Około 16 na dworze rozpętała się ulewa. Deszcz walił
o szyby, a wiatr wyginał drzewa. Po prostu śliczna pogoda! Izumi ulotnił się
jakieś pół godziny temu, udzielając mi cennych rad typu: ,, Jeśli coś mu się stanie, to walnij go w głowę i zawlecz w jakąś spelunę. Wtedy będziesz mogła zwalić na chuliganów!’’. Taa, nie ma to jak przyjaciel i doradca w jednym.
Jednak ważną kwestią jest też to, że nie mam pojęcia, do którego hangaru iść, a jest ich tam dość sporo. O nie, nie, nie nie będę się włóczyła w taką ulewę i biegała za narwańcem, trochę szacunku. Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do Kyoyi.
– Czego? – powiedział na przywitanie.
– Też się cieszę, że cię słyszę. Do którego hangaru
mam iść? – spytałam, szukając kuczera, butów i Artemis.
– Dwunastego.
– Dziękuje! – krzyknęłam i się rozłączyłam.
Znalazłam buty i beya, ale tego cholernego kuczera
nie ma! Zaczęłam przeszukiwać szuflady, półki, a nawet śmietnik. Ukradli go czy
co?! Za 10 minut muszę się tam być! W desperacji weszłam do łazienki.
Znalazłam! Wisiał zaczepiony o ręcznik. Szczęśliwa wybiegłam z mieszkania. Na
podwórku stwierdziłam, że nie wzięłam kurtki. Kuźwa. Trudno.
Pobiegłam jak
najszybciej i dotarłam minutę przed czasem! Wycisnęłam wodę z włosów i
obejrzałam hangar. Wszędzie znajdowały się jakieś skrzynie, beczki, kanistry.
Kyoya pewnie sobie we mnie tym porzuca, gdy przegra. Pan wkurzony siedział na
skrzyniach, podpierając podbródek ręką.
– Zaczynamy?- spytałam wesoło, ładując Artemis do kuczera.
– Zniszczę cię. – odparł z dzikim błyskiem w oku.
Wzruszyłam ramionami. Marzyć każdy może.
Wystrzeliliśmy beye.
– Topór księżyca.– nie mam zamiaru bawić się z nim.
Wygram szybko i skutecznie.
Pojawiła się dusza mojego beya. Fioletowa kobieta
ubrana w specyficzne kimono, trzymająca topór. Uniosła broń do góry i trzasnęła Liona
w łeb. Bey odleciał pod ścianę. Kyoya prychnął.
– Co tak słabo? – krzyknęłam, uśmiechając się
złośliwie.
Tęczówki Kyoyi mocno się zwęziły i zagościły w nich dzikie błyski. Chyba kolejny raz go wkurzyłam.
– Lion! – wrzasnął.
Z beya wydobyło się tornado porywające ze sobą
skrzynie, beczki i inne rzeczy. Musiałam rzucić się na ziemię, bo w moją stronę
poleciała drewniana skrzynka.
– Baran. – prychnęłam otrzepując spodenki.
Artemis i Lion zderzyli się. Nacierali na siebie
zaciekle, ale Artemis musiała odpuścić. Lion to typ defensywny, a jak Kyoya się
uprze to nawet defensywno – atakujący. W myślach wydałam polecenie beyowi. Ma
użyć każdego ataku po za ostatecznym. Artemis wydobyła z siebie wielkie lustro.
Spróbuj to przetrwać narwańcu.
– Iluzja cienia. – mruknęłam.
Spróbuj to przetrwać narwańcu.
Lion się zatrzymał. No teraz to mnie zaskoczył.
Myślałam, że rzuci się do ataku.
– Aż tak głupi nie jestem! – krzyknął Tategami.
Jego bey wytworzył wietrzną otoczkę i natarł. Kurde.
Rozwalił lustro na pół. Kilka kawałków szkła wbiło się w ściany.
Dobra, koniec zabawy. Jeden z trzech ostatecznych
ataków.
– Pieczęć bogini!
– Miażdżący ząb królewskiego lwa!
Uśmiechnęłam się pod nosem. Artemis zapłonęła czarnym płomieniem. Kobieta uniosła obie ręce i wyczarowała magiczne kręgi.
Wokół mojego beya zebrała się ciemna energia. Nasze beye się zderzyły. Siła
odrzutu rzuciła mną o ścianę. Czułam, jak Artemis przyciąga całą ciemność, która dawała jej siłę. Tak, posiadanie beya mroku czasami jest niezwykle przydatne. Zwłaszcza, gdy mierzysz się z kimś pokroju Kyoyi.
Beye przez kilka minut spierały się. Pazur Leona sprawił, że na ramieniu miko pojawiła się głęboka szrama. Artemis nie pozostała mu dłużna, bo wzięła zamach dłonią i uderzyła w lwa dłonią otoczoną ciemną energią. Jeszcze przez chwilę się tak tłukli, póki obydwoje nie użyli kolejnych ataków. Artemis zamachnęła się lśniącym na fioletowo toporem, a Leon z rykiem nasłał na nią potężne tornado. Głośno huknęło, a w powietrze wzbiła się chmura pyłu.
Kiedy tuman kurzu opadł, zobaczyłam Liona
wciśniętego w ścianę. Z triumfalnym uśmiechem przywołałam beya i zaczęłam
szukać króla bestii. Leżał pod drzwiami, a z głowy ciekła mu strużka krwi.
Cholera.
– Ej, słyszysz mnie?. – podbiegłam do niego i
zaczęłam klepać po policzku.
Juhu. Nie ma to jak zamordować sobie lidera! Jak się
Benkei dowie, to będę musiała wiać do Europy. O ile ten pożeracz hamburgerów nie
padnie wcześniej na zawał, jak się o tym dowie.
Gdy tak sobie wesoło rozmyślałam, na dworze
rozpętała się burza. Grzmiało, waliło, błyskało, wiatr huczał, a ten baran spał!
Nagle ostry ból przeszył mi głowę.
– Ał, co jest? – jęknęłam i chwyciłam się za nią.
Ból rozsadzał mi czaszkę. Zacisnęłam powieki i
zobaczyłam białe mroczki. Jest źle. Zwinęłam się w kłębek, czekając, aż mi
przejdzie. Miałam uczucie, jakby coś wdzierało się do mojego umysłu. Podparłam
się lewą ręka i, chwiejąc się, wstałam. To nie był dobry pomysł. Dostałam taką
falą bólu, że upadłam i nie mogłam wstać. Oddychałam ciężko, zerkając na Kyoyę.
Nie odzyskał przytomności. Tyle dobrze. Ból cały czas atakował. Miałam dość,
każdy kawałek ciała mnie bolał. Niespodziewanie znikł. Zdziwiona podniosłam się
do siadu. W moim umyśle pojawiło się czyjeś wspomnienie. Różowowłosa kobieta z niebieskimi oczami trzymała na rękach bobasa. Obok niej stał
mężczyzna z brązowymi oczami i czarnymi włosami. Obydwoje byli uśmiechnięci. Po
chwili wspomnienie znikło.
Ta kobieta miała takie same oczy jak on, pomyślałam, patrząc na Kyoyę.
Już nie leżał. Siedział, podpierając się o ścianę i
gapił się na mnie jak na wariatkę.
– Żyjesz?- spytałam beztrosko, otrzepując bluzkę.
– Nie. Rozmawiasz z zimnym trupem.– odparł
ironicznie, próbując wstać.
– Ostrożnie, przyzwoicie przywaliłeś. –
powiedziałam.
– Martwisz się o mnie?- zapytał z nutką sarkazmu.
– W snach. Po prostu nie mam ochoty słuchać wrzasków Benkeia,
że mu zamordowałam przyjaciela. – mruknęłam i poszłam wyjąć Liona ze ściany.
Cholerstwo mocno tkwiło w ścianie. Szarpałam,
kopałam i grzecznie prosiłam, ale nie chciało wyjść. Usiadłam na podłodze i
zaczęłam się zastanawiać, jak to wyjąć.
– Lion!- Kyoya przywołał beya, który jakby nigdy nic
wylazł z dziury i poleciał do właściciela.
Załamana własną głupotą wstałam i pokierowałam się
do wyjścia. Yuka pewnie wariuje z niepokoju. Ogólnie przydałoby się iść na
zakupy, po wizycie Izumiego w lodówce zostały puste półki i mleko.
– Ej, Jennifer? – no tak. Zapomniałam o naszej
umowie.
– Nie musisz być dla mnie miły. Wystarczy tylko, że
nie będziesz do mnie mówił po nazwisku i przestaniesz się czepiać moich spraw.
– oświadczyłam, odwracając się do niego. – A i przy okazji, opatrz sobie głowę bo może cię
później boleć! – krzyknęłam na odchodne i wyruszyłam do supermarketu.
Ledwo opuściłam hangar, zasępiłam się.
Widziałam czyjeś wspomnienie. Przecież to niemożliwe.
Przynajmniej teraz...
***
Krążyłam między regałami, poszukując kiśli. Normalnie
były na czwartej półce w piątym regale, ale ich nie ma! To się nazywa miły dzień. Prawie
dostałam skrzynią oraz tornadem, poturbowałam lidera, widziałem czyjeś wspomnienie i bezskuteczne szukam kiśli. Zrezygnowana
ruszyłam do kasy, gdy zobaczyłam zieloną grzywę w przy szóstym regale. Tategami?
Zdziwiona podeszłam tam. Nie to nie on. To chyba on tym gościu mówiła Yuka. Był
bardzo podobny do Kyoyi. Miał zielone, stojące włosy, ale zdecydowanie krótsze.
Był też nieco niższy i nie miał krzyżów
pod oczami. Zawróciłam do kasy.
Może on serio ma brata bliźniaka?, pomyślałam.
Chyba czeka mnie wizyta w domu Kyoyi. Muszę się
najpierw dowiedzieć, gdzie mieszka. Jakby tak pomyśleć, to nic o nim nie wiem.
Czy ta kobieta z wspomnienia to jego matka/krewna? A ten dzieciak? Kim on
jest? Rodzina Tategamiego? Ja nawet nie wiem, skąd on jest! Gdziekolwiek wejdę
jedyne informacje o nim to: imię, nazwisko i wiek. Coś tu nie gra.
Gdy tak rozmyślałam, kolejka, w której stałam, mocno
się zmniejszyła. Po chwili byłam już przed kasjerką, która miała minę zbitego
psa. Pokasowała moje zakupy i zaczęła szukać reklamówki. Kilka minut później
wyszłam ze sklepu. Na dworze dalej lało. Nie miałam siły biec, więc szybko
przemokłam do suchej nitki. Cudnie. Jutro murowany katar. Nagle poczułam
ciągnięcie za rękaw. To był ten chłopak podobny do narwańca
– Proszę. – powiedział i wręczył mi czerwony
parasol.
– Dziękuje. – powiedziałam mocno zaskoczona.
Chłopak w odpowiedzi kiwnął głową, uśmiechnął się i
oddalił.
Cofam wszystko, co powiedziałam. To nie może być brat
Kyoyi! Biedny, pomógł mi, a ja go porównałam do glona. Tategami pewnie w
milczeniu minąłby mnie, a nie wręczył parasolkę. On nie odczuwa współczucia!
Miał gdzieś Yuukiego, kiedy ten prosił go o pomoc, pobił Benkeia tylko dlatego,
że ten zaprzyjaźnił się z Gingą. Właśnie dlatego go nie znoszę. Jest obojętny,
arogancki i chłodny. Jak maszyna.
W końcu dotarłam do wieżowca. Wydawało mi się, że ktoś pod nim stoi, więc podeszłam kawałek bliżej. Cholera. To był Benkei z miną mordercy. Kyoya
już się pochwalił, że mu rozwaliłam głowę? Dobra, nie panikujemy. Idziemy na
styl Izumiego. Po balkonach! Tylko jak się tam zabiorę z tymi tobołami?!
Westchnęłam i wyciągnęłam komórkę.
– Przed kim uciekasz?– spytał wesoło Izumi.
– Benkei. Przyjaciel Kyoyi. – szepnęłam i najciszej
jak mogłam, przeszłam na drugą stronę wieżowca.
Hanawa uważnie patrolował całą okolicę. Jak mnie przyłapie to... Brr wolę o tym nie
myśleć. Połowę jego potężnej postury tworzy tłuszcz, ale i tak potrafi porządnie uderzyć.
– Dawaj te zakupy. – Izumi nie wiadomo jak pojawił
się przy mnie.
Podałam mu siatki i zaczęłam wchodzić. Wciągnęłam
się na pierwsze piętro. Jeszcze tylko sześć! W końcu
wtoczyłam się na własny balkon. Po drodze rozwaliłam doniczki i zrzuciłam komuś
pranie. Trudno. Umęczona, mokra i zła podeszłam otworzyć drzwi balkonowe. Zamknięte.
W tym momencie nie wytrzymałam i całej siły w nie kopnęłam. Kawałki
szkła poleciały z brzdękiem na podłogę. Zadowolona weszłam do mieszkania i padłam na łóżko. Później
to naprawię. Nie było mi dane jednak długo odpoczywać. Telefon domowy zaczął
dzwonić. Numer znają tylko Izumi i Yuka, więc kto to? Zwlokłam się z łóżka i
żółwim tempem poszłam do salonu.
– Halo? – mruknęłam.
– Jennifer – san? – usłyszałam i zmarszczyłam brwi. Kto to kurwa jest? Jeszcze nikt w życiu nie nazwał mnie "Jennifer – san" .
– Tak, o co chodzi? – spytałam.
– Julian - sama chce z panią mówić.
– Rozumiem. – oświadczyłam i usiadłam na fotelu.
Zapowiada się dłuuuga rozmowa.
Blondyn
podbijał do mnie od czasów zniszczenia Rago. Grzeczne odmowy i aluzje nie robiły na nim żadnego wrażenia. Chyba zagram tym razem wredną, to się odczepi.
– Dzień dobry, Jennifer.
– Czego chcesz? – ta odpowiedź zbiła go z tropu.
Przez chwilę po drugiej stronie panowała cisza.
– Miałabyś ochotę przyjechać do mojej rezydencji?
– Nie. Mam ciekawsze zajęcia. – powiedziałam i
odłożyłam słuchawkę.
Ciekawe czy po tym ten podrywacz od siedmiu boleśni wreszcie sie odwali...
Przypomniałam sobie, że miałam poszukać miejsca zamieszkania Kyoyi. Sięgnęłam po laptopa i
wyguglałam go. Po przejrzeniu 20 stron poddałam się. Kompletna porażka. Nic o
tym nie ma. ZERO.
– Może Nile coś wie? – przeleciało mi przez głowę.
Zadzwoniłam do przyjaciela.
– Hey, co jest? – Nil jak zawsze się o mnie
troszczy.
– Mam pytanie. Wiesz, gdzie mieszka
przewspaniały Tategami?
– Niestety nie. – moja ostatnia nadzieja uciekła.
– Cudnie. A wiesz, kto może coś o tym wiedzieć?
– Nie. Czemu sama się go nie zapytasz?
– Nil, pomyśl, co powiedziałeś i dostaniesz
odpowiedź. – mruknęłam.
– Ehh, no tak. Dobra ja idę trenować. Trzymaj się! –
pożegnał się.
Dobra. Ja, mistrzyni dyplomacji, na pewno nie wyciągnę
z tego glona, gdzie mieszka. Pozostały mi dwie opcje. Albo zwędzę mu dokumenty, albo
będę go śledzić. Co będzie lepsze? Intuicja podpowiada mi, że nie nosi przy
sobie dokumentów. Więc zostało mi bawienie się w Sherlocka Holmesa.
Jenny: Miałam nadzieję, że odniesiesz większe obrażenia :(
Kyoya: Rozwalenie mi głowy to za mało?!
Jenny: Stanowczo. Ale już się Benkeiowi poskarżyłeś -.-
Kyoya: Nie skarżyłem się!
Jenny; Jasne, jasne.
Miałam nagłego kopa weny, więc rozdział pojawił się już dziś a nie w poniedziałek. Mam nadzieję, że walka wyszła przyzwoicie. Za niedługo Jennifer zacznie się bawić w detektywa ^^. Mam zamiar dodać zakładkę bohaterzy w najbliższym czasie. To by było na tyle. Pozdrawiam wszystkich czytelników :*
Kelly: NIENAWIDZĘ GOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO!!!!!
OdpowiedzUsuńRyuga: Kelly ogarnij się bo zachowujesz się jak Hikaru.
Kelly: Nigdy prze nigdy mnie do niej nie porównuj. Celest!
Celest: Słucham?
Kelly: Nagraj mi proszę twoje eksperymenty z Kyoyą.
Celest: Po co?
Kelly: Bo może pójdę w twoje ślady.
Celest: A to spoko.
Kelly: coś jeszcze miałam powiedzieć, a tak przy Kyoy niemożna tracić przytomności NIGDY no chyba że chcesz się obudzić w jego łóżku z brakiem informacji jak się tam właściwie znalazłaś. Więc pod żadnym pozorem nie słuchaj rad Rudego co do walki.
A teraz na serio.
Poza błędami logicznymi typu świecić na czarno lub mięśnie to tłuszcz dowiaduje się że legendarnego bleydera można pokonać od tak sobie. Nie miej mi tego za złe ale na punkcie prawdopodobieństwa wyniku walki jestem bardzo ale to bardzo wyczulona i niemogę się pogodzić z tym że Kyoya Tategami legendarny bleyder mało tego bleyder jednej z czterech pur roku przegarał z (bez urazy) pierwszą lepszą dziewczyną jaka mu się nawineła. Poza tym wyszystkim nieźle ci idzie chociaż nie zabardzo to wszystko ogarniam, ale jak napiszesz dalszy ciąg to wszystko się jakoś ładnie wyklaruje.
Wiem, wiem popełniam dużo błędów logicznych ale staram się je eliminować. Co do Jenny nie jest pierwszą lepszą dziewczyną. Mam zamiar wyjaśnić kilka spraw związanych z nią i wtedy wszystko ładnie się ułoży.
UsuńJenny: Kyoya też stracił przytomność więc byłam bezpieczna ^^
No ale jednak legendarnym bleyderem nie jest, a bodajże w świecie beyblade nic silniejszego niema.
Usuńa jesteś taka pewna , ze nim nie jest? ^^
Usuń-Gwiazda rozbiła się na 10 kawałków.
Usuń-Każdy z nich znalazł właściciela.
-Rago załatwiony więc raczej trochę za późno by zmienić skład niszczycieli.
Tak jestem pewna.
Gdybyś zaczeła chistorie trochę wcześniej to mogłabyś coś z tym kombinować, ale teraz to będzie taki trochę odgrzewany kotlet jeśli wiesz o co mi chodzi.
wiem, wiem xD Jennifer nie jest żadnym legendarnym bleyderem. tylko żartowałam :D Jest czymś kompletnie innym. Mogę napisać czym konkretnie ale nie chce spoilerować. :D
UsuńDobra. Przekonaj mnie to przyznam ci rajcie i nie będę "czepiać się" walk.
UsuńMi nie przeszkadza, że ,,czepiasz się'' walk :D ja bym pewnie gdy nie to, że wiem czym jest Jenny też nie zaakceptowała przegranej Kyoyi. Mam ci napisać tutaj czy chcesz poczekać na dalsze rozdziały? Ostrzegam, że historia Jennifer się pojawi dopiero za kilka.
UsuńPoczekam.
UsuńJa:*stoi nieruchomo jak sparaliżowana, telefon wypada jej z ręki, nie mruga i zaczyna się trząść* To jest.....to jest....to jest *urwa nie-mo-żli-we.
OdpowiedzUsuńLilka: Błahahahahahahahahahahahahahahahahah i dobrze mu tak chociaż z drugiej strony to chyba muszę się zgodzić z moją przedmówczynią to trochę mało prawdo podobne żebyś wygrała no chyba że tu Kyoya to jakaś kompletna ciota.
Ja:*nadal to samo zachowanie co wcześniej*
Lilka:I zaje fajnie jeszcze Kruk mi się załamała.*facepalm* Posłuchaj Kruczku oddychaj zaraz znajdziemy tego buca i zapytamy czy to prawda.
Ja:*nadal stoi sparaliżowana i nie mruga*
Lilki:Halo ziemia do Kruka *macha Krukowi ręką przed oczami*słyszysz mnie nie odlatuj bo ja chcę jeszcze pożyć i ojca ocalić.
Ja:*zero reakcji*
Lilka:Chyba serio jest zile. Bucu jak tu jesteś to weź jej coś powiedź może się otrząśnie.
Kelly: Kyoya sprawa jest poważna musisz nabrać dużo powoetrza i krzyknąć tak głośno na Kruka jakby conajmniej wżuciła ci kuczer do kibla.
UsuńKyoya: Ona nie jest na tyle głupia by to zrobić.
Kelly: Ale ja jestem, ateraz krzycz.*chowa się za Krukiem*
Kyoya: KEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEELLY!!!!!
Kelly: Dobra powinno wystarczyć.
I jak zadziałało?
Ja:*otrząsa się przeciera oczy* co jest?
UsuńLilka: Taaaaaaak zresetowałaś się*rzuca się Krukowi na szyję*
Ja:Weź się odklej co? W ogóle co?
Lilka: Nic ważne że wróciłaś ^^
Jenny:*wzrok na mnie* weź napisz moją historię bo Kruk nam tu zejdzie U.U
OdpowiedzUsuńKyoya: Kruku kochany spokojnie! Stworzycielka poleciała pisać historię tej małpy więc wszystko się wyjaśni.
Ja: Widzę, że mocno namieszałam wygraną Jenny, Kruku spokojnie. Wdech, wydech.
Jenny: Nikt nie wierzy, że jestem taka silna ;(
Kelly: Nie poprostu...znamy Kyoye.
UsuńJa:*odwiesza się i zachłystuje powietrzem* Boże wiecie co miałam koszmar że Kyoya przegrał.
OdpowiedzUsuńLili: Bo no...
Lenox: Nic nie mów bo znów się zatnie a tak to przynajmniej oddycha.
Ja: Boże Jeny serio go pokonała to nie był sen to niemożliwe to...idę się napić wody...spokojnie zwykłej nie ognistej. Lilka ty piszesz za mnie*wychodzi i nie wie kiedy wróci*
Lilka: Zaraz co tu napisać co napisała by Kruk? A już wiem ble ble ble Kyoya ble ble ble co to on za gość i w ogóle ble ble ble i nie mogę się doczekać aż wyjaśni się dlaczego Jenny jest tak silna czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam, Kruk. Tak. Tak ja ją zawsze słyszę więc powinno być dobrze ^^
Dobrze Kruku, że już się ocknęłaś ^^ mam takie pytanie wolałybyście mieć opisaną historię Jenny? (nie całą) czy dowiedzieć się dopiero o niej za parę rozdziałów? :D
UsuńTwój blog ty decydujesz mnie wszystko jedno w tym temacie.
Usuńoki ^^
UsuńJak uważasz
UsuńChoć wydaję mi się że z czasem ujawniane fakty będą lepsze.
UsuńMiju i Jenny śmieją się jak opętane.
OdpowiedzUsuńJa: Muszę wam coś ogłosić. Ostatnio z powodu Kyoy Miju i Jenny chorują na rzadką głupawkę z powodu tego zieleńca. Choroba w niektórych przypadkach zakaźna i prowadzi do zgonu.
A wracając do rozdziału to świetny. Zwinąć Kyoy dokumenty niewykonalne. A czy on wie że coś takiego istnieje. Bliźniak Kyoy. Ale bym się uśmiała gdy by oni stanęli na przeciwko sobie.
Cieszę się, że się rozdział podoba ^^ i nie umieraj na tą głupawkę!
UsuńKyoya: Informuje cały świat, że posiadam coś takiego jak dokumenty!
Jenny: A gdzie one są?
Kyoya: Tam gdzie nigdy ich nie znajdziesz!
Jenny: Właśnie przez to muszę się bawić w detektywa -.-
Ja:A ja się właśnie dowiedziałam niedawno że jestem Herkulesem Poirotem bez kapelusza więc z miłą chęcią ci pomogę Jenny. Też mnie ciekawi co to za mały klon Kyoyi.
UsuńPrawdopodobnie go znam z imienia nazwiska bey'a i zainteresowań, ale nie będę psuła niespodzianki.
UsuńW sumie to ja też mam podejrzenia ale może masz rację Haniu lepiej nie psuć niespodzianki XD
UsuńJenny: Dzięki za pomoc Kruk :D
OdpowiedzUsuńKyoya: Nigdy ich nie znajdziecie *złowieszczy śmiech*
Ja:To się jeszcze okaże ㅠ.ㅠ
OdpowiedzUsuńLilka:Ocho Kruk w akcji, zaczyna robić się ciekawie.
Jenny: Jak znajdę twoje mieszkanie to inaczej pogadamy!
UsuńKyoya: Powodzenia życzę :D
Miju, Jenny, Jennifer, Nua: Jenny możemy ci pomóc?
UsuńJenny: Oczywiście :D im więcej osób tym lepiej ^^.
UsuńKyoya: Możesz nawet na mnie Malanowskiego nasłać i tak niczego się nie dowiesz!
Jenny: Idź stąd ;-;
Miju: Malanowski wie wszystko o wszystkich i wszystkim.
UsuńKelly: Biedny Yoyo :( Aż mi się ciebie szkoda robi.
UsuńKyoya: Nie udawaj.
Kelly: Ale naprawdę. Jak tak słucham jak tak po tobie jeżdżą to mi się taki matczyny instynkt uruchamia. Wiesz takie coś w stylu nikt poza mną nie może maltretować mojego wroga.