Powoli czarna
skorupa nocy zaczęła pękać, przepuszczając delikatne świetliste promienie. Mimo
to większość miasta była pogrążona w głębokim śnie i dopiero niektórzy z
niezadowoleniem podnosili rozczochrane głowy i wpatrywały się z bólem w budzik.
Jednak znalazły się dwie postacie, które już w szybkim tempie wspinały się po
schodach pożarowych budynku w pobliżu WBBA. Ich długie płaszcze łopotały na
wietrze, a kaptury co chwila spadały im z głów. Wczołgali się na dach i schowali przed czujnym okiem kamer za
potężnymi klimatyzatorami.
– Phe, moja fryzura! – skrzywił się Osamu, przejeżdżając
dłonią po włosach.
– Chaotyczna jak zawsze – westchnęła Mari i wywróciła
oczami.
– No dzięki, laleczko.
Wiatr wzbierał na
sile i Odaka musiała się mocniej zaprzeć, by się nie wywrócić. Pasek, do
którego miała przymocowaną kaburę, wżynała jej się boleśnie w udo, a pokrowiec
na nóż obcierał plecy. Osamu wyciągnął telefon i spojrzał na godzinę, po czym
delikatnie się wychylił.
– Zostały cztery minuty, mam już strzelić w kamerę? –
zerknął ma Mari
– Poczekaj, muszą mieć jak najmniej czasu na reakcję.
Chłopak skinął
głową i zsunął po ścianę klimatyzatora, siadając po turecku. Wyjęli kuczery,
umocowali beye i zdjęli płaszcze, które mogły im przeszkadzać. Zarówno na
skórze Osamu jak i Odaki pojawiły się purpurowe żyłki, lecz u Sugity
występowały też miejscami czarne przebarwienia. Martwiły one jego partnerkę,
tym bardziej, że Ciemność wydawała się dziwne uradowana, gdy je zobaczyła.
Mari potrząsnęła
głową. Nie było teraz czasu rozwodzić się nad tą sprawą. Dzieliło ją już kilka
kroków od zobaczenia brata!
– Pamiętasz plan, laleczko? Nie obawiaj się atakować, jak
coś – klepnął ją w udo, za co trzepnęła go w łapę. Wyszczerzył zęby.
– O mnie się nie bój – prychnęła. – Pamiętaj tylko, żeby
zabrać wszystkie – Spojrzała na telefon. – Już.
Słońce wyłoniło się
zza horyzontu, w skutek czego skorupa nocy posypała się na kawałki. Światło
błysnęło w dwóch beyach, które pędziły tuż za czarną strużką energii
wystrzeloną z palców Osamu. Kamera pękła z trzaskiem.
– Metil, Płaczący Klaun!
– Dospin, Kieł Chaosu!
Błękitna wstęga
zaczęła przeplatać się ze srebrną, po czym wspólnie uderzyły koło drugiego okna
od lewej na szóstym piętrze. Tynk poszybował ku ziemi, alarm zaczął wyć, a
czerwone światło momentalnie wypełniło cały budynek.
Sugita rozwarł
dłoń, po której zatańczyła czarna energia, po czym okręciła się, przybierając
kształt smoczej głowy.
– Idziemy, laleczko.
****
O tej samej
godzinie Kaito siedział z nogą założoną na nogę szczycie Tokio Tower.
Rozpościerał mu się stamtąd świetny widok na miasto. Dym z jego papierosa
płynął ku świtającemu niebu, lecz gdy wiatr zmienił kierunek, buchnął mu prosto
w twarz. Demon zakaszlał kilka razy, po czym z westchnięciem oparł brodę o
dłoń. Uwielbiał długo spać, lecz dziś jego królowa kazała mu już od trzeciej
obserwować WBBA. Ufał jej przeczuciom i wiedział, czemu była taka gorliwa w tej
sprawie, jednak nie zmieniało to faktu, że był znudzony.
Aż nagle z
pogrążonego w sennej marze miasta wydobył się odór śmierci. Z każdą sekundą
nasilał się i zdawał rozprzestrzeniać. Kaito rozłożył skrzydła, odbił się, aż
metalowa siatka trzasnęła i poszybował w kierunku najintensywniejszej fali.
Zatrzymał się tuż nad ziemią, marszcząc nos.
Pustą uliczką
szły, a raczej ciągnęły się stworzenia o czarnej miejscami zaropiałej skórze.
Białka oczu wpatrywały się w niewidoczny punkt na horyzoncie, a po ich ciałach
ślizgały się fioletowe strużki. Do tego jeszcze pachniały niemal jak
rozkładające się zwłoki.
Stanął na chodniku.
Istoty zatrzymały się i jednocześnie odchyliły ręce, w których zebrały się
fioletowe strużki, zmieniając się w kule energii.
– Mroczna siła, czyż nie? – zagadnął, lecz stworzenia tylko
zarzęziły w odpowiedzi i cisnęły w niego kulami.
Osłonił się tarczą,
po czym odbił od ziemi, wyjmując zza paska sztylet. Zgrabnym ruchami rozciął
sześć gardeł. Trysnęła czarna maź i istoty na moment padły na ziemię, lale
zaraz znów spróbowały się podnieść. W ich kręgosłupach rozbłysło słabe
purpurowe światełko. Kaito westchnął i uniósł dłoń.
– Obice – Ukrył swą obecność, po czym dopiero aktywował
kolejne zaklęcie. – Ignis infernales*.
Czerwone płomienie
wybuchnęły pod stopami istot w sekundę, obejmując ich ciała i wżerając się w
ciało. Z gardeł zaczęły wydostawać się agonalne wrzaski, a fioletowe wstęgi
próbowały wchłonąć ogień, lecz ich próby spływały na niczym. Groteskowe ciała w
szybkim tempie niknęły w oczach, rozpadając się na proch. Kaito wywołał pieczęć
informującą.
– Przekażcie naszemu władcy i władczyni, że w Tokio pojawiły
się dziwne istoty mogące korzystać z niskiej formy magii – powiedział i zerknął
na kupki popiołu. – Jest ich duża ilość i
wydaje mi się, że to zmodyfikowane ludzkie ciała. Przyślijcie kilka osób
do uprzątnięcia tego.
Wtedy właśnie
ujrzał na niebie dym, który płynął ze zniszczonego kawałka WBBA.
****
Właśnie miałam sięgnąć po jajko wysadzane
diamentami, kiedy usłyszałam muzykę i całe sen szlag trafił. Wszystkie moje
zmysły powróciły do rzeczywistości. Poczułam, że leżałam na czymś ciepłym, co
unosiło się i opadało. Otworzyłam oczy. To była klatka piersiowa Blaisa, a jego
koszulka miała na sobie mały mojej śliny. Demon dalej spał w najlepsze, więc go
nie budziłam, tylko ostrożnie zabrałam jego rekę z talii i zeszłam z kanapy.
Czułam się mocno przyjarana po tej drzemce i chwiejnie, drapiąc się po głowie,
zaczęłam się kręcić i szukać źródła muzyki
Zdążyłam przywalić
czołem w framugę i prawie wywinąć efektownego orła, nim wygrzebałam z kołdry
swój telefon. Na widok godziny jęknęłam, gdyż była dopiero koło piątej nad
ranem.
– Tak, Izu? – spytałam, odbierając – Jeśli chodzi o Artemis,
to ciągle nie czuję, by wróciła. A i jestem umierająca.
– To dość tematycznie, bo po Tokio kręci się trochę takich
żywych trupów – odparł rudzielec.
– Że co? – mruknęłam, padając plecami na łóżko. – Apokalipsa
zombie się nagle zrobiła? W przeciągu kilku godzin?
– No prawie i jeszcze WBBA zostało napadnięte. Kaito mówi,
byś zebrała dupę, bo rozpętało się małe bajlando.
Czas, stop, moment
kurwa! Jakie żywy trupy? Jaki napad na WBBA? Po co? Jak?! Przytrzymałam za
czoło Blaisa, który się obudził i chyba teraz zamierzał mnie pocałować, i
próbowałam choć trochę ogarnąć.
Ale dane mi to nie
było, bo w tym samym momencie mój bey zapłonął na fioletowe, po czym wypadła z
niego zaaferowana Artemis. Aż syknęłam z bólu, czując, jak nasza wieź wraca do
normy. Miko niemal zrzuciła z łóżka Blaisa i złapała mnie za ramiona, mocno
wpijając paznokcie.
– Wiem, co planuje Eris – Potrząsnęła mną, mocno
spanikowana. Dyszała ciężko. – Musimy lecieć do WBBA, teraz już!
Skołowana byłam bez
reszty, a mój mózg otępiały po drzemce wcale nie pomagał. To patrzyłam na
Artemis to na telefon, gdy w końcu Blaise wyjął mi komórkę z ręki.
– Będziemy za pięć minut. – Chwila ciszy. Ziewnął i podrapał
się po karku. – Okej, już ją ogarniam i nie, nie robiliśmy, spała.
Zmrużyłam oczy, na
co wyszczerzył zęby i rozłączył się. Klepnął mnie w udo.
– Budzimy się, Jenn. Mamy niezły cyrk na głowie.
Pokiwałam głową i
spojrzałam na miko, która wpatrywała się we mnie z napięciem. Dałam jej w łeb.
– Za co?! – wykrzyknęła z wyrzutem, puszczając mnie.
– Bo mnie, kryzysie wieku średniego, zostawiłaś, wiesz, co
ja przeżyłam?! – warknęłam, podnosząc się. Zrzuciłam koszulkę, idąc do szafy.
– A ja? Sama z Eris?! Zresztą spałaś!
– Bo takie nerwy miałam!
– No jasne, a ja mam roczek!
Spiorunowałyśmy się
wzrokiem, po czym uśmiechnęłyśmy. Miko westchnęła, wygładziła swoje kimono i
podniosła, a ja przebrałam w bokserkę i wystrzępione szorty. Trupy nie trupy
nie będę łaziła po ulicach, wyglądając na jak żul, mam swój honor!
– Hypno pomaga Eris i to jej syn.
Zakrztusiłam się i
zakaszlałam kilka razy.
– Takie stare próchno?!
– Nie w takim sensie, ona go stworzyła – poprawiła się.
Więcej powiedzieć
nie zdążyła, bo wrócił Blaise. Rzucił mi katanę i posłał miko promienny
uśmiech.
– Może później szczegóły, bo czas nas nagli, moje panie.
****
Emiko cały czas
przed oczami miała neonowe zielone liczby układające się w godzinę 5:06, bo
dokładnie o tej usłyszała pierwszy wybuch, który wyrwał ją ze snu. Nawet nie
pamiętała, że zasnęła, lecz teraz nie to było najważniejsze! Całym korytarzem
zatrzęsło, przez co się zachwiała. Ściana przed nią wybuchła i wyleciały z niej
dwa ścierające się beye. Po chwili pojawili się też bleyderze czyli rozjuszony
Kyoya oraz dziewczyna o szmaragdowych włosach. Mari Odaka.
– Ej, spadaj stąd! – warknął w jej stronę Kyoya. –
Przeszkadzasz mi!
Nawet nie
pomyślała, by się odgryźć, tylko czym prędzej popędziła w lewo, gdzie póki co
było spokojnie. Wpadła na wąskie, kręte schody i zaczęła nimi schodzić. Serce
dudniło jej głośno, a myśli szalały, przez co czuła już lekki ból głowy.
Telefon wibrował, lecz to ignorowała. Najpierw musiała się wydostać stąd bez
szkód. Jej ojciec... wmówiła mu, że śpi u przyjaciółki, więc jeśli teraz się
wszystko wyda!
Wypadła na
przestronną salę, gdzie znajdowały się windy oraz wyjście ewakuacyjne.
Odetchnęła z ulgą i już miała łapać klamkę, gdy ujrzała, kto stał po drugiej
stronie i zamarła.
Wyglądał bardziej
ponuro niż zwykle, lecz tych białych włosów ani maski na twarzy nie mogła z
niczym pomylić. Jeśli on tu jest...Przełknęła ślinę i cofnęła się o parę
kroków. Shiro nacisnął klamkę i wszedł, po czym spojrzał na nią. Chłodno, bez
emocji.
Wtedy coś ją
uderzyło. Przecież panował tu taki chaos i to wywołany przez bleyderów, więc
czemu ojciec nie wziął Shiro ze sobą? A jeśli jeszcze nie zdążył tu przyjechać,
to czemu chłopak już wchodził, a nie czekał? Nie odrywając wzroku od chłopaka,
sięgnęła po telefon i odblokowała go palcem. Rzuciła okiem na wyświetlacz i
poczuła, jak oblewa ją zimny pot.
Od: Tata o 5:12
Widziałaś może Shiro? Nie odbiera ode mnie
telefonu ani nie odpisuje, a mamy akcję.
Usłyszała odgłos
odbezpieczania pistoletu i gdy podniosła oczy, ujrzała zionącą ciemnością lufę
wycelowaną prosto w czoło. Skamieniała niezdolna do krzyku czy choćby wydobycia
głosu. Shiro dalej tylko patrzył. Chciał ją zabić? Ale... ale czemu?
– Wyjdź stąd.
– Co? – spytała słabo. Zawartość żołądka podchodziła jej
coraz wyżej.
– Wyjdź – warknął. – I nawet nie waż się wrócić, bo
przestrzelę twój jebany łeb.
Po raz pierwszy w
życiu ujrzała jakąś jego emocję. Zielonkawe oczy zapłonęły niebezpiecznie, a całą twarz wykrzywił w grymasie. Wolno, krok za krokiem, kierowała się ku drzwiom.
Naprawdę ją puści? Czy może tylko okrutnie się z nią bawił?
Nagle strzelił tuż
koło jej stopy. Wrzasnęła, padając na kolana.
– Wleczesz się – syknął, znów kierując na nią lufę. – Nie mam
całego dnia. Spierdalaj! Już!
Na czworaka, czując
już łzy w kącikach oczu, wpadła w drzwi. Nacisnęła je łokciem, zrobiła
pokraczny obrót i uderzyła ramieniem w ścianę budynku. Jak pijana odeszła
kawałek, po czym padła na kolana, łapiąc dłońmi krawędzie kosza i zwymiotowała.
Gorzka żółć przelatująca przez jej gardło i tak była niczym w porównaniu do
przerażenia i terroru, które przeżyła przez tą krótką chwilę. Była o krok od
śmierci, a Shiro...Shiro...
Kiedy poczuła, że
żołądek jest już pusty, osunęła się na chodnik i oparła głową o śmietnik.
Wzięła telefon i wystukała krótkiego sms’a o pomoc do Raisy. Potrzebowała teraz
kogokolwiek. Kogokolwiek...
****
Izu miał rację,
zrobiło się niezłe bajlando. Razem z Blaisem wylądowaliśmy koło Teradów, którzy
właśnie obserwowali trzy kupki popiołów, jakby miały zaraz się odbudować i znów
ruszyć do ataku. W oddali było widać jeszcze kilkanaście tych ślicznotek.
Pachniały niemal identycznie jak tamte gluty, lecz mrok w ich wnętrzach był
intensywniejszy.
– Dość słabiutka ta armia Eris – stwierdziłam, wysuwając
katanę z tsuki.
Paskudom chyba się
to nie spodobało, bo posłały na mnie dwie wijące się wstęgi mrocznej mocy.
Wywróciłam oczami i odginając nadgarstek w lewo, rozcięłam ją na pół, po czym
drugą dłonią aktywowałam rubinowy krąg.
– Exitium.
Strzępy asfaltu
poleciały na boki, natomiast ku powietrzu wzbiły się oderwane kończyny. Zrobiły
kilka obrotów, rozrzucając wkoło czarną maź i plasnęły o ziemię.
– Błagam, nie z takim rozrzutem, to nowa koszula – jęknął Blaise,
po którego barierze spływała spokojnie głowa.
– Ups, wybacz – rozłożyłam ręce, szczerząc zęby.
– Jest słabiutka – przytaknęła mi Haru, rozwalając kark
trzem za pomocą dwóch kul. – Ale dość liczna.
– No i śmierdząca – dorzucił Izu, rzucając purpurową kulą. –
Bum, headshot!
– Mówiłem, bez rozmachu – westchnął Blaise, wyciągając swój
lekko zakrzywiony sztylet. Ugiął lekko kolana, odsunął prawą stopę i odbił się.
Sekundę później znajdował się kilka metrów dalej, a ku górze wystrzeliły
kolejne odcięte tułowia.
Artemis uderzyła
toporem o ziemię, w skutek czego fala uderzeniowa pchnęła paskudy w jedno
miejsce. Dokończyłam roboty, ciskając w niej fioletowym płomieniem.
– Nie ma sensu się z nimi użerać – powiedziała miko. – Jeśli
Eris odzyska Nemesis i zabierze resztę Legendarnych beyi, to będzie dopiero cyrk!
– Ooo wycieczka do WBBA? – Izumiemu zaświeciły się oczy – Ja
się piszę! – Podniósł rękę.
– Ja zostanę, ktoś mu się tego pozbyć – mruknęła Haru,
pokazując na paskudy. – Będą dobrymi tarczami strzelniczymi.
– A ja pomogę pięknej pani – zaoferował Blaise, uśmiechając
się szarmancko. – Kto wie, może Damon będzie zainteresowany tym.. czymś –
Podrapał się sztyletem po skroni.
– Nie liczyłabym na podwyżkę – Zbiłam jego nadzieję, wraz z
Izu rozłożyliśmy skrzydła i wzbiliśmy ku niebu.
****
Laska Uranii
rozbłysła, po czym złoty promień dosłownie roztopił wejście do sali, gdzie
przechowywano Nemesis. Co prawda byli tam czterej uzbrojeni ochroniarze, lecz
nie byli w stanie nic zrobić, kiedy z Shiro wypłynęła fioletowa wiązka, która
szybkim machnięciem wbiła ich w ziemię, odbierając przytomność i krusząc kości.
To samo zaraz stało się ze drzwiami wykonanymi z grubych stalowych płyt. Wpadły
do środka, po drodze rozbijając niektóre fioletowe kryształy.
– Uważaj, Shiro – powiedziała cicho Urania, wchodząc za
swoim bleyderem. – Czuję tu bardzo silną energię.
– Spokojnie, Uranio – przemówił łagodnie Konoe i wyciągnął z
szerokiej kieszeni bluzy niewielką szkatułkę. – Wszystko jest pod kontrolą.
Podeszli do góry
kryształów, na której szczycie znajdował się zapieczętowany Nemesis. Urania
laską rozbiła je na mniejsze kawałki i podała ten z beyem Shiro. Poczuła, jakby
coś próbowało ją złapać za przegub i wzdrygnęła się. Dusza Nemesis wiła się w
środku, duszona przez furię, czuła to wyraźnie. Ale skoro było to potrzebne do
uszczęśliwienia Shiro, to trudno, jakoś to zdzierży.
Wtem całe jej ciało
przeszyła inna energia. Elegancka ciemność kroczyła tu. Zacisnęła mocniej palce
na lasce i obróciła się, osłaniając sobą Shiro. U wejścia zatrzymała się
Artemis z toporem opartym o ramię. Skrzywiła się wyraźnie na ich widok, ale
szczęśliwie nie było wraz z nią bleyderki, więc póki co Shiro był bezpieczny.
– Ty – wycedziła przez
zęby, unosząc laskę. Czerwony kryształ rozgorzał szkarłatnym światłem. – Aż tak
ci śpieszno umrzeć?
W odpowiedzi miko
wytworzyła czarny obłok, po czym w niego dmuchnęła. W sekundę całe
pomieszczenie objęła ciemność, lecz Urania nie dała się podejść i zamknęła
oczy. Usłyszała szelest materiału nad sobą, co jej wystarczyło by zablokować
ostrze toporu. Przez chwilę siłowały się, aż iskry tryskały na boki, po czym
odskoczyły od siebie.
– Chcę tylko, byście mi oddali Nemesis. Nie zdajesz sobie
spawy, co robisz, a podobno jesteś ode mnie starsza – przemówiła Artemis.
– Doskonale wiem, po co Ciemności Nemesis – prychnęła w
odpowiedzi, gotując się do kolejnego ciosu.
Artemis uniosła brew
i uniosła topór. Otoczyła go fioletowa poświata, która z każdą chwilą stawała
się coraz intensywniejsza.
– Czyli po prostu jesteś głupia, huh – westchnęła. – Cóż,
więc zrobię to siłą.
****
Do tej pory nie
zdawała sobie sprawy, jak dużą mocą obdarzyła ich Ciemność. Ani razu nie użyła
pistoletu czy noża, gdyż wystarczyło jedno jej skinienie, a purpurowe wiązki
same atakowały wybraną osobę. Nawet się przy tym nie męczyła, natomiast jej
torebkę już wypełniały trzy beye. Agumy, Dunamisa oraz Chrisa. Trzej bleyderzy
spoczywali gdzieś na dole. Raczej ich nie zabiła, lecz szczerze to nie
wiedziała, gdyż nie panowała, jak mocno mroczna moc atakuje. Cóż, Ciemność
mówiła, że to obojętne, tak zdechnę wcześniej czy później.
Jednak Tategami był
twardszy. Choć Metil niemal rozkruszył na kawałki energy ring jego beya, to ten
go przywołał i zaczął przed nią uciekać. Machnęła ręką i fioletowy strumień
przebił łydkę chłopaka. Ten zaklął głośnie i się zachwiał, lecz nie upadł.
Westchnęła, kręcąc głową.
– Sam sobie to utrudniasz – powiedziała, zeskakując z
poręczy.
– Pierdol się – syknął.
– Metil!
Jej bey wyskoczył
przed nią i klaun wyrzucił cztery karty karo przed siebie. Zamieniły się one w
srebrne strugi, które z hukiem uderzyły w korytarz, gdzie chciał wbiec Kyoya.
Sufit zapadł się, odcinając drogę. Chłopak zwolnił, co od razu wykorzystała,
wyciągając nóż. Światło lamp prześlizgnęło się po ostrzu.
Nagle usłyszała
rumor i dźwięk odpalania kuczera. Uchyliła głowę, unikając ataku dwóch z pięciu
beyów. Agenci otoczyli ją szczelnym pierścieniem, zasłaniając Kyoyę. Poczuła, jak
zaczyna się w niej gotować. Była tak blisko, to była jej ostatnia ofiara na
liście!
Metil ponownie użył
swojego ataku, a ona utworzyła niewielką fioletową kulkę, w której środku wiła
się czarna struga. Poczuła krótki ból w kręgosłupie, lecz go zignorowała i
rzuciła nią w pierwszego z brzegu agenta. Trafiła go w bok, przez co ten pchany
siłą odrzutu wpadł na drugiego. Nie czekała długo, lecz wykorzystała lukę, a
Metil ją osłonił.
Kyoya był ranny,
więc nie zdążył dotrzeć do windy. Skoczyła, łapiąc go za tył koszulki, jednak
nie przewidziała kopnięcia w tył. Zacisnęła zęby, czując ból dolnej szczęki.
Potoczyli się po podłodze. Błyskawicznie się podniosła i już miała zamiar
poszerzyć blizny pod oczami chłopaka, kiedy ktoś ujął ją za przegub. Nie
zdążyła się odwrócić, gdy osobnik kopnął ją w biodro z potężną siłą. Zrobiło
jej się biało przed oczami. Uderzyła plecami o ścianę, a nóż wypadł jej z ręki
i potoczył po posadzce.
– Uhuhu, ale zabaweczka – Ujrzała dziewczyną niewiele
starszą od siebie, która schyliła się i podniosła ostrze. Uśmiechnęła się, jej
szmaragdowe oczy zabłysły. – Ale nie za niebezpieczna dla ciebie?
Mari splunęła na bok
i podniosła się. Nie wyglądała jej na agentkę ani ochroniarza, choć przy pasku
spodenek miała przypiętą katanę. Kto to był?
Kyoya, który zdążył
się już pozbierać, był podobnie zdezorientowany. Nowo przybyła obrzuciła go
krótkim spojrzeniem, po czym nad jej dłonią pojawiło się czerwone światło. Jego
rana w błyskawicznym tempie się zasklepiła.
– Lepiej wiej, narwańcu – rzuciła.
– Kim ty jesteś? –
spytał, bo to słowa zabrzmiały podejrzanie znajomo.
– Jennifer – przedstawiła się, ogarniając długie włosy. – A
ty moja droga – przeniosła swoją uwagę na Odakę. – lepiej mi powiedz, gdzie
jest Eris.
– Kto?
– Eris, Ciemność, Suka z piekła, zwał jak zwał – Machnęła ręką.
– Ty lepiej zejdź mi z drogi – Mari w końcu odzyskała
równowagę. Po jej palcach zaczęły wić się nitki mrocznej mocy. – Chyba, że
chcesz zginąć.
Jennifer jedynie
uśmiechnęła się milutko i wysunęła katanę z pochwy. Ostrze błysnęło, by po sekundzie
znaleźć się koło uda Odaki. Dziewczyna zdołała zmienić lekko tor ostrza, więc
nie trafiła w tętnicę tylko nieco niżej. Czerwona strużka zaczęła wyciekać z
rany.
– Polemizowałbym, kto tu zginie – westchnęła Jenn, unosząc
broń. – Koniec gierek, gadaj.
No, to chyba mój najdłuższy rozdział XD Jak mówiłam, akcja ruszyła z kopyta, więc no. Dużo skakanie, ale ja jestem zadowolona, no i dawny ship na sekundę powrócił XD Następny będzie...za jakieś 2 tygodnie, gdyż wyjeżdżam. Nib biorę lapka, ale jadę z przyjaciółką, więc no głupio mi będzie pisać, jak z nią będzie. Zresztą się zobaczy
Odmeldowuje się!
,,– Ej, spadaj stąd! – warknął w jej stronę Kyoya. – Przeszkadzasz mi!"
OdpowiedzUsuńYoyo bądź milszy dla swojej dziewczyny.
Jack: Ty go z każą parujesz. Niedługo będzie Tategami x Hydrant.
,,– A ja? Sama z Eris?! Zresztą spałaś!"
Lilka: Tak ją Blaise wymęczył...
,,Usłyszała odgłos odbezpieczania pistoletu i gdy podniosła oczy, ujrzała zionącą ciemnością lufę wycelowaną prosto w czoło. "
O ty Szujo. Yoyo ci wpierniczy.
Lilka: Shiro.
Dobra tam.
Jack: Gorsze dni.
No takie plot twisty, żeś zrobiła aż mi się World Trade Center przypomniał.
Raisa tak cię "nienawidzę", że już o tobie zapomniałam, gdyby mi Angel nie przypomniała XDD
*2 min później Mari vs Yoyo *
Coooo? No tak to być nie będzie*rzucam w Lilkę pokeballem* Pikachu wybieram cię!
Lilka:*nawet nie drgnęła, ale ma minę, jakby chciała mnie poćwiartować*
Bosz Jenny jakie wejście smoka. Ile plot twistów. Emocjonujący był ten rozdział.
Fajno. Boziu. Chciałabym już wiedzieć co dalej, ale wychodzi na to, że będzie trzeba czekać. No nic.
Czekam na next buźko XO
Kyoya: Pha, jeszcze czego
UsuńJenn: Nikt nie ma takiego bezguścia, by go chcieć
Kyoya: Ciebie jakoś wzię... *urywa, kiedy Blaise uderza pięścią koło jego łba, przebijając ścianę*
Blaise: Słucham? *szczerzy zęby*
Jenn: *niby powinna go uspokoić, ale woli wciskać sobie popcorn do buzi*
Izu: O ile się zakładamy że będzie remont jeszcze kolejnych ścian?
Yuka? 200 monów?
Izu: Stoi
Dlaczego WTC XDD CO XDDD
Shiro: *rozkłada ręce*
Kyoya: Ta lecę po kulkę między oczy
"Lilka: Tak ją Blaise wymęczył..."
Jenn: *całkowicie poważna mina* Noo, w końcu to długodystansowiec i lubi się droczyć *kiwa głową i cicho parska* Nie no, ale to prawda
Blaise: *dumny*
Patrick: *wywiesza oczy* Znów zaczynacie, gołąbeczki?
Jenn: Ja tam wiem, co do Alice gadasz. Ściany mają uszy
Patrick: Więcej u cb nie śpię
Jenn: XDDD
Raisa: Och nie, co ja teraz pocznę *wraca do laptopa*
No ten budynek tak jakoś z WBBA mi się skojarzył xd
Usuń,,Blaise: Słucham? *szczerzy zęby*"
*wciskam mu pieroga do buzi nie koniecznie po to żeby się udławił, ale chociażby po to żeby opanował*
,,Kyoya: Ta lecę po kulkę między oczy."
Jeju noooo U.U Rozleniwiłeś się w tym WBBA kiedy ci nie pozwalali wyjść, ale racja żyć też musisz*dysonans mózgu* Jenny ich pozałatwia zawodowo.
Jack: Bosz jaka ty żądna krwi...,chyba okres się zbliża co?
Ja:*gonie go z ceglastą książką*
Jack:*spiernicza* Opanuj się bo na za dużo ostatnio sobie pozwalasz!
Lilka:*mamrocze* Nagle mu życie miłe, ale po tornadach to już skakać można na złamanie karku.
,,Jenn: Ja tam wiem, co do Alice gadasz. Ściany mają uszy
Patrick: Więcej u cb nie śpię."
Ja&Jack:*dołączamy się do śmiechu*
Lilka: Weźcie się...cokolwiek.
XDDD okej, niech będzie
UsuńBlaise: *przełknął i puścił Kyoyą, bo mu Autorka głowę oczami paliła*
Jenn: Tak to się bijesz o damę serca? Pfy
Blaise: Sama powtarzasz, zaufanie to podstawa
Jenn: Ale to ty jesteś hoe nie ja >.> Taa, chcę Eris, chuja z Tategamim *rozkłada ręce*
Kyoya: Tornado a dosłowna śmierć to istotna różnica. Zresztą czemu mam się poświęcać dla jakiejś irytującej dziewczynki, która się pcha tam gdzie jej nie chcą?
Izu: Byś nie został samotnym kapciem z psem i piwskiem w dłoni co wieczór
"Lilka: Weźcie się...cokolwiek."
Jenn: No co Liliii? Sama pewnie o niejednym z tym szczurem gadałaś *szczerzy, obejmując ją ramionami*
Izu: Tylko wspieramy ship, więc musimy mieć wszelkie informacja
Lilka: Ufaj, ale kontroluj tak.
UsuńJack: Ach te matczyne mądrości XD
,,Kyoya: Tornado a dosłowna śmierć to istotna różnica. Zresztą czemu mam się poświęcać dla jakiejś irytującej dziewczynki, która się pcha tam gdzie jej nie chcą?"
...*to wychodzi na to, że też dałby mi zginąć. Super* Osłabiasz mnie. Wszyscy mnie dziś osłabiacie.
Jack: Te dni. Tak bywa XD
Ale ci na stukam zraz.
,,Izu: Byś nie został samotnym kapciem z psem i piwskiem w dłoni co wieczór."
No jakbym widziała moje wyobrażenie.
,,Jenn: No co Liliii? Sama pewnie o niejednym z tym szczurem gadałaś *szczerzy, obejmując ją ramionami*"
Lilka: Ale co? I o czym miałbym gadać ze Speedym jak my się raz na dwa lata widzimy.
Speedy. Bardzo śmieszne.
Lilka: Ja na Kruka i Jacka narzekam bo, a to raz jakiś rozwód robią między sobą, a to znów bff.
Jak nie dostanę swojego pendka na jutro to śmierć ci U^U
Jack: Rano będziesz go miała, mówię ci.
Blaise: Tak, tak, "wcale nie jestem zazdrosna, ale chcę wiedzieć z kim się spotykasz, jak wyglądają i ile się znacie" *wywraca oczami*
UsuńKyoya; *dalej wkurwiony*
Jenn: Spokojnie, powie mi gdzie Eris i może się bawić w berka dalej. Nawet dam jej lepszy nóż
Kyoya: Nie miałaś mi pomóc?
Jenn: XDDD ty się słyszysz? *do Lilki* mi chodziło o tą alternatywną cb, ona to musiała mieć tematów *ruszyła znacząco brwią*
Właśnie masz tego pedka? Mi się powoli uspokaja macica, więc popołudniu coś będę pisać XDD
Lilka:*wcale nie zachichotała w c a l e* To dlatego, że jej zależy.
UsuńJenny x Yoyo znów razem <3
,, mi chodziło o tą alternatywną cb, ona to musiała mieć tematów *ruszyła znacząco brwią*"
Speedy:*odchrząknął*
Lilka: Ani mi się waż.
Widziałaś snapa o której dla niego jest rano. 13:03 XDD Z resztą ja nie jestem lepsza. Resztę ci na hg opiszę.
Blaise: Tyle, że Jenn tak nie robi, na szczęście
UsuńJenn: Bo faktycznie nie mam lepszych zajęć i nie, żadne razem. NOPE
Kyoya: Też się cieszę
Jenn: Nienawidzę cię Angel
Nie dam zabić bisha
Jenn: Izu mogłaś dać!
A Izu się bawi z Osamu XDDD
Jenn: Ohohoh, czyli coś byłooo~
bardzo dobre rano, gdzie ma się chłop śpieszyć XD
Lilka: Nie, a w twoim gabinecie to Jack rozłożył się na łóżku i składał propozycje masażu, tak?
UsuńJack:*udaje odruch wymiotny*
Ej zdałam sobie sprawę, że Osari może tu zginąć...
,,bardzo dobre rano, gdzie ma się chłop śpieszyć XD"
Jack: Widzisz? Ona rozumie.
Idź bo ci nastukam.
Jack: :)
Woooon >.<
Blaise: Kto wie, może chłop jednak serio jest gejem? *szczerzy zęby*
UsuńJenn: to nawet nie była jakaś kontrola, c'mon
Dobrze mamo, szybko pojęłaś XDDD No już już, bo shota z nim i Alice nie napiszę, jak będzie pobity i nie do użycia
Tak Blaise i dlatego sama nie pamiętam imion wszystkich jego koleżanek XD
UsuńJack: Gardzę gejami.
Lilka: A ja gardzę tobą w takim przypadku.
No nie żartuj...ale jak już muszą to przynajmniej tak razem czy coś...ej nie no. Osari forever <3
Pobitym też się może zaopiekować*idę w jego stronę i nie wie czy stać spokojnie czy spierniczać do schronu*Spokojnie, przychodzę w pokoju*poprawiam mu fryz, otrzepuje ubrania z kurzu, trawy, fafrocli i takich innych*Musisz dobrze wyglądać jak masz się spotkać z Alice, a nie jak fleja.
Jack: Dobra matka ja zawsze dobrze wyglądam ;D
Lilka: Ta David Michała Anioła.
Jack: No żebyś wiedziała. Tylko patrz na ten profil i skupioną minę*obrócił głowę, ale minę dal jaj zrobił jak u srającego kota*
Lilka: Hyhyhym jak dwie krople wody :)
Blaise: To się chyba nazywa ukryty homoseksualizm, czy jakoś tak
UsuńJenn: XDDD tą drogą logiki to ty też możesz nim być
Blaise: Nie ma bata, pfy
Jenn: No, no, Lucyfer jeden wie, co tam mogłeś z Damonem wyczyniać na zapleczu
Blaise: Z tym kososeksualistą? Oj, słoneczko ci dziś porządnie dało po mózgu
Haru: *zakrztusiła się kawą, słysząc tą nazwę*
Damon: Kurwa tylko cię zabić
Matka, ile razy ja już ci mówiłam, że tu będzie gorzki end XDD
JEnn: *patrzy na Jacka i kiwa głową* Ta, identyczni, nie do odróżenienia. Nic tylko cię utopić w marmurze, potem podstawić i zgarnąć prawdziwą do opylenia :)