niedziela, 22 września 2019

A2 Rozdział 36: Ciągle żywe rany


   Od chwili kiedy Osamu się ocknął, poczuł, że coś było nie tak. Coś wierciło się pod jego oczodołem, skręcało nieprzyjemnie, wbijając ostre szpileczki w sploty nerwów. W pewnym momencie zrobiło to tak mocno, że aż syknął. Materac po jego prawej stronie jęknął.
– Co jest? – szepnęła cicho Mari.
   Z pewnym trudem rozchylił powieki, po czym usłyszał, jak dziewczyna głośno wciąga powietrze. W pierwszej sekundzie nie zrozumiał czemu, lecz potem wszystko stało się jasne.
   Widział...inaczej. Wszystkie sprzęty, ozdoby, nawet twarz Mari stały się ciemniejsze i jakby otoczone delikatną falującą powłoką.
– T-twoje oko – Mari ujęła jego twarz w dłonie. Przełknęła głośno ślinę. – Ono jest czarne. Osamu, co ona ci zrobiła?
   Ona. Żadne z nich nie było głupie i wiedziało, że tylko jedna rzecz mogła wywołać takie coś. Tajemnicze tabletki od Eris.
   Podłoga skrzypnęła. Równocześnie odwrócili głowy, a Mari aż zadrżała, patrząc na piękną twarz Ciemności wykrzywioną w pełnym okrucienstwa uśmieszku. Opierała się nonszalancko o framugę drzwi, stumyki świeżej krwi płynęły po jej białej szacie i brudziły podłogę.
– Czuję w was strach – przemówiła z nutą zadowolenia. – Czyżbyście zaczęli wątpić czy warto było za mną pójść? Zwykłe dostosowanie organizmu znów budzi w was ludzi? – Uniosła rękę, również ubrudzoną w posoce i powolnym ruchem języka zaczęła ją zlizywać.
   Osamu nie bał się śmierci. Phy, był na nią gotowy w każdej chwili, dlatego bez żadnych oporów poszedł za Eris. Jednak teraz dostrzegał, że to monstrum mogło mieć względem nich inne, duże gorsze plany, przy których śmierć wyglądała jak nagroda.
– Dostosowanie? To, które ma pomóc mam przetrwać? – spytał w końcu.
   Eris wywróciła oczami.
– A po jasną cholerę ci oczy widzące światło, skoro nie będzie go w moim królestwie? – mruknęła. – Doprawdy – Pokręciła głową z dezaprobatą.
– Nie robisz z nas królików doświadczalnych? – wydusiła Mari, dopiero po sekundzie uświadamiając sobie swój błąd.
   Eris otworzyła szeroko oczy, w których zabłysła niebezpieczna iskra, po czym w sekundę znalazła się przy nich. Zimny, ostry mrok uderzył w nich, wyduszając powietrze z płuc. Eris wyciągnęła dłoń w kierunku dziewczyny.
– Mój dobry przyjaciel Hiroshi testował je dla mnie przez dobre kilka miesięcy – przemówiła łagodnie, nawijając zielony kosmyk na jeden z długich palców . – Tak długo, aż upewnił się, że go nie zabiją i sam ich użył. Niestety pomylił się, co do posiadanej przez nie mocy i został zabity przez demona – westchnęła. – Dlatego je wzmocniłam – Pochyliła się ku Mari, owiewając jej twarz ciepłym oddechem. – Przecież sami powiedzieliście, że nie przeszkadza wam utrata człowieczeństwa.
   Dziewczyna poczuła, jak wszystkie jej mięśnie kostnieją. Ciemność trzymała ręcę przy sobie, jednak wystarczyły tylko te zimne oczy, by poczuła się jak bezbronna owieczka tuż przed lwem.
– Utrata, a nie stanie się twoimi zabawkami – prychnął Osamu, podnosząc się z łóżka i stając przed nią.
   Ciemność przeniosła na niego wzrok i zadarła podbródek, przykładając dłoń do policzka. Przejechała językiem po ustach.
– I tak nie macie dokąd uciec – powiedziała przerażająco spokojnym głosem podszywanym groźbą. – Zaraz wszystko wokół pochłonie mrok, do czego przysłużyliście się własnymi rękami. Jednak jeśli zamierzacie porzucić wasze życzenia, to proszę bardzo, zabiję was tu i teraz.
  Z cienia Eris wynurzyła się bestia o czterech łapach i płonących niczym rozżarzone węgle ślepiach. Otworzył pysk najeżony kłami, wydając głośne warknięcie. Kropla fioletowej śliny skapnęła na podłogę, wydając cichy syk. Mari położyła prawą dłoń na beyu, a w lewej zgromadziła tyle mrocznej energii, na ile pozwalało jej zmęczone ciało. Zerknęła na Osamu i zesztywniała. Chłopak stał spokojnie z rękami splecionymi na torsie i wpatrywał się w stwora.
– Dobrze wiesz, że chcę zobaczyć, jak świat ginie w mroku – odparł. – Tylko chcę byś tego świadomy, a nie zwijać się w agonii w skutek twoich zabaw!
– Ara, jak agresywnie – zachichotała Eris. – Nic się nie bój, mój słodki Osamu. Upewnię się, że ci, którzy sprawili tobie i twoim rodzicom gehennę, przeżyją ją tysiąc razy gorzej.
   Chłopakowi ledwo dostrzegalnie drgnęła brew na słowo „słodki”, po czym Osamu westchnął i spojrzał na Odakę.
– Laleczko, możesz przestać. Nic nam nie zrobi.
   Mari zawahała się, ale rozproszyła moc i puściła beya. Eris pstryknęła palcami. Bestia rozpadła się na kawałki, wracając do jej cienia.
– W każdym razie chciałam wam tylko powiedzieć, że znalazłam Leone.
– Mamy po niego iść?
– Nie, nie – Machnęła ręką. – Demony mają na to miejsce oko, oczekując mojego ruchu. Zresztą wpadłam na dużo lepszy pomysł, jak go uzyskać – uśmiechnęła się szeroko. – Im więcej cierpienia zostawię w tym świecie, tym szybciej mi się odda.

****
   Ledwo zamknęłam drzwi od pokoju, oparłam się o nie plecami i powoli zjechałam do siadu. Dwie szklane kulki wypełnione w środku szkarłatnym sokiem z łuski smoka wytoczyły się kieszeni płaszcza, uderzyły w nogę stolika i zatrzymały. Dostałam je od Kimiko, która stwierdziła, że pomogą mojemu „wyczuwaniu” w zlokalizowaniu Eris lub jej bandy. Taaa, wracamy do zabawy z kolorowymo kropeczkami, kochani. Znaczy teoretycznie, bo mi się za chuja jasnego nie chciało tego robić ani nie widziałam w tym za dużego sensu. Jeśli to próchno spróbuje otworzyć tę bramę i to z takim nakładem mocy, to nie ma za cholerę szansy, że nikt tego nie zauważy. Świat zacznie wariować jak przy Nemesis albo i gorzej.
   Panika, zniszczone miasta, wszędzie trupy, dym i krew. Coś, o czym marzyła też Mitsuki. Eris musiała być, wbrew temu, co gadała, bardzo zadowolona z przebywania w jej duszy.
   Jednak bardziej od tego martwiła mnie Alice. Jasne, nic nie miałam do tego, że kogoś zabije, sama to robiłam setki razy. Nie, problemem było to, że chodziło o Yuki. Mogła tego nie mówić głośno, ale ból w jej kolorowych oczach był zbyt widoczny. Jeśli zabije Yuki, swoją ukochaną przyjaciółką. Alice może sama rozpaść się na kawałki. Zacisnęłam dłonie w pięści.
  Chyba że użyję tych kulek, by odnaleźć Yuki i wykończyć ją własnymi rękami. Ale wtedy oszukam Alice. Albo poszukam sposobu, by jakoś naprawić to, co zniszczyła Eris.
„...szanse, by to cofnąć, są nikłe”
   Wciągnęłam powietrze nosem, chowając głowę między kolanami. Co powinnam zrobić? Pozwolić jej to zrobić, okłamać czy szukać czegoś, co nie istnieje? Ugh, pierdolone próchno, musiało dorwać akurat Yuki?!
– Coś mało radosna jesteś, jak na osobę, która tyle wyłudziła od Damona.
   Podniosłam wzrok na Blaisa, który już rozłożył się na łóżku. Na stoliku stał kubek z ciepłym kakao i piankami. Uśmiechnęłam się słabo.
– Dziękuje – Ujęłam ciepłe naczynie w dłonie. – Martwię się o Alice.
– Alice – chan, huh? Czemu?
– Śmierć kogoś ważnego zawsze zostawia niezmywalny ślad. Więc jak myślisz, co może się stać, jeśli to ty zabiłeś? Jak bardzo będziesz po tym cierpiał? Jak bardzo obwiniał za wszystko? Jak długo martwa twarz będzie za tobą podążała w snach?
– A ona tego nie robi, bo ta magiczka i tak nie ma szans na normalne życie?
   Zmarszczyłam brwi.
– A co to zmienia?
  Blaise westchnął i zsunął się z łóżka na dywan.
– Wyobraź sobie, Jenn, że przez czyjąś klątwę zacząłem niszczyć i mordować wszystko wokół. Przyjaciel, wróg, rodzina, nieważne. Wiesz, że klątwy nie można cofnąć i pozostanę taki na zawsze. Co zrobisz? Zabijesz mnie, pozwolisz to zrobić innym, czy zostawisz to tak jak jest? – Spojrzał na mnie poważnie. – I będziesz patrzyła, jak ktoś, kogo kochasz, zatraca się w sobie?
   Pytanie zawisło w powietrzu między nami. Zacisnęłam palce na kubku, omal go nie krusząc i próbowałam odegnać rozkoszną wizję Blaisa sprzed oczu. Zamiast tego znów ujrzałam Michaela z dziurą od kłów w brzuchu, a potem uśmiechającą się po raz ostatni, nim ostrze wbiło się w jej szyję.
   Zachłysnęłam się powietrzem, po czym poczułam gorycz w gardle. Blaise już podnosił się zaalarmowany, ale machnęłam ręką.
– Rozumiem, o co ci chodziło, Blaise – mruknęłam. – Wiem, że Alice chcę ją ratować. Ale boję się, że to ją zniszczy. Tak jak... – urwałam.
   Tak jak śmierć Michaela zniszczyła mnie.
   Poczułam, jak Blaise mnie przygarnia i oparłam czoło o jego ramię, wtulając twarz w czerwoną koszulkę. Owinął ręcę wokół mojej talii.
– Wiem, Jenn. Wiem.
   Posiedzieliśmy tak dłuższą chwilę, póki moje emocje nie przestały szaleć i opadły. Wyciągnęłam się, owijając jedną ręką jego kark i przycisnąłm usta do jego. Otulił mój policzek ciepłą dłonią, pogłębiając pocałunek.
– Dobrze, to po co te kulki? – spytał, kiedy zaprzestaliśmy.
– Z ich pomocą i zaklęcią od Kimiko, może będą w stanie odnaleźć Eris lub Yuki. Choć mało to potrzebne, skoro przy otwarciu zrobi chaos stulecia – Wzruszyłam ramionami i położyłam kulki na stoliku, by się ktoś – Izumi – kiedyś na nich nie poślizgnął i skręcił karku.
– Jak to zrobi, to beye pękną, zabijając legendarnych. Nie przeszkadza ci to? – Uniósł brew.
– Nie jestem częścią tego świata.
– Hmm?
– No co? – zirytowałam się. – Też masz zamiar jak to dziecko optymizmu sugerować, że wcale nie jestem tak złą osobą?
– A i owszem – wyszczerzył zęby. – Na pewno śmierć części z nich cię ucieszy, ale czy wszystkich, to wątpię. Na przykład takiej Madoki.
   Zacisnęłam usta i przez moment mordowałam go wzrokiem. Kiedy to stałam się taka łatwa do odczytania? I zaraz, stop, chwileczkę, skąd on wiedział o mojej relacji z Madoką...?
   Kurwa, Izu, jesteś martwy.
– Rusz dupy po mapę Japonii i jej miast – powiedziałam w końcu.
– Oczywiście, kochanie! – Zerwał się na równe nogi i zasalutował. – Widzisz, wcale nie jesteś taka zła!
   Teleportował się, przez co wazon, który miał pizgnąć go w nos, rozbił się o drzwi.

****
    Kimiko odłożyła z westchnięciem grubą ksiegę i czym prędzej wywołała krąg komunikacyjny. Oczekując na odpowiedź, wpatrywała się przez zaokrąglone dwuskrzydłowe okno na ciemne sylwetki drzew wyginane przez podmuchy wiatru. W Monstir najwyraźniej zbierało się na burzę.
– Tak, moja pani? – głos Kaito był lekko trzeszczący pewnie z winy pogody.
– Jak wygląda sytuację? Czujesz czyjąś obecność lub widzisz kogoś?
– Nie, moja pani. Dotychczas jedna osoba opuściła mieszkanie, dokładnie pięć minut temu. Ta dziennikarka. Powinien za nią kogoś posłać?
– Wzięła ze sobą beya?
– Nie, moja pani.
– Więc zostawmy ją – Spojrzała na żółte stronice księgi. – Zgodnie z zapiskami, jakie zachowały się o tym rytuale, to otwarcie bramy nastąpi jutro, gdy słońce zajdzie. Eris musi do tego czasu wykonać ruch. Więc proszę, pozostań w czujności.
– Oczywiście, moja pani.
   Kimiko zakończyła połączenie. Wiedziała, że dla wielu dużo rozsądniejszą opcją byłoby po prostu zabranie Leona do piekła i ukrycia go w jednym z tysiąca skarbców rozsianych po kręgach. Jednak taki ruch mógł skutkować tym, że Eris stworzy więcej posłusznych zabawek takich jak Yuki. Była Plugastwem nie człowiekiem, więc dostanie się do krain magów nie było dla niej już więcej problemem. A rytuał mógł się odbywać co roku. Eris nie podda się tak długo, aż do niego doprowadzi.
   Chyba, że Jenn w końcu porzuci swoją urazę, znajdzie ją szybciej i zabije.
   Władczyni demonów przymknęła oczy. Sama nie była fanką ludzi, ale wiedziała, że są potrzebni dla zachowania równowagi wszystkich światów. Owszem, Jenn doznała z ich strony cierpienia, lecz każdy, kto się do niego przyczynił, był już martwy. Dlaczego ona ciągle nie umie odpuścić?
– Kąpiel gotowa, pani – Służacą jak zawsze pojawiła się niczym widmo koło jej krzesła.
   Kimiko skinęła głową i podniosła się z krzesła, odrzucając włosy na plecy. Potrzebowała choć chwili relaksu, zwłaszcza, że czuła, iż jutro jej nie zazna.

****
   Emiko sama nie wiedziała, co o tym myśleć. Po godzinie męczącego rzucania się po materacu, próbując usnąć, w końcu porzuciła ten pomysł i postanowiła napić się wody. I akurat, gdy przechodziła przez korytarz, zobaczyła, jak Raisa zapina płaszcz. Kobieta od razu ją zauważyła, ale zamiast coś powiedzieć, przyłożyła tylko palec do ust, uśmiechnęła się i wyszła, zostawiając Emiko z milionami niewypowiadzianych pytań.
   A teraz stała w kuchni, wpatrując się tępo w kran i próbując dojść, gdzie dziennikarka mogła pójść. Jasne, to nie były jej sprawy, lecz wątpliwości ciągle gdzieś lgnęły się w tyle głowy. Z ich wcześniejszych poszukiwań dużo nie wyszło, tylko dużo niejasnych legend, ale też niekompletnych czy pourywanych.
   Może Raisa poszła po kogoś, kto znał dużo legend o beyach tak jak Dunamis. Ale jeśli tak, to czemu im nie powiedziała.
   Dziewczyna przełknęła ślinę. Kiedy wróci, zapyta ją. Przecież to nie było nic złego, prawda? W końcu współpracowały.
   Albo tak jej się wydawało...

****
   Księżyc wyglądał dziś wyjątkowo majestatycznie na tle granatowego nieba. Nawet liczne uliczne latarnie oraz mnóstwo telebimów nie zdołały do końca przyćmić jego blasku. Detektyw Kiyoshi oderwał od niego wzrok, kiedy klamka drzwi opadła w dół i stuknęły obcasy.
   Raisa wkroczyła do środka, uśmiechając się żmijowato jak zawsze.
– Dobry wieczór, detektywie – zaszczebiotała.



Ta, wróciłam po dłuższej przerwie i blokadzie pisarskiej xD Łapcie te wymociny, trochę filozofii, nieco inna Jenn...błędy jutro!

3 komentarze:

  1. Melduję, że przeczytałam! I to bez herbaty!! Skandal! Idę parzyć.
    Osamu pokazał pazurki, Jenny w końcu "przyznała" że ktoś ją obchodzi no i nie mogło zabraknąć mojej ukochanej Raisy i to tak strzeliłaś mi nią na samą końcóweczkę. Tylko skakać z radości.
    Wog ostatnio coś robiłam i stwierdziłam, że Raisa to taki Eddie Brock. Pcha nos tam, gdzie nie trzeba, a potem w nagrodę dostaję pasożyta.
    Lilka:*przytuliłaby Jenny i nawciskała jedzenia, ale Bazyl już odwalił robotę*
    Jack: Ale się grzebiesz Jenny*dramatyczna mina* Ach gdzie ta stara dobra krwawa demonica? Bradley popsułeś ją.
    Lilka: Blaise.
    Jack: Jakkolwiek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gratuluję mami i herbatkę rób, rób xD No jak mówiłam, teraz zaczynamy zjazd z górki na pazurki XDD
      Jenn: Co tam gadasz, gówniarzu? *dmucha nos i rzuca w niego osmarkaną chusteczką* Nikt mnie nie popsuł, zresztą przypomin mi, kiedy to ja się śpieszyłam?
      Izu: A o Alice martwią się wszyscy
      Autorka:...
      Haru: Jak jej zniszczysz serio psychikę
      Autorka: *wyjebongo*
      Haru: -_-

      Usuń
    2. Jack: Luz z Alice ten jak mu tam bo nie pamiętam...Peper będzie miał co naprawiać. Chociaż chyba lepiej chyba jakby już nie miała się czym martwić.*do Jenny* Nie rzucaj we mnie swoimi bakteriami powinnaś być bardziej odporna jak na demona. Też pewnie wina Brada bo ci energię życiową zabiera czy coś. Śpieszyć może nie, ale ty ewidentnie sobie rady nie dajesz normalnie już ta cała Erwin powinna leżeć i kwiczeć.
      Lilka: Eris.

      Usuń