Czerń przeplatała się z bielą, póki nie
zalała ich fala szkarłatu, wraz z którą nadszedł kolejny piekący ból. Próbowała
krzyknąć, jednak przez jej zdarte gardło przedostało się jedynie słabe
jęknięcie. Czuła, jakby każdy skrawek jej ciała był przypalany i szarpany
ostrym nożem. Nie miała siły wstać, zwinąć się w kulkę czy chociażby odchylić
głowy. Przed oczami przemykały jej jedynie smugi światła oraz rozmazana twarz
oprawczyni.
Tak bardzo by to
się już skończyło, by przestała cokolwiek czuć, by móc zasnąć na wieczność...
- Och, krzyczysz dużo ładniej niż twój ojciec, Emiko – chan
– usłyszała pełen podniecenia szept tuż przy uchu, po czym coś mokrego
przejechało po małżowinie. Skręciło ją z obrzydzenia, jednak była zbyt
wykończona, by jakoś się obronić. – Kobiece krzyki zawsze miały w sobie więcej
energii – zamruczała Eris.
Emiko spojrzała na
nią, mrużąc oczy. Twarz Eris była śliczna, jednak złowieszczy uśmiech oraz oczy
pełne szaleństwa sprawiały, że bliżej jej było do miana bestii niż piękności.
Kobieta przechyliła głowę, wolno przejeżdżając palcem po strudze krwi, która
spływała z wargi Emiko. Przesunęła językiem po ustach, chichocząc cicho.
Dlaczego tak się z
nią bawiła? Czemu po prostu jej nie zabiła i wróciła do dokańczania swojego
planu?
– Nie zabiję cię – mruknęła Eris, podnosząc się. Rozłożyła
ręce i wzruszyła ramionami. – Nie miałabym z tego żadnej rozrywki.
Emiko zmarszczyła
brwi. Eris oparła się biodrem o biurku ojca. Ojciec...Kilka łez uciekło z
kącików jej oczu, gdy pomyślała, jaki gehennę musiał on przeżyć, zanim...
Zapłakała, na co
jej gardło zapłonęła żywym ognień. Dlaczego? Czemu akurat oni? Chcieli tylko
pomóc, czemu ich to spotkało...
Poczuła mocne
kopnięcie w brzuch, które wydusiło jej powietrze z płuc. Uderzyła plecami o
ścianę i zaczęła rozpaczliwie kaszleć, dławiąc się własnymi łzami. Niech to się
już skończy, chciała umrzeć, tylko umrzeć...
– Twoja pełna agonii twarz jest rozkoszna – zamruczała
kobieta, obejmując się ramionami. – Jednak to wciąż za mało – Westchnęła głęboko.
– Chcę więcej...
– Dlaczego... – Emiko skrzywiła się. Sam oddech sprawiał, że
w ciało wbijało jej cię miliony szpilek. – ja?
– Po prostu gdy tylko cię ujrzałam, chciałam się tobą
pobawić – odparła Eris. – Byłaś taka pewna siebie, pełna energii. Nie ma nic
lepszego, niż powolne rujnowanie kogoś takiego, zapewniam cię. Doprowadziłaś do
śmierci własnego ojca, a teraz gdy dostarczyłaś mi Leona, cały ten zabawny
ludzki świat zniknie. – Przedstawiła ręką wybuch. – Puf!
Oczy Emiko
rozszerzyły się, a ona sama miała wrażenie, jak świat wokół zwolnił. Słowa Eris
powoli przetwarzały się w jej głowie, wydobywając z siebie przerażającą prawdę.
Od początku dała się prowadzić jak dziecko, pomagając Er...nie, temu czemuś w jej planie.
– Chcąca udowodnić swoją wielką wartość i przekonana, że
jesteś lepsza, przyszłaś do mnie – Eris spokojnym krokiem ruszyła w jej stronę.
Stukanie obcasów odbijało się od ścian. – Nie zwracałaś uwagi, czy to
bezpieczne, czy możesz mi ufać. Twoja arogancja i przerośnięta ambicja
zasłoniły ci rozsądek – Jej słowa sączyły się niczym trucizna prosto do duszy
Emiko, próbując ją zbrukać i zdusić. – I popatrz do czego to doprowadziło. Twój
ojciec umarł w cierpieniu, cała ludzkość zdechnie, bo jedna mała i naiwna
dziewczynka postanowiła pobawić się w detektywa. Trochę żałosne, czyż nie?
Dreszcz przyjemność
przeszył kręgosłup Eris, kiedy ujrzała bezbrzeżną rozpacz w oczach dziewczyny
oraz jej pełną cierpienia twarz. Mogła sobie tylko wyobrażać, jak pełna katorgi
będzie jutro, kiedy wszystko zwróci się ku ciemności.
– Jedynie żałosne jest tu twoje pierdolenie.
Emiko z trudem
zarejestrowała pojawienie się nowego głosu w pomieszczeniu, ocknął ją dopiero
błysk srebra tuż koło jej twarzy Powietrze przecięło wściekłe warknięcie, po
czym wypełnił je zapach zgniłych jabłek.
Na ziemię runął
deszcz czarnej posoki, a zaraz za nią potoczyła się biała dłoń o długich
palcach. Emiko zachłysnęła się, gdy podniosła głowę.
Dziewczyna z lasku.
– Zawsze musisz się wtrącać, Jenn? – syknęła Eris i potrząsnęła
ociekającym „krwią” kikutem. – Myślisz, że mój brat będzie zadowolony, jak
zobaczy mnie w takim stanie? – wydęła wargi w oburzeniu, jakby utrata dłoni nie
robiła na niej większego wrażenia.
– Zdechniesz, zanim do tego dojdzie – mruknęła dziewczyna,
wyraźnie znudzona i odbiła się od podłogi, wykonując cięcie kataną od dołu.
Eris sparowała
uderzenie wewnętrzną stroną prawej dłoni, jednak nie zdołała uchylić się przed
przyduszeniem do ściany.
– Cząstka człowieka wiruje, co? – zagadnęła, nie zwracając
uwagi, jak paznokcie Jenny wbijają się coraz głębiej w jej skórę. Czarne krople
zaczęły znaczyć swoją drogą po jasnej drodze. – Zawsze pojawiasz się, by pomóc
takim jak twoja matka, to takie urocze.
Pomimo iż Emiko
pragnęła śmierci Eris, to nie mogła powstrzymać wzdrygnięcia, kiedy dziewczyna
przebiła udo kobiety. Czarna posoka buchnęła na boki, powodując, że zapach
jabłek wypełnił każdy skrawek pomieszczenia.
– Jestem po prostu już tobą znudzona – westchnęła Jenn,
powolnym ruchami wiercąc ostrzem w ranie, tym samym ją powiększając. Jej oczy
powoli pokrywała czerwień, podobnie jak powierzchnię ręki. – Skoro wreszcie
masz ciało, mogę je rozerwać.
Na ułamek sekundy
twarz Eris stężała, po czym kobieta otworzyła usta. Lecz jej słowa pochłonął
wybuch, który wstrząsnął całym budynkiem. Emiko odleciała gwałtownie w tył,
uderzyła głową o kaloryfer i poczuła, jak sypie się na nią deszcz szklanych
odłamków. Sufit załamał się, spadając z rumorem na podłogę i wzdymając ku górze
chmurę pyłu. Zapadła śmiertelna cisza. Emiko nie śmiała nawet oddychać czy
drgnąć. Wodziła oczami po rozmiarze zniszczeń i zadrżała. Coś podobnego
zdarzyło się w WBBA. Czyżby...
Ostry piskliwy
śmiech zawibrował jej w uszach. Pył zaczął opadać odsłaniając stojącą z
założonymi rękami Jenny oraz Eris, która podniosła się do siadu. Czarny
płyn wylewał się z jej ust, ciało było poszarpane do tego stopnia, że gdzieniegdzie
dostrzegała białą chrząstkę. Mimo to Eris ciągle żyła.
– Najwyraźniej plugastwa są jak robale – mruknęła Jenn, a w
jej dłoni zapłonął fioletowy ognik. – Trzeba je spalić, aż nie zostanie nawet
proch.
– Uwielbiam to, Jenny! – Eris wyrzuciła ręce w górę. – Twoja
nienawiść do mnie, twoja żądzą krwi! Jednak – Zniżyła głos. – nie pozwolę ci
mnie zabić.
– Co niby stoi mi na przeszkodzie? – Jenn uniosła brew i
dmuchnęła w ognik.
Tornado ognia
wystrzeliło ku Eris i rozbiło się o lodową ścianę, która nagle wyrosła przed
nią. Jenny warknęła przekleństwo pod nosem i spojrzała ku drzwiom, mrużąc oczy.
Przejmujący chłód
wypełnił cały gabinet wraz z warstwą śniegu. Wszystko to zdawało się emanować
od niskiej dziewczyny o długich błękitnych włosach. Jej oczy były puste i
wpatrzone gdzieś przed siebie. Obok niej stał chłopak, który zaciskał dłoń na
gardle Nila.
Kiedy podniósł
głowę, Jenny głośno wciągnęła powietrze przez nos. Ciepłe brązowe oczy
rozbłysły, gdy się uśmiechnął.
****
Czułam, jak
przebiega mnie dreszcz, ale wcale nie z powodu mrozu, który przywlokła tu ta
śnieżna idiotka. Zmrużyłam powieki, wpatrując się w twarz brata. Jak Eris
zdołała go odtworzyć? A nie zaraz...pierdolony Hypno.
Wzięłam głęboki
wdech, opanowując się i przywołałam dwie kule czerwonej energii.
– A-a-a, nie próbowałabym – zaćwierkała Eris, podnosząc się
z trudem. Rany zaczęły się jej powoli zasklepiać, ale z satysfakcją
dostrzegłam, jak krzywi się z bólu. – Chyba nie chcesz, by Yuki i twój brat
skręcili Kyoyi i Nilowi karki? – Skinęła dłonią, na co wspomniana dwójka
położyła ręce pod podbródkami. Obydwaj byli nieprzytomni i tyle dobrze, bo
ostatnie czego mi tu brakowało, to wrzaski Kyoyi.
– Po pierwsze, to nie mój brat, a iluzja Hypno – odparłam,
wywracając oczami. – Po drugie, nie zabijesz Kyoyi, bo jest ci potrzebny do
rytuału otwarcia bramy. Więc nie masz żadnych kart przetargowych.
– Ach, masz rację – Eris pokiwała głową, opierając policzek o
dłoń. Uśmiechnęła się. – Kyoya – kun jest potrzebny – Na jej słowa Yuki puściła
narwańca i skuła go w lodowej otoczce. – Jednak Nil – kun nie do końca. Neee,
co teraz, Jenny – chan? Zawsze możesz cisnąć swoją magią w Hypno, jednak
zastanawiam się, czy jesteś w stanie skrzywdzić swojego brata nawet jeśli to
iluzja?
Odchyliłam głowę
do tyłu i przymknęłam na moment oczy. Czułam wzrok Eris utkwiony drapieżnie w
mojej osobie. Z gardła wyrwał mi się nieco ochrypły śmiech.
Widać, że mój
dziadek i to próchno musiało być spokrewnione. Byli tak samo naiwni i głupi. Że
niby coś mnie powstrzyma? Specjalnie przyszłam tu sama, wiedząc, że musiała coś
zaplanować.
– Sanguinem diaboli* – przywołałam krąg i zacisnęłam mocno
dłoń w pięść, przebijając skórę. Samotna kroplka krwi spadła na czarny wzór,
sprawiając, że zapłonął czerwienią. Dziewczyna za mną cicho jęknęła ze strachu.
Eris zmarszczyła
brwi i spojrzała na mnie. Jej ciało jeszcze się leczyło, zabierając energię
potrzebną, by mogła zniknąć.
– Nie zrobisz tego – powiedziała pewnie. – Zabijesz wszystkich
tutaj i w promieniu najbliższych kilku kilometrów.
– Zabiję ciebie – odparłam i przechyliłam głowę, uśmiechając
się. – A przecież już ci raz powiedziałam, że pewnego dnia do tego dojdzie,
prawda?
Podłogę powoli
zaczynała pokrywać siatka błyszczących się rys, a śnieg topniał, parując ku
wyrwie w suficie.
– Uciekaj, ty cholerny próchnie – szepnęłam, zwijając drugą dłoń. Palce głośno strzyknęły. – Zobaczymy, ile zdołasz przebiec, zanim rozerwę cię na strzępy.
– Uciekaj, ty cholerny próchnie – szepnęłam, zwijając drugą dłoń. Palce głośno strzyknęły. – Zobaczymy, ile zdołasz przebiec, zanim rozerwę cię na strzępy.
****
Blaisa przeszyła
fala energii. Nie zdziwiłby się specjalnie, gdyby był w Piekle, jednak w
świecie ludzi...Spojrzał przez ramię i syknął przez zęby, widząc słabą
wiśniową poświatę, która zakręconą
wstęgą wydobywała się od budynku, gdzie był ten detektyw. Ciagnęła się aż do
nieba, a zapach stali i wanilii mógł należeć tylko do jednej osoby.
Wypuścił wolno
powietrze nosem. Dlatego Jenny chciała, by został i pilnował, gdyby Eris udało
się wyślizgnąć.
– Czy ona zwariowała? – mruknął z niesmakiem Damon, wydmuchując
dym papierosa. – Zrobi wyrwę na połowę dzielnicy. I tam właściwie nie ma z nią
jakiś ludzi?
Blaise rozłożył
ręce i obydwaj znów spojrzeli na poświatę, która powoli zmieniała kolor na
ciemniejszy. Z jednej strony lepiej jak zabije Eris tutaj, bo brama się nie
otworzy, jednak z drugiej trochę dużo niewinnych ludzi może zginąć. Potarł się
kciukiem po brodzie. Hmm, kłopotliwa kwestia.
I tak właściwie czy
ona na pewno będzie obojętna na ich śmierć?
Rozdział krótki, i know, jednak próbuje wrócić do formy XD Napisałam go co prawda wczoraj, ale musiałam się szykować na sylwestra i nie zdążyłam wrzucić. Najlepszego w nowym roku, by było mniej depresji i jakoś dało się przeżyć, bez większych szkód psychicznych. Mnie od jutra czeka bajlando życia, więc póki co sobie chilluje
Odmeldowuje się!
Ps. A tu macie mu collage, który wykonałam pod Eris, bo całkiem mi wyszedł ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz