Zaliczyłam już w życiu wiele
dziwacznych poranków, jednak jeszcze nigdy demon w czarnych bokserkach, nucący
głośno skoczną melodię nie robił mi naleśników. Siedziałam przy stoliku, sącząc
spokojnie miętową herbatę i nie odzywając się, bo wiedziałam, jak bardzo to źle
wyglądało. Tyle dobrze, że Haru nie miała już w pamięci tego, iż Blaise był u
nas na uczelni jako wykładowca. Wtedy to zostałoby mi tylko utopienie
siebie...tfu! tej spierdoliny w kotle gorącej smoły.
Izu przyglądał się Blaisowi, szczerząc
zęby i majtając nogami. Dalej miał wokół siebie aurę dziecka tęczy, w
przeciwieństwie do siostry, która posiadała mniej zaufania do ludzi. No w tym
przypadku do nie – ludzi.
– Więc, Blaise, gdzie się poznaliście? – wystrzeliła
kolejne pytanie ze swojej listy do przesłuchiwania.
Demon obrócił się do niej, kręcąc w
dłoni łopatką do naleśników umazaną masą. Udało mi się wcisnąć na niego
granatowy fartuch z nadrukiem kucharskiej czapki, lecz i tak był na niego za
wąski, przez co wystawały spod niego umięśnionego torsu i szczerze, dawało to
razem jeszcze gorszy efekt.
– To wcale nie było tak dawno temu, ale ta moja pamięć
szwankuje – Zmrużył powieki, a kącik ust mu drgnął. Spojrzałam na niego ostro
kątem oka. – Z miesiąc temu spotkaliśmy się na pasach, jak wylała na mnie
gorącą kawę. Mało brakowało, a zostałyby mi blizny – Postukał się palcem w
środek klatki piersiowej.
Ręką machinalnie mi ruszyła, jakby
chciała go zdzielić przez łeb, ale w ostatniej chwili zmieniłam to na podanie
mu kubka. Haru i tak spojrzała na mnie jak na przygłupa, ale przynajmniej bez
jakiejś podejrzliwości. Za to demon wyszczerzył zęby.
– Kawa dla mnie? Dziękuje, skarbie – Złapał za ucho i
jednym haustem wypił pozostałość.
W myślach poprosiłam, by chociaż
oparzył sobie ten jebany język, ale gówno to dało. Zrzucił kolejnego naleśnika
na pokaźną górkę, wyłączył płytę i dał talerz na stół. Wychyliłam się po
nutellę, masło orzechowe i dżemy.
– Mmm, dobrze, że znalazłaś sobie kucharza, Jenn –
stwierdził Izu, który po pięciu minutach miał już czekoladę na policzku i oczy
całe w iskierkach.
– Poza ciałem musi mieć jakaś zaletę – odparłam, pod
stołem spychając jego rękę z uda. Zdecydowanie nie powinnam z nim spać, teraz
sobie zaczął za dużo wyobrażać.
– A co było dalej? – Haru zwróciła się do Blaisa,
zwijając naleśnika w rulonik. – Kawa i?
– Wkurwił się, więc zaproponowałam mu czyszczenie
koszuli – przejęłam pałeczkę, bo czułam, że udupiłby mnie jeszcze bardziej. – I
przez to wymieniliśmy numerami telefonów.
– A ja potem zmieniłem zdanie i uznałem, że wolę,
byśmy się jeszcze raz spotkali. Zjawiskowych kobiet nie można tak łatwo
puszczać – wtrącił demon.
– Tak, tak – Wywróciłam oczami. – No i...tak się
potoczyło – Rozłożyłam ręce, uśmiechając niepewnie.
– Ale nam nie powiedziałaś! – zawołał Izu i wydął
policzki, przez co upodobnił się do chomika. – Nam, twojemu niemal rodzeństwu!
– Postukał dłonią w stół dla dodania dramatyzmu.
– Goomen, jednak to było takie dość...nagłe? Spotykamy
się od tygodnia dopiero.
Blaise spojrzał na mnie, unosząc brew.
– Cóż... – zaczął, a ja już miałam przed oczami, jak
temu zaprzecza i robi się jakiś ruski cyrk. Pieprznęłam go pięścią w brzuch, na
co niemal zakrztusił się kawałkiem naleśnika i zaczął kaszleć.
– Ojej, nic ci nie jest? – Zaczęłam go walić po plecach.
– Sorry, to niezdara – mruknęłam do rodzeństwa.
Akcja ratunkowa była krótka i zaraz
po niej Haru wyciągnęła mnie na hol pod pretekstem oddania jakiegoś błyszczyka.
Ledwo zamknęłam drzwi od kuchni, dziewczyna złapała mnie za ramiona
i spojrzała prosto w oczy.
– Jenny – przemówiła poważnie – to prawda? Jesteś z
nim w związku, a nie tak, że coś odjebałaś i teraz musisz mu się jakoś
odpłacić? Ani nie jesteś szantażowana?
Zbyt dobrze znałam Haru, by jej
czarne domysły mnie zaskoczyły. W końcu niemal na własną rękę wychowała Izu,
zresztą ja też miałam w życiu sporo dziwacznych wydarzeń i sytuacji. Czujna big
sister ot co.
– Nie masz się co martwić, choć to nie do końca
związek, a taka relacja? Układ?
– Sugar daddy?
Prawie się udławiłam śliną, bo takiego
podejścia nie przewidziałam. Zakaszlałam kilka razy, kręcąc gwałtownie głową.
– W gotówkę nie opływam, ale hamuj, Haru – wydusiłam.
– Jak już to przyjaciele z bon... – Harumi uniosła brwi, więc urwałam. – Ach,
nie wiem, kurwa! – Rozrzuciłam ręce. – Lubię go, on mnie też, nie spałam z nim.
– No ja widziałam coś innego.
– To było zwykłe spanko – powiedziałam twardo. – A on
tak najchętniej łaziłby na co dzień.
– Ale nie bije cię, niczego nie żąda?
– A myślisz, że wtedy tak spokojnie siedziałby w mojej
kuchni? Bez lima pod okiem lub śladu łopaty na policzku?
Haru odetchnęła, po czym się
rozpromieniła. Oczywiście uwagę, że za cholerę nie dałabym mu rady choćby nabić
siniaka, zachowałam się dla siebie, bo po co denerwować biedaczkę. Niedługo
potem rodzeństwo wyszło, głównie przez to, że rudzielec zaczął coś bąkać o
Alexie, co wybitnie irytowało Haru.
– Papa, Jenn! Jakby były jakieś...hyhy, pikatne
rzeczy, to mów! – Izu wydarł się jeszcze na pożegnanie, przy okazji informując
moich sąsiadów, że nie taka już ze mnie sigielka.
Pomachałam mu i zamknęłam drzwi, po
czym oparłam się o nie. Dochodziła już dwunasta, a na mnie czekała jeszcze
zmiana od szesnastej do dwudziestej drugiej w restauracji, ogarnięcie syfu w
pokoju, no i ugotować coś by się przydało. Ugh, dorosłe życie ssie.
– Dobra, Blaise, miło było, ale jestem dziś dość
zajęta, więc możesz wracać do piekiełka – powiedziałam, wracając do kuchni, by
wsadzić gary do zmywarki.
– Och już mnie wywalasz, mimo zrobienia ci jedzenia?
– spytał z urazą. – Taka to już ta wasza ludzka gościnność, skaranie
diabelskie!
Wywróciłam oczami, słysząc, jak
wchodzi w swój tryb drama queen i zajęłam się talerzami, po czym powlekłam się
do salonu. Gdy zorientował się, że go ignoruje, zaraz przyleciał do mnie.
Wrobiłam go więc w podlewanie kwiatków, a sama postanowiłam ogarnąć sypialnię.
Pościeliłam, otworzyłam na oścież okno, by wywietrzyć jego perfumy, od których
kręciło mi się w głowie i po chwili namysłu padłam plecami na łóżko. Niby przespałam
sporą ilość godzin, jednak ten cholernik potrafił w ciągu godziny wyciągnąć ze
mnie wszelkie zapasy energii. Przymknęłam oczy.
Materac koło mnie ugiął się pod
ciężarem.
– Zawiązujemy sadełko?
Otworzyłam jedno oko i spojrzałam,
jak demon szczerzy zęby, leżąc na brzuchu.
– Podlałeś kwiatki?
– Owszem, aż woda się wylała za brzegi doniczki.
Kurwa mać...utopił mi je. Walnęłam
go ręką w biodro.
– No co? Sama kazałaś.
– Ty... – westchnęłam. – już nic.
Zaczął mi się przyglądać w milczeniu
spod zmrużonych powiek. Cisza powoli zaczęła stawać się coraz cięższa, więc
poczęłam rozglądać się, co jeszcze powinnam zrobić. Odkurzanie odpadało,
jeszcze tak mnie nie popierdoliło, by robić to co trzy dni. To co? Oglądanie
seriali też robiło asta la vista, bo brunetowi zaraz by przyleciały jakieś
pomysłu z gatunku „Netfli and chill”. Spanie mnie tylko zaprowadzi w większe
zmęczenie.
Blaise musnął dłonią mój policzek,
gdy zapaliła mi się żaróweczka. Czytanie! Poszerzenia słownictwa! Odpędzenia
się od szarej rzeczywistości! Ach, to było zdecydowanie to! Odbiłam się od
materaca i już miałam sukcesywnie wstać niczym Cezar przed podbiciem czegoś
tam, gdy pociągnięcia za nadgarstek znów sprowadziło mnie w dół.
Ciemne loki
demona połaskotały mnie po twarzy, gdy zawisł nade mną, opierając dłonie o materac.
– Coś nagle taka spięta, człowieczku? – szepnął
chrapliwie. – Wcześniej jakoś ci nie przeszkadzałem?
Ah, no tak, jemu nawet nie trzeba
było seriali, by zacząć „Netflix and chill”, czemu mnie to jakoś nie dziwiło?
– To nie jest spięcie, demoniku, a zwyczajne zderzenie
z rzeczywistością – odparłam. – Mogę przebywać z nadnaturalnym
bytem, jednak moich rachunków to nie zapłaci, co nie?
– Jeśli to jest problem, to mogę załatwić...
– Nie ma chuja – przerwałam mu. – Pewnie pieniądze
będą z jakiegoś twojego przekrętu czy innego gówna, a potem znów skończę sam na
sam z jakimś wkurwionym demonem, który będzie chciał mnie rozgnieść jak robaka.
Podziękuje póki co podobnym atrakcjom, moje serce może tego nie znieść.
– Nie jestem krętaczem czy złodziejem – zaskomlał.
W odpowiedzi uniosłam wysoko brwi.
– Oczekujesz, że to uwierzę?
– Jaka okrutna – jęknął, wtulając twarz w moją szyję.
Wzdrygnęłam się lekko, czując wodę z jego włosów na skórze. On te kwiatki
podlewał jak paralityk i trafił w samego siebie? – Wiesz, że ja tobie to bym
nieba przychylił, choć ja nie wiem, co ludzie w nim takiego widzą.
Miałam go zapytać, czy każdą tak
bajeruje, ale pytanie uwiązło mi w gardle, gdy zerknęłam na datę wyświetlającą
się na elektronicznym zegarze. Od naszego poznania się minęły już dobre 3
miesiące, więc pytanie brzmiało, czego on w sumie ode mnie chciał? Na sam
seksik to to było za długo, był napalony jak królik w czasie rui, więc po co?
Nagle, pomimo ciepła jego ciała, poczułam,
jak zalewa mnie chłód. Od czasu incydentu z Damonem i jego przeprosin, nie rozmawialiśmy
o tym ani razu. Po prostu wpuściłam go z powrotem do swojego życia jak naiwna
nastolatka z tych fantastycznie zagranych filmów dla przygłupich kaszojadów pozbawionych
gustu. Nigdy wcześniej tak nie zrobiłam, więc czemu z nim było inaczej? Przez
niego mogłam zginąć...
„ Mogłbym namieszać ci w głowie”
Przełknęłam
ślinę. Zajebiście, od trzech miesięcy igrałam sobie z demonem i cholera
wiedziała, czy już mi czegoś nie zrobił. No ale grunt to uświadamiać sobie
swoje własne kretyństwa i iść do przodu. Tylko jak mi już namieszał, to jak ja
mam to odmieszać? Bo do wariatkowa to mi się wybitnie nie śpieszyło.
– Blaise – zaczęłam cicho.
– Oho, czuję spięcie – mruknął, nie słysząc mnie. –
Skoro nie chcesz, bym cię odstresował pieniędzmi, to może wypróbujmy inny
sposób?
Nie czekając na odpowiedź, zaczął
sunąć ustami w dół szyi i zostawiając drobne malinki. Wszelkie sensowne
wypowiedzi zdechły śmiercią bolesną w gardle, gdy poczułam, że niczym lepka
mgiełka ogarnia mnie przyjemność. Nie myśląc za długo wsunęłam dłoń w jego
włosy, ciągnąc je lekko. Zamruczał z zadowoleniem, łapiąc moje usta w
pocałunku, jednocześnie gładząc kciukami policzki.
– Przestań – jęknęłam, odzyskując na moment jasność
umysłu i przypominając sobie wcześniejsze myśli. Kurwa to nie był czas na takie
zabawy.
– Dlaczego? – mruknął, ciągnąc zębami płatek ucha. –
Nie wydaje mi się, żebyś nie miała ochoty.
Jego ręce błądziły po całym moim
ciele, wsuwały się pod koszulkę, gładziły biodra. Poczułam się jak znów wpadam
do lepkiej mgle, gdzie jedyną widoczną rzeczą były szkarłatne demoniczne oczy.
Podniecenie gorącym strumieniem zaczęło rozlewać się po moim ciele, przesłaniając
wszystko inne. Jęknęłam cicho, kiedy poczułam, jak dłonią delikatnie masuje
moją lewą pierś, a kciukiem drażni sutek.
Zacisnęłam mocniej dłoń na jego
karku, wbijając paznokcie. Zamruczał z aprobatą, znów przyciskając swoje wargi
do moich. Nieśpiesznie sunął drugą dłonią po wewnętrznej stronie uda, co chwila
skręcając lub kręcąc palcami różne wzory.
– Jesteś urocza – szepnął, unosząc głowę.
Całe moje ciało płonęło, oddech z
trudem wydostawał się z płuc, a biel przemykała przed oczami. Chciałam myśleć,
że nie powinnam tego robić, ale jednocześnie pragnęłam go jedynie objąć i zatopić
się w tym obezwładniającym uczuciu.
Uśmiechnął się, sunąc ustami po linii
obojczyków i co chwila zasysając skórę.
– Nie skrzywdzę cię – obiecał. – Dam ci samą
przyjemność, Jenn. Wiem, że muszę być z tobą delikatny.
Naparł mocniej biodrami na
moje, jednocześnie zaczynając masować drugą pierś. Zagryzłam wargę,
powstrzymując głośniejszy jęk. Uniósł brew, po czym uszczypnął sutek. Wydałam
zdławiony okrzyk i zerknęłam na niego groźnie.
– Ściany są grube – mruknął, puszczając oczko. Ujął
palcami moją koszulkę i spojrzał pytająco.
To mnie uratowało. Blaise czekał na jakąś odpowiedź,
więc mój mózg musiał na chwilę wrócić do logicznego myślenia. Wtedy zdołałam
wyrwać się z mgiełki podniecenia i pokręciłam głową. Ręce demona natychmiast
się ode mnie odsunęły, pozostawiając po sobie ciepłe ślady.
– Przesadziłem? Za dużo? Cholera, ludzkie
kobiety są deli...
– To nie to – znów mu przerwałam. – Ale tak nie
powinno być.
Zmarszczył brwi.
– Co masz na myśli?
– Blaise, ja prawie przez ciebie zginęłam. I tak przeprosiłeś,
dawałeś mi spokój i to nie tak, że cię nie lubię. Ale od kiedy znów się
zadajemy, ani razu o tym dokładnie nie rozmawialiśmy. Tylko kilka zdań. Po
prostu cię wpuściłam, jakbym nagle o wszystkim zapomniałam albo uznała, że
jebać, bo żyje się raz – Popatrzyłam się na dłonie i zmarszczyłam brwi. –
Wcześniej nigdy tak nie robiłam. Potrzebowałam rozmów i czasu, by odzyskać
zaufania, a teraz prawie się z tobą przespałam, choć nic z tego się nie
wydarzyło.
– Nie użyłem czaru, jeśli o to ci chodzi – powiedział
spokojnie, opierając ręce o materac. – Zazwyczaj tego nie robię, a nawet jak
tak to nie czekałbym tak długo.
Zdusiłam spostrzeżenie, że nie
chodziło mi o jego sposoby podrywania niewiast i jedynie przewróciłam oczami.
– To czemu?
Rozłożył ręce.
– Nie jestem psychologiem, człowieczku. Nie chcesz, to
nie będę cię zmuszać, a jeśli masz ochotę więcej gadać o Damonie, to niech tak
będzie. Choć nie lubię rozmawiać z tobą o innych facetach – Wydął lekko wargi w
geście udawanego smutku.
– Nie chodzi o Damona, głupi demoniku – Popukałam się
w czoło. – No chyba że znów coś zjebałeś i odbije się na mnie – Spojrzałam na
niego spod łba.
Uniósł ręce w geście poddania.
– Absolutnie nic z tych rzeczy, między nami teraz to
sama tęcza, jednorożce i wróżki – uśmiechnął się.
Wątpliwe to było jak cholera, ale w
Piekle to miałabym taką siłę przebicia jak mrówka tutaj. Pokiwałam głową.
– Teraz jak tak myślę, to ja cię praktycznie nie znam,
Blaise – powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy.
Zaplótł ręce
na torsie i pokiwał głową, robiąc głęboko zadumaną minę.
– Zasadniczo to masz rację – zeskoczył zgrabnie z
łóżka, a w powietrzu pojawiła się męska koszulka. – Ja przykładowo dalej nie
mam pojęcia, czemu trzymasz tutaj tyle chwastów – Machnął ręką w kierunku jej
kwiatków. – Dlatego – Wzniósł dramatycznie rękę. – dziś dam ci zarabiać na
żywot, a jutro lepiej szykuj się na długą rozmowę.
Uśmiech, jaki
wykrzywił mu twarz, wcale nie należał do najprzyjemniejszych. Nawet nie
zdążyłam odpowiedzieć, gdy ciało demona objął błękit i rozpłynął się. Osunęłam się
powoli po zimnej ramie łóżka. Całe moje ciało jakby stężało z nadmiaru emocji.
Przyłożyłam dłoń i wyczułam, jak wali serce. Zagryzłam wargę.
Ta rozmowa
tylko jeszcze bardziej mnie pogrąży, czyż nie? Wszak ktoś musiał dostawać po
dupie od losu i od dawna to byłam ja!
*****
Nigdy nie przepadałam za dziećmi z
wyjątkiem rodzeństwa Patricka i to się nie zmieniło po dziś dzień. Dalej
nienawidziłam tych biegających smrodów i zawsze w duszy im życzyłam, by rozbiły
sobie te cholerne łby o róg stolika. Co prawda sprzątanie krwi i wysłuchiwania
lamentów ich tępych matek też nie było jakieś wspaniale, ale przynajmniej miało
się jakieś uczucie satysfakcji. Za te wszystkie marudzenia, płacze na pół sali,
przeszkadzanie i pętanie się pod nogami. Szefostwo powinno zakazać wprowadzania
tutaj tych spierdolin. Ale nie! Bo większe zyski! A moje i reszty obsługi
zdrowie psychiczne to jebać, poradzicie sobie.
Dziś na szczęście musiałam się
poużerać tylko z dwoma dzieciakami z gatunku „wpychaj do okna życia, póki
małe”, lecz i tak gdy szłam do szatni, to już bolały mnie mięśnie twarzy od
ciągłego uśmiechu. Z ulgą usiadłam na ławce i zrzuciłam buty. Odchyliłam głowę,
dziękując swojemu rozsądku, że zatrudniłam się w restauracji działającej do 22,
bo inaczej już dawno bym zdechła.
– Ciężki dzień?
Otworzyłam oczy i zobaczyłam przed
sobą brązową czuprynę z rudą grzywką i zielone inteligentne oczy. Nil, jeden z
moich ulubionych współpracowników, uśmiechał się delikatnie.
– Ty również wyglądasz, jakbyś miał bliskie spotkanie
z ciągnikiem – odparłam, przeciągając się. – Znasz mnie, tam były bachory.
– O, to żyją jeszcze?
– Miały szczęście.
Pogawędziliśmy jeszcze chwilę o
nadchodzącej imprezie rodzinnej i gdzie będziemy się kitrać, by palić szlugi.
Znaczy ja grzecznie piła energetyki, ale ten jarał jak smok, bo przecież jakoś
taki pierdolnik trzeba było przeżyć. Po tym Nil poszedł w do męskiej części
szatni, by się przebrać, więc sama się podniosłam.
Wciągałam spodnie, gdy usłyszałam
ciche pstryknięcie. Natychmiast poderwałam głowę i rozejrzałam się uważnie.
Żadnej laski nie było tym razem ze mną na zmianie, sami faceci. Nic
podejrzanego nie spostrzegłam, więc szybciej zawiązałam buty i ruszyłam do
słodkiej wolności. Niepokój opuścił moje zmysły, kiedy tylko do nozdrzy wdarł
się niebiański zapach smogu. Ahh, czułam, że żyję!
****
Byłam prawie
na granicy snu, już wręcz padałam mordą na łazienkowe kafle, lecz pozostały mi
włosy do uczesania. Budzić się jutro z nieludzką szopą na łbie to mi się nie
śpieszyło, więc grzebałam za przeklętą szczotką. Nagle ktoś zapukał do drzwi.
Zmrużyłam
oczy. Przecież ostatnio wkładałam ją do tego koszyka w szafce! Pierdolony
Blaise musiał ją…Zaraz! Trybiki w mózgu ruszyły i mnie otrzeźwiło. Pukanie! Tylko
kto by się tu dobijał pierwszej w nocy i to we wtorek, a raczej środę? Szybko
ruszyłam na hol, gdy w odbiciu obrazu dostrzegłam sylwetkę stojącą przy drzwiach
i zamarłam.
Oprócz
sypialni nigdzie nie paliło się światło, lecz w przedpokoju było małe okienko,
przez które wpadał blask księżyca. Oświetlało ono akurat ostre rysy Damona,
który przyglądał się czemuś w dłoni.
Wciągnęłam
ostrożnie powietrze, powstrzymując narastająca panikę. Nie było chuja, że drugi
raz mu się dam! Tylko co w sypialni mogło mi posłużyć za broń wobec demona? Ciągle
zaginiona szczotka? Czy kaktus? Ewentualnie stoliczek pod laptopa, bo swoje
ważył. Dałabym radę się tym zamachnąć czy szybciej trafiłabym siebie ze swoim
fartem? Hmm…
Wtedy gdzieś
pode mną rozległ się nieludzki ryk, od którego zatrzęsły się ściany. W
pierwszym odruchu chciałam się rzucić płasko na ziemię, jednak zatrzymał mnie
rozchodzący się gorąc. Co się działo do cholery? Koniec świata nadciąga?
– Zrobione – usłyszałam chrapliwy głos Damona, lecz jego
słowa wydawały się nie być skierowane do nikogo konkretnego.
– Co… - urwałam, widząc, że już go nie było. Za to na drzwiach
jaśniał symbol przypominającym kłódkę, a na szafce na buty leżało zdjęcie.
Bez namysłu
je podniosłam i po raz kolejny miałam wrażenie, że świat zwalnia. To byłam ja z
dziś podczas przebierania się. Akurat rozpinałam guziki koszuli. Czyli mi się
nie wydawało. Ktoś tam był. Damon? Ale po co?
Spojrzałam
jeszcze raz na symbol. Powoli zanikał. Nie, on by się raczej tak nie bawił,
zresztą Blaise mówił, że nie będzie mnie już dręczył. Więc co…
Ciepła ręka
objęła mnie wokół ramion. Zapach piżma wypełnił powietrze. Spierdolina
umysłowa.
– Całe szczęście to był fałszywy alarm.
– Co? – spytałam. – O co chodzi? Co to ma być? – Obróciłam
głowę, machając zdjęciami. Zamrugałam gwałtownie. – I czemu masz takie ujebane
łapy? O matulo jak to wali!
– Powoli – Odsunął się i uśmiechnął, ale bez
zwyczajowego błysku. – Najpierw usiądźmy.
****
Pół godziny
później podniosłam kubek i duszkiem wypiłam całą władowaną tam porcję melisy.
Absurd całych przekazanych informacji zdecydowanie przeciążał mój system
nerwowy. Odstawiłam kubek ze stukotem i wypuściłam powoli powietrze.
– Czyli przez to, że jestem odporna na magię –
zaczęłam.
– Oporna – poprawił Blaise.
– Jak pies zwał – Przewróciłam oczami. – W każdym
razie tylko przez to słyszałem ryk, który wydała jakaś istota. I ona ogólnie
nie powinna tu być, chyba że ktoś ją wypuścił ze swojego wymiaru, tak?
– Ewentualnie otwierają się dziury, ale to rzadkie przypadki.
Częściej anioły chcą się pozbyć takich jak ty, a te stwory przyciąga upór na
magię. Wzmacnia je.
– Przeuroczo, biblia sprzedała same steki bzdur o
świecie – westchnęłam. – Wracając, dlatego poszedłeś to zabić, a Damon zablokował
mój dom na wszelki wypadek, by się nie wdarło.
– Byłem przekonany, że chcę cię zabić. Jednak celowało
w kogoś innego – Odchylił głowę i spojrzał pod światło nad drobny ślad
ugryzienia na dłoni.
– A czemu aniołom tak niby przeszkadza, że mogę czasem
zobaczyć coś więcej niż inni?
– Bo to egoistyczne bestie. Kochają, że są tak czczeni
w ludzkim świecie, ale lubią też od czasu do czasu sobie poszaleć. Jeśli ludzie
zaczęliby je tak widywać i o tym mówić, cały kult mógłby dać w łeb.
– I to tyle? Po to uwalniają te bestie.
– Tyle – Rozłożył ręce i wzruszył ramionami. – Odsetek
opornych jest niski, nawet jeśli każdy zginie, to nikt z Wielkich się tym nie
przejmie.
– Czyli mam przejebane – Przejechałam ręką po twarzy. –
Zajebiście. I na chuj mi się pchałeś na ten balkon?
– Och już nie narzekaj – westchnął. – Mówiłem ci, że
demony są ciekawskie, a oporność u ludzi rzadka. – Oparł ramię o podłokietnik
fotela. – Zawsze mogłaś trafić dużo gorzej.
– No nie wiem, wpuściłeś tu kolesia, który nie tak
dawno chciał ze mnie zrobić papkę na chodniku.
– Rozwiązaliśmy konflikt, zresztą już wisi mi
przysługę. Wszystko jest w pełni zabezpieczone, człowieczku.
Uniosłam brew
i otuliłam się mocniej kocem. Myśli ciągle krążyły po najnowszych rewelacjach.
Bo niby bycie tą oporną było spoko, skoro mogłam sobie pooglądać jakieś
żyjątka, ale jeśli każdy chciał mnie za to zabić, to średnia zabawa.
Wychyliłam
się i spojrzałam na fotografię. Blaise też nie miał pojęcia, kto mógł ją zrobić,
więc użył na niej czaru. Wydobywał się z niej teraz ciemny proszek, z którego
podobno dało się odczytać jakąś najważniejszą cechę tego stalkera. Znaczy
cholernik umiał, bo ja tam gówno oprócz tego proszku widziałam. Akurat jak na
zawołanie rozległ się cichy syk i z drobinek ułożył się dziwny znak. Blaise
przechylił głowę, mrużąc powieki.
– Przyciągasz kłopoty, człowieczku – stwierdził.
Cóż za
niesamowite stwierdzenie! Wcale nie doświadczyłam tego na mojej zszargnej psychice
jakieś kilka dni temu!
– Co to? – spytałam zrezygnowana. – Jakiś morderca?
Obca rasa? Może wampir? Bóg? Wilkołak?
– Człowiek tylko z kilkoma cechami magii. Zakłócenie.
– Czyli mag?
Potrząsnął
głową.
– Człowiek taki jak ty – Potarł brodę. – Jednak umie
użyć czegoś z magii, choć nie wiadomo skąd ją czerpie. Dlatego tak ciężko było
coś ustalić o nim. – Uniósł na mnie oczy. – Z kim pracujesz?
– Byłam na zmianie z kolegą, ale w sumie do szatni
łatwo się dostać – Wzruszyłam ramionami.
Oczekiwałam
jakieś uwagi o koledze, lecz demon milczał. Wyglądał na dziwnie spiętego,
ciągle wpatrując się w fotografię. Rozumiałam niepokój przed Damonem, bo koleś
miał problemy emocjonalne (nie żeby Blaise ich nie miał, ale no).
Jednak przed
człowiekiem? Sam twierdził, że nie stanowimy dla demonów żadnego wyzwania. Skąd
ten niepokój?
– Co jest złego w człowieku z magią?
Przejechał dłonią
po włosach, a między palcami uformowała mu się długa fajka. Chciałam go trzepnąć,
by nie palił, lecz dym, który wyfrunął, miał przyjemny i relaksujący zapach. Machnęłam
więc ręką.
– Jest nienaturalne. To nie hybryda, więc nie posiada
żadnych cech czy przystosowań do używania magii. Więc musi ją skądś zyskiwać. A
jedynymi istotami,na tyle potężnymi, by móc komuś dostarczyć własnej mocy, są Wielcy.
Wymówił ich
nazwę z nutką pobożności, ale i trwogi. Oho, skoro oni też są w to zamieszani,
to może szybki strzał w łeb nie był najgorszym pomysłem?
– Tylko po co na ciebie? – Zmrużył oczy. – Jesteś człowiekiem,
nawet jeśli opornym.
Rozłożyłam
ręce. W sumie czy to będzie dla mnie różnica czy poluje na mnie demon czy jakiś
Wielki? I jedno i drugie jak pierdolnie, to zmiecie niemal wszystko. Hehe,
zabawnie, a kiedyś największym zmartwieniem było czy zdam na kolejny rok. Teraz
to pytanie stanowiło czy przeżyję kolejny dzień. Jak te priorytety się zmieniają,
fascynujące.
– W każdym razie załatwiłem coś dla ciebie –
wyszczerzył zęby jak dawniej czyli jak przygłup i odwrócił się, wyciągając coś
z kieszeni.
Nawet nie
mrugnęłam, kiedy na stoliku wylądował srebrny pistolet o błękitnym poblasku. To
był Blaise, tutaj wszystko stawało się możliwe. Cieszmy się, że nie wyleciał z
miotaczem ognia.
– Mam się zastrzelić? – zakpiłam.
– Preferowałby nie. To specjalna broń pod magiczne
bestie, więc zadziała też na tego czy tą parodię maga.
Oczy lekko mi
się zaświeciły i sięgnęłam po spluwę, chcąc ją dokładnie zważyć i poczuć w dłoni.
Jednak ledwo opuszki musnęły metal, przebiegł mnie dreszcz, a na stoliku zaczął
się kręcić magiczny krąg.
Błysnęło i
zamiast na mojej wyrobionej sofie siedziałam na skórzanym fotelu. Spluwa ciągle
spoczywała nad dłonią, a koło niej stała kryształowy kieliszek. Mahoniowy stół
był wręcz wyładowany różnymi trunkami.
– Co to za cyrk? Za każdy niecelny strzał będę pić?
– Ooo! – Blaise uśmiechnął się szeroko. – Na to nie
wpadłem.
Westchnęłam
ciężko. Chyba tylko pogorszyłam swoją sytuację.
– Ale nie – oparł podbródek o dłoń. – W końcu
obiecałem, że sobie porozmawiamy, a w końcu najlepiej robić to z procentami.
– Wspaniałe – Podniosłam się, opierając dłonie o
biodra. – Tylko kto za mnie pójdzie na uczelnię lub zarobi pieniądze? –
Uniosłam brew.
– A kto tutaj ma zdolność mieszania w umyśle i
usuwania wspomnień? – Puścił mi oczko i wyciągnął dłoń. – Chyba chcesz być
silną i niezależną kobietą, człowieczku?
Pokręciłam
głową i złapałam pistolet. Swoje ważył, ale leżał przyjemnie w dłoni.
Wyszczerzyłam zęby.
– Szykuj tarcze, demoniku.
****
Stanowczo trzeba
pominąć szczegóły pierwszych kilku strzałów, kiedy siła odrzutu wysłała mnie turlająco
w krzaki. Wygrzebywałam się w akompaniamencie histerycznego śmiechu Blaisa, wypluwałam
liście i chwiejnie się podnosiłam. Zużyłam cały magazynek, zanim przestałam odjeżdżać
za daleko. Jednak spluwa ciągle się chwiała i cud boski, że nie przestrzeliłam
sobie stopy.
Ogólnie
paliła mnie cała prawą ręką, palce wydawały się nabrzmiałe, a nogi prosiły o
spokój.
– Wiesz – Zerknęłam na Blaisa, który po turecku
siedział na leżaku. Uniósł kącik ust – Może lepiej walnij go spluwą między
oczy? Większa szansa na przeżycie.
– Ciebie z chęcią jebnę – Wykonałam udawany zapach, na
co się osłonił i sztucznie zapiszczał. Wywróciłam oczami i opadłam na kolana. –
Nie sądziłam, że to tak wali.
– Nie no – Przyjrzał się kukiełce. Teren wokół niej
był usiany dziurami, ale i na niej znalazło się kilka. – Tutaj celem jest
trafić, nie zabijać gromadę chimer. Kilka razy tak postrzelasz i raczej
przeżyjesz konfrontację, gdyby mnie nie było. Wal w głowę.
Palące
mięśnie aż jęknęły na wspomnienia o kolejnym treningu. Gorączkowo się z nimi
zgadzałam, ta spluwa strzelała, jakby miała zabić jakiegoś mamuta. I to było
coś pod człowieka z odrobiną czarów?!
– Więc mówisz – wskazałam na diabelski sprzęt. – że tobie to krzywy nie zrobi.
– Dziura się zrobi, ale zaraz zarośnie – Wzruszył ramionami.
– A co? Czyżbym miał oczekiwać nocnych odwiedzin? – spytał zaczepnie.
– Tylko depresja mogłaby cię odwiedzić – sarknęłam i odetchnęłam.
– Mam dość.
Niebo Piekła
ściemniło się, ale ciągle miało barwę limonki. Nie było widać żadnych gwiazd,
jedynie dwa pierścienie, które zahaczały o siebie. Co jakiś czas widać było śmigające
ciemne kształty, ale ogólnie okolica rezydencji Blaisa coś za spokojna jak na
moje gusta.
A właśnie co do
rezydencji. BYŁA GIGANTYCZNA. Trzy piętra, ogród wewnątrz, gdzie właśnie siedziałam,
otaczały krużganki, ponadto gdzieś mignął mi basen. Raz bym weszła i cholera
wie czy wyszła przed czterdziestką.
– To czas na naszą konwersację! – Blaise podniósł się
i zatrzepotał skrzydłami. – Ahh, tęskniłem za zapachem naszego whisky.
– Najpierw to łazienka – sprowadziłam go na ziemię.
– Oh? – Przyłożył dłoń do torsu i uśmiechnął się
diabolicznie. – Chcesz dokończyć dzisiejszy poranek w wannie? Aprobuję całym
sercem.
Zaskomlał jak
zbity szczeniak, jak pocisk drasnął go w ramię.
– A nagle umiesz celować! – wydął policzki.
Uśmiechnęłam
się szeroko, mordując go wzrokiem.
– Jakoś tak naszły mnie zabójcze instynkty.
– Zero z tobą zabawy, masakra – Pokręcił głową i dramatycznie
westchnął. – Ale znaj moją dobroć, zrobię ci kąpiel.
Kwadrans
później stałam przed (o zaskoczenie) ciemną wanną wypełnioną ciepła wodą. Lepka
para kleiła się do skóry i kafelków. Orzeźwiający zapach jakiś soli do kąpieli
wypełniał powietrze.
– Relaksuj się ile możesz – rzucił jeszcze Blaise i
dodał ciszej. – Potem nie będziesz miała na to okazji, człowieczku – Przesunął językiem
po kle.
– Zrób coś dla nas i obejrzyj teraz porno – ucięłam.
Zamknął drzwi
bez słowa. Zadowolona zrzuciłam piżamkę i wpadłam do gorącej wody, czując
wszechogarniającą ulgę. Mięśnie od razu zaczęły się rozluźniać. Zaczęłam się
rozglądać za jakimś płynem, kiedy zorientowałam się, że moja piżama była
ujebana ziemią.
A ja nie
miałam innych ubrań.
….
Kurwa mać!
Hello xDDDD Także ten nabrałam chęci, by skończyć 4 część, wgl fabuła coś się rozkręciła, gdyż zapomniałam jaki tu miałam pierwotny zamiar XDD ale mniejsza już, ważne że coś napisałam. Enjoy!
Uuuh puf puf. Ładnie, ładnie, bardzo ładnie.
OdpowiedzUsuńJack: Zboczenice.
I ty się niby wypstrykałaś. Pff ty dopiero zaczynasz strzelać tym pisarskim dobrem jak z armaty.
Jack:...Wystarczy tych porównań o strzelaniu XD
I kto tu jest zboczony?
,,– Nie skrzywdzę cię – obiecał."
Lilka: Oby bo w innym przypadku*uderzyła pięścią w otartą dłoń po której przeszły wyładowania* Złożę cię jak diabełka orgiami. Miej to na uwadze przy następnym podejściu Bazyl.