środa, 17 sierpnia 2016

Rozdział 32: Początki "udanej" współpracy

   Okazało się, że to naprawdę bomby wybuchły w okolicach platform drużyn. Nie były one na tyle potężne, żeby zniszczyć stadion, ale i tak wyrządziły spore szkody. Nil, Demure i Benkei cudem uniknęli poważnych obrażeń. Głównie dzięki niezwykłemu wzrokowi afro, który dostrzegł bombę w tym dymie i zdążyli zwiać przed jej wybuchem. Fakt faktem Benkei ma złamaną rękę, a pozostała dwójka trochę ran, ale i tak są w dużo lepszym stanie od Gan Gan Galaxy. Japońska drużyna jest obecnie nieprzytomna i leży na obserwacji.
   Kyoya westchnął ciężko i poprawił się na plastikowym krzesełku. Obydwoje siedzieliśmy w poczekalni i czekaliśmy, aż reszta wróci z rentgena, a w przypadku Benkeia z zakładania gipsu.             Pociągnęłam ostatni łyk kawy z plastikowego kubeczka, zgniotłam go i wrzuciłam do kosza.
 Jennifer?
   Spojrzałam nieco zaskoczona na Kyoyę. Zazwyczaj mówił do mnie po nazwisku lub „wiedźmo”. Jednak szybko zrozumiałam, czemu tak złagodniał. W końcu nasi kumple byli ranni. Poza tym zamachy bombowe i porwania nie zdarzają się za często w tak spokojnym kraju, jakim jest Japonia. To było bardziej niż niepokojące
 Co? – spytałam, masując kark.
 Jak myślisz, kto stoi za tym wszystkim?
   Miałam na to gotową odpowiedź. Ta popieprzona grupa magów. Na samo ich wspomnienie krew gotowała się we mnie. Ale narwaniec nic o nich nie wie. Chyba.
 Ktoś dla kogo Pegasis był wart wszelkich strat. – mruknęłam i jednocześnie zmarszczyłam brwi. Coś tu nie pasowało. Skoro oni zarażali bleyderów mroczną mocą, to po co porywali Hagane? I dlaczego nie zarazili pozostałych? Czyżby Pegasis i jego partner byli dla nich tak cenni? O ile za tym wszystkim stoi ta sama grupa.
   Zaczęłam intensywnie myśleć. Kto jeszcze miałby motyw, by robić taki chaos?
 Czyli to mógłby być Doji? – podsunął Kyoya.
 Przecież to zimny trup.
 Ryuga podobno też.
   Zapadła cisza. Obydwoje zajęliśmy się swoimi myślami. Pod drzwiami szpitala gromadziła się grupa dziennikarzy spragnionych sensacji.
 Jak to się stało, że nam jako jedynym nic się nie stało? –  Narwaniec zadał kolejne pytanie, po czym dodał. – Akurat ty mnie nie dziwisz, ale Tsubasa też był wtedy na arenie, a mimo to teraz leży nieprzytomny tutaj.
 Obydwoje instynktownie padliśmy na ziemię i nie oberwaliśmy kawałkami areny. Tsubasa nie miał tyle szczęścia. – powiedziałam i wbiłam wzrok w sufit. – Coś ty taki rozmowny?
 Bo zaczynam myśleć, że to Doji, a ty jesteś jedyną z którą można pogadać.
 To nie on. – stwierdziłam. – Ta szuja nie mogła aż tyle przeżyć.
 Więc kto?
   Pytanie zawisło w powietrzu i wiedziałam, że muszę na nie odpowiedzieć. Tategami napiął się i zmrużył oczy.
– Wiem, że wiesz, Jennifer. – wycedził.
   Pisk opon i wpadnięcie przerażonego wściekłego i zdezorientowanego Ryo przerwało tą jakże fascynującą dyskusję.
 Gdzie mój syn?! – wrzasnął, gdy nas dostrzegł.
 Nie wiem. – odparłam krótko.
   Chyba ogarnął, że wydziera się na (wyjątkowo) niewinną dziewczyną, bo zamilkł i opadł na krzesło koło Kyoyi. Ręce mu się trzęsły, a mina niezbicie pokazywała, że jak dorwie winnych, to nie zostanie z nich nawet proch. Hikaru dołączyła chwilę po nim. Wcisnęła dyrektorowi kubeczek z kawą i pobiegła do lekarzy po informację. Mój telefon zaczął wibrować. Rzuciłam na niego okiem. Victor.
 Żyję, jeśli chcesz wiedzieć. – powiedziałam na przywitanie, po czym wstałam i oddaliłam się od towarzystwa.
 To akurat nie było dla mnie zaskoczeniem. – Przewróciłam oczami. – Dalej siedzisz w szpitalu?
 Tak, czekam, aż reszta drużyny wróci z zabiegów.
 Dobra. Jak pewnie się domyślasz, to ta grupa magów za tym stała. Ich wysłanniczką była...
 Ta pracownica. – dokończyłam za niego.
 Dokładnie.
 Coś tak czułam. – Oparłam się o automat z napojami. – Co dalej z tym fantem?
 Będziesz musiała znaleźć Hagane. Skoro został porwany przez tą bandę, to odszukanie go oznacza odszukanie tamtej grupy. Wtedy ich zniszczymy.
 Sprawdziliście Sylwdor? – spytałam, przechadzając się się w te i  z powrotem po małej wnęce.
 Dopiero zaczęliśmy, jak coś to dam znać. – powiedział tym swoim poważnym tonem. – Gdy wrócą twoi kumple to masz zasuwać do WBBA. Sama.
– Do WBBA? – zdziwiłam. – Po cholerę?
 Zobaczysz. – miałam już po dziurki robienie tajemnic.
 Gadaj teraz albo nie przyjdę.
 Przyjdziesz. Inaczej wyciągnę cię za włosy i przywlokę siłą. – zagroził.
 Powodzenia życzę. – rozłączyłam się.
   Zirytowana cisnęłam komórką o ścianę. Obiła się od niego jak kangurek i uderzyła o podłogę. Tak jak myślałam, oprócz małej ryski na obudowie nic jej nie było. Podniosłam ją, wygrzebałam jakieś drobniaki z kieszeni i kupiłam sobie fantę w puszce. Przyłożyłam metalową, chłodną powierzchnię od czoła. Spokojnie, Jennifer. Musisz tylko odszukać Hagane i nie dopuścić innych do tej sprawy. Potem wszystko się skończy i wrócisz do „normalnego” życia. Tak właśnie będzie.
   Kogo ja chcę oszukać? Znów się wpakowałam w jakieś gówno i doskonale wiedziałam, że tak łatwo z niego nie wyjdę.

****

   Ginga spodziewał się celi, laboratorium, a nie malutkiego, przytulnie urządzonego pokoju z łazienką. Ciągle siedział na łóżko i nie do końca rozumiał, o co w tym wszystkim chodzi. Szybko sprawdził, gdzie jego bey. Jednak Pegasisa nigdzie nie było. Przewrócił cały pokój do góry nogami w poszukiwaniu beya. Pusto.
-– Ładnie to tak robić bałagan? – z głośnika dobiegł głos mężczyzny.
   Ginga zaniechał tego, co robił i podszedł do głośnika.
– To ty Doji? – wrzasnął.
– Doji? – powtórzył głos i roześmiał się chrapliwie. – Nie, ten człowiek jest już martwy.
 To kim jesteś i czego chcesz? – spytał Ginga, mocno zaniepokojony.
 Nie musisz tego wiedzieć. Wybacz te pustki, ale przez pewne, że tak powiem przeszkody, nie zgarnęliśmy twoich kolegów.
 Czego chcecie? – warknął Hagane.
 Co to za zmiana tonu? – zaśmiał się jego rozmówca. – Możesz mi powiedzieć, czemu taka rasa jak ludzie mogą panować na beyami? Dlaczego tak potężne istoty oddają się po nasze władanie?
 Nie. – powiedział niepewnie Ginga, czując, że ma do czynienia z szalonym naukowcem.
– Ja też nie i mam to w nosie! – krzyknął mężczyzna, po czym zakaszlał. – Nie interesujesz mnie ani ty ani twój bey. Jedyne, co mnie po trochu ciekawi, to mocne połączenie między wami.
 Połączenie?
 Dokładnie. – znów zakaszlał. – Chociaż twój bey nie jest opętany mrokiem, odczuwa twój ból a ty jego, prawda?
Mimo że chłopak nie odpowiedział, było widać, że to bardziej stwierdzenie faktu niż pytanie.
 To dla mnie dość dziwne. Czy to dlatego, że jesteś legendarny? – kontynuował mężczyzna. – Cóż nieważne. Jesteś przynętą.
 Na kogo? – spytał Ginga, marszcząc brwi.
 Powiedz mi: wiedziałeś, że istnieje więcej ras na tym świecie niż tylko ludzie? – ciągnął, olewając jego pytanie.
 O czym ty mówisz? .
 Ha! Czyli nie miałeś pojęcie, że w twoim towarzystwie przebywa demon, nieprawdaż?
   W tym momencie Hagane nie wytrzymał i zaczął się śmiać.
 Coś takiego nie istnieje! – zaprotestował.
 Doprawdy? – ton głosu mężczyzny stał się nagle oschły i zimny. – Muszę cię zmartwić. Istnieją naprawdę.
 Taa, jasne. – mruknął z sarkazmem chłopak.
 Mimo że masz beya, walczyłeś z Nemezis, to i tak w to nie wierzysz. – westchnął jego tajemniczy rozmówca. – Zobacz sam.
   Ze ściany wysunął się plazmowy ekran. Wyświetlał nieco zamazany obraz jednej dziewczyny. Ginga podszedł bliżej. To była Jenny, ale taka jakaś inna. Miała czerwone oczy, ostre kły i ogromne czarne skrzydła.
 Dalej mi nie wierzysz, przyjacielu?
 To jakiś fotomontaż. – powiedział Ginga, ale czuł, że to kłamstwo.
   Z głośnika popłynął zachrypnięty śmiech, który przerwał napad kaszlu.
Na ekranie wyświetlił się film. Jennifer uniosła rękę. Nad jej dłonią skumulowała się czerwona energią, która przybrała kształt kuli. Dziewczyna cisnęła nią w budynek. Pod wpływem uderzenia wschodnia ściana zapadła się. Ginga wytrzeszczył oczy.
 Naprawdę sądzisz dalej, że to człowiek? – zaszydził głos. – To demon. Demonica konkretniej.
 Ale jak...nie rozumiem...Jennifer? – bełkotał rudy.
 Oszukała was wszystkich. Powiem ci jeszcze jedną rzecz: chciała się was pozbyć.
 Akurat w to ci nie uwierzę! – krzyknął Hagane, ogarniając się.
 Naprawdę nieźle wam namieszała w głowach. – uznał mężczyzna. – Pamiętasz ten naszyjnik, który miał na sobie Dunamis? Ten, który sprawiał, że chłopak cierpiał? Wiesz, skąd Pluto go miał? Od tej dziewczyny.
   Ginga nie miał pojęcia, co powiedzieć. Z jednej strony wierzył, że Jennifer nie zrobiła by czegoś takiego, ale z drugiej strony ten gościu już mu udowodnił, iż mówi prawdę. Ale przecież nie może mu zaufać! Nagle przypomniał sobie o ostatniej fali opętanych.
 Czy to ty jesteś odpowiedzialny za opętania? – wypalił.
   Mężczyzna prychnął z dezaprobatą.
 Nawet jeśli, to myślisz, że bym ci powiedział? – spytał z politowaniem. – Żegnaj, Gingo Hagane. Muszę zająć swoją pracę.
   Ginga krzyczał jeszcze przez chwilę, ale mężczyzna nie odpowiadał. W pokoju zapadła cisza.

****

   Wreszcie zakończył rozmowę z dzieciakiem i mógł swobodnie kaszleć. Osiągnął swój cel. Nie szkodzi, że ma tylko jednego. Następnych dorwie, nie ma co się śpieszyć. Zwrócił głowę w kierunku klęczącej Rin, która ze spuszczoną głową trwała tak od dobrych dwudziestu minut. Pokręcił głową.
 No już, już, Rin. Nie gryź się tym tak. - przemówił ojcowskim tonem.
 Ale zawiodłam cię - wyjąkała, drżąc. - Gdybym przewidziała, że oni zdążą uciec to...
Uciszył ją gestem.
 Nie obwiniaj się, dobrze? Ważne, że udało wam się zgarnąć tego dzieciaka.
 D-dobrze. - Podniosła głowę.
 Ona i tak tu przyjdzie. - oświadczył, patrząc przez okno na szumiące drzewa. - Musimy tylko poczekać.
   Wiedział, że ma rację. On nigdy się nie mylił.
 Gra się już zaczęła. Teraz pozostało czekać na kolejny ruch.

****

   Gdy zobaczyłam, co to za pomysł na który wpadł Victor, myślałam, że wyskoczę przez okno albo wyleję na tego idiotę czajnik wrzątku – co z tego, że jest władcą demonów!
   Moje relacje z legendarnymi nigdy nie należały do najlepszych, delikatnie rzecz ujmując. Tylko Ginga, King, Tithi i Ryuga nie chcieli przez większość czasu urwać mi głowy. Agumę wkurzałam samą swoją obecnością i wchodzeniem mu w drogę. Chociaż mogło też chodzić, że jak kiedyś mnie gonił – nawet nie pamiętam czemu. – to ciągle się darłam „Gadający goryl mnie goni!”. Tak mogło też chodzić o to. Chrisa to w sumie denerwowałam tym, że stałam przez prawie cały czas po stronie Gingi itp. O Kyoyi nie ma co wspominać. Yukki się mnie autentycznie bał. Z Dunamisem było najdziwniej. Od samego początku mi nie ufał (słusznie zresztą) i traktował z rezerwą. Głównie dlatego dałam ten cholerny naszyjnik Pluto, by on założył go chłopakowi. W końcu mógł zauważyć, że nie jestem człowiekiem, a tego nie chciałam.
   A teraz zgadnijcie z kim muszę współpracować? Z Dunamisem, psia jego mać! Ja rozumiem, że on jest chodzącą encyklopedią w kwestii historii beyi, ale przecież rudego idiotę porwali ci powaleni magowie, a nie starożytne beye! Kto jak kto, lecz Victor powinien wiedzieć, że ja i Dunamis najchętniej byśmy sobie oczy wydrapali. A jeśli on się dowie, że to ode mnie był naszyjnik, to w ogóle będzie cyrk na całego!
   Rzuciłam mordercze spojrzenie Tsukiwie i wygodniej oparłam się o oparcie szarej kanapy. Chodząca encyklopedia z nieprzeniknioną miną lustrowała mnie od stóp do głów. Udawałam, że mam to gdzieś i wbiłam wzrok w czubki butów.
– No więc, widzieliście, co się dzieje ostatnio na świecie. Przybywa opętanych, a teraz doszło do porwania. Sądzimy, że stoi za tym jedna organizacja. – Sądzimy? Czyli, że ktoś jeszcze wpadł na ten równie genialny pomysł? – Musi chodzić o beye i bleyderów lub więź, która ich łączy. – Victor wstał i zaczął się przechadzać z rękami założonym za plecy. – Waszym zadaniem będzie znalezienie wskazówek, do czego można by tą więź wykorzystać. Jakieś pytania?
 Ja mam. – odezwał się Dunamis. - Uważam, że Jennifer jest osobą nie do końca godną zaufania.
   Słysząc to, uśmiechnęłam się pogardliwie. Tylko czekałam, aż to powie.
 Daruj sobie. Doskonale wiem, że mnie nie znosisz. – mruknęłam, ciągle się szczerząc.
 Po prostu ci nie ufam. – powiedział chłodno, nie zaszczycając mnie spojrzeniem,
   Victor wymownie chrząknął i zabrał głos.
 Jennifer, mogę na słówko? – spytał. Rzecz jasna to było czysto retoryczne pytanie, bo od razu pociągnął mnie za drzwi.
   Jakimś cudem nikogo  nie było w pobliżu.
 Brawo, Victor. – Zaczęłam wolno klaskać. – Super mi kolegę dobrałeś. Może jeszcze dowal Agumę i Kyoyę, co? Najlepiej to kurna wskrześ Rago! – mówiłam coraz głośniej.
 Cicho! – fuknął i pokręcił głową. – Nie myślałem, że twoje relacje z tym gościem są aż tak złe!
– No to teraz widzisz.
 Nie mogłaś sobie zrobić w kimś innym wroga? – wymamrotał.
   Wzruszyłam ramionami i oparłam się o ścianę.
– On mnie od samego początku nie lubił. Tak jakby czuł, że nie jest po ich stronie.
 Cudownie.
 Victor, po co właściwie mamy szukać informacji o tym połączeniu? Powinniśmy się skupić na        Sylwdorze i informacjach o jakieś czarodziejce narodzonej w Piekle. – wyszeptałam.
 Tu nie chodzi tylko o to. – westchnął. – Wydaje mi się, że oni szukają czegoś w  potędze beyi. A poza tym jest jeszcze... – Skierował spojrzenie na pudełeczko przypięte do mojego ramienia. – Artemis.
 Co z nią nie tak? – zdziwiłam się.
 Mimo że to mroczny bey, nie próbował cię opętać ani nikogo innego. Czemu? Dodatkowo nie ma o niej z wielu informacji. Zupełnie jakby...
 ...nigdy nie istniała. – weszłam mu w słowo. Poczułam ścisk w żołądku. O mnie też nie ma wielu informacji. Obydwie wzięłyśmy się nie wiadomo skąd.
– Pytałaś się ją kiedykolwiek o jej poprzednich partnerów? – kolejne pytanie Victora stworzyło jeszcze większy mętlik w mojej głowie.
 Tak, ale powiedziała, że nie miała żadnych wcześniej. – odparłam.
 No właśnie. Czy to nie jest dziwne?
 Może i tak. – przyznałam, patrząc na pudełeczko z Artemis.
 Oprócz tego była w książce liczącej ponad 1000 lat, a ona sama twierdzi, że ma tylko 400. Kolejne sprzeczności. – umilkł na chwilę. – W tym beyu jest coś niepokojącego. Mrocznego.
   Jak we mnie.
 Dlatego musisz i w tym pogrzebać. Przekonaj jakoś tego chłopaka do siebie. Może on coś wie.
 No już widzę, jak mi udziela informacji. – prychnęłam. – Dobra, coś załatwię. – mruknęłam niechętnie.
 Zuch dziewczyna.
   Spiorunowałam go wzrokiem, ale Victor to zlał i wepchnął mnie z powrotem do pokoju, gdzie czekała chodząca encyklopedia.
– Przepraszam, że to tyle trwało. – Wyszczerzył się przepraszająco. – Musiałem wytłumaczyć Jennifer szczegóły.
   Dunamis skinął głową, ciągle nieufnie na mnie patrząc.
 Możemy wam udostępnić wszelkie dane WBBA, biblioteki, muzea i wszystkie miejsca, gdzie mogą się znajdować informacje.
 WBBA? – powtórzyłam. – Czyli....
 Dokładnie. Ja i Ryo Hagane uznaliśmy, że musimy współpracować.
   W tym momencie zleciałam z kanapy.
 Żarty sobie stroisz?!  wrzasnęłam na cały głos.
   Nigdy nie wyjdę z tego bagna.


 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jenny: *kopniakiem otwiera walizkę i pakuje ciuchy* Porąbało? Ja mam współpracować z WBBA i Dunamisem?
Dunamisem: Też nie uważam tego za dobry pomysł.
Jenny: *jak burza idzie po szczotkę*
Ja: A to dopiero początek tej pięknej współpracy.
Jenny: Jeszcze dowal Agumę!
Ja: Tak się właśnie zastanawiam,
Jenny: Ani. Mi. Się. Waż.
Ja: Autorce wszystko wolno xD
Jenny: Zjeżdżaj.
Ja; Mógł być Kyoya.
Yuka: Nikt nie powiedział, że go nie dodam,
Harumi: To wtedy oni nigdy nie trafią na jakiś ślad.
Victor: *nie widzi problemu*
Jenny: *załamana głupotą wszystkich idzie po czekoladę*
Ja: Miałam ten rozdział dodać jak wrócę, ale co tam xD Jadę na kilka dni w góry (moje ulubione >.<) więc mogę zaczynając od jutra nie odpisywać na komy, bo nie wiem czy tam jest WiFi ^^
Tyle z informacji, papa ^^
Ps. Myślicie, że ta współpraca wypali? xD




9 komentarzy:

  1. Len + brak weny = brak komów xd
    Kelly: Ciekawe jak będzie sie rozwijajc ta współpraca
    Ja: Jak papier toaletowy xD
    Kelly: Tia... No to my czekamy na next.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja: Ciekawe, nie powiem.
    Mio: No nawet.
    Kyoya: Porwali Ginkę! Jak ja go teraz pokonam?!
    Tsuki: (wzdycha) Niektórzy nigdy się nie zmienią.
    Ja: Nic nie poradzisz. Właściwie ja mam takie pytanie. Czemu tu w ogóle Ryugi nie ma?!
    Tsubasa: I się zaczyna.
    Ja: Nic nie poradzę. To moja ulubiona postać w całej Metal sadze! Nie macie pojęcia co przeżywałam pod koniec trzeciej serii! A co dopiero w czwartej, kiedy on się nie pojawił!
    Kyoya: I dobrze.
    Ja: Dlaczego osoba którą najbardziej polubiłam (prawdopodobnie) zginął w anime?!
    Kyoya: Przeznaczenie.
    Ginka: (nie wiem skąd tu się wziął) A mnie to niby nie lubisz?!
    Ja: Nic, a nic.
    Ginka: Ranisz.
    Evie: Takie życie braciszku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja: Ryuga jeszcze będzie ^^ ale później xD
      ryuga; Zajebiście.
      Ja: Co ci się znowu nie podoba?
      Ryuga: Że ten zielony idiota będzie chciał walczyć.
      Kyoya: Wal się.
      Ryuga: No żebym się nie popłakał, dzieciaku.
      Ja: Też cię ruda małpo nie lubię.
      Ginga: Zauważyłem.
      Ja: Może cię uśmiercę?
      Ginga: Ja to słyszę -.-
      Jenny: Uwierz mi Yuzu tysiąc razy bardziej wolałabym pracować z Ryugą =.=

      Usuń
    2. Ja: To czemu nie pracujesz?
      Mio: To jest takie samo pytanie, jak to czemu nie pracujesz z Benkeiem.
      Ja: Bo go nie lubię.
      Ginka: Ze mną pracuje, więc mnie lubi. ^^
      Ja: Mylisz się. Usunę cię z opowiadania tak szybko jak to możliwe.
      Ginka: (załamka) Czemu?
      Ja: Bo nie lubię rudych.
      Ginka: Evie też ruda jest.
      Evie: Przefarbuje się i po kłopocie. ^^
      Ja: Nawet niezły pomysł, tylko jeden problem.
      Kyoya: Jaki?
      Ja: Mamy już kogoś kto się farbuje, i tyle w zupełności wystarczy.
      Evie: Kto to? O.o
      Ja: Dowiesz się najprawdopodobniej w II sezonie, jeżeli wogóle wyjdzie.
      Evie: Czyli mam żyć w niewiedzy?
      Ja: Dokładnie.

      Usuń
    3. Jenny: Gdybym mogła...No ale Angel zawsze coś "miłego" wynajdzie
      Ja: Nie moja wina, że masz tyloma osobami na pieńku.
      Izumi: U nas nie ma rudych ^^ Znaczy się jeden jest, ale do odstrzału.
      Jenny: *rzuca butami w Kyoyę, który ma pierwsze oznaki kurwicy*

      Usuń
    4. Ja: Kyoya dostał kurwicy? Przecież on cały czas ją ma.
      Mio: No niedokładnie.
      Ja: Jak to?
      Mio: Przy Evie robi się łagodny jak baranek.
      Ja: Wyjątek. A właśnie, masz neta w górach?
      Mio: Oczywiście jak tam już jest.
      Ja: Cicho. -.-

      Usuń
    5. Ja: Byłam na odwyku od Wifi przez 5 dni ;-;
      Jenny: Ale przetrwałaś, brawo
      *oklaski*
      Ja: Bo trochę zajęć było ^^
      Izumi: A nas nie zabrałaś *^*
      Ja: Dziwisz się?
      Izumi: No ej!

      Usuń
  3. Lilka: Łał. Buc coraz bardziej wprawia mnie w osłupienie. Najpierw prosi teraz taki rozmowny się zrobił.
    Jack:To Jenn ma na niego tak dobry wpływ nieprawdaż?
    Lilka:Mi się ten cały "Dunamiś" też nie podoba ale tego nie rozsiewam na prawo i lewo. Także Jenn owocnej współpracy życzę.
    Jack:Stop. Skoro Hagane zaczął współpracować z Victorem to no wie o demonach i reszcie tego waszego świata?
    Lilka: Wszystim się na więzi zeszło. Tylko więzi i więzi na okrągło morze jeszcze ja i Zmora się pobierzemy.
    Zmora: Za późno.
    Jack: I kim jest ten gość?
    Lika: Nie wiem ale jak się dowiem to mu nakopię do dupy i mu się odechcę tych za machów.
    Ja:*patrzy na kota który siedzi obok niej*Co to ma być?!
    Jack: Czy to było pytanie retoryczne?
    Lilka:Podejrzewam ze kot.
    Ja:Ale co on robi w moim domu?!
    Lilka: Żyje.
    Jack: Siedzi?
    Ja:No serio-_- On jest jakiś dziki ja go nie chcę Y-Y
    Lilka:O matko.
    Jack: Powinnaś się leczyć.
    Ja:Ja chcę mojego Cezara! Cezarze wróć!
    Jack:Ogarnij się cezara niema już ponad pół roku.
    Ja:Nie!~ Y-Y
    Lilka:I tym jakże entuzjastycznym....zakończeniem się żegnamy i czekamy na next.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja: *wtacza się, wywraca o fotel i ląduje na kanapie* Wróciłam!
      Jenny: Wyglądasz jak trup.
      Ja: Dzięki, naprawdę -.-
      Izumi: Ale masz fajne skarpetki ^^
      Ja: Tylko moje *.*
      Patrick: Gollum *dostaje książką*
      Ja: Wszystko się wyjaśni w następnym rozdziale.
      Jenny: Beze mnie.
      Ja: Jesteś moim tworem, wyjścia nie masz.
      Jenny: Pfff, to zrobię sobie wyjście.
      Izumi: I to jest motto.
      Ja: Kot..............
      Jenny: No nie gadaj, że nadal się boisz.Ja: Nie..co ty.
      Harumi: Widać, przecież.
      Ja: A spadać, niewdzięcznicy U.U

      Usuń