piątek, 25 maja 2018

A2 Rozdział 7: Masz IQ wodorostu, lakierowany kretynie


   Nie jest tajemnicą, że uwielbiam mieszkanie w Piekle. W końcu tutaj się wychowałam (no w połowie, ale to pomińmy), tu nie ma obowiązują żadna śmieszna ludzka moralność, której nigdy nie przestrzegałam, lecz sam fakt jej istnienia, irytował. Był jednak jeden minus – jeśli nie liczyć wizyt starożytnych bestii – w Piekle niestety również spotykałam najróżniejsze spierdoliny umysłowe.
   Żywy przykład znajdował się w środku gabinetu.
  Zarysowałaś się, skarbie. Ale już dobrze, zaraz sprawię, że znów będziesz piękna, gładka i ostra – przemówił czułym głosem Damon, gładząc swoją kosę dłonią odzianą w czarną rękawiczkę. A ja myślałam, że Victor to ekscentryczna osoba...
   Postukałam ręką o drzwi, a kiedy przeniósł na mnie wzrok, uśmiechnęłam szyderczo.
– Nie chcę ci psuć zabawy, ale mam sprawę i to ważną.
– Phy, nie wyciągaj pochopnych wniosków – powiedział groźnie, odkładając kosę na bok.
– Wolę, żebyś obmacywał kosę niż mnie. Przynajmniej ona nie spali ci rąk przy pierwszej próbie – stwierdziłam, wchodząc do gabinetu wypełnionego zapachem wody kolońskiej, metalu i smaru. Pokój typowego faceta. Skórzane fotele, ciemne meble oraz minimum ozdób tylko to potwierdzały. Brakowało...a nie, sorry, hantle leżały pod kanapą.
– Gdyby nie fakt, że jesteś zdolna, już byś stąd wyleciała z hukiem.
– Wiadomo, drugiej takiej, co odcina idealnie równo głowy, nie znajdziesz –   zakpiłam, siadając na fotelu. Przerzuciłam nogi przez podłokietnik i oparłam łokieć o krawędź dębowego biurka.
   Pokręcił głową i wywrócił oczami, doskonale zdając sobie sprawę, że i tak nie zmieni mojego charakteru.
– To co to za sprawa?
– Haru chce nawiązać z tobą współpracę.
   Z automatu spoważniał i wyprostował się. Wilk biznesu, nie ma co.
– Czy mówisz o Harumi Teradzie?
– A znam jakąś inną? – uniosłam brew.
– Już się nie mądrz – wyciągnął paczkę papierosów z kieszeni. Kiwnął nią w moim kierunku, ale pokręciłam głową. Wyciągnął jednego, podpalił, zaciągnął się i wypuścił jasny dym przez usta. – Jakie są konkretne warunki?
– Haru chciałaby robić pociski do swoich pistoletów z kłów oraz rogów naszych bestyjek. Jednak najpierw musiałaby zrobić próby, które się nadadzą – pomachałam mu wizytówką ujętą w dwa palce. Gdy chciał ją złapać, cofnęłam rękę – Nie tak szybko, szefie. Nie uważasz, że dla skromnej, ślicznej pracownicy, która przyciąga ci dzianych klientów, przydałaby się mała podwyżka?
– Mówił ci ktoś kiedyś, że twoja interesowność wybija sufit? Bo zaczynam się bać, że zaraz oberwę dachówką.
– Ojj, tylko dodatkowe czterysta, nie zbiedniejesz.
   Zamilkł, a mały kalkulatorek w jego mózgu się uruchomił. Przeliczał pewnie, ile mu wleci dodatkowo hajsu przez handel z Haru. Chyba musiała być to ładna sumka, bo nawet lekko się uśmiechnął i zaczął zębami ściągać rękawiczkę z dłoni.
– Niech będzie. Ale jeśli biznes nie wypali, nic nie dostaniesz.
– Ależ oczywiście, szefie – wyszczerzyłam się i uścisnęłam rękę.
   Damon założył rękawiczkę z powrotem, a ja zeskoczyłam na podłogę.
– Pamiętaj, że jutro przy zachodniej granicy – dodał, zaciągając się papierosem.
– Hai, hai. Już ci nie przeszkadzam w macaniu kosy – machnęłam ręką na pożegnanie i zamknęłam drzwi. Po chwili usłyszałam, jak coś ciężkiego w nie uderza.
   Wyszczerzona ruszyłam holem ku wyjściu. Firma Damona mieściła w piętrowym budynku. Fan kosy miał mieszkanie po prawej stronie, a pracę po lewej. Wygodne i rozsądne, nigdy się przez to nie spóźniał. Pomachałam księgowej i sekretarzowi, którzy czuwali, by ich szef nie przeholował ze swoimi biznesami i wyszłam prosto w klatkę piersiową Blaisa.
– Tak się za mną stęskniłaś? – zakpił.
– To ty za mną wszędzie łazisz – odparowałam.
– Już się nie wykręcaj, nie ma się czego wstydzić – puścił mi perskie oczko, na co dźgnęłam go łokciem w bok. – Tak w ogóle to co tu robisz? Przecież masz dziś wolne.
– Załatwiłam nam nowy kontrakt i małą podwyżkę.
– Mi też?!
– Phy, niby z jakiej racji?
– Podła jesteś – stwierdził, krzywiąc się.
   Wyszczerzyłam zęby.
– Wiem.
– Idziesz do klubu?
– Yup.
– Poczekaj pięć minut, nie chcę, by Damon jutro obudził mnie, wodząc kosą po gardle.
   Westchnęłam, ale grzecznie oparłam się o szklaną ścianę, zaplatając ręce na piersi. Blaise wlazł do środka, prawie obijając swoje wdzięczne cztery litery o próg. Huh, nie mam portfela...Dobra, ja mu z darmo mieszkać u mnie nie dam, niech nie myśli, że śniadanka mi wszystko zrekompensują.
– Damon miał rację. Tak twoja miłość do pieniędzy cię kiedyś zgubi – westchnęła Artemis.
– Pierdolisz, jakbym zachowywała się jak Harpagon – wywróciłam oczami. – Ja tylko umiem się ustawić w życiu, co poniektórym nie idzie – zerknęłam na nią.
   Wydęła policzki i teatralnym ruchem obróciła głowę w prawą stronę. Czterysta lat na karku, a zachowuje się jak dziecko, no tak. Poczułam dreszcz w dole kręgosłupa. Nie umiałam określić tego uczucia, ale wydawało mi się, że w moim pobliżu przepływa potężna dawka energii, która wibruje w żyłach i zbiera się w płucach. Uczucie było podobne do tego, kiedy woda wlewa ci się przez gardło. Przed oczami mignął mi szyderczy uśmiech. Wargi były popękane i suche.
   Wzięłam głęboki wdech. Czyżby ta moc wyczuwania innych mocy, o której kiedyś wspominał Victor postanowiła zrobić wejście z buta. Rozejrzałam się, lecz wkoło widziałam tylko wieżowce zbudowane z płyt lub budynki firm. Co to mogło być?
   Chyba czeka mnie wizyta u Kimiko.

****

   Przyjrzała się jeszcze raz siniakowi przy kąciku ust i przejechała po nim palcem. Nikły ból w żaden sposób nie wykrzywił jej twarzy. Czuła jedynie podekscytowanie. Dziewczyna z lasu z pewnością coś wiedziała! Niestety ludzie z wioski nie byli chętni z nią o tym rozmawiać. Wiedzieli, kim ona jest, Emiko była tego pewna.
– Powinnaś być ostrożniejsza – usłyszała.
   Nie musiała się odwracać, by wiedzieć kto to. Tak spokojnie i beznamiętnie mówił tylko Shiro. Ujrzała w odbiciu lustra, że chłopak stał u progu, patrząc pustym wzrokiem w zielony dywanik. Zmarszczyła brwi. Mieszkał z nią oraz rodzicami już przeszło trzy miesiące, a ciągle nie umiała go rozgryźć. Wydawał się być pustą skorupą, którą można używać według własnych zachcianek. Szczególnie widziała to na przykładzie ojca. Shiro nie tylko pomagał mu jako asystent, ale też latał na zakupy, umawiał klientów i pisał raporty. Zaprotestował raz, bo miał spotkanie z kumplem. Pamiętała, jaka była zaskoczona odkryciem, że on się z kimś przyjaźni.
– Nie przesadzaj, byłam blisko rozwiązania sprawy, nad którą wielu się głowi od przeszło dwunastu lat – prychnęła.
– Niestety, spłoszyłaś świadka, więc i tak do niczego nie doszłaś – wtrącił tato z korytarza. Emiko oczami wyobraźni widziała, jak poprawia swój płaszcz, unosząc ironicznie brew. Zagryzła wargę. Nigdy nie traktował jej poważnie.
– Myślę, że jeszcze tam wróci, tato – powiedziała, wstając od toaletki i wychodząc na hol. Jednak się pomyliła, detektyw Kiyoshi wygładzał mankiety granatowej koszuli. Czarne spodnie szyte na zamówienie pozbawione choćby jednej zmarszczki, włosy świeżo wymyte i uczesane z jednym pasmem bliżej czoła. Tak, jej ojciec zawsze cenił sobie porządny wygląd i stał się on jego wizytówką.
– O nie, Emiko. Nie pozwalam ci wracać do tamtego miejsca.
   Zamrugała kilka razy i potrząsnęła głową, myśląc, że się przesłyszała. Jednak ojciec dalej wpatrywał się z nią z poważną miną.
– Czemu? Przecież ty w moim wieku...!
– W twoim wieku nigdy nie trafiłem na osobę, która mnie uderzyła i mówiła, że jest mordercą. Mogła kłamać albo mówić prawdę, nieważne. Ta dziewczyna była niebezpieczna.
– Przecież....
– Skończyłam temat. Nie wracasz tam – uciął temat i spojrzał na Shiro. – Ruszajmy, Konoe – kun. Dziś możemy przesłuchać tych dwóch ze szpitala.
– Już idę – mruknął chłopak i zarzucił plecak na ramiona.
   Emiko zacisnęła usta w cienką linię. Tata mógł gadać, że robił to z troski o nią, ale wiedziała, że kłamał. Przecież Shiro był w tym samym wieku, a jakoś on często na własną rękę tropił zbirów lub pomagał w ich łapaniu! Tato po prostu nie uznawał, że ona posiada jakieś porządne umiejętności detektywistyczne. Zresztą nie tylko on. Mama, kuzyni oraz dziadkowie też tak sądzili! Niby czemu? Bo jest dziewczyną?!
   Nie pożegnała się z ojcem. Weszła do pokoju, głośno i mocno trzaskając drzwiami, aż obrazy nad biurkiem zakołysały się. Usiadła na łóżku i padła na zieloną pościel. Żeby zmienić sposób postrzegania jej osoby, musiałaby dokonać czegoś wielkiego, czegoś czego jej ojciec nie byłby w stanie. Oj to będzie ciężkie, przebić dumę rodu Kiyoshi.

****

– Ali! Paczka do ciebie!
   Alice uchyliła powieki i przetarła je, próbując się rozbudzić. Podniosła się z miękkiego fotela, czując się jak na kacu. Nienawidziła ucinać sobie drzemek, ale była zbyt wykończona po całonocnym czytaniu trzytomowej sagi pióra Forasa Alvorda. Co jak co, ale książki pisane przez demony były dużo lepsze niż te ludzkie. Przynajmniej nie posiadały tego nudnego motywu walczenia ze złem, gdzie kompletnie nie przedstawia się motywów ciemnej strony lub się je bagatelizuje.
   Prawie potknęła się o koc, który plątał się jej koło kostek. Skopała go i weszła do salonu, który oświetlały unoszące się w powietrzu błękitne kryształy w kształcie deltoidów. Jej mama, która z zapałem śledziła przebieg serialu, bez odrywania wzroku od plazmowego telewizora podała jej zawinięty w zielony papier kwadrat. Rozerwała go paznokciami i uśmiechnęła się, widząc naszyjnik zrobiony z iskrzących się granatowych kulek oraz kolczyki zdobione diamencikami. Oprócz tego wyciągnęła z paczki zdjęcie przedstawiające dziewczynę o błękitnych włosach, która jedną ręką trzymała za rąbek czarnego kapelusza, próbując powstrzymać go przed odleceniem wraz z wiatrem, na tle ogromnych fioletowych kwiatów oraz bramy, którą zwieńczała poruszająca się rzeźba smoka. Yuki. Odwróciła fotografię i ujrzała krótką wiadomość.

   Hej, Alice! Właśnie zaczęłam rozkręcać biznes w Sylwdor! Przesłałam ci wstępne produkty, ładne? Jeśli uda mi się wynegocjować niezłą cenę, to zyskam drugi lokal na północy! Co tam u ciebie?
   Całusy
   Yuki.

   Kochana Yuki, pomyślała, czując, jak robi jej się cieplej w sercu. Mimo wszystkich wydarzeń szczerze ją polubiła i zostały przyjaciółkami.
– Mag?
   Spojrzała na mamę. Widziała tą ironię schowaną w oczach o barwie świeżo skoszonej trawy. Mogły wyglądać praktycznie identycznie, lecz ich poglądy były jak woda i ogień.
– Czasy wielkich wojen minęły, mamo – mruknęła. – To nie jest mój wróg.
– Hah, takim nie można ufać – kobieta odrzuciła złote loki, przy końcówkach czerwone, na plecy. Oparła nogi o stolik. – Są jak ludzie, tylko jeszcze potrafią kilka upierdliwych rzeczy.
   Alice wywróciła oczami. Mamie mogło się wydawać, że jest ostrożna, ale dla niej to były zwykłe zacofanie. Wszędzie są jacyś psychopaci, bez względu na rasę.
– Historia Jenny to idealny przykład. Kto podążał za jej pieprzniętym dziadkiem? Głównie magowie pozbawieni umiejętności samodzielnego myślenia. Ta magiczka też.
– Została oszukana.
– Przecież duma magów nie pozwala im przyznać się do błędów – mama zaśmiała się.
– Proszę, przestań wyśmiewać moje zdanie, bo ci się nie podoba, to dziecinne – westchnęła Alice, kręcąc głową.
– Tylko cię ostrzegam, Ali. Zbytnie ufanie innym rasom może na ciebie sprowadzić śmierć.
   Wyszła z salonu, mając po dziurki słuchania tego samego. Od małego mama mówiła jej, że nie powinna ufać innym, zadawać się tylko ze swoimi. Po latach widziała, że takie podejście stworzyło pokręcony świat wypełniony rywalizacją, nienawiścią i podejrzliwością.
  Chociaż może ona tak to widziała, bo była w połowie człowiekiem? Nie, to chyba nie to, Jenn w końcu też nim była. To od czego? Wychowania, miejsca przebywania, przeżyć? A może wszystkiego naraz?
– Nie masz nic dobrego?
   Nawet nie drgnęła, widząc Patricka siedzącego w kucki na krześle i zaglądającego do garnków. To był widok tak powszechny w tym domu jak tapeta w kotki z graciarni. Odłożyła prezent od Yuki na stół i opadła na krzesło. Pat oparł policzek o rękę.
– Nie będziesz gotować, nie?
   Skinęła głową.
– Idziemy do restauracji?
   Delikatnie się uśmiechnęła, kiedy chłopak wyciągnął banknoty z kieszonki szarego T-shirtu i szybko je przeliczył. To też należało do pewnego rodzaju tradycji, gdy miała zły humor.
– To idziemy, kolorowa.
   Ale za to dawne przezwisko z przyjemnością dała mu w łeb.

****

   Blaise to debil.
   Tak, możecie to dopisać do praw rządzących w Piekle.
   Kiedy wytoczył się z tłumu demonów, naparzając z jakimś ziomem, moją jedyną reakcją było podniesie szklanek z drinkami. W końcu to cenne płyny, nie będę ich traciła przez bandę bezmózgów, a doskonale wiedziałam, że zaraz wylądują na kontuarze. Minutę później koło mojej twarzy przeleciał czarny adidas o grubej podeszwie, gdy dwie ameby zaczęły kręcić się kontuarze i dawać sobie w mordę. Barman się darł, niektórzy kibicowali, a ja odchyliłam się w tył i w spokoju dokończyłam pić. Taa, już przywykłam.
– O co tym razem poszło?! – krzyknęłam, gdy znaleźli się bliżej mnie. – O, Aaron – ujrzałam znajomą twarz.
– Hejka, Jenny – wyszczerzył się, ale po chwili dostał, więc z wściekłym rykiem oddał i zaraz znów zerknął na mnie z uśmiechem. – Jak leci?
– Było zajebiście, póki nie zaczęliście się zachowywać jak bestie – odparłam.
   Nie odpowiedział mi, bo Blaise cisnął w nim kulą energii. Aaron sparował atak. Wreszcie się od siebie odczepili. Król spierdolin wylądował koło kręcącego się parkietu, a Aaron ciągle siedział na kontuarze. Wszyscy w pobliżu wyczuli, jak wkoło nich zbiera się szczera chęć mordu. Czerwona poświata wokół ich sylwetek to potwierdzała. Zasłoniłam się skrzydłem, nie mając ochoty oberwać.
– Skończcie w tej chwili! – ryknął Takeru, wpadając do środka przez okno i mając w dupie, że niemal przyprawił biednego barmana o zawał. Powiódł rozwścieczonym wzrokiem po struchlałym tłumie, zaciskając dłoń na kaburze pistoletu. – Blaise, który to już raz?!
– Pierwszy, panie władzo! – odparł beztrosko. – Nigdy jeszcze nie biłem się z laską!
   I co, hejterzy? Kto tu jest totalnym popierdoleńcem? Nawet ja wiem, że drażnienie wkurzonego Takeru można porównać jedynie do wsadzanie ręki do kwasu. Jedna sekunda za dużo i nie masz dłoni.
   Takeru jedynie zmarszczył brew, a szatyn się zatkał. Próbowałam się szybko ewakuwać, ale nastąpił mi piętą buta na skrawek bluzy.
– Czy ty zawsze musisz się znajdować w największych aferach, Jennifer?
– Ahaha, widzisz, taki mój urok – podrapałam się po głowie. – Skoro i tak mnie zgarniesz, to weź daj znać mamie, że muszę z nią porozmawiać.
   Takeru lekko skinął głową i zeskoczył na ziemię. Zrobiło się małe zamieszanie, bo barman poleciał tłumaczyć, że on próbował ich uspokoić (chroniąc szklanki przed stłuczeniem, no ale spoko może chciał w nich potem nimi rzucać), co wykorzystałam i sięgnęłam po najbliższe butelki. Nalałam sobie drinka, lecz nie zdążyłam ich odłożyć. Takeru patrzył na mnie potępiająco. Praworządny się znalazł, pfy.
– Ach ten Taku jest taki nerwowy – usłyszałam głos Blaisa nad sobą. Oparł brodę o czubek mojej głowy. – Przecież nic nie rozwaliłem.
– Złaź – Pociągnęłam go za nos.
– Itetete! Co to miało być, Jenn? Właśnie zostałem ciężko pobity!
– Masz IQ wodorostu, lakierowany kretynie. Nie chcę być porównywa do ciebie.
– To zabolało moje serce! 
   Już chciał odwalić scenkę dramatycznej śmierci, lecz przerwało mu chłodne chrząknięcie. Takeru pociągnął go za koszulkę.
– Idziemy. Obyś miał dobre wytłumaczenie.
   Chyba właśnie ja i Damon straciliśmy współpracownika.
   

Taki luźniejszy rozdzialik i dość długi. Pokazałam wam Emiko, która oprócz Yuki oraz dwójki super kumpli czyli MarixOsamu będzie pokazywała, jak szampańsko bawi się WBBA, służby policyjne oraz Legendarni.
Odmeldowuje się!
  

1 komentarz:

  1. Minął miesiąc a ja dopiero teraz komentuje....nie mam nic na swoje usprawiedliwienie
    Miju: Wstydź się ty wywłoko *rzuca w autorkę tomami encyklopedii*
    "– Skończcie w tej chwili! – ryknął Takeru, wpadając do środka przez okna i mając w dupie, że niemal przyprawił biednego barmana o zawał"
    Iro: To demony mogą mieć zawał?
    Akana: Też kiedyś takie wejścia robiłam. Nie zawsze skuteczne.
    Iro: A dlaczego nie robisz? A no tak skrzydła ci amputowano.
    Akana: Ty....*zaczyna się bić z Iro*
    Hanako: Wynik przesądzony. Akana kup sobie trumnę.

    "– Przecież duma magów nie pozwala im przyznać się do błędów – mama zaśmiała się.
    – Proszę, przestań wyśmiewać moje zdanie, bo ci się nie podoba, to dziecinne – westchnęła Alice, kręcąc głową."
    Beta: Coś mi to przypomina
    Miju: Nie tylko tobie

    "– przemówił czułym głosem Damon, gładząc swoją kosę dłonią odzianą w czarną rękawiczkę. A ja myślałam, że Victor to ekscentryczna osoba..."

    Miju: Chwila! Czy ktoś w mojej rodzinie ma takie podejście do kosy!!!!
    Wszyscy Khoury: Nie!
    Miju: Całe szczęście. Zaczynałam mieć obawy.
    Ja: Czekam na kolejny rozdział z ekipą.

    OdpowiedzUsuń