sobota, 19 października 2019

A2 Rozdział 37: Twarzą w twarz z monstrum


   Kulki po raz kolejny zderzyły się ze sobą i odjechały w inne strony. Zmarszczyłam brwi, przygryzając wargę.
– Zgaduje, że nie powinno tak być – odezwał się Blaise, wpychając sobie do buzi karmelowy popcorn, po czym poczęstował Yukę.
– Yhym – mruknęłam. – Może robię to źle, ale one nie powinny się tak rozjeżdżać. Zaklęcie od Kimiko ma wyczuć samą osobą, nie pogłos jej mocy. A tutaj wychodzi, jakby była jednocześnie w okolicach Tokio i Nagasaki.
– Teleportacja?
    Pokręciłam głową, urywając zaklęcie. Czarna mgiełka zniknęła sprzed mojej dłoni, a kulki znieruchomiały na nazwach miast. Podrapałam się po policzku.
– Jeśli tak, musiałaby przenosić co chwila z miejsca na miejsce, mowy nie ma, musi oszczędzać energię na ten swój rytuał, by jej przypadkiem nie zabił. Choć w sumie, może jest na tyle głupia...
– Ja bym sugerowała Hypno – oznajmiła Artemis, siadając w pozycji seiza i spalatając ręce na udach. – Eris stworzyła go praktycznie z siebie, więc muszą mieć podobną energię.
– I pachniali podobnie – dorzucił Blaise z pełnymi ustami. Spojrzałam na niego wymownie, na co zareagował tak jak powinien, czyli podał mi kubeł z popcornem.
– To po co Eris w Tokio? – spytałam. – Kaito nie dawał żadnych znaków, by ktoś się zbliżył choćby na krok do narwańca – Nasypałam sobie trochę żarcia do buzi.
   Artemis przygryzła wargę, próbując coś wymyślić, a Blaise jedynie rozłożył ręce. Przynajmniej raz się nie mądrzył, robi chłop postępy, nic tylko poklaskać.
– Czeka na okazję...? – zasugerowała nieśmiało miko.
– Ma kilkanaście godzina i dobrze wie, że tak łatwo nie odpuścimy – Pokręciłam głową. – Robi coś innego... – westchnęłam, nie wierząc, że znowu daję się w to wciągać. Dźgnęłam zwisająca z łożka stopę Blaise. – Ruszaj swoje seksowne poślady po mapę Tokio.


****


      Hibiki Shirai spojrzał bezradnie na swoją córkę, która od chwili przekroczenia progu drzwi nie zatrzymała się nawet na sekundę. Ciągle tylko krążyła po mieszkaniu i uprzednio wyciągając z szafy walizkę, wrzucała do niej najróżniejsze rzeczy. Nie reagowała na żadne pytania, a gdy próbował ją zatrzymać, odepchnęła go z niezwykłą jak na siebie siłą.
   Alice nigdy wcześniej tak się nie zachowywała. Nawet w najgorszych okresach życia. Teraz jednak wyglądała, jakby ostatkami sił powstrzymywała się przed wybuchnięciem. Co się stało jego córce? Czy Grieta coś jej powiedziała?
– Alice...
– Skończyłam – weszła mu w słowo, podnosząc na niego lśniące oczy. Zacisnęła mocniej dłoń na rączce walizki. – Teraz możemy przenieść się do Piekła.
   Myślał, że się przesłyszał albo Alice postanowiła wykręcić mu jakiś przemyślany żart. Jednak gdy ona dalej patrzyła na niego wyczekująco, poczuł ucisk żołądka.
– O czym ty mówisz, kochanie? Do Piekła? – spróbował się zaśmiać, jednak atmosfera cisnęła go w gardle. – Coś się stało?
– Nie ma sensu wchodzić w szczegóły, lecz jutro cały ludzki świat może zmienić się w czysty wymiar mroku – odpowiedziała. – Jeśli tu zostaniesz... – urwała. – Proszę tato, jeśli nic się nie stanie, to będzie tylko jeden ewentualnie dwa dni.
– Ale...do Piekła? Alice, to nie żart, prawda?
– Chciałabym, ale nie. Mówię prawdę.
   Przełknął ślinę. Głupi nie był i zdawał sobie sprawę, że skoro istniały demony, to musiały być też inne rasy. Lecz jeszcze nie zdarzyło mu się, by któraś z nich chciała doprowadzić do masowej zagłady.
   Alice wystawiła dłoń w oczekującym geście. Już miał ją złapać, gdy zawahał się i odwrócił głowę, czując wstyd palący policzki.
– Tato?
– Alice, nie zrozum mnie źle, ale boję się...Piekła – odchrząknął. – Naprawdę nie da się tego zatrzymać? Demony nie są w stanie nic zrobić? Przecież nie mogą być tak obojętne na wyginięcie jednej z ras... prawda? – dokończył niepewnie.
   Zaskoczona mina córki go zabolała i od razu pożałował własnej słabości. Niestety gdzieś w środku cały czas gnieździły się obawy. Zakochał się w Griecie, mimo iż była demonem, lecz po latach, kiedy uczucie się wypaliło, zauważył, jak bardzo ślepy był. Skrzywdziła tak wielu, manipulowała, odrzucała zasady moralne, uważając je za śmieszne.
   Powinnien pamiętać, że nie wszyscy są tacy sami, że ludzie też potrafią być przerażający, ale...ale...
   W porównaniu z demonami ludzie byli tak bezbronni. Słabi. Nieznaczący. Żałośni.
– Nic ci się tam nie stanie – odezwała się Alice. – Ale musimy iść. Nie pozwolę ci tu zostać.
– Kochanie, to naprawdę nie jest dobry pomy...
    Urwał, kiedy uderzyła dłonią o stolik. Poczuł, jak włoski na jego ciele stają dęba, czując rozchodzącą się aurę blondynki.
– Nie mam najmniejszego zamiaru pozwolić ci tu zostać – przemówiła, podnosząc na niego rozpalone oczy. – Nikt nie wie, jak to się potoczy, a nie chcę, żeby coś się komuś stało – przy ostatnim słowu głos jej zadrżał. – Szczególnie jednej z najważniejszych dla mnie osób.
– Alice...
– Lepiej niech pan się posłucha.
   Obydwoje odwrócili głowy i ujrzeli Patricka. Demon opierał się o ścianę, podnosząc dłoń na przywitanie. Uśmiechnął się do Hibikiego, po czym spoważniał, splatając ręce na torsie.
– Kolorowa nigdy nie byłaby tak uparta, jeśli nie działoby się coś groźnego – kontynuował. – Zresztą – westchnął – chyba nie chce pan smucić córki?
   Hibiki zerknął na córkę, lecz ta szybko uciekła spojrzeniem na lampę. W jego głowie coś drgnęło, formując krótką myśl, lecz była zbyt przytłoczona innymi, ważniejszymi, by ją zauważył. Ujął pasek torby i wyciągnął rękę do Alice.
– To chodźmy. Ale błagam, nie każ mi mieszkać z Gretą.
– Już o to zadbałam – wymamrotała.
   Pod ich stopami rozświetlił się błękitny krąg. Alice korzystając z zdezorientowania rodziciela, spojrzała na Patricka.
– Dziękuje – szepnęła.
   Chłopak w odpowiedzi mrugnął.


****


   Płynęła przez ciemną morską toń, szukając klucza, który upuściła. Co chwila jakieś drobne wodne stworzonka ocierały się o nią lub uderzały w ramiona i nogi, noszone pędem prądu. Nagle, gdy już udało jej się spostrzec błysk złota przy zmuroszałym pale od mostka, zaczęła słyszeć słumione głosy za sobą. Obróciła głowę i zmrużyła oczy, kiedy zalało ją światło.
– No wreszcie się budzisz, księżniczko – rzekł czyjś kąśliwy głos.
   Emiko zerwała się, mrugając gwałtownie. Przez chwilę patrzyła tępo na twarz Kyoyi, zastanawiając się, jakim cudem zdążył ją dogonić w głębinie. Dopiero gdy oszołomienie minęło, dotarło do niej, że chłopak trzyma w ręce jej dzwoniący telefon. Głos wokalistki Icon for Hire odbijał się od ścian pokoju.
– Wycisz to z łaski swojej – warknął. – Chcę się wyspać, nim wróci ta cholerna dziennikarka.
   Ugryzła się w język, zduszając uwagę o tym, że Raisa mu pomogła i zajęła się komórką. Na widok siedmiu nieodebranych połączeń od mamy i dwóch od dziadka ścisnęło ją w dołku, ale następna rzecz sprawiła, że pociemniało jej przed oczami.
   Sms od ojca.
   Drżącymi palcami kliknęła w ikonkę.
Od: Tata o 3:15
Emiko, dowiedziałem się wszystkiego. Raisa opowiedziała mi o waszej współpracy w szczegółach. Jestem tobą zawiedzony, jednak to nie rozmowa na telefon. Przyjdź do mojego biura, gdy tylko wstaniesz. Przyprowadź ze sobą swoich kolegów.
    Litery latały jej przed oczami, a krew szumiała coraz głośniej w głowie. Nie mogła w to uwierzyć. Zacisnęła mocno dłoń na telefonie, oddychając ciężko. Raisa ją zdradziła...Dlatego wyszła, nikomu nic nie mówiąc!
   Rzuciła komórkę o materac i złapała się za głowę. Jak mogła być tak głupia?! Raisa zrobiłaby wszystko, żeby zdobyć dla siebie cenne informacje! Wykorzystała ją jako cennego pionka!
   Odchyliła głowę. Miała chęć, by się rozpłakać nad własną ignorancją lub zacząć krzyczeć, aż do ochrypnięcia. Nie chcąc sprowadzać sobie na głowę wściekłego Tategamiego ani nie musieć się mu potem pokazać z zapuchniętymi oczyma, zaczęła uderzać pięściami w poduszki. W głowie stworzyła sobie obraz uśmiechniętej Raisy, przez co jej ciosy zaczęła nabierać na sile.
   Po jakimś kwadransie zaprzestała i spojrzała na godzinę. Dochodziła szósta. Ojciec na pewno nie zaśnie, póki ona tam nie przyjdzie.
   Jeśli już była tak głupia, że zaufała Raisie, to teraz musi ponieść tego konsekwencje. Nie może uciekać. Nie może być jak dziecko.
   Poklepała się po policzkach, po czym podniosła z łóżka. Wyszła z pokoju i od razu skierowała się ku łazience. W przelocie przywitała się z Nilem, który siedział w kuchni z książką, oraz minęła chrapiącego w najlepsze Kyoyę na salonowej kanapie.
   Z nimi będzie problem, bo jak niby miała ich przekonać, żeby szli z nią do ojca? Powiedzieć, że dziennikarka, którą tak zachwalała, okazała się przekupną szmatą? Nieprzyjemne uczucie wstydu zakłuło ją w gardle. Wyjdzie na idiotkę. 
   Zatrzymała się przed drzwiami od łazienki i gwałtownie zawróciła. Nie, żadnych uników. Nie miała już dziesięciu lat, najwyższy czas by schowała dumę do kieszeni.
   Weszła do salonu, złapała najbliższą poduszkę i bez ceregieli trzepnęła nią w zieloną grzywę. Nie musiała długo czekać, by Kyoya zerwał się do góry.
– Oszalałaś?! – syknął. – Czego?
– Raisa nas wydała – poinformowała go spokojnie. – Nawiązała współpracę z moim ojcem, więc mamy do niego iść, jak tylko się ogarnę.
– Heh, to rzeczywiście fantastyczne śledztwo i ratunek. Skończyło się, zanim się zaczęło – zadrwił, patrząc na nią z złośliwą uciechą.
   Opanowała zawstydzenie i tylko wzięła wdech.
– Tak czy siak to ty mi zaufałeś – zauważyła, po czym dodała szybko, widząc, jak mruży powieki. – Idziemy do ojca, więc się zbieraj – machnęła ręką w kierunku jego rzeczy. – I przekaż Nilowi z łaski swojej.
– Niby czemu mamy z tobą iść? To twój tatusiek.
– Zawsze możesz też wrócić do WBBA. A raczej do jego zgliszcz – odparła, uśmiechając się cierpko, po czym wyszła.


****

  
   Pomimo wczesnej pory metro było już zatłoczone. Wpółprzytomni pracownicy korporacji, nauczyciele, uczniowie i studenci stali jeden koło drugiego, bohatersko próbując nie zasnąć lub wpatrując się w jasne ekrany telefonów. Emiko została wciśnięta w kąt, gdzie z jednej strony był słup, a z drugiej plecy Kyoyi oraz Nila.
  Błogosławiła małe dawki snu oraz wczesną porę,bo to głównie dzięki nim udało jej się ich jakoś szybko wyciągnąć z mieszkania. Co prawda Tategami był wyjątkowo gburowaty i wręcz wepchnął ją do wagonu, ale przynajmniej przestał się jej czepiać. Nil natomiast problemem wielkim nie był i nawet bez protestów się zgodził, jednak wyglądał, jakby miał zaraz zamiar przenieść się na drugą stronę.
   Ziewnęła dyskretnie, osłaniając usta dłonią. Z każdym nowym komunikatem o kolejnej stacji, narastał w niej stres. Jak bardzo ojciec był zły? Co jej powie? Zagryzła wargę i otuliła się ramionami. Zjebała na całej linii.
   I jeszcze ten Shiro. Teraz ojciec musiał wiedzieć, że jeśli była wczoraj w WBBA, to go spotkała. Przełknęła ślinę. Zataiła przed nim tak ważną informację...
    Nagle pociąg gwałtownie zahamował, a ona wyrwana z rozmyślań, poleciała łeb na szyję do przodu. Jedną ręką zahaczyła o kaptur bluzy Nila, a nosem zaryła w plecy Kyoyi. Syknęła.
– Żyjesz? – spytał Nil, stawiając ją do pionu. Tategami nawet nie odwrócił głowy.
– Tak, straciłam równowagę – mruknęła przepraszająco.
– Gracja baleriny – skometował Kyoya, dalej się nie ruszając.
   Drgnęła jej brew, lecz wstrzymała się przed sprzedaniem mu kopniaka. Może zrobi to, gdy wysiądą. Póki co przylepiła się do słupa, pomna nie puszczać go, aż nie wysiądą.
   Do wysiadki doszło pół godziny później, kiedy Emiko była już tak zjedzona przez stres, że zapomniało o zemście na Tategamim.
– To prowadź – mruknął Kyoya. – Załatwmy to szybko.
   Skinęła głową i zaczęła wspinać się po betonowych schodach. Od razu po wyjściu na powierzchnię, zimny wiatr smagnął ją w twarz, powodując dreszcze. Ciemne chmury zakrywajacę niebo jedynie wzmagały jej przerażenie. Zupełnie jakby pogoda przepowiadała jej stan ojca.
   Droga do budynku, gdzie znajdowała się agencja ojca, nie była długa. Po około dziesięciu minutach ukazał im się stojący na lekkim uboczu dwupiętrowy gmach pomalowany na ciemny brąz i otoczony czarnym płotem. Emiko nacisnęła klamkę bramy, kiedy przeszyło ją przeczucie, że ktoś na nią intensywnie patrzy.
   Rozejrzała się dookoła, lecz nikogo w pobliżu nie było. Uczucie zniknęło. Spostrzegła, że Kyoya też się spiął.
   Przeszli wykładaną kamyczkami dróżką, po czym Emiko zapukała do błyszczących drzwi. Nikt nie odpowiedział. Poczuła, jak gula rośnie jej w gardle. U ojca cisza była znakiem furii. Wzięła głęboki wdech i weszła do środka. Kyoya i Nil podążyli za nią.
   W przedpokoju paliła się boczna lampa w zielonym kloszu. Na wieszku wisiał kaszmirowy płaszcz Raisy oraz jej szal, jednak kobieta nie wyszła im na powitanie. Ogień trzeszczał w kominku, jednak był to jedyny odgłos.
– Jesteś pewna, że twój ojciec tu jest? – spytał Nil, marszcząc brwi.
– Tak, z pewnością – szepnęła, przygnieciona ciszą. – Takie milczenie nie wróży u niego niczego dobrego. Musi być wściekły.
   Drzwi z prostą tabliczką „Hayato Kiyoshi – prywatny detektyw” były lekko uchylone niczym drogowskaz, gdzie mają iść.
– Będziesz się tak modliła czy... – zaczął Kyoya.
– Zamknij się – prychnęła i ruszyła do gabinetu.
   Pewnym ruchem złapała za klamkę i przekroczyła próg. Nie zdążyła podnieść głowy, kiedy coś zimnego trzasnęło ją w plecy i sprawiło, że potoczyła się po podłodze. Usłyszała okrzyk chłopaków urwany przez trzask drzwi.
   Podniosła głowę. Gabinet był pogrążony w półmroku i nigdzie nie widziała ojca ani Raisy. Co się dzieje?
   Wstała i cofnęła się o krok, rozglądając, czy nikt nie czai się w rogach pomieszczenia. Pusto.   Nagle w nozdrza uderzył ją specyficzny nieco mdły zapach, przez który przed oczami pojawił jej się obraz trupa w WBBA. Żółć uderzyła ją w gardło.
   Usłyszała, jakby coś trzeszczało i obróciła się. Poczuła, jak oblewa ją pot na widok połacia lodu skuwającego drzwi z framugę. Cały gabinet wypełniło zimno.
   Nie miała przy sobie broni ani żadnego użytecznego przedmiotu poza telefonem. Walcząc z paniką, wyjęła go i zaczęła stukać numer policji, kiedy fotel przy biurku zaskrzypiał i obrócił się.
   Raisa uśmiechnęła się do niej, po czym splotła dłonie w koszyk i ułożyła na nich brodę.
– Dzień dobry, Emiko – chan – przemówiła. Oczy wężą w branstoletce błyszczały jak małe węgielki.
   Dziewczynie na ułamek sekundy szok odebrał mowę. Wpatrywała się w kobietę niczym w ducha, po czym potrząsnęła głową.
– Co to ma znaczyć?! – wrzasnęła, nie siląc się na uprzejmość. – Co ty tu robisz? Gdzie jest mój ojciec?! – Nie panując nad sobą, rzuciła kluczami w kobietę. Ta spokojnie odchyliła się, unikając ich. Pęk uderzył w szybę. – Mów w tej chwili, gdzie jest mój ojciec suko!
   Raisa roześmiała się. Emiko zatrzęsła się i już miała się na nią rzucić, kiedy dziennikarka wstała. Okrążyła biurko, stukając obcasami.
– Po co ta złość, Emiko – chan? – spytała, wydymając policzki. – I te bolesne wyzwiska?
– Przestań grać, zanim rozwalę ci ten cholerny ryj – wycedziła Emiko, zaciskając pięści.
– Przecież daję ci to, czego tak pragnęłaś – głos Raisy stawał się coraz piskliwszy i rozbawiony. Kobieta stanęła. Emiko zdawało się, jakby jej twarz zafalowała – Prawdę – Wcisnęła włącznik światła.
   Emiko zmrużyła na moment oczy przez jasność, która zalała pomieszczenie. Gdy wzrok jej się wyostrzył, przed nią nie stała już Raisa. Zamrugała kilka razy, lecz to nic nie dawało. Kobieta ubrana była w zieloną spódnicę i czarną koszulę Raisy, jednak jej twarz była inna. Miała szkarłatne oczy o tęczówkach jak kot, jasną jak mleko karnację i brązowe włosy opadające miękki puklami na ramiona. Jednak najgorsze były jej zęby. Ostre, wyglądające jak z metalu.
– Kim ty...jesteś?
– Złodziejką ciała Raisy – odparła nieznajoma.
   Emiko nie zadawała więcej pytań, kiedy z sufitu skapnęła kropla krwi. Wszystkie mięśnie jej skostniały, jedynie oczy spojrzały ku górze.
   Krzyk zamarł jej w gardle.
   Jej ojciec był przywiązany do jednego z dwóch żyrandolów. Na skórze miał wyryte symbole takie jak poprzednie symbole, a napis „Królestwo wróciło” biegł poprzek jego torsu. Jedna z rąk zwisała bezwładnie, prezentując powykręcane we wszystkie strony palce. Gdzieniegdzie prześwitywały kości.
   Łzy ciekły jej po policzkach, wymioty cisnęły do gardła, lecz skierowała oczy ku jego twarzy.
   Zwymiotowała.
   W oczodoły miał wbite dwa długopisy. Usta zastygłe w okrzyku cierpienia.
–A tak przy okazji, zwę się Eris i muszę podziękować ci i ojcu za rozrywkę.
   Poczuła mocny uścisk na podbródku w dłoń, po czym kobieta, a raczej potwór brutalnie zadarła go góry. Uśmiechnęła się do niej, oblizując wargi.
– Uwielbiam takie reakcje – Nachyliła się do jej ucha. – Nee, jak ty będziesz krzyczała, Emiko – chan?



Błędy i podsumowanie jutro!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz