nawet nie umiałam się porządnie upić, jednak lekkie zamroczenie zostało i z trudem przychodziło mi odczytywanie napisów na opakowaniach. Czemu zarówno sól, cukier jak i mąką muszą mieć białe opakowania?! Kto to wymyślał?!
   Wrzuciłam odpowiedni pakunek do łóżka, jednocześnie sobie przypominając, że czegoś takiego jak krzyż, to nigdy nie posiadałam. Ehh, no cóż, bywa, nie będę teraz leciała do kościoła i zajebywała pierwszy lepszy z ołtarza. Poszłam sobie zrobić szybki prysznic, po czym ruszyłam oddać się w ciepłe ramiona snu, przyciskając sól do siebie. Może Blaise sobie robił jaja, choć z drugiej strony to był zboczony „dżentelmen”, który za dzieciaka musiał o jeden raz za dużo przywalić głową w chodnik.
   Obudziłam się, słysząc głośną muzyką, która pewnie grali moi ukochani sąsiedzi w odwecie za wczorajszą noc i mojej tłuczenie się w kuchni. No żeby ich szlag, nie oni mieli demona na karku! Nie otworzyłam oczu, a jedynie wsunęłam dłoń pod poduszkę, by wziąć parę zatyczek. Jak już co bystrzejsi mogli się domyśleć, zatyczek nie mogłam znaleźć.
   Moje serce stanęło na ułamek sekundy. Przejechałam dłonie przez całą długość łóżka, aż nie trafiłam palcami na coś metalowego jakby element ramy łóżka. A ja czegoś takiego nie posiadałam.
– Here we go again – wymamrotałam, w końcu uchylając powieki.
   Ostatnie nadzieje, że w przypływie pijackiej głupoty weszłam do obcego mieszkania i jakimś cudem zdołałam tu w spokoju zarąbać sól, po czym pójść spać, prysnęły. Znajdowałam się w pokoju, po którym w powietrzu pływały bordowe ogniki dające mocne światło. Sypialnie miała ciemny wystrój z srebrnymi elementami i mocno pachniało w niej piżmem.
   Padłam na plecy. Tak oto skończyłam w Piekle, kurwa mać! Jeszcze spojrzałam na sól i okazało się, że jednak miałam wczoraj w organizmie naprawdę porządną dawkę procentów, bo to jednak był cukier. Jak nie idzie to po całości!
– Och, wcześnie się obudziłaś, człowieczku!
   Obróciłam głowę i starałam się zabić wzrokiem Blaisa, który stał w drzwiach i szczerzył mordę jak ostatni debil. Z jego teraz oklapłych włosów spływała woda, wokół bioder miał owinięty ręcznik.
– Wsadź sobie takie powitanie w dupę! – wycedziłam przez zęby i rzuciłam w niego cukrem.
   Bez trudu złapał paczkę i spojrzał na nią, unosząc brew.
– Cukier?
– To miała być sól, ale byłam zbyt pijana.
– Sól? A co ja jestem ślimak?
– To sól nie działa na demony?
– Jasne, rozpływamy się, jak tylko nas tknie – zakpił, odkładając cukier na parapet.
– To może krzyż?
– Bardzo ładna ozdoba. Człowieczku, naprawdę musiałaś się upić, by myśleć, że tym powstrzymasz demona.
– No sorry, nie było żadnych chętnych aniołów – ochroniarzy w okolicy.
– Wątpię, czy nawet jakiś aniołek dałby mi radę – oświadczył dumnie, siadając na łóżku.
  Zmrużyłam oczy i podniosłam się do siadu, bo ci na górze jedynie wiedzą, jaki durny pomysł może mu przyjść do łba. Zerknęłam przelotnie na kropelki wody, które leniwie spływały po jego umięśnionych plecach i przeniosłam spojrzenie na twarz demona.
– Wiesz, tak szczerze to oczekiwałem choćby jakiegoś delikatnego rumieńca – westchnął i bez ceregieli zaczął mnie pykać po policzku. Odepchnęłam mu rękę. – Ciebie naprawdę niełatwo zawstydzić.
– Wybacz, ale wystarczy dać wujowi Google hasło „dobrze umięśnione ciało” i zaraz masz tysiące fotografii. Nie jesteś niczym specjalnym.
– Hmmm, skoro tak mówisz – Pochylił się ku mnie i uniósł kącik ust. – Ale muszę przyznać, że ładnie się przygotowałaś na moje przybycie. Czy mam się czuć połechtany?
   Spojrzałam na swoje ubrania i poczułam, jakby coś mnie walnęło w tył głowy. Oczywiście ubrałam jedynie zielony crop top oraz czarne figi, gdyż nie chciało mi się pierdolić z ubieraniem spodenek pod wpływem, zapominając na moment o napalonym demonie. Dobrze, Jenn, strzeliłaś sobie zajebistego gola we własną bramkę, oklaski kurna!
– Oczywiście, chciałam jeszcze wdziać fartuszek oraz kocie uszy, lecz nie miałam na składzie.
– Nic się nie martw, mogę ci coś znaleźć.
   Nagle za drzwiami rozległ się jakiś rumor. Demon zaprzestał rozbieranie mnie wzrokiem i podniósł się, a oczy mu lekko błysnęły. Szybkim krokiem wyszedł z pokoju, zatrzaskując drzwi. Czym prędzej ewakuowałam się z łóżka i zaczęłam rozglądać za czymkolwiek przydatnym. Zresztą co mogłoby mi się przydać?! Piekło jest podobno pod ziemią, więc jakaś drabiną mająca kilkaset kilometrów byłaby spoko, ale... Ugh! Szarpnęłam pierwszą lepszą szufladą i ujrzałam imponującą kolekcję sztyletów. Przełknęłam ślinę. Niby mogłabym użyć też tego, lecz coś nie czułam, by była w stanie mu choćby zadrapać policzek.
   Głos ginącego rozsądku słabo szepnął, że chyba powinnam się bardziej przejąć faktem, że koleś trzymał zabójcze bronie w swojej sypialni. Jednak zignorowałam to, bo co niby miałam z tym zrobić? Wywalić je przez okno?
   Okręciłam się w miejscu i podjęłam decyzję. Pieprzyć jakikolwiek instynkt samozachowawczy, przyjebie mu tak od serca! Jak się uda, to cudnie, może gdzieś w tym domu jest coś, co mi pomoże. A jak nie... przynajmniej zginę w chwale! Ujęłam masywną figurkę przedstawiającą starca trzymającego napięty łuk i stęknęłam, gdyż ważyła niemało.
   Wtedy wokół mojej talii owinęły się umięśnione ramiona, a o ramię oparł podbródek.
– Myślałem, że już stąd uciekłaś, moja droga, a tymczasem... Cóż jestem pod wrażeniem – mruknął Blaise niższym głosem. – Ale żeby spróbować mnie znokautować jakąś marną figurką za sześć monów, phy.
– Oj, czyli nie zadziała?
– Oczywiście, że...
   Nie dokończył, bo i tak cisnęłam w niego tą figurką. Odbiła się od jego czoła, zostawiając czerwony ślad, po czym zrobiła fikołka i uderzyła miękko o materac łóżka. Oczy demona urosły do rozmiaru monet, lecz to był jedyny efekt. Dobra i tak było warto. Jakby co, to ktoś może zanotować, że zmarłam śmiercią tragiczną, rzucając w demona figurką starca z łukiem. Będzie co dać na mój nagrobek.
   Przygotowałam się już mentalnie na jakieś kły w szyi i tym podobne atrakcje. Zamiast tego Blaise parsknął śmiechem prosto w moje ucho, przez co myślałam, że bębenki mi pójdą.
– Nie sądziłem, że do tego stopnie człowiek... – urwał, mrużąc oczy.
– No? – ponagliłam go.
– Jestem głodny – wjechał kompletnie od czapy i pstryknął palcem.
   Tak oto wylądowałam na krześle z wysokim oparciu przy długim i bogato zastawionym stole. Blaise rozsiadł się koło mnie i z mrukiem aprobaty sięgnął po rulonik szynki, po czym wsadził ją sobie do gęby. Pożywienie wyglądało ludzko, więc sama po coś sięgnęłam, bo choć siedzenie tu było mi wybitnie nie na rękę, to czemu miałam się głodzić? Zresztą jedzenie na koszt obcego demona? Idealnie, wiecie ile to oszczędności na kolejną książką, wino albo korektor?! Ewentualnie bilet miesięczny, bo to zaraz maj...
– Wracając do tematu, to często ludzie po zetknięciu się z czymś, co wykracza poza logikę, nie zachowują się tak spokojnie – zaczął mówić, a ja odpuściłam sobie wypominanie mu, że wlatuje z tematami tak niespodziewanie jak Jehowi na chatę. – Są niespokojni, czasami nawet wmawiają sobie, iż to z ich umysłami jest coś nie tak. Jeśli zachowują trzeźwy umysł, wystarczy troszkę odpowiednich ruchów i puf! – Dmuchnął, robiąc dłońmi ruch, jakby coś od siebie odganiał. – Wszystko się kruszy i rozpada, a oni zaczynają wątpić we wszystko, co ich otacza – Na moment uśmiechnął się sadystycznie, po czym zakrył go kubkiem z parującym napojem. – Jednak ty, moja droga, wydajesz się w ogóle nie poruszona i nawet próbujesz cały coś mi zrobić. Nie czuję strachu, nie próbujesz uciekać. To sprawia, że jesteś dla mnie interesująca.
– Fascynujący wykład, odstawisz mnie do domu? Mam tam ...hmm...jak to ująć...całe swoje kurwa życie? – Oparłam się łokciami o stół i spojrzałam na niego, mrużąc powieki.
– Czy to jest sposób na rozmowę z jedyną istotą, która może cię z powrotem teleportować.
– Z tępymi strzałami tylko tak się rozmawia.
– O?
   Całą jego sylwetkę otoczyła aura czarniejsza niż noc, a całą jadalnię momentalnie wypełniło zimno. Demon rozwinął skrzydła, po jego rękach zaczęły niczym wężę wić się purpurowe płomienie, natomiast on sam wyszczerzył kły.
– To, że nie przepadam za zabijaniem czy używaniem ludzi jako zabawek nie znaczy, iż możesz sobie mnie mieć za nic, człowieczku – zagrzmiał. Jego dłoń wystrzeliła w przód. Zacisnął palce na moim podbródku.. – Nigdy nie prowokuj demona – Zniżył głos do szeptu i przesunął palce na szyję. – Dla mnie twoje kości są jak zapałki, a chyba cenisz własne życie?
   Przełknęłam głośno ślinę, nie opuszczając wzroku. O ile wcześniej bardziej grał, to tym razem musiałaby być wybitnie ślepa, by nie zauważyć, że przede mną siedziała prawdziwa bestia o ludzkiej aparycji. Nie kpił czy żartował, on serio skręciłby mi kark, jeśli wystarczająco bym go rozsierdziła. Do tej pory bardziej zauważałam jego zboczoną oraz beztroskę stronę charakteru, jednak powinnam się domyślić, że głębiej kryje się dużo więcej.
   Tak swoją drogą to był jebany cyrk na kółkach. Czemu do mnie ciągnęły głównie pizdy chcące sobie znaleźć zastępczą mamusię albo cholerne demony? Halo, halo, życie, co to kurwa ma być? Gdzie jakaś rekompensata dla moich zszarganych nerwów?!
   Chłód ustał. Blaise puścił moją szyję i przejechał palcem po jej boku. Poczułam przyjemne ciepło i lekkie ukłucie.
– Wybacz, zrobiłem ci przypadkowo siniaka – powiedział i wrócił do dopicia zawartości kubka.
– Przeurocze, każdej kobiecie tak grozisz?
   Zrobił zdumioną minę. Wsypałam sobie płatki, zalałam jogurtem pachnącym jak miks truskawki z bananem i wsadziłam w to łyżkę.
– Grożę? Ależ człowieczku, to było ostrzeżenie – Oparł podbródek o dłoń zwiniętą w pięść. – Nie każdy jest tak miły jak ja.
   Wywróciłam oczami i zaczęłam jeść. Jedynie żarełko było dobrą rzeczą, która mnie dziś spotkała, to było aż smutne.
– W każdym razie, jak już zjesz, to pójdziemy na randkę.
   Poplułam się, a absurd sytuacji wbił na kolejny poziom.
– Gdzie?! – wykrztusiłam, ocierając twarz chusteczką.
– Na randkę – powtórzył, unosząc brew. – Ludzie chyba chodzą na coś takiego.
– Taaa, ale...
– Ale?
– No... – zamilkłam i westchnęłam. – Zresztą nieważne, czemu ja się dziwię?
   Blaise zamrugał skonfundowany. On serio nie widział niczego dziwnego w fakcie, że chce iść na randkę (już się boję, jak według demona wyglądają randki) z osobą, której chwilę wcześniej groził? Może serio był jakimś zwichniętym umysłowo psycholem?
   Uderzyłam bezsilnie głową o stół. Kurwa, a może by się tak zastrzelić?


****

   W Piekle było gorąco jak diabli, jeśli kogoś to zaskoczy. Znaczy według Blaise, to to była wiosenna temperatura, ale kurna jego ciało samo miało jakieś 40 stopni! Dlatego też nie byłam specjalnie przeciwna łażeniu w figach i crop topie, choć i tak czułam pot na karku i pod biustem. No i spojrzenia tej pierdoły od czasu do czasu.
   Niebo nad nami miało odcień limonkowy i co chwila przecinały go czarne strzały, rozsiewające wkoło pióra. Na szczęście nie byliśmy jedną z nich, bo widząc ich prędkość, czułam, jak zawartość śniadania podnosi mi do gardła. Wolałam już wędrować boso w tym gorącu po miękkim czerwonym podłożu, które przypominało mech. Blaise szedł dobry kawał przede mną, pogwizdując wesoło z dłońmi w kieszeniach dresowych spodni. Oczywiście bez koszulki, jakby koniecznie chciał mi czymś zaimponować. Owszem, miał dobrze wyrzeźbione tricepsy oraz kaloryfer, ale bez przesady. Nie byłam z tych, co dałyby się pociąć za taki widok. Zresztą google grafika też po coś istnieje.
   Zatrzymałam się, bo zrobiło mi się duszno, a w  gardle poczułam suchość. Zaczęłam wachlować się topem oraz prawą ręką. Tutaj nawet nie było słońca, więc skąd ten żar?!
– Wodę masz?! – wydarłam się do Blaisa. – Bo zaraz zemdleję, a bardzo tego nie chcę w twoim towarzystwie!
   Odwrócił się, pokręcił głową z udawanym politowaniem i pstryknął palcami. W mojej dłoni zmaterializowała się butelka drogocennego płynu. Całą zawartość wypiłam na dwa wdechy, po czym dopiero odetchnęłam.
– Strasznie delikatna jesteś, moja droga.
– Ludzie nie żyją w temperaturze 42 stopni, wiesz? – prychnęłam. – Przynajmniej nie tam, gdzie mieszkam!
– Oj, oj, już tak nie dramatyzuj – Złapał mnie pod pachy i usadził na karku. – Hoho, leciutka też jesteś.
   Ugryzłam się w język, gdy położył dłoń na udzie, by mnie przytrzymać. Już wolałam, żeby mnie niósł, niż dalej wlec się w ten upał o własnych siłach. Zamiast tego zajęłam się kwestią powrotu, bo sukinsyn skutecznie unikał tematu.
– Kiedy łaskawie mnie odstawisz do domu?
– Aż tak się śpieszysz?
– No wiesz, tak trochę mam pewnie dwieście nieodebranych połączeń od moich przyjaciół, poza tym chcę odpocząć, muszę zrobić zakupy i tak trochę mieć zwyczajne życie. A jak jeszcze do tego cyrku włączy się policja, to cię zatłukę – wycedziłam, ciągnąc go za ucho.
   Kłapnął kłami, więc je puściłam i skrzyżowałam ręce na piersiach, wydymając policzek. Blaise najbezczelniej w świecie poklepał mnie po udzie.
– Nie bój nic, zanim cię zabrałem, to zadbałem o to. Twoi znajomi myślą, że pojechałaś do ciotki, bo spadła ze schodów.
– O, to... – Zamrugałam intensywnie, gdyż sens słów chwilę do mnie docierał. – Że co kurwa?!
   Skrzywił się.
– Ale nie krzycz, moja droga.
  Pochyliłam się w przód, zasłaniając mu widoczność i łapiąc jego twarz w dłonie. Zacisnęłam palce, a brew zaczęła mi nerwowo drgać.
– Ty cholero... – wywarczałam. – coś jeszcze namieszał w moim życiu? I kto ci pozwolił dotykać mój telefon.
– Masz tam całkiem ciekawe zdjęcia. Na przykład z wyboru stroju kąpielowego – wymruczał, uśmiechając się chytrze.
   Uduszę go. Nie wie jak i czym, ale definitywnie zgniotę mu tą krtań!
   Niespodziewanie demon przycisnął swoje wargi do moich w mocnym pocałunku, który wyparł mi powietrze z płuc i sprawił, że świat zawirował. Poczułam ostry smak na języku, nim zaprzestał, przerzucił mnie przez ramię i postawił na mchu. Zakręciło mi się w głowie, ale utrzymałam równowagę.
– To był ledwo pocałunek, a ty już tracisz grunt pod nogami – Poklepał mnie po głowie ze zblazowanym wyrazem twarzy.
– Morda tam.
– Urocza jak zawsze. W każdym razie chciałem ci pokazać to – Wskazał dłonią przed siebie.
   Na widok kucyka sięgającego mi mniej więcej do pasa o niemal złotym umaszczeniu natychmiast zapomniałam o Blaisie i padłam na kolana tuż koło zwierzęcia. Jego grzywa wyglądała jak płomienie, po pomarańczowych kopytach przemykały złote iskry, a z nozdrzy buchała para. Posiadał też lśniący zakrzywiony róg o barwie szkarłatu oraz ciemne oczy. Ale co ważniejsze był uroczo puchaty!
– Jaki słodki – zachwyciłam się i podsunęłam dłoń niedaleko jego nosa. Najpierw spojrzał na nią nieufnie, po czym powąchał i parsknął, lecz nie odszedł.
– To Luxin – wyjaśnił Blaise, siadając koło mnie po turecku. – Piekielny koń.
   Ostrożnie trąciłam jego bok. Nie zareagował, a kiedy delikatnie przejechałam palcem po futrze, przymknął z zadowolenia oczy. Uśmiechnęłam się. Ogólnie uwielbiałam zwierzaki, ale ten przez to, że był taki fluffy, dostawał dodatkowe punkty.
– To twój? – spytałam, coraz śmielej głaszcząc konia.
– Nie, nikt o zdrowych zmysłach nie trzyma Luxinów w domu. Szybciej by go spaliły, niż pozwoliły się tam zamknąć. To zwierzęta dzikie.
– Hmmm.
   Luxin po jakimś czasie oparł głowę o moje kolano i dał się drapać za mały szpiczastymi uszami. Blaise za ten czas leżał sobie rozłożony na mchu i robił coś ze swoją bransoletą. Zerknęłam na niego przez ramię.
– Dlaczego mnie tu zabrałeś?
  Przeniósł na mnie wzrok.
– Kochasz zwierzaki, prawda? Szczególnie puszyste.
– Tak, jednak... zaraz, skąd to wiesz?
   Podniósł się i uśmiechnął. Oczy błysnęły czerwonym światłem.
– Moja droga, myślisz, że to był mój pierwszy raz na uczelni? Byłem tam już kilkanaście razy, a ciebie przyuważyłem już jakiś tydzień temu.
   Miła atmosferę szlag wziął. Nie dość, że demon, sadysta i zboczeniec to jeszcze stalker!
– Nigdy wcześniej cię nie zauważyłam. Haru ani Yuka też nie. Żadne studentki o tobie nie wspominały.
– Wspomnienia bardzo łatwo zmienić – Wzruszył ramionami. – Szczerze, to demonice są często dość.. brutalne albo zbyt domatorskie. Dlatego preferuję kobiety. Zwłaszcza, że czasami tak niewiele im trzeba. Kilka słodkich słów i już padną do stóp. Mówiłem ci o małym wysiłku, a sporych wynikach, prawda?
– Już chciałam uznać, że jesteś nie taki zły, ale jednak jesteś podły sukinsynem – westchnęłam. – Szkoda.
– Och moja droga – Owinął ręce wokół moich ramion i przyciągnął do swojego torsu. – Powinnaś sobie zdać sprawę, że usposobienie demonów i ludzi diametralnie się różni. Wasze idylliczna miłość, dobroć za wszelką cenę, moralność w naszych oczach to głupota nie mająca racji bytu.
– Wybacz mi, przewspaniały demonie, że nie mam ochoty na bycie zabaweczką, która za tydzień znajdzie się w kącie.
– Zabaweczką. Oj Jenn – Drgnęłam, gdy użył mojego imienia. – gdybym widział cię tylko w formie rozrywki, już nie pamiętałabyś mojego imienia i miałabyś wrażenie, że czujesz na sobie dotyk kogoś, kogo przecież nie ma. Jestem tobą zafascynowany, co niby w tym złego, hm?
   Otworzyłam usta, ale nim wydobyłam głos, Luxin podniósł łeb. W oddali rozległ się tętn kopyt oraz ciche sopranowe okrzyki. Kucyk wstał, potrząsnął grzywą i popędził w gęstwinie bez żadnego pożegnania.
   Blaise mnie puścił i przeciągnął się, ziewając. Nagle usłyszałam trzepot skrzydeł tuż za plecami, a potem szczęk, jakby metalowe przedmioty obiły się o siebie. Nie zdążyłam obrócić głowy, bo Blaise był szybszy. Ujął mnie za ramię, szybko coś wykrzyknął. Błękitne światło wybuchnęło tak intensywnie, że zamknęłam na moment oczy.


****


    Pytanie, o co chodzi, wyleciało mi z łba, jak tylko zorientowałam, że staliśmy na ulicy mojego miasta w okolicach centrum. Ja przytulona do ramienia demona, a ten wyprostowany z dumną miną i w swoim profesorskim stroju. Z ulgą stwierdziłam, że u mnie skądś pojawiła się czarna spódnica z wysokim stanem. Puściłam go.
– Co tak nagle jednak posłuchałeś moich próśb? – spytałam, unosząc brew i opierając dłonie o biodra.
– Sama chciałaś wrócić, a jeszcze narzekasz? Nieładnie, Jenn – zacmokał, lecz miałam wrażenie, że uniknął mojego spojrzenia.
   O więcej pytać nie zdążyłam, bo rozległ się głos jednej z wykładowczyń – pani Smith. Podeszła do nas z miłym uśmiechem w swoim charakterystycznym wysokim kucyku.
– Och, pan Grand, co pan tu robi? Myślałam, że pojechał pan dziś do domu. O i pani Ashida – Zerknęła na mnie z lekkim zdziwieniem. Mrr, od jutra będą ploteczki, że umawiam się z wykładowcą z uczelni.
– Dzień dobry – przywitałam się, uśmiechając wymuszenie.
   Blaise posłał kobiecie promienny uśmiech, przez który ta się zarumieniła. Wywróciłam oczami.
– Tak, jednak niefortunnie moja rodzinka dostała grypy jelitowej, więc musiałem wrócić. Byłem właśnie w księgarni po kilka książek, by udoskonalić moje zajęcia – Tutaj podniósł reklamówkę, która też nie wiadomo skąd się wzięła – i trafiłem na pannę Jennifer! Mieliśmy miłą rozmowę na temat presji społecznych i jej norm, prawda?
– Tak, to temat rzeka – potwierdziłam, w duchu podziwiając jego umiejętność kłamania bez żadnego problemu.
– Największa radość, to studenci, którzy chcą się doskonalić – powiedziała pani Smith, splatając ręce razem. – Oraz ludzie, którzy im w tym pomagają.
– Prawda? Też uważam, że to godne pochwały. Jeśli zmierza pani do domu, to panią z radością odprowadzę.
– Mnie? Ach, nie trzeba! To kawałek drogi, nie musi się pan tak fatygować.
   Blaise pomachał ręką.
– Ależ spokojnie, dla mnie to będzie przyjemność.
   Kobiecina niemal zeszła na zawał ze szczęścia, co wykorzystał Blaise i obrócił się do mnie.
– Jak mówiłem, ciebie nie widzę jako zabawki, ale mam swoje potrzeby – Puścił mi oczko, wystawiając język. – Więc to tyle na dziś.
– Jesteś najgorszy – mruknęłam, kręcąc głową.
   Pochylił się, odgarnął włosy z mojej twarzy i pocałował krótko, ciągnąc dolną wargę.
– Nie musisz być taka zazdrosna – szepnął, po czym raźnym krokiem podszedł do pani Smith, która niczego nie zauważyła, bo dalej szczerzyła się jak porządnie zjarana. – Idziemy, milady?
   Nie można powiedzieć, że nie była atrakcyjna. Miała około dwudziestu siedmiu lat, długie ciemne włosy, mleczną karnację oraz urocze rysy twarzy. Szła teraz taka uradowana, choć za jakieś półgodziny stanie się zwykła rozrywką dla rozbujanego libido demona. Westchnęłam, otuliłam się ramionami i ruszyłam w stronę domu. Przynajmniej dziś zyskałam za darmo spódnicę. Zaburczało mi w brzuchu. Oho, trzeba będzie wstąpić do marketu.
   A tak właściwie to ile Blaise ma lat?


****


   Oczywiście nie powiedziałam Haru, Yuce, Izu, Patrickowi, Alice ani nikomu innemu, jaki był prawdziwy powód mojego sobotniego zniknięcie. Doskonale wiedziałam, że mogliby mnie jeszcze władować na stołek do psychiatry albo patrzeć na mnie, jak wtedy, gdy bredziłam po pijaku. Dlatego trzymałam się wersji o biednej ciotce i do poniedziałku pytania ustały, a potem życie wróciło na swoje tory.
   Pani Smith pojawiła się normalnie, jednak przez cały czas wydawała się lekko rozkojarzona. Pisząc coś, co chwile zastygała w bezruchu lub podczas prezentacji na chwilę zatrzymywała się na slajdzie, mimo iż go już w pełni omówiła. Doskonale wiedziałam, skąd się brał taki stan rzeczy i wolałam nie myśleć, co Blaise jej zrobił.
   Co do samego demona, to przez trzy dni się nie pojawiał. Hm, może też pracował? W końcu te sztylety... W każdym razie miałam spokój i z miłą chęcią to zaakceptowałam. Mogłam spokojnie spać i żreć lody w łóżku przy otwartym balkonie. Mimo to pozostałam lekko w gotowości, bo wydawało mi się to za piękne.
   Miałam jebaną rację, gdyż byłam prorokiem, klękajcie narody!
– Prezentacja o roli gazet w rozwoju świata brzmi kusząco – westchnęła ciężko Harumi, kiedy w czwartek wspinałyśmy się po schodach do mojego mieszkania.
– I tak dobrze, że tylko gazet. Jeny, jeszcze w przyszłym tygodniu mam tyle ćwiczeń – jęknęłam, opierając się bezsilnie o poręcz.
   Tak sobie narzekając, by czasami nastroju se nie poprawić, weszłyśmy do przedpokoju. Łokciem walnęłam włącznik światła, wyciągnęłam klucze z zamka i sięgnęłam po sznurówkę butów. Nagle poczułam, jak Haru klepie mnie mocno po ramieniu.
– E, Jenn, kto to jest?
– Co? – Spojrzałam na nią, a potem podążając za jej wzrokiem przed siebie.
   Klucze z brzdękiem upadły na podłogę. Mimowolnie cofnęłam się o krok, wpadając na szafkę z butami.
   Nieznajomy opierał się o framugę drzwi prowadzących do salonu. Ubrany był w skórzaną kurtkę, adidasy i jasne dżinsy, na głowie miał rozczochrane blond włosy, a po jego przystojnej twarzy błąkał się dość mało przyjemny uśmiech. Jednak najgorsze były jego szkarłatne tęczówki.
– Czekałem na ciebie – przemówił głosem z lekką chrypką.



Urwałam w bardzo fajnym momencie, trolololo XDDD Ogólnie wciągnęłam się w pisanie tej serii, ale muszę teraz napisac rozdzialik do bakugańca i tutaj, więc na kontynuację sb trochę poczekacie XDD
Dobranoc!

8 komentarzy:

  1. "Urwałam w bardzo fajnym momencie, trolololo "
    Ja:*siedzi w koncie wcinając jogurt* pewnie od Vanessy się nauczyła NA PEWNO
    Hanako: Który to już jogurt bo chyba przedawkowałaś i głupoty mówisz

    "No bo czemu ja mam się niby godzić na jakieś porwania wbrew mojej woli, co?! Chuj mnie, że to jakiś nadprzyrodzony byt, co umie manipulować umysłami czy jakieś inne sztuczki! "
    Hanako: Dobrze mówi

    "Czemu zarówno sól, cukier jak i mąką muszą mieć białe opakowania?! Kto to wymyślał?!"
    Miju: Zawsze mnie to irytowało a ile razy pomyliłam je pod czas gotowania nie zlicze
    Kai: Śmieszne sytuację z tego wychodziły

    "– Cukier?
    – To miała być sól, ale byłam zbyt pijana.
    – Sól? A co ja jestem ślimak?"

    Beta: Chyba tak
    Hirooki: Kto w ogóle wymyślił że na demony działa sól
    Hiroaki: może na jakiegoś słabego zadziałała i dlatego

    "– Ludzie nie żyją w temperaturze 42 stopni, wiesz? – prychnęłam. – Przynajmniej nie tam, gdzie mieszkam!"

    Ja: 42! Jak ja już po 30 mam dość
    Hanako: Słaba z cb zawodniczka

    "– Tak, jednak niefortunnie moja rodzinka dostała grypy jelitowej, więc musiałem wrócić. Byłem właśnie w księgarni po kilka książek, by udoskonalić moje zajęcia – Tutaj podniósł reklamówkę, która też nie wiadomo skąd się wzięła – i trafiłem na pannę Jennifer! Mieliśmy miłą rozmowę na temat presji społecznych i jej norm, prawda?"

    Akana: *śmieje się* nie no nie mogę tego na trzeźwo się nie da no po prostu nie da

    "– Prezentacja o roli gazet w rozwoju świata brzmi kusząco –"

    Miju: to na jakim wy kierunku jesteście?!

    Tyle teraz tych serii robią najpierw u Kruka teraz ty kurcze jeszcze kilka osób brakuje i można tak zacząć 😂 dobra ja znikam spożytkować inspiracje na serię (to już chyba plaga ) czekam na rozdziały i kontynuację tego

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, ja po ludzku wredna jestem :P A jogurciki bardzo dobre i takie bez cukru to i nawet zdrowe.
      Patrick: Jak pomyliłaś cukier i sól podczas gotowania, kiedy masz oświetlenie? Czytać nie umiesz?
      Blaise: Nope na żadnego nie zadziała
      Jenn: Chyba że go całego natniesz i posypiesz rany, ale tak to działa na każdego
      30 stopni, to ja się topie xD Do 26 jest okej, idealnie.
      Haru: Na dziennikarstwie
      Na pewno muszą mieć jakieś zajęcia o takiej tematyce XD A ta presja społeczna...w jakiś sposób to się łączy z mass mediami, nigdy nie byłam na studiach okej XDD
      Nic nie poradzę, że to sie prościej piszę niż główną oś fabuły, ale do niej też wrócić by się przydało ^^''

      Usuń
    2. W sumie nie patrzyłam ile ma....ale dobry
      Miju: Kai je zawsze do pojemników przesypywał a że były takie same to już inna sprawa
      Beta: Inna sprawa że zapominalas je podpisywać

      "Blaise: Nope na żadnego nie zadziała
      Jenn: Chyba że go całego natniesz i posypiesz rany, ale tak to działa na każdego"

      Hirooki zostan: ...... przy swojej broni

      "Na pewno muszą mieć jakieś zajęcia o takiej tematyce XD A ta presja społeczna...w jakiś sposób to się łączy z mass mediami, nigdy nie byłam na studiach okej XDD"

      Ja: spoko ja też... jeszcze..
      Miju: o ile ci się uda

      Zgodzę się prościej się to pisze bo w tych rozdziałach to musisz trzymać się tego tego i owego i tamtego

      Usuń
    3. jeden nie zabije XDD
      Patrick; To to już wgl 300 iq
      Wierzmy się, zresztą są już WAKAACJE! Yaaas, kurwa za bakugan miałam się wziąć

      Usuń
  2. Wiesz, o której ja to czytałam, więc miałam takie jazdy, bo oczy mi łzawiły, ale uparłam się, bo chciałam wiedzieć co dalej i zrobiłaś takiego plot twista pod koniec, że sama nie wiem co dalej. Na początku myślę sobie: to Damon wleciał czy Blaise się przefarbował? A le okazało się, że to jednak Damon jako kolejny pretendent do najbardziej wkurzającego demona tygodnia w tej serii. I teraz opcje są trzy 1) szuka Blaisa za jakiś przekręt, 2) ma ból tyłka, że Jenny przebywała w piekle, 3) jest zazdrosny o Bazyla i powie jej: zostaw mojego boya w spokoju, bo usmażę ci mózg.
    Kolejna sprawa. Blaise tylko ci na stukać. Jak na takiego specjalistę powinieneś wiedzieć, że pójście z inna na oczach dziewczyny, o którą się starasz na swój demoniczny sposób, nie ułatwia ci tego.
    Lilka: No mówię przecież, że gdy jego słowa kolidują z tym co robi brzmią pusto. Jenny mogę go zmieść z powierzchni ziemi, jeśli chcesz. Zmora pewnie głoduje, ale dziś jej odpuszczę bo jeszcze w anoreksje biedna wpadnie.
    Jack: Ty się Jenny nie ciesz tak tą spódnicą, bo zaraz pomyślę, że to sponsoring.
    Lilka: Przynajmniej zwierzaczek był śliczny i milusi jak na dzikiego.
    Scena z wkurzonym Blaisem fajna. Czekam na next bo nw czy o czymś jeszcze myślałam jak to czytałam XO

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kto tam wie, po co się przywlekł do Jenn
      Jenn: I to bez kosy
      W tym uniwersum nie kocha jej aż tak bardzo
      Jenn&Blaise: *dramatyczne wciągnięcie powietrza*
      Damon: Mam się tam do was przejść?
      Blaise: &*rozkłada ręce* To Angel dała mi tu taka zwichniętą osobowość, wszelkie zażalenia do mnie
      Izu: *siedzi z biurkiem z maszyną do pisania* przyjmujemy od 11 do 23, potem idę z Jenn do kina
      Jenn: *patrzy na Lili, unosząc brew* Niby za co? *zerka na Jacka* a ty to tylko o jednym, zboczeńcu mały

      Usuń
    2. Byle by nie przedobrzył bo wyjdę z jego fan klubu ;)
      ,,Blaise: &*rozkłada ręce* To Angel dała mi tu taka zwichniętą osobowość, wszelkie zażalenia do mnie."
      Jak ładne broni mamy xD
      ,,Jenn: *patrzy na Lili, unosząc brew* Niby za co?"
      Lilka: Jeśli za nic to nie narzekaj, że chcesz do domu i wtedy nie będę miała syndromu ,,jak ją skrzywdzisz to cię złożę jak demona origami".
      Jack: Jak możesz. Od razu zboczeńcu kiedy ja tu tylko stwierdzam fakt.

      Usuń
    3. Dobsz, mami, dobszzz
      Do niej miało być
      Blaise: Ta, jej bronic
      A jeszcze będziesz tęsknił, zapamiętaj, maly gnoju
      Blaise: *unosi brew* A ty dobrze się czujesz?
      Jenn: Narzekam na tamtego, bo jednak chujnia taka z siedzeniem w Piekle, podczas gdy mógłbym sobie np. spać. Ale ten prawdziwy to to do wytrzymaniaaa

      Usuń