Mari czuła, jak fale
bólu rozchodzą się po jej ciele, jak pot ścieka po karku i plecach. Wkładała
całe swoje siły, by się utrzymać na nogach i ciągle móc używać mrocznej
energii. Minęło zaledwie kilkanaście minut, a już znajdowała się na skraju
wytrzymałości. Jeszcze chwila i zacznie widzieć białe plamy.
Jednak najgorsze
było to, że jej przeciwniczka nie wyglądała na choćby delikatnie zmęczoną. Nie,
ona się uśmiechała, obracając swoją katanę. Te wszystkie ataki powinny były ją
zabić, lecz ona bez trudu rozbiła je na kawałki zwykłymi ciosami pięści. To był
ewidentnie znak, że jest z nią coś nie tak, jednak nie miała teraz czasu się
nad tym zastanawiać. Kyoya wymknął jej się wraz z Leonem, a Ciemność nie będzie
tolerowała takich błędów.
Mari zacisnęła zęby
i pchnęła mocno moc, celując prosto w klatkę piersiową dziewczyny. Rozległ się
nieprzyjemny chrzęst, a czarna struga wbiła się w ciało. Z twarzy nieznajomej
znikł uśmiech i spojrzała w dół, opuszczając rękę z kataną.
– Mówiłam, że umrzesz – wyszeptała Mari, opierając dłonie o
kolana. – Nikt nie wygra z tą siłą.
Zmroziło ją, kiedy odrzuciła
głowę i wybuchnęła śmiechem. Czarna struga zaczęła drgać, aż rozpadła się i
zamieniła w niewielką kulkę, która unosiła się nad dłonią dziewczyny.
– Nie wierzę, że to próchno myślało, że z tym wygra –
przemówiła i pokręciła głową. – Widać na starość się głupieje, no cóż –
Pstryknęła palcami i kulka wystrzeliła w jej stronę.
Mari nie zdołała
choćby drgnąć, nim cios sięgnął jej brzucha. Wrzasnęła, wypluwając sporą porcję
śliny na podłogę i padła na kolana. Kropelki czerwonej cieczy zaczęły ciec jej
z nosa. Widziała, jak buty nieznajomej ku niej podchodzą, po czym została mocno
szarpnięta za włosy.
Gdy spojrzała w jej
oczy, zrozumiała, że powinna była uciekać. Szkarłatne oczy o czarnych pionowych
tęczówkach przebijały ją na wylot, a aura czarniejsza od nocy zasłaniała
promienie słońca. Nie była jak Ciemność, lecz nie w niej też nie było nic
ludzkiego.
– Myślałam, że poczekam, aż sama się wykończysz, ale
zaczynasz mnie wkurwiać – syknęła.– Więc gdzie jest Eris?
Mari zacisnęła
wargi i spojrzała na nią wrogo. Dziewczyna prychnęła i przyciągnęła ją jeszcze
bliżej. Ból rozlał się po jej głowie tak ostro, że przegryzła wargę, jednak
twardo trzymała umysł zamknięty. Nie może wydać Ciemności, jeśli tylko ona
przywróci Pluto do życia. Zapierając się, by nie wrzasnąć, skupiła mrok, który
otoczył jej lewą rękę, po czym uderzyła przeciwniczkę w biodro.
Tamta zrobiła unik,
ale przynajmniej puściła. Odaka szybko wstała i cofnęła się jak najdalej.
Jednak nieznajoma zniknęła.
– Wygląda, że osiągnęłaś już limit.
Obróciła się i w
ostatniej chwili złapała ręką ostrze, które zamierzało odciąć jej ramię. Katana
zatopiła się w skórze, jednak tym razem zamiast czerwieni na podłogę skapnęła
czerń.
– Och? – Szatynka uniosła brew. – Czyli jednak to to samo
gówno, co produkował Hiroshi – Spojrzała na nią, wyginając usta w fałszywie
współczującym uśmiechu. – Jednak twoje ciało jest na nie za słabe.
Po tym słowach
wyrwała katanę i kopnęła ją w wyskoku w splot słoneczny. Mari odjechała na
butach, rozpaczliwie łapiąc oddech. Nieznajoma strzepnęła krew z broni i oparła
ręce o biodra.
– To powiesz, gdzie jest Eris?
W odpowiedzi Odaka
posłała na nią fioletową falę energii. Dziewczyna ziewnęła i uderzyła w nią
otwartą dłonią, wbijając w sufit. Pył wystrzelił na boki, co Mari natychmiast
wykorzystała i rzuciła się pędem ku drzwiom. Całe jej ciało było jak zanurzone
w płynnej lawie, a tępe pulsowanie głowy tylko sprawiało, że przed oczami jej
się dwoiło i troiło.
Nagle podłoga pod
nią rozbłysła na czerwono, po czym wybuchła. Wyleciała w górę wraz z odłamkami
kafelków. Ramiona mroku otoczyły ją, chroniąc przed obrażeniami, lecz nie
zdołały zatrzymać fioletowej kuli. Jej prawe ramię eksplodowało rwącym bólem.
Uderzyła twardo o
posadzkę plecami i przetoczyła się na prawy bok. Zdołała zatrzymać kopnięcie
mające złamać jej szczękę, w zamian otrzymując sierpowy w nerkę. Cała sala
zlała jej się przed oczami, a ból zalał cały umysł rwącą falą.
Ledwo poczuła, że
się unosi. Dopiero kiedy zaczęło być jej ciężej oddychać, zorientowała się, że
szatynka zacisnęła dłoń na jej szyi. W akcie desperacji zaczęła ją drapać po
dłoni, lecz każde skaleczenie po chwili znikało. Co się działo? Kim ona była,
do cholery?!
– Zdradzę ci sekret – powiedziała spokojnie szatynka. –
Cokolwiek zrobisz czy użyjesz kuli mocy czy może tych ramion, nie pomogą ci.
Ten mrok jest dużo słabszy od tego, z czego jestem stworzona. Więc skończ
odpierdalać i powiedz, gdzie jest Eris, nim zmiażdżę ci kark – Zmrużyła oczy,
szczerząc kły. – Dobrze?
****
Izumi nigdy nie
należał do pacyfistów, lecz w przeciwieństwie do takiej Jenn czy Takeru nie
czerpał z walk jakiejś przyjemności. Jak musiał, to walczył, lecz nigdy nie
budziły się w nim jakiejś krwiożercze czy sadystyczne instynkty. Oczywiście inna
sprawa, jeśli ktoś chciałby skrzywdzić Haru albo jego przyjaciół.
Jednak chyba ten
jego brak zaangażowania sprawił, że ten cały Osamu wyglądał, jakby chciał go
zadźgać kuczerem. Izumi zrobił salto, unikając czarnego promienia i wylądował
na gruzowiskach jednej ze ścian.
– Potrafisz robić tylko uniki, rudzielcu?! – syknął Sugita,
rozwierając dłoń. Fioletowy ogień zapłonął, rzucając blask na twarz chłopaka,
czym sprawił, że wyglądała ona na jeszcze bardziej rozzłoszczoną.
– Nie, ale cóż – Terada rozłożył ręcę. – Zaraz sam się
wykończysz, więc nie widzę sensu robienia czegokolwiek. To męczące, wiesz?
Mimo iż Osamu nosił
płaszcz, to przez odsłoniętą skórę szyi czy kostek Izumi doskonale widział, jak
purpurowe żyły pulsują, a czarne plamy zwiększają swój zasięg. Czuł też, że mroczna
moc, która w siedział we wnętrzu chłopaka, pożerała coraz większe zasoby jego
energii. Kwestia czasu aż zabierze się za siły życiowe i w rezultacie zniszczy
od środka.
Sugita prychnął
wściekle, a jego nozdrza zadrgały. Klasnął w dłonie i tornado fioletowego ognia
natarło na Izu. Demon ziewnął i ugiął kolana, opuszkami palców muskając
rękojeść ostrza wystającego zza paska. Zrobił obrót w prawo, odbił się od
wgniecionego kafla i wykonał cięcie. Sugita zatrzymał sztylet powierzchnią
kuczera i wciągnął powietrze nosem, czując mocny nacisk na całą długość ręki.
Izumi błyskawicznie przerzucił ciężar ciała na drugą nogę, ugiął się, po czym
wystrzelił niczym wąż, tym razem celując w udo. Ostrze gładko przebiło się
przez skórę i utknęło tuż nad tętnicą. Osamu zachwiał się, ale przed upadkiem
zdołał jeszcze zamachnąć się ręka, tym samym przywołując silną falę
uderzeniową. Szyby okolicznych okien posypały się z trzaskiem na podłogę, a Izu
odjechał dobry kawałek, masując się po tyle głowy, gdzie pojawił mu się mały
siniak.
Nagle Osamu poczuł
coś mokrego na dłoniach. Spojrzał w dół i ujrzał czarne krople zmieszane z
czernią. Skąd one się wzięły? Zamrugał, po czym dotknął palcami policzków.
Pokryły się tą samą czarną substancją.
Przełknął ślinę,
czując lekką gulę w gardle. To były jego łzy albo przynajmniej coś, co
wypływało z jego oczu.
– Mówiłem, że sam się wykończysz – westchnął Izu,
przekrzywiając głowę.
Osamu zacisnął
zęby, lecz rudzielec nie wykonał żadnego ruchu, tylko dalej spokojnie stał. Sugita
zmarszczył brwi. Jego Dolphin ciągle odciągał od niego policję, która już
zdołała wedrzeć się do niższych partii budynków, więc mu nie pomoże, a na tego
kretyna mroczna siła z jakiegoś powodu nie działała. Wyciągnął pistolet,
odbezpieczył kciukiem i szybko wypuścił serię w kierunku rudzielca. Nie zdołał
zrobić uniku, a jego ciało zaczęło się wyginać pod wpływem siły odrzutowej kul.
Ostatnią trafił prosto w usta, po czym zdmuchnął dym, szczerząc zęby.
Jego uśmiech szybko
znikł, gdy Izumi potrząsnął głową i splunął w bok. Po kaflach potoczył się
czarny nabój.
– No ale żeby tak cały magazynek, trochę za brutalnie –
Chłopak wydął policzki, a wszelkie jego rany zasklepiły się w okamgnieniu,
wypychając kule na zewnątrz. Pstryknął palcami i przed nim pojawił się krąg, z
którego wystrzeliły widmowe dłonie.
Osamu spróbował się
osłonić, lecz jego bariera pękła natychmiast, a dłonie niczym szpony zacisnęły
się na jego wszystkich odnóżach oraz talii, przyszpilając do ściany. Ugryzł się
w język, gdyż od dołu brzucha ku górze zaczął promieniować silny ból połączony
z ostrymi skurczami. Miał wrażenie, że zaraz wyrzyga własne jelita.
– Puszczaj mnie, kurwa mać! – wycharczał, szarpiąc się
gwałtownie.
– No już, już i tak jesteś wystarczająco ranny – Rudzielec machnął
dłonią i sięgnął po worek, gdzie miał schowane beye zabrane Legendarnym. – Wezmę to i już mnie nie ma.
Wierzgnął się,
usiłując go kopnąć. W rezultacie szpony wpiły się mocniej w jego ciało,
wywołując kolejne strumyki krwi. Jeśli je zabierze, to wszystko skończone.
Napiął wszelkie mięśnie, które niemal już krzyczały z wycieńczenia i z jego pleców
w akompaniamencie ohydnego chlapnięcia wyrwała się czarna struga płynnej
energii. Zamachnęła się i smagnęła niczym bat, wybijając w podłodze podłużną
dziurę i jednocześnie odcinając jeden ze szponów. Prawa noga Osamu zadyndała
swobodnie w powietrzu.
Radość nie potrwała
długo, gdy Izumi wystrzelił z palców szkarłatny płomień, który natychmiast
zajął całą strugę, a z kręgu wyleciał nowa dłoń. Jego ciało stało się
sflaczałe, natomiast oczy zaczęły same zamykać. Ta walka trwała tak krótko,
więc jakim cudem nie miał już ani trochę siły?!
Wtedy tuż przed
nim uformował się lodowy wysoki mur. Biały puch oraz zimno wdarło się do
pomieszczenia. Izumi skrzywił się delikatnie, widząc Yuki, wokół której unosiło
się już kilkanaście szpikulców gotowych do ataku.
– Izumi Terada – przemówiła powolnym, pozbawionym wyrazu
głosem.
– Eee...tak? – Uniósł brew, przyglądając się jej niepewnie. –
Ty naprawdę dobierasz sobie fatalnych kolegów, Yuki – chan.
Twarz dziewczyny
nie zmieniła się ani o jotę. Uniosła dłoń, a śnieg uniósł się i otoczył jej
nadgarstek.
– Zdychaj – Wycelowała w niego palcem.
Soplce natarły.
Izumi wygiął nadgarstek ku górze, tworząc barierę, o którą rozbił się lód, a zaraz
po nich uderzyła kula zimna rozmiaru małżeńskiego łóżka. Zagryzł wargę, widząc
delikatne rysy i zagiął palce, podwajając grubość.
A miała być taka
łatwa i przyjemna misja!
****
Artemis osłoniła się
płaską stroną topora, ratując tym samym przed żarząca powierzchnią meteoru. Co
prawda siła odrzutu sprawiła, że uderzyła o ziemię, ale przynajmniej nie miała
oparzeń. Podparła się jedną dłonią, a w drugiej wytworzyła czarną kulę. Urania
machnęła różdżką, przywołując tym razem komety o złocistych ogonach. Miko
cisnęła w nie kulą, wywołując wybuch, który wstrząsnął całą piwnicą. Kolejne
kawałki sufitu posypały się na porozbijaną posadzkę.
Korzystając z
obecności dymu, rzuciła się w przód, wznosząc topór i pchając w niego kolejną
porcję mocy. Dzięki temu otoczyła go czarna aura. Jednak Urania zdążyła złapać
różdżkę w dwie dłonie i oprzeć się ciosowi. Iskry trysnęły, a fale obydwóch
kobiet zaczęły falować pod wpływem mocy uderzeniowej.
– Skoro wiesz, co planuje Eris, czemu jej pomagasz?! –
krzyknęła Artemis. – Jeśli dostanie Nemesis i inne beya, otworzy bramę i cały
świat stanie się koszmarem! Czy może też oszalałaś na starość?
– Nie dbam o to – odparła twardo Urania. – Jeśli takie jest
życzenie Shiro, to je spełnię. Zresztą, jak śmiesz mnie wyzywać od szalonych?!
Różdżka rozbłysnęła
intensywnym złotym światłem, które zalało całe pomieszczenie. Artemis zmrużyła
oczy, choć nie pomogło jej to ani trochę. Nagle poczuła, jak ostry róg różdżki
wbija się w jej bok, potem gwałtowny żar, aż w końcu strumień bólu, który
sięgnął aż brzucha. Wrzasnęła, odlatując do tyłu. Przebiła się przez ścianę i
wraz z metalowymi płytami potoczyła się po podłodze. Topór wypadł jej z ręki.
Oddychając z trudem,
dotknęła zdewastowanego boku. Poczuła wyrwę oraz mokrość i zacisnęła zęby. Suka
rozsadziła jej niemal całkowicie biodro. Kątem oka ujrzała, jak Urania wznosi
różdżkę. Czerwony kryształ błyszczał jak słońce, rozsiewając na około
szkarłatne refleksy.
Uderzyła pięścią o
ziemię, a z ciemnych kątów wyrwały się czysty mrok. Na szybko uformował się w
dwa potężnej postury stwory, który w jednym tempie zaatakowały Uranię. Tymczasem
miko odsunęła się kawałek, oderwała kolejny kawałek ciemności i przyłożyła do
rany. Zasyczała, czując, jak czarne włókna wnikają w miejsce tych wypalonych i
łączą się z pozostałymi. Po chwili jej biodro się odbudowało i to w samą porę,
bo Urania za pomocą meteorów spaliła jej chowańce.
– Zabicie cię jest takie kłopotliwe – mruknęła, odrzucając
swoje długie fioletowe włosy na plecy. – Zawsze się odbudowujesz.
– Cóż, mrok jest we wszystkim – skwitowała miko, podnosząc
się i łapiąc za topór. Połączyła dwa palce i uniosła, przywołując osiemnaście
ostrzy, które otoczyły ją szczelnym kręgiem. – Skoro chcesz mnie zabić, to może
chociaż spełnisz ostatnią prośbę umierającego?
– Hooo? – Urania uniosła brew. – Nie gwarantuję ci niczego,
gówniaro, lecz co to za prośba?
– W czyim ciele ukryła się Eris?
****
Emiko z
wdzięcznością przyjęła butelkę wody od Raisy. Dziennikarka przyjechała niecałe
sześć minut po dostaniu od niej smsa, pewnie po drodze łamiąc wszelkie możliwe
przepisy. Teraz obydwie wpatrywały się w kolejne chmury ciemnego dymu
wydobywające się ze zniszczonych części WBBA. Cały budynek drżał w posadach, dźwięki
zderzających beyi niosły po okolicy.
– Oby nam tam nie umarli – Greczynka wydęła usta. – Bo zgodzili
się, prawda?
– Tak – przytaknęła Emiko. – Wiedzieli, że nie mają już
innych opcji.
Raisa uśmiechnęła
się, po czym przyjrzała jej z troską.
– Masz cały brudny mundurek, sadzę i kawałki ściany we
włosach oraz jesteś blada jak trup. Nie chcesz się u mnie ogarnąć, zanim
wrócisz do domu?
– Naprawdę mogłabym?
– Jasne! – Kasapi wyciągnęła aparat i zrobiła trzy zdjęcia. –
Tylko po drodze powiesz mi, co wiesz o wydarzeniach w środku. Resztę szybko
sobie ogarnę i będzie ładny artykuł – Potrząsnęła ręką, aż grube bransoletki
zagrzechotały.
Emiko przechyliła
głowę. Cóż mogła jej powiedzieć, że to byli Mari Odaka oraz Osamu Sugita i że
przybyli zapewne po Legendarnych lub ich beye, ale to wszy...Zagryzła wargę.
Nie, był jeszcze Shiro. Jednak dziennikarka mogła wykorzystać fakt, iż asystent
ojca go zdradził, by oczernić detektywa. Innymi sprawami było dawanie jej
notatek czy mówienie o postępach w dochodzeniu, a innymi mówienie o czymś, co
mogło mu zaszkodzić. Nie, tego nie może powiedzieć Raisie. Za nic w świecie.
Jeśli dowie się w inny sposób to trudno, lecz na pewno nie od niej.
– To idziemy? – Raisa wyciągnęła do niej rękę. – Zanim
policja lub twój ojciec nas zauważą.
Skinęła głową i
przyjęła rękę, wstając chwiejnie. Rzuciła ostatnie spojrzenie na drzwi
ewekuacyjne, przełknęła ślinę i ruszyła za kobietą do jej białego nissana.
Akurat kiedy Raisa odpalała silnik, drzwi rozwarły się i wypadł z nich
zakrwawiony Kyoya podtrzymywany przez nieco mniej poturbowanego Nila.
Dziennikarka od razu puściła kluczyki, otworzyła okno i wychyliła głowę.
– Szczęście nam dziś sprzyja, czyż nie, Kyoya – kun, Nil -
kun? – spytała słodkim głosikiem. – Wsiadacie czy zostajecie? – Poklepała drzwiczki.
Obydwaj spojrzeli
na nią dzikim wzrokiem, przez który Emiko dostała dreszczy, lecz Raisa nie
wydawała się poruszona. Uniosła brew i położyła dłoń na kierownicy.
– Zostajecie? No cóż, to jedźmy, Emiko – ch...
– Czekaj – warknął Kyoya.
Podeszli i Nairu
sięgnął po klamkę. Raisa wyszczerzyła zęby i oparła się wygodnie o fotel,
postukując palcami o kierownicę.
Ehehe, no wróciłam. Macie tu głównie walki, because why not XDD No ale fabuła leci w przód. Raisa ukochana wszystkich się pojawiła, Yuki też ma comeback. Opisy pewnie ssą, ale dawno tego nie robiłam, a muszę sobie poćwiczyć, zanim zakończę ten wspaniały akt.
Ps. za niedługo może wlecieć adorator 4...albo rozdział XD
Żyją! Ledwo i może nie na długo, ale żują! Osari team ✌
OdpowiedzUsuńTo, że Jenny to supidupi zabijaka jest wiadome, więc jej ego już nie będę pieścić, ale ta scena, kiedy Izu walczy z Osamu i nagle pojawia się Yuki... Króciutka scenka, a jak się wciągnęłam, to był taki epicki moment.
,,– Izumi Terada – przemówiła powolnym, pozbawionym wyrazu głosem.
– Eee...tak? – Uniósł brew, przyglądając się jej niepewnie. – Ty naprawdę dobierasz sobie fatalnych kolegów, Yuki – chan.
Twarz dziewczyny nie zmieniła się ani o jotę. Uniosła dłoń, a śnieg uniósł się i otoczył jej nadgarstek.
– Zdychaj – Wycelowała w niego palcem."
Raisa to menad co ja więcej mogę powiedzieć? Dobrze, że Emiś i chłopakom pomogła. Oczywiście nie za darmo, ale zawsze coś.
Jack: Gdyby nie obecna sytuacja to by była twoja bestie. Ja to wiem :D
Tak...od razu. Artemis widzę, próbuje podejść Uranie pozwalając jej, żeby poczuła się silniejsza i przez to za bardzo pewna siebie, a wtedy wyjawi jej czyje to ciało i urwiemy Eris łeb przy samej dupie.
Jack: Nee straszna dziś jesteś -.-
Lilka: Opanuj się!
Tak jest. Dobra, bo mi odbija chyba ze zmęczenia.
Czekam na next...no i na adoratora...i Gusa yandere...sporo tego, ale to i tak lepiej niż mój rozdział 41 napisany niemal w całości od stycznia i nadal niedokończony xd
Dobra trochę się poużalałam na koniec to XOXOXO
Jak mówiłam, who knows co się stanie z Osari XDD Może przeżyją może nie, rosyjska ruletka
UsuńJenn: Och, utkaj już łeb *co do jej zabijaki* Mhyhyhyhy, wiadomo *robi znak pokoju*
Yaaas, budujemy napięcie
Jenn: Tkniesz Izu, a przeżyjesz kurwa większy koszmar niż wszystkie odpierdole Eris razem wzięte, lodowa
Alice: Ale to nie ona...
Jenn: Chuja mnie to, myślisz, że Haru by jej odpuściła?
Izu: Ej! *obrażony chomiczek* Przecież wygram!
Jenn: Gdzie ja w to nie wątpię, ale jak co jak ci uszkodzi twoją radosną gębę?
Izu: Umiem trzymać gardę, don't ya worry *czochra jej włosy*
Raisa: Tak, tak, kochamy się wszyscy
Oj ty jeszcze bardziej pokochasz Raisę później....hyhyhyhy.
Artemis: Chyba, że z wiekiem pogorszył się jej wzrok i nawet nie będzie umiała jej opisać
Urania: *zaciska mocniej dłonie na lasce, której kryształ zaczyna promieniować na czerwono*
Ty rusz ten rozdział choć ja rozumiem, bo masz teraz najebane na głowie. Adorator się coraz bardziej oddala, jak mam być szczera XDD