Przed nikim nie
będę ukrywała, że święta nie należą do jakiś moich wybitnie ulubionych wydarzeń
w czasie roku. Nie dość, że ciałka przybywa (a zaraz Sylwester i przydałoby się
nie wyglądać jak beczka w cekinach), to portfel chudnie w zastraszającym
tempie. No i przy okazji ile to roboty, jakieś choinki, ogarnianie, by Izu nie
wpieprzył wszystkich ciast na raz, nawiedzone staruchy na ulicy nawołujące do
kochania i czczenia jakiegoś dziada w chmurach. Ugh, świat ludzki brzydnie mi z
roku na rok.
– Zamierasz upiec tego łososia wzrokiem? – zagadnęła Yuka,
zaglądając mi przez ramię.
Otrząsnęłam się z
wyliczania czy w Boże Narodzenie nawiedza mnie też więcej idiotyzmów niż
zazwyczaj (moje życie to ruski cyrk, więc nie, wszędzie po równo) i wreszcie
opuściłam nóż, bo już ramię mnie bolało od trzymania go w powietrzu.
– Nie, ale pewnie wtedy zaoszczędziłabyś na używaniu prądu –
mruknęłam i zaczęłam go ładnie filetować.
Wyjątkowo w tym
roku Yuka wzięła na siebie rolę gospodarza całego cholerstwa i już po jej minie
wnioskowałam, że miała sobie za to ochotę strzelić krzesłem w łeb. Z wyjątkiem
świętej pracowni, gdzie nikt nie może wejść bez błogosławieństwa artystki, to
wszędzie walały się pudła z bombkami, łańcuchy, igły z choinki, obrusy i jakieś
oczojebne i przyprószone złotym proszkiem aniołki autorstwa Izumiego, który
poczuł w sobie powołanie do tworzenia figurek (ratuj się kto może). No i nie
mogło zabraknąć pewnego łosia. Tak, Shosiek obecnie przebywał w wydzielonym
płotem kawałku salonu i z upodobaniem upierdalał wszystko co zielone, w tym
jedną z poduszek na fotelu obok. Skąd się tu wziął, zapytacie? A no dziecko
optymizmu uznało, że skoro nie może trzymać Shośka w domu, to chociaż chce by z
nim spędziło święta. Głosy rozsądku czy choćby groźby nic nie dały, rudzielec
na nie ogłuchł i koniec końców zwierzę zostało zaakceptowane.
No ogólnie
podsumowując, bałagan, rozpacz, Yuka powinna już rozglądać się za nowym
mieszkaniem.
Wrzuciłam filecik
na resztę stosu do smażenia, podkręciłam grzanie pod barszczykiem i usiadłam na
brzegu blatu. Yuka siedziała naprzeciwko, wpatrując się w okno. Na chwilę
oderwała od niego wzrok i przeniosła go na korytarz, gdzie dalej spoczywały
efektownie rozgniecione trzy bombki. Artystka westchnęła, przejeżdżając dłonią
po twarzy w niemej rozpaczy. Dla dodania dramatyzmu Shoskiek zaryczał donośnie
na pół wieżowca.
– Wszędzie jest bajzel, łoś zjadł mi pół poduszki, zaraz
sąsiedzi naślą na mnie psy, bo jeszcze ryczy jak kombajn – Wzniosła oczy i
załamała ręce. – Za co?!
– Za to, że łeb jesteś i się zgodziłaś – powiedziałam bezlitośnie.
Oderwała rękę od
czoła i spojrzała na mnie spod byka.
– W święta nie powinno się być miłym dla innych?
– Do demonów się ta zasada nie aplikuje, skarbie –
oświadczyłam i sięgnęłam do kieszeni po telefon.
Kliknęłam w
wiadomość od Izumiego i poczułam, jak robi mi się gorzej. Yuka dalej na mnie
patrzyła, więc zachowałam resztki spokoju i przywołałam butelkę wina i dwa
kieliszki.
– Ale myślę, że procenty ci pomogą, po nich wszystko łatwiej
idzie – oznajmiłam, szczerząc zęby. Nalałam jej szczodrze, potem sobie i
podsunęłam kieliszek. Owacje powinnam dostać za taką grę aktorską, bo przed
oczami mi już ciemniało na myśl, co rudzielec z pewnie Blaisem (bo to też
spierdolina umysłowa) tu przywlecze.
Normalnie to Yuka już by zwietrzyła spisek i
nawet palcem nie tknęła trunku, jednak chaos dookoła i łos dobiły ją tak, że
wzięła i pięknie na raz wypiła zawartość. Zaraz jej dolałam, licząc, że zdążę.
Niestety ubyło
jedynie pół butelki, kiedy drzwi wejściowe pieprznęły o ścianę z hukiem.
Poderwałyśmy się obie, Yuka ze zdziwieniem, ja z rezygnacją. Nawet nie
zdążyłyśmy wyjść z kuchni, kiedy czubek cholernej CZTEROMETROWEJ choinki
zagościł w holu. Yuka na ten prawie rozbiła sobie czoło o ścianę. W ramach wyjaśnień to po tym jak Shosiek
ujebał spory kawałek oryginalnej choinki, te dwa zjeby uznały, że pójdą po
nową. Tylko nie poszli do punktu sprzedaży, by rąbnać lub kupić. O nie, to by
było za łatwe. Uznali, że wytną jedną z lasu. Czterometrową, tak dla
przypomnienia.
– Wam do końca na mózg padło? – spytałam z niedowierzaniem,
wychylając się prez próg. Blaise i Izu stali zziajani po obu stronach drzewa,
trzymając je z dumą. Plasnęłam się w czoło. Lucyferze słodki, głupieją w
przerażającym tempie, a nawet nie mają trzydziestki!
– Może i duża, ale za to jaka piękna! – wykrzyknął uradowany
Izu. – I jak pachnie!
Tu miał rację,
aromat lasu roznosił się dookoła, zagłuszając nawet smród Shośka. Co nie zmieniało
faktu, że nie był szans, by ją upchnąć w apartamencie o wysokości dwa i pół
metra!
Przeszłam ostrożnie
nad gałęziami, gdyż miałam rajstopy i ostatnie czego chciałam, to by mi się
podarły i stanęłam przed Blaisem. Ten wyszczerzył zęby i rozłożył ręce.
– Świąteczny przytulas? – spytał, ruszając znacząco brwią.
Uśmiechnęłam się,
otwierając ramiona, a gdy ten ruszył w przód, zgarnęłam szybko śnieg z jego
kaptura i pizgnęłam mu w twarz. Wydał krótki okrzyk zaskoczenia.
– Powiedz mi, kochanie, w którym momencie uznałeś, że
przywleczenie tego zielstwa to dobry pomysł? Bo to, że Izu nie myśli nigdy, to
ja już wiem – Rudzielec próbował protestować, ale tak na niego spojrzałam, że
umilkł natychmiast. – Ale tobie nie dalej jak dzień temu mówiłam, że raz w
życiu chcę przeżyć święta spokojne i normalne, pomijając łosia – westchnęłam,
opierając ręce o biodra.
Odpowiedź była
krótka i zimna, gdyż idiota też cisnął we mnie śnieżką.
– Och, Jenn, nie zrzędź jak stara baba – wystawił język,
puszczając oczko. – Przecież mamy święta, czas radości i prezentów.
Z przyjemnością
sprezentowałabym mu cios w wątrobę, kiedy coś zaskrzypiało o podłogę.
Odwróciłam głowę i zostałam uraczona widokiem Yuki, która błędnym wzrokiem
wpatrywała się w choinkę i igły wokół niej, a w dłoni trzymała siekierę. Izu
zamarł w miejscu.
– E, Yuka – chan? – zagadnął, uśmiechając się niepewnie. –
Wszystko dobrze?
Spojrzała na niego
i ostrzem wskazała na drzewo.
– Co to jest?
– Choinka?
Przechyliła głowę w
prawo.
– Taka duża? I rozłożysta? Jedna z gałęzi prawie wywaliła
krzesło w kuchni.
Z przyjemnością
dłużej poobserwowałabym, jak Izu rozpaczliwie próbuje uniknąć siekiery pośrodku
głowy, jednak miałam jeszcze pilną sprawę do załatwienia. Dlatego z łaskawym
uśmiechem odebrałam Yuce mordercze narzędzie, doprowadziłam ją do krzesła i
wręczyłam napoczętą butelkę. Poklepałam ją po ramieniu, na co skinęła
energicznie głową i pociągnęła zdrowy łyk. Zuch dziewczyna...chyba troszkę ją
rozpiłam, ale co tam, w dwie godziny raczej wytrzeźwieje...raczej.
– Ja wychodzę, więc wy sprzątajcie, panowie i pilnujcie, by
Yuka nie wypiła następnej butelki – rzuciłam do spierdolin, przechodząc holem
usianym igłami do wieszaka z moim płaszczem.
Stęknęli w
odpowiedzi, próbując jakoś ustawić choinkę, co oczywiście nie wychodziło
kompletnie. Jedynie Shosiek był zachwycony, bo czubek choinki uginał się
idealnie przed nim. I proszę nie pytajcie mnie, dlaczego łoś chciał jeść
iglaste drzewo, bo akurat w moim życiu jeden absurd gonił drugi, jakby kto
jeszcze nie zauważył.
Owinęłam się
szalem, zerknęłam, czy Yuka jeszcze nie zgonuje, złapałam butelkę sake i
otworzyłam zamaszyście drzwi, uznając, że raz wyjdę jak człowiek.
****
Doskonale zdawałam
sobie sprawę, że zostawienie tego wszystkiego na barkach jednej pijanej
artystki i dwóch tępych demonów nie należało do posunięć genialnych, jednak
chciałam odwiedzić grób brata, zwłaszcza, że akurat wypadała w tym roku okrągła
rocznica. Zresztą Alice z Haru miały za niedługo się zjawić, to może mieszkanie
przetrwa. Choć ta choinka...
Odetchnęłam, a kłąb
pary poszybował ku ciemnemu niebu. Na cmentarzu panował kompletny spokój, ale
tuż za jego bramami tłumy ludzi biegały z paczkami, piosenki świąteczne grane w
kółko w centrach handlowych doprowadzały do kurwicy, a porozwieszane wszędzie
ozdoby mogły doprowadzić do ślepoty. Taa, grunt to dobre nastawienie.
Odchyliłam głowę, wpatrując się w nieliczne gwiazdy. Aż nagle pojedynczy płatek
śniegu opadł mi na nos. Zaraz za nim nadleciał następny, i następny, i
następny...
Świat wokół zaczął
się robić niczym we wnętrzu szklanej kuli. Sięgnęłam po czarkę i stuknęłam się
z marmurową tabliczką.
– Twoje zdrowie, bro – mruknęłam, przechylając i wypijając
zawartość, po czym podniosłam się, strzepując śnieg z włosów.
Obowiązek
wypełniony, więc pora wracać. Oczywiście najszybciej byłoby się teleportować,
ale czy mi się chciało wracać do gigantycznej choinki, pijanej Yuki, zapewne
już załamanej Haru, gór jedzenia, igieł i śmierdzącego łosia? No, uwaga, uwaga,
trzymajcie się mocno krzesła, bo nie. W końcu święta to czas zmian, a mi się
akuratnie zachciało odzyskać trochę równowagi psychicznej, która spierdoliła
radośnie z dekadę temu. Dlatego uznałam, że mały spacerek nikomu nie zaszkodzi.
Ta, kurwa, jasne.
Szybciej Izu zostanie następnym Mesjaszem, niż ja osiągnę spokój w życiu. Nie
przelazłam kilometra, kiedy idealnie przede mną, niczym jebany feniks z
popiołów pojawił się Kyoya. Jeszcze walić, jakby był sam albo z Benkeiem. Nie!
O właśnie, tutaj proszę damską część o odłożenie picia i usiądziecie. Na jego
ramieniu była zawieszona jakaś laska. Nie Sierra, spokojnie. Wyglądała
względnie normalnie i nawet się nie skrzywiła, gdy obdarzyłam ją wzrokiem,
jakby była ufoludkiem.
– To jakaś twoja kuzynka czy zmusiłeś ją groźbami, by z tobą
była? – spytałam bez ogródek, patrząc na Yoyo.
Ten się skrzywił, a
jego ręką automatycznie się zagięła, jakby chciał mnie udusić. Ach, uroczy
nawyk.
– Ciebie też mi miło widzieć – wycedził.
– Dobry wieczór – wcięła się dziewczyna, uśmiechając miło.
Lucyferze słodki,
ona była normalna. I była w związku z Yoyo.
– Dobry, moja droga – odparłam. – Grozi ci? Bo mogę mu
zawsze skręcić kark, jeśli tak.
– Zaraz ja ci go skręcę, Ashida, jak nie zam...
– Haha, spokojnie, jestem z nim z własnej woli – Dziewczyna
po raz kolejny go ucięła, tuląc się mocniej. – Jenny, jeśli dobrze pamiętam?
– Yup – potwierdziłam, wkładając ręce do kieszeni płaszcza.
– Matko, wielu cudów się spodziewałam, ale po tym to może nastąpić tylko
apokalipsa – Pokręciłam głową, unosząc kącik ust.
– Apokalipsa nadejdzie, kiedy zaczniesz używać mózgu –
odgryzł się, ale widać było, że mu tego brakowało. W końcu kto by za mną nie
tęsknił? – Nawet w Boże Narodzenie nie możesz mi dać spokoju?
– Uwierz, twoja morda to ostatnie, co chcę dziś oglądać. Ale
twojej towarzyszki to nie tyczy – Zwróciłam się do niej. – Wesołych świąt, choć
z nim to raczej niemożliwe.
– Wesołych – odparła i pociągnęła Kyoyę, który już chciał
zacząć pyskować. Machnęłam im ręką na pożegnanie i ruszyłam dalej.
Kyoya ma kogoś. Dla
pewności spojrzałam, czy nie nadciąga jakaś kometa, po czym parsknęłam śmiechem
pełnym niedowierzania.
****
Od wejścia ciągnął
się aromat pierników przemieszany z zapachem choinki. Shosiek spokojnie
przeżuwał jakieś rąbnięte z najbliżej stadniny siano, a drzewko co prawda
ucięte, ale za to pięknie ozdobione stało w kącie pokoju.
Ta, coś za
idylliczny ten obrazek. Bo tak naprawdę poza tą choinką, to Haru biegała z
pistoletem na wodę, czarny dym sunął po suficie, Patrick histerycznie się
śmiał, trzymając w objęciu pogiętą jemiołę, a Alice z czerwonymi policzkami
okładała Izumiego pluszakiem flaminga. Yuka, pijana jak szpadel, chodziła
zygzakiem, próbując ogarnąć zastawę stołu. Uniosłam brwi, szczerze zadziwiona
cyrkiem jaki tu zaszedł w godzinę.
– Wasze święta to tak zawsze? – zagadnął Blaise,
prześlizgując się między tym chaosem.
– Nie, rok temu był tylko łoś i wkurwiona Haru – westchnęłam,
opierając się o niego plecami. – Jak do tego doszło?
– Eee, szczerze to pogubiłem wątki, ale chyba zaczęło się o
tego, że Yuka – chan położyła surową rybę na palniku...albo nie od Izumiego wyrywającego temu reniferowi...
– To łoś.
– Jeden pies – Zmarszczył brwi i podrapał się po policzku. –
Albo Patrick zaczął mówić o jakimś wypadzie jego i Alice do kina...?
Widząc jego szczere
skonfundowanie na twarzy, wiedziałam, że już nie poznam przyczyn. Zresztą to
nawet nie było jakoś ważne, chaotyczne święta to był pakiecik standardowy,
tylko czy to mieszkanie to przetrwa? No i czy zaraz nie wezwą jakiś służb
antyterrorystycznych, zwłaszcza, że właśnie coś, jakby mały rozżarzony węgielek
wystrzeliło z patelni i przebiło się przez szybę.
– Moje pierogi! – zawył Izu, po czym padł na ziemię po
krytycznym uderzeniu dziobu flaminga w nos. Wywinął orła przez oparcie kanapy i
plasnął o panele niczym tupolew.
Już miałam zamiar
iść po jakąś wódkę, co by się wpasować do reszty towarzystwa, gdy Shosiek
podniósł łeb i zaryczał tak, że kieliszki na stole się zatrzęsły. Wszyscy
zamarli i obrócili się ku niemu.
– Dacie mi zeżreć w spokoju?
Jeszcze bym
zrozumiała, gdybym była nawalona jak Yuka, że słyszę zwierzęta, ale teraz? W
pełni trzeźwa, po zdrowotnym spacerku w pizgawicę?! Usłyszałam, jak Blaise
klepie się po policzkach i szepcząc ciche „zwariowałem, kurwa”. Patrick zaczął
się jeszcze bardziej śmiać, jednak reszta można powiedzieć, że znormalniała i
kiedy łoś wrócił do żarcia, powoli zaczęliśmy zmierzać ku bardziej świątecznym
czynnościom.
Przynajmniej póki
po kwadransie Yuka nie zorientowała się, co się odwaliło i postanowiła zemdleć.
No to co, Wesołych Świąt! Shot kijowy, ale starałam się, tak XDD Coraz mniej chce mi się pisać, ale muszę doprowadzić tę historię do końca, więc muszę być silna. Standardowo życzę Wam wszystkim wypoczynku, prezentów zajebistych, spełniania marzeń i całej reszty standardowej listy życzeń XD Ehh, coraz bardziej wychodzę z wprawy..
No nic!
Wesołych!
Właśnie wywaliło mi mózg solidnie
OdpowiedzUsuń"Nawet nie zdążyłyśmy wyjść z kuchni, kiedy czubek cholernej CZTEROMETROWEJ choinki zagościł w holu"
Akana: Dobra wszystkiego się spodziewałam. Nawet stada reniferów ale tego to nie
"Odwróciłam głowę i zostałam uraczona widokiem Yuki, która błędnym wzrokiem wpatrywała się w choinkę i igły wokół niej, a w dłoni trzymała siekierę. Izu zamarł w miejscu"
Miju: Czy to już ten moment gdy nawet w artystce budzi się chęć mordu?
"– Yup – potwierdziłam, wkładając ręce do kieszeni płaszcza. – Matko, wielu cudów się spodziewałam, ale po tym to może nastąpić tylko apokalipsa – Pokręciłam głową, unosząc kącik ust."
Miju: Jak meteor walnie w Ziemię to już wiemy dlaczego przynajmniej
"– Eee, szczerze to pogubiłem wątki, ale chyba zaczęło się o tego, że Yuka – chan położyła surową rybę na palniku...albo nie od Izumiego wyrywającego temu reniferowi...
– To łoś.
– Jeden pies – Zmarszczył brwi i podrapał się po policzku. – Albo Patrick zaczął mówić o jakimś wypadzie jego i Alice do kina...?"
Hanako: W godzinę pogubić wszystkie wątki? Widzę że macie rozmach
"No i czy zaraz nie wezwą jakiś służb antyterrorystycznych, zwłaszcza, że właśnie coś, jakby mały rozżarzony węgielek wystrzeliło z patelni i przebiło się przez szybę.
– Moje pierogi! – zawył Izu, po czym padł na ziemię po krytycznym uderzeniu dziobu flaminga w nos. Wywinął orła przez oparcie kanapy i plasnął o panele niczym tupolew."
Za to z tupolewem to cię uwielbiam 😂😂
Hanako: Co wyście zrobili z pierogami?!!!
Miju: Dla ciebie to jest największy problem?
Hanako: Tak!
"– Dacie mi zeżreć w spokoju?
Jeszcze bym zrozumiała, gdybym była nawalona jak Yuka, że słyszę zwierzęta, ale teraz? W pełni trzeźwa, po zdrowotnym spacerku w pizgawicę?"
Hirooki: Chwila ten łoś się odezwał!
Hiroaki: tak
Hanako: *trzyma psa przed sobą* Ej Fifi tłumacz się czemu nie gadałaś a spałaś
"Przynajmniej póki po kwadransie Yuka nie zorientowała się, co się odwaliło i postanowiła zemdleć."
Xertah: Dość szybki czas reakcji....jak na stan upojenia alkoholowego
Dzięki za życzenia też życzę wszystkiego co najlepsze i powrotu sił do pisania :)
Jenn: Po tej bandzie zawsze trzeba oczekiwać niespodziewanego *zerka na ugiętą na prawy bok choinkę i wzdycha ciężko*
UsuńIzu: Przynajmniej shosiek był zadowolony
Haru: Dalej się zastanawiam, czemu tak lubi wpierdalać igły...
Patrick: Fetysz
Alice: Ma taki układ pokarmowy
Jenn: Po tych odpowiedziach już widać, gdzie kto ma myśli *uśmieszek*
Alice: Yep, Pat zatrzymał się w okresie 15 lat
Kyoya: *patrzy na Miju, Jenny i całą resztę* Dacie sobie już spokój czy tak zazdrość was zżera?
Jenn: Owszem zazdroszczę twojej dziewczynie wiary w możliwości zmiany człowieka
Kyoya: Ty choleeernaaa....
XDDDDD Tupolew never fails to success
Jenn: Nic wielkiego, smażyły się, a Haru gasiła pożar no i trochę jej strumień zszedł
Pat: No tak tylko z dwa metry
Haru: *tradycyjnie pizgnęła mu w łeb*
Dzięki, dzięki, ale wiem, że z tymi siłami to będzie ciężko xD
Spokojnie z siłami ciężko i umnie...a w maju praktyki cały miesiąc w Czechach
UsuńHanako: Umrzesz tam ze śmiechu
Miju:nie po prostu chodzę wściekła bo władanie czasem cała rodziną, gałęziami rodziny w tym Konzern potrafi wymordować bardziej niż się wydaje.....
Hirooki: Spokojnie jutro drugi dzień świąt jutro znowu ktoś będzie chcial komuś urwać głowę
Miju: Ewidentnie potrzebuje wakacji
Hanako: Ja mam większy dramat. pierogi się zmarnowały 😭
I got a
OdpowiedzUsuńA Shosiek in my living room
I got a
I got a Shosiek in my living room boom boom boom
Jack: Chryste...nie śpiewaj więcej.
Oj, oj. Chciałam się odezwać, że przeczytałam :)
Jack: Następnym razem zrób to mniej śpiewająco.
,,Kyoya ma kogoś."
Hihiyhyhy pi pu pipipu pi apfff :3
Jack: Jak to szło? 999? O_o
Kto by to nie był to fajno.
Jack: Takie cuda tylko w shotach mordo XD Czarna co tak cicho siedzisz? Może jesteś zazdrosna?
Lilka:*Jack chciałby z niej pocisnąć, bo cóż lubi, ale ona się bawi z Juli więc abonent czasowo niedostępny*
,,Albo Patrick zaczął mówić o jakimś wypadzie jego i Alice do kina...?"
Jack: O kurna...To fakt, świat się kończy. Z drugiej strony taki był mój plan, ale czemu tylko w shotach?
Właśnie? Więcej PatxAlice.
Jack: Patus nie ma do tego jaj. Co nie Patus? Nie odpowiadaj wiemy, że tak.
,,Wszyscy zamarli i obrócili się ku niemu.
– Dacie mi zeżreć w spokoju?"
Przemówił i fajnie XD No to teraz...shosiek in my living room boom boom bo-boom boom boom boom i got a booom
Jack: RYYYYYYYYYJ!
Lilka:*położyła Jenny rękę na ramieniu i trochę się uśmiechnęła* Braciak byłby z ciebie dumny. No dobra! Kogo mam udławić piernikami najpierw? Bazyl widzę jesteś pierwszy na liście. Czemu jeszcze nie zabrałeś Jenny na jakąś romantyczną kolację, polowanie czy coś co wy tam lubicie? Izu masz tu kakałko i pierniczki.
Koniec tego dobrego Będę tu do końca Angel. Nawet jak mnie nie będzie to będę. Kruka się nie pozbędziesz ;)