Spojrzałam
wpółprzytomnie na chłopaka, po czym odchyliłam głowę do tyłu i wybuchnęłam
śmiechem. Co z tego, że nie było mi kompletnie do śmiechu i najchętniej
ukręciłabym mu łeb na miejscu! Chodząca encyklopedia nieco zaskoczona opuściła
kuczer i to był jego pierwszy błąd.
– Nie
wiem czy chcesz wiedzieć. – szepnęłam tuż za jego plecami.
Zaskoczony
odwrócił się i już miał wystrzelić beya,
gdy rozpłynęłam się w powietrzu.
– Celujesz beyem w dziewczynę? – zacmokałam z niezadowoleniem, pojawiając się na
drugim końcu pokoju – Myślałam, że jesteś lepiej wychowany.
Zachował
żelazny spokój, chociaż mordował mnie wzrokiem. Zachichotałam i usiadłam po
turecku na stoliku.
– Zaspokoję twoją ciekawość, skoro tak bardzo chcesz. Ten naszyjnik jest ode
mnie. – Przekrzywiłam głowę, a włosy spłynęły na moją twarz, tworząc woalkę. –
Od samego początku nie miałam zamiaru dopuścić, byście walczyli z Rago. I co z
tym teraz zrobisz, hm? – Odrzuciłam włosy za siebie i podparłam brodę ręką.
– Wiedziałem. – powiedział spokojnie, nie opuszczając kuczera. – Od początku czułem, że jest coś z
tobą nie tak. Zachowywałaś się tak pusto. Jakbyś tylko odgrywała swoją rolę, a
twoje prawdziwe cele były schowane gdzieś głęboko.
– Dzięki
za komplement. – mruknęłam. – A wiesz, że trafiłeś z tą grą? Bo to było tylko
ciągłe zwodzenie was.
– Dlaczego? – zapytał ciągle opanowany.
– Dlaczego? – powtórzyłam i zrobiłam dzióbek. – Aleś ty dociekliwy, myślałam, że
już dostaniesz szału i zaczniesz mnie wyzywać od zdrajców. – poskarżyłam się. –
Po prostu chciałam uratować moją przyjaciółkę i ludzi, którzy są dla niej
ważni.
– Myślisz, że ci w to uwierzę?
Serio?
Jak mu teraz jadę z całą prawdę, to mi nie wierzy! A zresztą niech się utopi w
bagnie! Nie to nie! Łaski bez! Z westchnieniem wzruszyłam ramionami, tym samym kończąc naszą rozmowę.
– Powinienem w tej chwili iść do WBBA i powiedzieć cała prawdę. – rzekł, mrużąc
oczy.
– Jeszcze mi powiedz, że czekasz, aż cię przeproszę, bo wtedy nie pójdziesz, to
padnę tu trupem ze śmiechu. – zadrwiłam. – Naprawdę myślisz, że mnie to
obchodzi? – spytałam pogardliwie i machnęłam ręką.
– Zostaniesz zatrzymana. – zagroził, a raczej próbował.
Znów
wybuchnęłam śmiechem, tym razem szczerym. Gdy się uspokoiłam, popukałam się w
czoło i stanęłam prosto.
– Ta
twoja wiara w policję i jej możliwości mnie zadziwia. Jesteś naprawdę naiwny,
Dunamis. – Obeszłam go dookoła. Wodził za mną uważnym spojrzeniem, jakby się
spodziewał, że wbiję mu nóż w plecy. Tak szczerze to mnie korciło, ale się
powstrzymałam. – Policja, WBBA i czy nawet FBI nie znajdą mnie, jeśli zechcę.
– Jesteś
zbyt pewna swoich możliwości. – oświadczył. –Dalej jesteś egoistyczną
dziewczyną.
Pod
moimi stopami pojawił się krąg, a pokój wypełniło czerwone światło. Dunamis na
początku zaskoczony, potem cofnął się o kilka kroków, gdy moje czarne skrzydła
rozwinęły się, a uśmiech ukazał kły.
– Słyszałeś
kiedyś, żeby jakiś człowiek zatrzymał kogoś w Piekle? – spytałam i nie czekając
na odpowiedź, zwinęłam skrzydła, a kły wyparowały. – Koniec zabawy.
– Czyli
stąd bierze się ta mroczna aura. – stwierdził ciągle zaskoczony.
– Brawo,
detektywie. Po prosto oklaski na stojąco. – Zaklaskałam kilka razy.
– Jennifer, powiedziałaś mu to wszystko tylko po to, bym musiał to teraz usunąć? –
jęknął z wyrzutem Victor.
– Oj, no
nie jęcz tak. Chciałam sprawdzić jego reakcję.
Nie
powiem, usatysfakcjonowała mnie. Encyklopedia cofnął się o kilka kroków. „Przypadkowo”
za jego nogami pojawiła się książką, o którą się potknął i skończył na
podłodze. Kuczer potoczył się po posadzce wprost pod moje nogi.
– Chyba
straciłeś broń, co? – zaśmiałam się i nachyliłam nad nim.
– Wszyscy jesteście demonami? – spytał, omiatając nas wzrokiem.
– Brawo!
– ucieszyłam się. – Od razu trafiłeś z nazwą!
Victor
wymownie zakaszlał, więc dałam spokój Dunamisowi i zaczęłam się bawić jego
kuczerem. Jupiter nawet nie zareagował.
– Nie
możecie od tak usuwać wspomnień! Kto wam dał do tego prawo?! Odpowiadaj!
– Jeśli
miałbyś zachować pamięć, musiałbyś się zobowiązać, że nikomu nie powiesz prawdy
o nas. – powiedział Victor.
Dunamis
wymamrotał coś pod nosem, sztyletując mnie wzrokiem.
– Zostałbyś wmieszany w sprawy, które cię dotychczas nie dotyczyły. – Tsukiwa dotknął
jego czoła. – Chcesz tego? – spytał poważnym, chłodnym tonem.
Chłopak
milczał.
– Uparty
jesteś. – stwierdził Victor. – A wieszv co by cię spotkało za zdradę? Śmierć. –
rzekł tak jakby oświadczał, że jutro będzie piękna pogoda.
Źrenice
Dunamisa rozszerzyły się gwałtownie. Próbował wstać lub uciec jak najdalej od
nas, ale Tsukiwa trzymał go mocno z ramię i nie miał zamiaru puścić.
– Tak
właśnie myślałem. – Pod ich stopami pojawił się oliwkowy krąg. – Oblivio.
Przerażone
spojrzenie chłopaka stało się mętne. Po chwili padł na panele.
– Nie
pamięta nic z pobytu u ciebie. – powiedział Victor.
– Trzeba
go będzie przenieść do WBBA. – westchnęłam i niechętnie podeszłam do Dunamisa.
Nagle
usłyszałam czyjś śmiech w głowie. Piskliwy i obłąkańczy. Alter.
– Alter
jest gdzieś blisko. – poinformowałam resztę.
– Szukaj
jej. – Izumi podniósł Dunamisa z podłogi. – Ja się zajmę resztą.
– Dzięki
Izu. – Uśmiechnęłam się i zerknęłam na Victora,
który skinął głową.
Wybiegłam
z mieszkania, nawet nie zawracając sobie głowy zamykaniem go. Najwyżej mnie
okradną, nie trzymam nic zbyt cennego w domu! Po drodze potrąciłam staruchę.
Jej zakupy rozsypały się po schodach, a
pod mój adres poleciało kilka obraźliwych epitetów. Wiedźma dźgnęła mnie mocno
laskę w żebra, gdy dosłownie zeskakiwałam ze schodów.
– Mam
nadzieję, że cię Alter dopadnie. – wymamrotałam.
Jej wrzaski
towarzyszyły mi aż do drzwi wejściowych, które wyleciały na chodnik. Zaskoczeni
przechodnie i moi sąsiedzi zostali uraczeni mym widokiem. Miałam pewnie jakiś
dziki błysk w oku, bo odsuwali się na mój widok, co było mi bardzo na rękę.
Muszę znaleźć Alter! Wtedy uda mi się pogadać z tą Eris i wyciągnę z niej, czego chce i co to są te
dzieci Nocy! Owszem pamiętałam jakieś nikłe fragmenty z mitologi o bogini Nyks
i jej dzieciach, ale szczerze wątpię czy to są bogowie. No chyba, że oni kończą
jako beye to sorry!
W
powietrzu unosił się nikły zapach krwi. Była tu przed chwilą. Wiedziona instynktem i wonią poszłam w jedną z gorszych dzielnic miasta. Usłyszałam wybuch. Całe
południowe skrzydło miejscowej szkoły padło zupełnie jakby było z kart. Pył
zawiał mi w oczu. Zakaszlałam i popędziłam w ruinę. Mijałam przerażonych ludzi.
Ktoś złapała mnie za ramię, ale przywaliłam mu łokciem w brzuch i mnie puścił.
Przeszłam przez gruzy, zniszczone ławki, krzesła, tablice.
Nagle w
tym całym spustoszeniu rozbrzmiał śmiech Alter. Szybko zamilkł i zapadła martwa
cisza. Przeskoczyłam nad zniszczonymi schodami i przeszłam czymś, co kiedyś było
korytarzem. Zdziwiłam się, że nie widzę żadnych ciał tylko samą krew, która
tworzyła różne wzory na gruzach. Weszłam przez zrujnowane drzwi do środka
jednej z klas.
– Wiedziałam, że przyjdziesz – Alter bawiła się czaszką wyjętą z modelowego
kościotrupa. – siostrzyczko.
– Nie
nazywaj mnie tak – warknęłam. – Co zrobiłaś z ciałami? – spytałam,
przysiadając na jednej z ocalałych ławek.
Czaszka
zapłonęła czarnym ogniem. Alter rzuciła ją na podłogę i zgniotła butem. Na jej
twarzy pojawił się uśmiech pełen sadyzmu.
– Pewnie
trupy tych śmieci walają się na placu. – odparła. – Tam ich zagoniłam, a potem
pobawiłam się z nimi.
– Użyłas
magii by wysadzić szkoły?
Prychnęła
pogardliwie.
– Miałam
używać zaklęcia na takie coś? Zwariowałaś? Wystarczyło mi to. – Uniosła katanę,
która zalśniła w świetle zachodzącego światła. – Chciałam iść pozbyć się reszty
tej szkoły, ale poczułam, że tu idziesz i poczekałam na ciebie.
– Masz
zamiar tak chodzić po ulicach i ich zabijać? – spytałam z ironią. – Nie ma co genialny plan, Alter.
– Nie
jestem Alter! – wrzasnęła, wstając. – Jestem Mitsuki!
– Dobra,
dobra załapałam, nie drzyj się tak. – Machnęłam lekceważąco ręką. – Jeszcze się
dziabniesz tą kataną i będzie problem.
Usiadła
z powrotem i w sekundzie wściekłość na jej twarzy zastąpił ten psychiczny
uśmieszek.
– Wątpię, żebyś przyszła tu, by kogoś ratować. Czego chcesz? – spytała.
– Porozmawiać z kimś, kto jest w tobie.
– We
mnie? – powtórzyła zaskoczona. – O czym ty mówisz? – Mimo że nie wyglądała na
spiętą, uważnie śledziła każdy mój ruch, w każdej chwili gotowa do walki lub
ucieczki.
Zapanowała
cisza. Zdziwiłam się, czemu nie słyszę syren pogotowia, ale pewnie byłam zbyt
oddalona od ulicy.
– Pokaż
się, Eris. Wiem, że tam jesteś. – wyszeptałam. – Jesteśmy takie same. –
Odgarnęłam włosy i nieco zsunęłam rękaw bluzy, ukazując symbol na prawej
łopatce.
Mitsuki
zmarszczyła brwi i przekrzywiła głowę, przyglądając się znamieniu. Stopniowo
zaskoczenie zostało zastąpione przez zrozumienie. Z ust zniknął sadystyczny
uśmiech. Z oczu uciekły wyraz szaleństwa i obłąkania. To była zupełnie inna
osoba, chociaż wyglądała tak samo.
– No kto
by pomyślała, że następną osobą będzie demonem – powiedziała Eris i zmrużyła
oczy. – Dlatego nie udało mi się ciebie opętać i wchłonąć. – mówiła z wyraźnym
niezadowoleniem.
– Wchłonąć? Czyli Artemis to....
– Dokładnie, czterysta lat temu wchłonęłam jedną miko, która zastąpiła mnie jako hmmm –
zastanowiła się na chwilę. – dusza czy tam rdzeń beya. – uznała, wzruszając
ramionami.
– Czyli
ty i twój brat stworzyliście beye i po śmierci wstąpiliście w nie? – spytałam.
Skinęła
głową.
– Zostaliśmy przeklęci i skazano nas na wieczne potępienie. Na szczęście w ostatniej chwili zdołaliśmy przenieść swoje dusze do uszykowanych na wszelki wypadek beyi. – Uśmiechnęła się z rozmarzeniem. – Co to były za czasy! Opętywałam uwodziłam i wyciągałam z ludzi ich najgorsze cechy, po czym zabierałam ich dusze, by się wzmocnić mrokiem będącym w nich. Jednak czterysta lat temu trafiłam do rąk pewnej młodej miko. Byłam wtedy dość słaba, ale i tak zdołałam ją wchłonąć. Nie przewidziałam tylko,
że...
– Jej
moce będą w stanie cię zapieczętować i owa miko stanie się duszą beya, a ty skończysz jako dodatek do niej –
dokończyłam za nią.
Spojrzała
na mnie z uznaniem.
– Jesteś
całkiem mądra. – pochwaliła mnie. –
Przeniosłam się do twojego alter ego, gdy tylko powstało, bo było w niej dużo dużo więcej mroku niż w miko. A teraz żyję w niej i
patrzę jak doprowadza ten przeklęty świat do upadku. – Oczy jej rozbłysły i
zaczęła przypominać Mitsuki. – Nie znoszę cię, wiesz? – syknęła nagle. – Mój brat
był tak blisko naszego celu, a ty i ci legendarni się wtrąciliście!
W
odpowiedzi wzruszyłam ramionami. Nie obchodziło mnie, co sądzi o mnie jakaś
wiedźma. Miała jeszcze kilka pytań do niej.
– Czym
są Dzieci Nocy? – spytałam.
– To
uniwersalne określenie na członków kultu, który stworzyłam z bratem. –
powiedziała i z czułością spojrzała na symbol. – Każdy, który mnie posiadał, został nim obdarzony szybciej czy później.
– Czego
chcesz?
– Niczego. – odparła. – Nie muszę niczego
robić. Twoje alter ego, przepraszam, Mitsuki odwala za mnie całą robotę, a
magowie wkrótce doprowadzą do ery opętanych!
– Hee? Czyli... – ziewnęłam. – prawda jest taka, że jesteś
zbyt słaba, by cokolwiek zrobić, dlatego przyczepiasz się do innych i czekasz,
aż zrobią wszystko za ciebie?
– Chciałaś mnie wkurzyć, Jennifer? Jeśli tak, to ci nie wyszło. – zaśmiała się. –
Teraz jestem już tylko obserwatorem. – Nagle zaczęła charczeć, jakby coś ją
dusiło. Poczęła machać nogami i odchyliła głowę do tyłu. Po chwili zamarła i
powoli spuściła głowę. Włosy przykryły jej twarz. Wstała.
Ostrze
katany zagościło centymetr od mojego oka. Ze stoickim spokojem wpatrywałam się,
jak Mitsuki dygocze ze wściekłości.
– Nie
będę znowu rozdwojeniem! – wrzasnęła. Złapałam ostrze i pociągnęłam do góry. Z
rozciętej dłoni spłynęło kilka kropelek krwi, które spadły na moje przedramię.
– Uspokój się. – westchnęłam.
– Nie
będziesz mi rozkazywała. – syknęła. – Zniszczą tą cholerną rasą, która zabrała
naszego brata. – Wyszarpnęła katanę z mojego uścisku. – Dlaczego nie chcesz mi
pomóc? Bo masz tam „przyjaciół”?! Oni szybciej czy później się od ciebie
odwrócą!
Uderzyłam
ją pięścią w twarz i podcięłam, a kiedy próbowała wstać, przygwoździłam do
podłogi nogą. Wybuchnęła piskliwym chichotem, który wychodził mi już bokiem.
– Dalej
udajesz, że jesteś dobra? Obydwie dobrze wiemy, że ja i ty nienawidzimy ludzi
równie mocno. – Uśmiechnęła się szeroko. – Oni sprawili nam ból, odebrali
wszystko. A teraz za to zapłacą!
– Nie
jestem dobra. – powiedziałam chłodno. – Nigdy nie byłam. Kłamię, oszukuję i
pozbywam się tych, których uważam za wrogów. Ale – Jeszcze mocniej przyparłam ją
butem. – nigdy nie próbuj porównywać mnie do ciebie. – syknęłam ostrzegawczo.
– Gdy
znów się spotkamy, będziesz inaczej myślała. Obiecuję ci to. – szepnęła.
Błysnęło
czerwone światło. Schyliłam się i złapałam ją z włosy. Jednak szarpnęła się
mocno i zdołała zniknąć. Zostałam sama w zrujnowanej klasie z pękiem czarnych
włosów w garści. Odrzuciłam je z obrzydzeniem i też się teleportowałam zanim
ktoś odkryje moją obecność.
****
Rin z
tacą, na której stał kubek z herbatą, spokojnie wędrowała pustym holem. Doszła
do właściwych drzwi. Łokciem nacisnęła klamkę i weszła do środka. W pokoju
jednym źródłem światła były trzy ogromne monitory pokazujące kolejno od prawej
szpital, zniszczoną szkołę i park. Rin postawiła tacę na stoliczku. Wysokie
oparcie fotela odwróciło się.
– Rin!
Jak miło cię widzieć! – ucieszył się mężczyzna, który w nim siedział. Kobieta
podała mu herbatę. Gestem pokazał jej, by usiadła na fotelu koło niego.
– W
jakiej sprawie mnie wezwałeś, panie?
-spytała.
– Doskonale herbata! – pochwalił ją. – W jakiej sprawie? Cóż naszemu koledze
przydałby się towarzysz. – Jeden z monitorów pokazał obraz z pokoju Gingi,
który leżał na łóżku i bezmyślnie gapił się w sufit. – Wygląda tak żałośnie,
prawda?
– Kogo?
– Hmmm... –
mężczyzna wziął kolejny łyk. – O, już wiem! – Wcisnął kilka klawiszy na
klawiaturze i na ostatnim ekranie pojawiło się zdjęcie chłopaka. – Idealnie! Co
myślisz Rin? On czy może ten? – Zmienił zdjęcie.
Rin
zmrużyła oczy i szybko przeanalizowała fakty, które znała.
– To
chyba obojętnie. – powiedziała z lekkim wahaniem.
– Ale
którego zniknięcie sprawi jej większy ból? – zastanawiał się na głos mężczyzna.
– A te
jej przyjaciółki?
– Powoooli, Rin. Dobrze....Ten! – wskazał na jedno zdjęcie.
Rin
skinęła głową i wstała.
– A i
jeszcze jedno. Wezwij do mnie Hidekiego, dobrze? – poprosił ją.
– Oczywiście. – Skłoniła się i wyszła, zabierając tacę.
Gdy
zniknęła, mężczyzna odchylił się wygodnie na krześle.
– Przynajmniej powiedziałaś jedną prawdziwą rzecz, Jennifer. Nigdy nie byłaś
dobra.
****
Gdy
powróciłam do domu, Victor kazał mi siedzieć na tyłku i poleciał do WBBA
tłumaczyć Hagane, czemu ma zniszczone całe piętro, a ja i Dunamis
wyparowaliśmy. Powiedziałam Izumi i
Harumi, która wróciła z Francji, o tym co dowiedziałam się od Eris.
– W
sumie to nie ma żadnego związku z sprawą magów. – zauważyła Haru, szukając
mąki. – Izuu, nie gadaj, że nie kupiłeś!
– Kupiłem!
Odłożyłam
telefon na stolik i spojrzałam na nich.
– Wiem,
ale przynajmniej ogarniam, o co chodziło z tą wizją i Artemis. – Zerknęłam na
beya, ale miko nie była chętna do rozmów.
– Ja bym
tam bardziej obawiał się, o co chodziło Alter. – powiedział Izu cały z mąki.
– Ona
gada takie bzdury od zawsze. – mruknęłam.
Rodzeństwo
zajęło się robieniem jakiegoś ich rodzinnego ciasta. Zamknęłam oczy i
zastanawiałam się co dalej. Kończyło mi się pomysły, gdzie szukać dalej i po co
magom opętani. Jaki jest ich cel?
– Może
ty nim jesteś? – wzdrygnęłam się i niemal spadłam z kanapy. Otworzyłam oczy i
zobaczyłam Yukę, która kucała przy mnie. Za jej plecami stali Alice i Patrick.
– Nie
pomyślałaś o tym, Jenn? W końcu to wszystko zaczęło się, gdy spotkałaś
Hidekiego, prawda? – stwierdziła Alice, zrzucając moje nogi z oparcia kanapy,
przez co zleciałam na dywan.
– Victor już o tym myślał – mruknęłam. – Ale co ja mam do opętanych?
– Nie
wiem. – odparła.
– Może
odpowiedź leży w twojej przeszłości. – zasugerowała Yuka.
– Jak
się dowiecie czegoś o mnie, to zadzwońcie. – powiedziałam.
– Może
przecież istnieć ktoś, kto cię wtedy znał. – zauważył Patrick.
Przypomniałam
sobie, kiedy ktoś stanął za mną i powiedział ,,Mam cię!”. Zmarszczyłam brwi.
Kto to był? Jeśli naprawdę istnieje osoba, która znała mnie, zanim utraciłam
pamięć, to gdy znajdę magów, równocześnie dowiem się, kim kiedyś byłam? Moje
gorączkowe rozmyślania przerwał dzwonek telefonu. Wkurzona, odebrałam, nie
patrząc, kto to.
– Tak?
– Jenny?
– to był Demure.
– Co
jest? – spytałam. Czułam, że za chwilę stanie się coś złego.
– Czy
jest u ciebie Nil?
– Nie. – odpowiedziałam błyskawicznie. – A co?
– Bo nie
mogę go znaleźć! Nie ma go w pokoju hotelowym i nie odbiera. Dodatkowo jego bey
też zniknął, ale jest kuczer.
Po
Gindze też został kuczer. Coś się we mnie przekręciło. Magowie porwali Nila.
Nie, spokojnie Jennifer! To może tylko śmieszny zbieg okoliczności!
– Czekaj, tu jest jakaś kartka. – powiedział nagle Demur. – „To my”. – przeczytał. – Co?
To
my...To my....Zacisnęłam dłoń na telefonie, aż zbielały mi palce. Rosła we mnie
furia.
– Jennifer? – spytał Demur, zaniepokojony moim brakiem odpowiedzi.
– Nie
dzwoń na policję, Demur. Wytłumaczę wam to później. – rzuciłam i rozłączyłam
się.
Wszyscy
spojrzeli na mnie zaniepokojeni.
Cisnęłam
komórką w ścianę i kopnęłam komodę, która zwaliła się na ziemię.
– Magowie wykonali ruch. – warknęłam. – I tym razem przesadzili.
Nie
jestem specjalnie miła i nigdy nie będę. Potrafię dręczyć godzinami i
nienawidzić przez całe życie. Ale nigdy nie pozwolę krzywdzić moich przyjaciół.
Szkoda,
że ci magowie o tym nie wiedzieli. Bo teraz czeka ich tylko śmierć.
Tylko
czekajcie. Znajdę was.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ja: Coś mi ostatnio te rozdziały nie wychodzą >.> A jak tam wasz pierwszy dzień szkoły? Bo ja przez prawie cały dzień się śmiałam xD Szczególnie na niemcu xD
Jenny: *ostrzy katanę*
Izumi: Jenn, spokojnieee *wciska jej kakao*
BUM!
Patrick: *patrzy na piekarnik* Teraz to wasze ciasto wygląda jak kawał węgla.
Harumi: E tam.
Patrick: Nie gadaj, że to wasz rodzinny przepis.
Harumi: Oczywiście, że nie!
Patrick: Ulżyło mi *ulga*
Izumi: Dajmy jej pani spod 4 *.*
Jenny: To ona żyje? U.U
Alice: Takie tak szybko nie giną.
Jenny: Buuu.
Ryuga: A żeś walnęła akcję Angel.
Ja: Wróciłeś!
Ryuga: Nie dam się wkręcić.
Ja: -_- Głupi żółw >.>
Jenny: Dlaczego nie porwali narwańca!?
Kyoya: Bo by nie dali rady.
Jenny: Dobry dowcip.
Kyoya: *nie ma siły na sprzeczki*
Ja: Odmeldowujemy się ^^
Ja: Pierwsza.
OdpowiedzUsuńMio: Ta, pierwsza.
Evie: Brata mi porwali.*-*
Tsuki: To było już z trzy rozdziały temu. -.-
Evie: Ale dopiero teraz ogarnęłam.
Ja: Ta, zero pytań.
Hikaru: Ciekawe, kogo w tedy spotkała Jenny...
Ja: Dowiemy się, kiedyś...
Jenny: *wkurw maksymalny*
UsuńJa: Kyoya, nie podchodź do niej >.>
Kyoya: Nawet nie próbuje.
Ja: Dowiecie się yyyyy za 30 rozdziałów? xD
Jenny: Mogę ich zabić?
Ja: Nawet nie wiem gdzie są *wraca do załamywania się* Jeden dzień w szkole i już pisanie nie idzie ;-;
Kyoya: Idzie, nie marudź.
Ja: Nie idzie!
Harumi: Chcesz czekoladę?
Ja: Tak *^*
Ja: Ty masz pretensje do nieudanego pisania?! Przecież rozdział wyszedł super!
UsuńMio: Ta, i ten wkurw...
Evie: (przed kompem) Mojego brata porwali magowie, nie?
Hikaru: (facepalm) Tak!
Ja: (obsesyjnie walę w ścianę) Je**na szkoła!
Kyoya: ZAMKNIJ SIĘ!
Ja: Sam się zamknij! To nie ty pisałeś pierwszego dnia szkoły test!
Mio: Ale nie na ocenę. -.-
Ja: Jaka mi tam różnica?! Sam fakt!
Mio: (wzdycha) Ma ktoś melisse?
Ja: *siedzi pod kocem i żre jogurt*
UsuńKyoya: Angel po prostu ma dni, że w siebie nie wierzy.
Ja: Jezu, notatka o Mendelejewie! *rzuca wszystko i wbija na Wikipedię*
Jenny: Tak i nikt nie wie, gdzie zabrali tą rudą kupę problemów. A co?
Ja: Spoko Yuzu ja też pisałam xD
Harumi: Mamy tylko herbatę z rumiankiem xD
Izumi: *zaplątał się w kabel od miksera i wpadł w garnek.
Jenny: *wybucha śmiechem*
Ja: Kto to Mendelejewie? O.o
UsuńMio: Wydaje mi się, że to jest miasto, ulica, lub tym podobne, a nie człowiek. -.-
Evie: Mio ma rację.
Ja: Aha...
Kyoya: (mamrocze coś pod nosem)
Tsuki: To twoje gimnazjum Yuzu, to jakaś pomyłka.
Ja: Wiem i mam poważne pytanie.
Kyoya: Ty i powaga? Robisz se żarty?
Ja: Skądże. Skoro teraźniejsze pierwsze klasy gimnazjum są ostatnim rocznikiem który idzie do tej szkoły, to gdzie ja pójdę jak nie zdam?!
Hikaru: Ty na pewno zdasz. -.-
Kyoya: Dokładnie, więc nie zadawaj niepotrzebnych pytań!
Ja: Mendelejew to rosyjski chemik ^^
UsuńKyoya: Ale oni to chyba wiedzą.
Ja: Serio? Nie chce mi się myśleć czy to ironie czy nie xD
Jenny: Ruszysz ty się?!
Ja: No już idęęę!
Jenny: Spokojnie Yuzu zdasz xD
Nie mam weny na koma U-U
OdpowiedzUsuńJack: Tragedia.
Lilka:Nie pieprzcie!*leży na łóżku z workiem lodu na głowie a stojąca obok Virgo macha wachlarzem*
Virgo:Spokojnie znajdą się.
Lilka:Chyba mam zawał O.O
Virgo: Naprawdę polubiłam Horuseusa mam nadzieję, że się odnajdzie...
Lilka:*jęk zniechęcania i bezradności*
Virgo:...i jego bleyder też.
Ja:Alter znów świruję...
Jack:No...
Ja: I ta cała Eris się odzywa.
Jack:No.
Ja:Ten kom to niewypał.
Jack:No.
Ja:To czekamy na next.
Jack:No.
Ja: Bo szkoła wysysa z weny.
UsuńIzumi: Ale przetrwałyście poniedziałek ^^ a teraz tylko wytrwać do piątku.
Ja: Jaa nie chcę.
Jenny: Nie marudz za 10 miesięcy też będą wakacje.
Ja: -.-
Izumi: Jenn, nie pomagasz.
Jenny: Co jest Lila? *ostrzy katane*
Ja: Nie mam siły.
Izumi: Spoko, za miesiąc już będziesz przyzwyczajona ^^